Emerytury: koniec marzeń o Hawajach

Alicja Wysocka

publikacja 16.09.2008 20:31

Z tymi reformami nie może sobie dać rady żaden rząd po 1989 r. Pierwsza dotyczy służby zdrowia. Druga – emerytur. Czy zaniechanie działania nie jest skutkiem strachu przed niezadowoleniem społeczeństwa, które doznałoby szoku po wejściu reform? Sprawdzian nastąpi już po 1 stycznia 2009 r. idziemy, 14 września 2008

Emerytury: koniec marzeń o Hawajach



Pierwszym, który nie tylko mówił o zmianie systemu emerytalnego, ale też ją rozpoczął, była rząd premiera Jerzego Buzka (1997 – 2001). Jego ministrowie wprowadzili od 1 stycznia 1999 r. tzw. drugi filar, czyli otwarte fundusze emerytalne (OFE). Pomysł był prosty. Dotychczasowy – funkcjonujący przez cały okres PRL i następne dziesięciolecie – system umowy międzypokoleniowej, w którym emerytury finansowane są ze składek osób aktualnie pracujących, został poszerzony o kapitał, zgromadzony przez przyszłych emerytów w ciągu lat ich pracy. Składki, które każdy zatrudniony płaci na ubezpieczenia społeczne, dzielone miały być na część podstawową ZUS-owską (I filar) i kapitałową (II filar). Obydwie były obowiązkowe dla osób urodzonych po 1 stycznia 1969 r. Starsi, a więc urodzeni w latach 1949–1968 mieli dwie drogi wyboru. Mogli całą składkę emerytalną (19,52 proc.) przeznaczyć na I filar (zreformowany ZUS) lub też podzielić ją pomiędzy filar I (12,22 proc.) i filar II, czyli wybrany fundusz emerytalny OFE (7,3 proc.).

Wybór był ostateczny i należało go dokonać przed końcem 1999 r. Reforma nie objęła osób urodzonych przed 1 stycznia 1949 r. Oni byli „skazani” na ZUS. Ich emerytura jest wypłacana przez ZUS na niezmienionych zasadach. Wszystkie natomiast grupy wiekowe mogą bez ograniczeń uczestniczyć w III filarze emerytalnym, który jest dobrowolny. Ale III filar mało kogo obchodził. Po co indywidualne oszczędności i wyrzeczenia? – mówiono – przecież pracuje dla nas nowy system. Teraz się okazuje, że nic nie jest takie proste.



Dwie strony medalu


Twórcom reformy od początku zależało na tym, aby jak najwięcej osób z przedziału wieku 1949–1968 wybrało II filar, ponieważ dla państwa oznaczało to mniejsze obciążenie budżetu w przyszłości, a dla obywateli gwarancję otrzymywania wyższych emerytur. System miał być bardziej sprawiedliwy, ponieważ wreszcie zaplanowano związek między wnoszonymi przez lata pracy składkami a przyszłą emeryturą. Tego nie było w PRL, gdzie państwo decydowało o wysokości świadczeń, właściwie bez względu na sumy odprowadzane z pensji do ZUS. Argumentowano też, że nowy system zachęca do podnoszenia pensji i podejmowania pracy, co miało być remedium na wysokie wówczas bezrobocie.

Festiwal obietnic rozpoczęło też 15 Otwartych Funduszy Emerytalnych, które do dziś konkurują między sobą, walcząc o klienta. W reklamach prześcigano się w promocjach, kalkulacjach i zyskach, które za 15–20 lat miały czekać przyszłych polskich emerytów. Niekończące się wakacje na Hawajach, a nawet domek na Lazurowym Wybrzeżu – to reklamowe symbole reformy emerytalnej i OFE z początku XXI wieku. Niewielu polityków, publicystów, a nawet ekonomistów przypominało, że powodzenie inwestycji dokonywanych przez OFE zależy od koniunktury gospodarczej w Polsce i na świecie. Potem już zupełnie o tym zapomniano, bo przyszła taka hossa na giełdzie, że fundusze emerytalne po prostu pęczniały z roku na rok.





Tymczasem żelazne prawo kapitalizmu mówi, że po hossie zawsze nadchodzi bessa. I ona właśnie zaskoczyła nas pod koniec ubiegłego roku. Gospodarka światowa pogrążyła się w kryzysie, ceny poszybowały w górę, a akcje zanurkowały w dół. – Wiadomości o wysokości kapitału, przesyłane mi przez fundusz emerytalny nie są już takie radosne, i mam wrażenie, że nie są nawet dostarczane tak często jak dawniej – mówi 46-letnia pracownica jednego z ministerstw. I ma rację. Z danych przedstawionych przez OFE wynika, że tylko w styczniu z powodu spadków na warszawskiej giełdzie aktywa, którymi zarządzają OFE, stopniały o 5,5 mld zł – do 134,6 mld zł. Oznacza to, że zaniepokojonych jest aż 13 mln przyszłych emerytów, którzy znaleźli się w II filarze. Najbardziej natomiast denerwują się ci, którzy już w styczniu 2009 r. dostaną świadczenia z II filara, ponieważ fundusze praktycznie nie mają już czasu na odrobienie giełdowych strat. Chodzi głównie o kobiety urodzone w 1949 r., które – z racji niższego od mężczyzn wieku emerytalnego – będą pierwszym pokoleniem przechodzącym na emeryturę po reformie z 1999 r. Może się okazać, że panie, które wówczas wybrały tylko ZUS, będą miały – z takim samym stażem pracy, przy identycznych zarobkach i odprowadzanych składkach – wyższe emerytury niż panie z systemu OFE.

Co z tym fantem zrobić? – tego nie wie jeszcze nikt. Ale już słychać opinie kobiet, które mogą być poszkodowane, że będą dochodzić swoich praw najpierw u rzecznika praw obywatelskich, a potem w Trybunale Konstytucyjnym. Sam rząd ma twardy orzech do zgryzienia: czy i z czego należy takie nierówności redukować. Odpowiedź wcale nie jest oczywista, bo przecież w sytuacji odwrotnej, to znaczy, gdyby fundusze wciąż zarabiały krocie, nikt nie troszczyłby się o kobiety z niższą, ZUS-owską emeryturą. – Same skazały się na ten los – mówiliby z satysfakcją orędownicy OFE. Który system jest więc lepszy? Na to też nie ma odpowiedzi, ponieważ i jeden, i drugi ma swoje dobre i złe strony.

– Model nazywany repartycyjnym polega na tym, że osoby czynne zawodowo opłacają składki, z których finansuje się bieżące emerytury. Tak właśnie było w PRL – tłumaczy ekonomistka Iwona Wesołowska. – Podstawową wadą tego rozwiązania jest jego zależność od sytuacji demograficznej i bezrobocia. Jeśli w społeczeństwie jest mniej osób pracujących niż emerytów i bezrobotnych, to muszą one płacić coraz wyższe składki na ubezpieczenia społeczne, żeby pokryć potrzeby niepracujących grup społecznych. Poza tym taki system jest podatny na naciski polityczne. Przecież wiele razy obserwowaliśmy, jak obietnice podwyżek emerytur napędzają różnym partiom głosy wyborców. Ale model ten ma też dużą zaletę: nie poddaje się zbyt mocno kryzysom na rynkach wyjaśnia dalej Iwona Wesołowska.

W OFE każdy pracownik ma własne konto emerytalne w powołanym do tego funduszu. Z tego konta będzie, po przejściu na emeryturę, wypłacał świadczenia. Wadą tego rozwiązania jest zagrożenie wysoką inflacją i kryzysami gospodarczymi. Zaletą – odporność na zjawisko starzenia się społeczeństwa i bezrobocie.

Skoro żaden z systemów nie jest idealny, najlepiej korzystać z obydwu. Tak właśnie postąpili twórcy polskiej reformy i w ten sposób zmniejszyli ryzyko wyboru jednej opcji.






Kolos na glinianych nogach?


Tym, co najbardziej interesuje przyszłych emerytów, jest oczywiście wysokość ich przyszłych świadczeń. Skoro mamy już za sobą euforię związaną z wypłatami z II filara, warto przyjrzeć się wysokości prognozowanych obecnie emerytur. W Internecie dostępne są kalkulatory, które umożliwiają każdemu pracującemu obliczenie – w przybliżeniu – własnej emerytury. Najlepiej skorzystać ze stron portali finansowych, a także stron OFE i Komisji Nadzoru Finansowego, której obowiązkiem jest dbanie o bezpieczeństwo naszych emerytur.

Eksperci KNF podkreślają, że nawet w sytuacji bessy na giełdach, Otwarte Fundusze Emerytalne, czyli nasz II filar, nie są zagrożone bankructwem. Fundusz nie może upaść, ponieważ wynika to z samej ustawy o OFE. Towarzystwo emerytalne, które zarządza funduszem, może zostać zlikwidowane, ale nie ma to bezpośredniego wpływu na stan kapitałów zgromadzonych w funduszu, ponieważ pieniądze przechodzą pod zarząd innego towarzystwa. Pilnuje tego właśnie Komisja Nadzoru Finansowego, która ma wgląd we wszystkie operacje 15 funduszy emerytalnych.

Od początku roku KNF zachęca jednak bardzo mocno do oszczędzania w III filarze. „Choć III filar jest dobrowolny, powinni o nim pomyśleć praktycznie wszyscy, którzy po przejściu na emeryturę chcą zachować dotychczasowy poziom życia. Warto bowiem pamiętać, że emerytura wypłacana z I i II filara będzie wyraźnie mniejsza niż wcześniejsze zarobki” – przekonują nas w specjalnych prospektach eksperci KNF.

Na jaką więc emeryturę możemy liczyć? Zdaniem Katarzyny Siwek z Expandera (grupa doradców finansowych) kobieta osiągająca dziś dochody na poziomie przeciętnego wynagrodzenia (3000 zł brutto miesięcznie), która kończy 60 lat i przechodzi na emeryturę, otrzyma świadczenie w wysokości tylko ok. 1270 zł. Z kolei mężczyzna osiągający taki sam dochód, który kończy 65 lat, otrzyma świadczenie w kwocie ok. 1930 zł. Różnice są naprawdę duże.

W przypadku kobiet warto więc zastanowić się, czy przejście na emeryturę w wieku 60 lat jest opłacalne. Wszystko zresztą wskazuje na to, że w przyszłości wiek emerytalny dla obydwu płci zostanie zrównany, właśnie po to, by bardziej wyrównać wysokości świadczeń. Poza tym z danych GUS wynika, że w Polsce pracuje zaledwie 28 proc. osób w wieku od 55 do 64 lat i jest to jeden z najniższych wskaźników w UE. Są też plany, aby panowie dopłacali do emerytur kobiet, dlatego że więcej zarabiają, później przechodzą na emeryturę i do tego krócej żyją. Zatem większe oszczędności zgromadzone w II filarze przez mężczyzn byłoby dzielone na mniej miesięcy pobierania emerytury. To, co zostanie można by przekazać kobietom, które żyją dłużej.

Więcej pieniędzy na emeryturze może zapewnić nam tylko III filar, który w dzisiejszych czasach praktycznie staje się obowiązkowy. Pamiętajmy też, że na całym świecie, zwłaszcza w bogatych krajach, większość pracowników wykupuje dodatkowe ubezpieczenia emerytalne, jeśli oczywiście chcą zachować dotychczasowy poziom życia. W Polsce najkorzystniejsze jest założenie Indywidualnego Konta Emerytalnego (IKE), ze względu na to, że nie jest ono obciążone podatkiem od zysków kapitałowych – tzw. podatkiem Belki. Istnieje co prawda limit rocznych wpłat na to konto, ale nawet z zachowaniem go można uzbierać niezłą sumkę. Warunkiem jest jednak wczesne rozpoczęcie oszczędzania. Wpłacona suma rośnie wraz z wiekiem osoby zakładającej IKE. Młoda osoba, która przez 40 lat odkłada po 100 zł miesięcznie, może uzbierać do emerytury nawet 850 tys. zł. – informują eksperci portalu Money.pl. Jednocześnie ostrzegają, że uzbieranie tej kwoty nie oznacza, że będziemy bogaci na emeryturze – znaczy tylko, że nie zbiedniejemy. Będziemy mogli w wieku 70 lat żyć na takim samym poziomie, jak w wieku 60 lat. Na taki "luksus" większość emerytów nie będzie mogła liczyć. Dostaną emerytury w wysokości 40–60 procent ostatniej pensji. Innymi słowy, wraz z zakończeniem kariery zawodowej, trzeba obciąć wydatki o około połowę – informuje Money.pl





Nie wierzcie politykom


Wprowadzona przez rząd AWS reforma emerytalna nie rozstrzygała wszystkich kwestii. Wprowadzano ją po kawałku: te rozwiązania, które nie były konieczne w danej chwili, odkładano na później w imię zasady „niech się martwi o to następny rząd. My nie będziemy sobie psuć rankingów popularności”. I tak aż do tego roku pozostała nierozstrzygnięta kwestia, kto będzie wypłacał emerytury z II filara, ile będzie sposobów wypłat środków z OFE oraz czy i przez kogo będą one dziedziczone.

Rząd Donalda Tuska na początku roku zdecydował, że wypłatę z OFE będzie realizował… ZUS. Podobno ta instytucja jest już w stanie poradzić sobie z takim obowiązkiem, no i gwarantuje niskie prowizje od wypłat. Dużo więcej emocji wzbudza natomiast sprawa korzystania ze środków zgromadzonych w Otwartych Funduszach Emerytalnych. Nic nie pozostało z wyborczych zapowiedzi Platformy Obywatelskiej, która obiecywała – zgodnie ze swoimi liberalnymi poglądami – dużą swobodę w dysponowaniu kapitałem z OFE.
Pod koniec sierpnia Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy, zgodnie z którym osoba przechodząca na emeryturę nie będzie mogła wybierać, czy fundusze zgromadzone w OFE wypłaci jednorazowo, czy na przykład będzie pobierała je w postaci comiesięcznej emerytury małżeńskiej. Przechodzący na emeryturę dostanie tylko indywidualną emeryturę dożywotnią. Po śmierci niewykorzystany kapitał nie będzie dziedziczony. – To koniec moich marzeń o podróży życia, którą w cywilizowanym świecie podejmuje większość emerytów. Miałam nadzieję, że pojadę na nią za kapitał wypłacony jednorazowo z II filara. I jak tu można wierzyć politykom – wzdycha Maria, od 25 lat pracownica jednej z warszawskich uczelni. Pieniądze z drugiego filara będzie otrzymywała systematycznie, co miesiąc. Oznacza to, że PO, na którą głosowała, nie odeszła od projektu PiS, który przedtem tak krytykowała.

Okazuje się, że realia ekonomiczne są jednakowe dla wszystkich. Nie da się ich zmieniać zgodnie z partyjnym kolorem. Przyszłych emerytów bulwersuje brak możliwości dziedziczenia kapitału OFE. Rodzina otrzyma całość pieniędzy tylko wtedy, gdy właściciel kapitału umrze dzień przed przejściem na emeryturę. Jeśli umrze dzień potem, spadkobiercy nie dostaną ani grosza. Niewykorzystany kapitał zostanie w systemie. Czy to sprawiedliwe? Na to pytanie odpowiedział już na naszych łamach kilka miesięcy temu współtwórca polskiej reformy emerytalnej prof. Marek Góra, wykładowca Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie: W projektach reformy systemu od początku był pomysł, by dziedziczyć emerytury jedynie do momentu wydania pieniędzy, czyli przejścia na emeryturę. Jeśli miałoby być inaczej, trzeba by po prostu zwiększyć składki. Jeżeli pieniądze, które gromadzimy w OFE, wyciekałyby poza system emerytalny i finansowały dziedziczenie, to wtedy dla emerytów na finansowe zabezpieczenie ich starości szłoby odpowiednio mniej środków. Trzeba by skądś te środki wziąć, a jedynym „skądś” są nasze kieszenie, czyli musielibyśmy do tego interesu dopłacać.

Dlatego, jeśli ktoś chce zostawić spadek swojemu wnuczkowi, lepiej żeby nie był zmuszony do robienia tego za pośrednictwem składek emerytalnych. Są bardziej efektywne narzędzia. Takim na pewno jest III filar. Bez tego nie ma również szans na zachowanie obecnego standardu życia.