Droga wzwyż. Samemu czy z przewodnikiem?

Radek Molenda

publikacja 08.10.2008 14:17

Do czego jesteśmy powołani i dokąd zmierzamy? Chcemy poznać i pogłębić nasze wnętrze, ale nie wiemy jak. Pragniemy świętości, a wciąż przegrywamy z grzechem. Co robić? Jak sobie z tym poradzić? Idziemy, 5 października 2008

Droga wzwyż. Samemu czy z przewodnikiem?



Mija właśnie rok, kiedy archidiecezjalne seminarium duchowne stworzyło świeckim możliwość kierownictwa duchowego przez konfesjonał. Tym samym kościół seminaryjny przy Krakowskim Przedmieściu zaistniał jako kolejne miejsce, gdzie możemy szukać systematycznej, zgodnej z nauką Kościoła, duchowej pomocy. Jednak zdecydowana większość z nas nie kwapi się, by z niej skorzystać. Nie widzimy takiej potrzeby. Jednocześnie wołanie o pomoc duchową nigdy nie było równie wielkie i pilne jak dzisiaj – zarówno ze strony młodych, jak i starszych. Szukamy przewodnika, drugiej osoby, przed którą możemy się w poczuciu bezpieczeństwa otworzyć, czegoś dowiedzieć o sobie samych. Świadczy o tym stale rosnąca popularność psychoterapeutów czy modna ostatnio na Zachodzie „konsultacja filozoficzna”. Co powinniśmy wiedzieć o kierownictwie duchowym? Co robić, by nasza droga z Bogiem nie była drogą po omacku?



Nie tylko dla wybranych


Wbrew pozorom, kierownictwo duchowe nie jest w Kościele niczym nowym. Odnajdziemy je już u Apostołów i w pierwszych gminach chrześcijańskich. Od XVI wieku, za sprawą jezuitów, zaczęto je proponować nie tylko „wybrańcom” w klasztorach, ale także księżom diecezjalnym i katolikom świeckim. Obecnie jest ono, jako ojcostwo duchowe, obowiązkową praktyką w seminariach i zakonach. Jego celem jest – jak pisze Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej „Vita consecrata” – „rozbudzać w powołanych osobistą miłość do Chrystusa, bez której nie mogą zostać jego uczniami i apostołami Jego Królestwa” (VC 64). Czy potrzebne jest ono dziś także świeckim? Tak, i to na równi z duchownymi, ponieważ – jak uczy Vaticanum II – to „rozbudzenie”, powołanie do świętości dotyczy każdego z nas. Widzą to niemal wszystkie związane z Kościołem ruchy, wspólnoty i duszpasterstwa, w których kładzie się nacisk na indywidualny rozwój duchowy przez korzystanie ze stałego spowiednika i kierownictwa duchowego. Tak jest np. w Ruchu Światło-Życie i w Odnowie w Duchu Świętym, a w takich ruchach jak w Ruch Rodzin Nazaretańskich, Opus Dei czy Wspólnota Chemin Neuf praktyka kierownictwa duchowego jest jednym z warunków uczestnictwa. Potrzebę indywidualnego, duchowego prowadzenia potwierdza także bardzo duże zainteresowanie rekolekcjami wg św. Ignacego z Loyoli, zakładające spotkania z kierownikiem duchowym.

Czym jest kierownictwo duchowe? To, mówiąc najprościej, pomoc kapłana, ale czasem i osoby świeckiej, udzielana komuś, kto chce pogłębić swoje życie w wymiarze duchowym. – Często mamy wątpliwości i pytania dotyczące działania Boga w swojej duszy, ale także podejmowania wyborów życiowych. Potrzebujemy rozeznania duchowego, aby móc to działanie odróżnić od własnych, nieuporządkowanych potrzeb i pragnień – mówi znany kierownik duchowy o. Józef Augustyn SJ. – Pracuję ze studentami. Często pytają siebie: „studia i co dalej?” lub „czy mam powołanie do małżeństwa?”. Mają dylematy związane z życiem uczuciowym, wyjazdem do pracy za granicę, sprawami zawodowymi, materialnymi itd. Jednocześnie są ograniczeni, subiektywni w widzeniu siebie. Nie daję im gotowych rozwiązań, ale pomagam zobaczyć znaki na „drodze” – dodaje zajmujący się od wielu lat kierownictwem duchowym osób świeckich ks. Roman Trzciński.





Ksiądz Francisco F. Carvajal z Opus Dei porównuje kierownictwo duchowe do wieży kontrolnej lotniska. – Piloci nie gardzą informacjami z niej napływającymi, niezależnie od swego własnego doświadczenia, godzin lotu, stanu ducha i znajomości drogi. Ponadto ci z wieży znają dobrze stan pasów startowych, kierunek wiatru itd. Żaden pilot słuchający radiowych informacji z wieży nie czuje się zraniony w swojej ambicji i wolności, wprost przeciwnie – mówi ks. Carvajal.

Brak kierownictwa duchowego może nam wyrządzić wiele szkód. Święta Teresa z Avila w swojej autobiografii pisze: „Nie miałam innego nauczyciela poza lekturą, który by mnie rozumiał, choć go szukałam przez całe dwadzieścia lat […], tak iż po wiele razy cofałam się wstecz i o mało, że całkiem nie zginęłam”.



Odkryj swoje wnętrze


Samo słowo „kierownik” może pozornie odstraszać, kojarzyć się z koniecznością wykonywania czyichś poleceń. Na szczęście ci, którzy narzucają prowadzonemu określone postawy czy zachowania i żądają posłuszeństwa, trafiają się niezmiernie rzadko. Aby nie odstraszać wiernych kierownictwo duchowe nazywa się także często towarzyszeniem, spotkaniem z bardziej doświadczonym „towarzyszem drogi duchowej”. I w rzeczywistości kierownik jest towarzyszem – przyjacielem i świadkiem naszego rozwoju, „trzecim” w dialogu, jaki toczy się pomiędzy Bogiem a człowiekiem przezeń prowadzonym.

Warto od razu także odróżnić kierownictwo duchowe od spowiedzi, która – wobec małej skali naszego korzystania z posługi kierowników duchowych – często, choć niekoniecznie, zawiera element kierownictwa. Spowiednik wysłuchawszy naszych grzechów nawiązuje z nami minidialog, daje jakąś radę. Jednak celem spowiedzi nie jest dawanie rad, ale rozgrzeszenie i pojednanie z Bogiem. Natomiast celem kierownictwa duchowego jest pomóc odkryć i rozwijać naszą relację z Bogiem, nasze „życie wewnętrzne”.
Trzecią, podstawową sprawą w podejściu do kierownictwa duchowego jest odróżnienie go od porady psychologiczno-duchowej. – Dialog w kierownictwie dotyczy – zauważa o. Augustyn – nie tyle tego, co myślimy, ale raczej tego, co czujemy, ku czemu ciążymy: naszych uczuć, pragnień i skłonności. Jednak w kierownictwie – pisze o. Raimondo Frattallone SDB w książce „Kierownictwo duchowe dziś” – rozeznaje się te poruszenia dla odkrycia woli Bożej w życiu osoby prowadzonej. Natomiast konsultacja psychologiczno-duchowa na pierwszym planie ustawia nie człowieka, ale jego problem, który trzeba rozwiązać.

Kierownictwo duchowe nie stoi w opozycji do osiągnięć psychologii czy medycyny. Kierownik duchowy korzysta z nich, ale nie zastępuje lekarzy i psychologów. W sytuacji stwierdzenia u osoby kierowanej np. problemów natury psychicznej – odsyła ją do specjalisty.





Przewodnictwo duchowe jest w praktyce różnie przeżywane. – Jeśli do księdza przychodzi ktoś, by porozmawiać z nim o swoim życiu wewnętrznym, w pewnym stopniu jest to już kierownictwo duchowe, choć nie zostaje ono nazwane – mówi inny doświadczony i lubiany duszpasterz ks. Kazimierz Seta. To – jak pisze o. Frattallone – kierownictwo duchowe w szerokim znaczeniu, które bywa udziałem każdego z nas, jednak bliższe jest właśnie konsultacji psychologiczno-duchowej. Z kierownictwem jest jednak jak z treningiem – nie wystarczy jeden, by nabrać kondycji. Potrzebujemy stałego trenera – kierownika w ścisłym sensie. Nie trzeba od razu straszyć kandydata na „sportowca” morderczym „treningiem”, ale zacząć od małych kroków.

Większość doświadczonych kierowników duchowych zwraca uwagę na użyteczność rekolekcji ignacjańskich oraz stałej spowiedzi jako „wstępu” do kierownictwa. – Relacja, jaka zawiązuje się między spowiednikiem a penitentem, może wyjść poza granice wyznawanych przez tę osobę grzechów i dotyczyć spraw związanych z jej dylematami, wątpliwościami, decyzjami, przed którymi stoi. Ta praktyka może przerodzić się w kierownictwo duchowe. Często jest też tak, że człowiek przeżywa jakieś doświadczenie duchowe, pojechał np. na Kurs Filip, wszedł do jakiejś wspólnoty, doświadczył przebudzenia wiary i sam odkrywa potrzebę kierownictwa duchowego. Dlatego tak ważną rolę odgrywa ewangelizacja – tłumaczy ks. Trzciński.



Jaki mistrz, taki uczeń


Każdy ma swoją indywidualną drogę z Panem Bogiem, więc i kierownictwo duchowe –mówimy zarówno o kierowanych, jak i kierownikach – wymyka się stereotypom. Pewne jest, że od jednych wymaga zaufania, otwartości i wytrwałości w byciu prowadzonym, a od drugich – mądrości, dyskrecji i wyrobienia duchowego. – Inaczej – mówi ks. Jakub Szcześniak, rekolekcjonista i kierownik duchowy z podwarszawskich Lasek – kierownik jest zagrożeniem dla siebie i dla innych. Jednak na tym większość pewników się kończy. Skala naszego zainteresowania kierownictwem duchowym jest niewielka, a księża – chociaż Kościół zdecydowanie zachęca ich do podejmowania się tej posługi – wcale się do niej nie rwą.
Święty Jan od Krzyża stwierdza: „Dusza pragnąca postępować w skupieniu i doskonałości, musi bardzo uważać, w czyje ręce się oddaje. Jaki bowiem jest mistrz, taki będzie i uczeń” („Żywy płomień miłości”). Nie bez znaczenia jest więc, kogo na kierownika duchowego wybierzemy. – Tymczasem – tłumaczy rektor warszawskiego archidiecezjalnego seminarium ks. prof. Krzysztof Pawlina – aby być dobrym kierownikiem duchowym, nie wystarczy skończyć seminarium. Potrzebne jest doświadczenie życia kapłańskiego i konfesjonału, a dzisiaj, przy zmieniającej się cywilizacji i skomplikowanych osobowościach ludzkich, także znajomości psychologii.

Przede wszystkim kierownik duchowy powinien sam prowadzić głębokie życie duchowe i być mistrzem modlitwy – podkreśla. Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej „Pastores dabo vobis” apeluje: „Trzeba koniecznie odkryć na nowo wielką tradycję osobistego kierownictwa duchowego, które zawsze przynosiło liczne i cenne owoce w życiu Kościoła”. Jednak wielu kapłanów unika wręcz kłopotu, jaki spadłby na ich głowy wraz z podjęciem się tej posługi. Według o. Augustyna w Polsce jest wciąż za mało przygotowanych do niej duszpasterzy, ale są: zwłaszcza jezuici, dominikanie, kapucyni, karmelici, księża diecezjalni, a także ludzie świeccy.





– Szukając kierownika duchowego, nie zaczynaj od tego, że podejdziesz do nieznanego kapłana i wystrzelisz jak z armaty: „chciałby ksiądz być moim kierownikiem duchowym?” – radzi ks. Trzciński. – Zawsze wtedy odpowiadam: „nie, nie chciałbym!” – śmieje się – Bo to nie o to chodzi, by „mieć” kierownika duchowego. My, księża, nie chcemy być twoim kierownikiem duchowym. Ale możemy! Bo, trzeba to powiedzieć, jest to ciężka, choć piękna praca duchowa. Jeśli towarzyszy się wielu osobom, trzeba się każdej z nich poświęcić, znać i pamiętać wątek życia każdego z nich, nosić ich w sercu i modlitwie. To nie takie proste. Na pewno trzeba szukać, trzeba pytać – dopowiada. Tak więc najlepiej dla obu stron jest wchodzić w praktykę kierownictwa duchowego stopniowo.

Czy kierownictwo duchowe zawsze ma sens? To relacja, w której obie strony pozostają wobec siebie wolne, więc mogą z niej zrezygnować. Jednak jeśli już jest, powinno się ją chronić. – Jedyny wyjątek to ten, gdy ktoś przychodzi do kierownika nie po kierownictwo, ale dlatego, że np. jest emocjonalnie wobec kierownika zaangażowany. Wtedy konieczna jest zmiana prowadzącego – tłumaczą zgodnie doświadczeni duszpasterze. – Nawet gdy osoba kierowana straci zainteresowanie do pracy duchowej nad sobą, przeżywa zwątpienie, rozczarowanie sobą – pozostaje rozmowa, która zawsze ma sens. Ważne jest przecież nawet samo wyartykułowanie, nazwanie swojego stanu duchowego. Wtedy ja mogę się za tę osobę konkretniej modlić. Ważne, by wiedziała, że może zawsze przyjść, wypłakać się, zrzucić coś z siebie – kończy ks. Trzciński. Człowiek nigdy nie dąży świadomie do zastoju w swoim życiu duchowym. Zawsze pragnie rozwoju, choć czasem popada w duchową oziębłość i nie robi nic, by piąć się wzwyż. To właśnie jest dramat człowieka – w sam raz materiał do pracy z kierownikiem duchowym.

***
Warto czytać:
• „Kierownictwo czy towarzyszenie duchowe” – Zeszyty Odnowy w Duchu Świętym, 8/grudzień 2002.
• „Kierownictwo duchowe” – Wydawnictwo WAM w serii: „Życie duchowe” nr 48/2006
• R. Frattallone SDB, „Kierownictwo duchowe dziś”
• J. Augustyn SJ, „Praktyka kierownictwa duchowego”
• J. Augustyn SJ, J. Kołacz SJ, „Sztuka kierownictwa duchowego”
• www.jezuici.pl/faber/kier.php – strona internetowa o. jezuitów poświęcona kierownictwu duchowemu (bardzo dobra!).

***

"Trzeba zachęcać chłopców i młodzież, aby odkryli i cenili dar kierownictwa duchowego, aby go szukali i pełni ufności domagali się go od swoich wychowawców w wierze. Kapłani zaś ze swej strony winni jako pierwsi poświęcić czas i siły temu dziełu wychowania i pomocy duchowej. W przyszłości nigdy nie będą żałować, że pominęli i odsunęli na dalszy plan wiele innych spraw, nawet pięknych i pożytecznych, aby dochować wierności tej posłudze współpracowników Ducha Świętego". - Jan Paweł II, adhortacja apostolska „Pastores dabo Vobis”




Łukasz:

Ciągle popełniałem ten sam grzech, którego się wstydziłem do tego stopnia, że spowiadałem się za każdym razem u innego księdza, potem w kolejnych kościołach, a w końcu, aby się wyspowiadać, wyjeżdżałem z Warszawy. Miałem wrażenie, że z wolna wpadam w szaleństwo, więc zebrałem się na odwagę i poszedłem do spowiedzi u o. jezuitów, o których słyszałem, że zajmują się „beznadziejnymi przypadkami”. O wszystkim opowiedziałem i poprosiłem o dłuższą rozmowę po spowiedzi. Ksiądz nie miał czasu, ale umówiliśmy się na rozmowę następnego dnia. Potem była kolejna spowiedź i rozmowa. Z czasem ów ksiądz stał się moim kierownikiem duchowym. Pomógł mi zaakceptować siebie jako grzesznika i dał odkryć, że z moim grzechem jestem kochany przez Boga. Wtedy dopiero, z Jego i jego pomocą, zacząłem się trwale wyzwalać z uzależnienia.

Paulina (Ruch Światło-Życie):

We wspólnocie, w której jestem, była konferencja o wzrastaniu w wierze przez korzystanie ze stałego spowiednika i kierownictwa duchowego. Zdałam sobie sprawę, że już od pewnego czasu wybierałam spowiedź u konkretnego księdza. W jakiś cudowny sposób to, co mi mówił, trafiało celnie w moje niewypowiedziane problemy, więc przy pierwszej okazji powiedziałam mu o tym i zapytałam, czy zgadza się być moim stałym spowiednikiem. Miałam wrażenie, że doskonale mnie rozumie, więc kiedy kilka spowiedzi później sam zapytał, czy nie myślałam o „rozmawianiu nie tylko o moich grzechach”, uznałam to za Boże prowadzenie. Kiedy zaczynamy rozmawiać, nigdy nie wiadomo, czy to się skończy spowiedzią, czy wspólną modlitwą. Mogę się szczerze, bez lęku wygadać i przez to sama odkrywam siebie. A co najważniejsze – zaczynam odkrywać to, czego pragnie ode mnie Bóg, do czego mnie powołuje.

Kasia (Wspólnota Chemin Neuf):

W mojej, opartej na duchowości ignacjańskiej wspólnocie, towarzyszenie duchowe (akompaniament) jest jednym z elementów życia jej członków. Na początku było to dla mnie dosyć trudne, ponieważ nie wybieramy sobie osoby nam towarzyszącej, jest proponowana. Z czasem jednak odkryłam, że właśnie przez ten trud posłuszeństwa, kiedy dzieliłam się swoim życiem i nie otrzymywałam nawet żadnej rady czy wskazówki, jedynie mówiąc o sobie komuś, kto słucha, najlepiej siebie poznawałam. Często też na koniec towarzyszenia modliliśmy się wspólnie i otrzymywałam przez tę osobę od Boga słowo, które starczało za wszystkie rady czy pouczenia. Poza tym dobrze wiedzieć, że ktoś nas, takich, jacy jesteśmy, nosi w swojej modlitwie.

Paweł

W Ośrodku Odnowy w Duchu Świętym w Łodzi zetknąłem się z jego założycielem o. Józefem Kozłowskim SJ. Rozpoczęły się wspólne rozmowy, które przerodziły się w kierownictwo duchowe. Trwały rok – dopóki nie przeprowadziłem się do Warszawy. To był bardzo dobry czas, który pozwolił mi rozpoznać powołanie do małżeństwa i założenia rodziny.

W stolicy miałem kilku kierowników duchowych. To była również owocna praca, ale już praca nad subtelnościami: moje życie małżeńskie nabierało smaku, uczyłem się rozwiązywać kryzysy w rodzinie, nauczyłem się także patrzeć na siebie innymi oczami. Jednak ojciec jezuita, który mnie „prowadził”, postanowił skończyć kierownictwo i poświęcić się pracy naukowej, a ja z żoną poświęciliśmy się wychowywaniu dzieci.

To smutne, że kapłani uciekają dziś od posługiwania wiernym tak ważnym darem, jak kierownictwo duchowe.

Irena

Kierownika duchowego zaczęłam szukać po rekolekcjach ignacjańskich. Znalazłam z wielkim trudem i przyniosło to dobre owoce. Przede wszystkim nauczyłam się odróżniania grzechów od moich stanów psychicznych, które grzechami nie były, a z którymi przedtem chodziłam do konfesjonału. Ale mój kierownik duchowy stwierdził, że nie ma dla mnie czasu. Dziś księża poświęcają się karierom i brakuje im odpowiedzialności za jednostki. Mówią: „Po co kierownictwo? Przecież jest spowiedź”. A gdy przychodzę do konfesjonału porozmawiać, narzekają, że za dużo mówię.