Kongregacja nie jest głupia!

Dariusz Kowalczyk SJ

publikacja 08.10.2008 14:31

W tego rodzaju sytuacjach u wielu ludzi pojawia się natychmiast stereotypowe myślenie: „Oto odważny teolog napisał coś genialnego, ale – niestety – papiescy urzędnicy się czepiają, blokując w ten sposób potrzebny rozwój nauk teologicznych”. Idziemy, 5 października 2008

Kongregacja nie jest głupia!



W ostatnim czasie media doniosły o napięciu pomiędzy ks. Wacławem Hryniewiczem a Kongregacją Nauki Wiary, która sformułowała pewne zastrzeżenia do niektórych tez stawianych przez polskiego teologa. W tego rodzaju sytuacjach u wielu ludzi pojawia się natychmiast stereotypowe myślenie: „Oto odważny teolog napisał coś genialnego, ale – niestety – papiescy urzędnicy się czepiają, blokując w ten sposób potrzebny rozwój nauk teologicznych”.

Tymczasem prawda bywa zupełnie inna. Wypowiedzi jakiegoś teologa okazują się rzeczywiście problematyczne i domagają się wyjaśnień, gdyż istnieje ryzyko, że zaowocują zamieszaniem we wspólnocie Kościoła. Ponadto tzw. urzędnicy Kongregacji okazują się nie złośliwymi, niedouczonymi inkwizytorami, ale wybitnymi teologami, którzy swoim doświadczeniem i wiedzą służą papieżowi w kierowaniu Kościołem. Obecnie prefektem Kongregacji Nauki Wiary jest William Joseph Levada, były arcybiskup San Francisco, sekretarzem jest Luis Ladaria, hiszpański jezuita, wyróżniający się wiedzą i pracowitością profesor Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie (pochwalę się, że Ladaria był promotorem mojego doktoratu). Wszystkim wypowiadającym się według schematu: „niedobra Kongregacja, która dokucza wspaniałemu teologowi...”, chciałbym wyraźnie powiedzieć: Kongregacja nie jest głupia!

W sprawie ks. Hryniewicza jednym z elementów sporu jest koncepcja prawdy. Istnieje dziś pogląd, że Bóg nieskończenie przekracza świat ludzkich pojęć, a zatem nikt nie może sobie rościć prawa do posiadania prawdy religijnej. Wszyscy jesteśmy w drodze i dopiero na końcu czasów okaże się, jaka jest prawda. Tutaj, na ziemi prawda jest raczej kwestią pokornej nadziei, a nie formuł dogmatycznych, które tylko niepotrzebnie dzielą ludzi różnych wyznań i religii. To, co dziś wydaje się sprzecznością, w eschatologicznej rzeczywistości okaże się różnymi elementami Boskiej jedności. „Prawda jest polifoniczna” – powiada prof. Hryniewicz.

Tak! Niewątpliwie wiele sporów religijnych może okazać się różnicami pozornymi. Trzeba nam też z pokorą mówić o Bożych prawdach. Nikt nie ma prawdy w kieszeni, tak jak posiada się jakąś rzecz. Z tego nie wolno jednak wyciągać wniosków, że w sprawach światopoglądowych i religijnych wszyscy mamy rację. Ekumenizm i dialog międzyreligijny nie powinny polegać na tym, że się umówimy, iż wszystkie wyznania wiary i dogmaty są w gruncie rzeczy tak samo prawdziwe i tak samo nieprawdziwe, i że wszystko się wyjaśni na końcu czasów.

Hasło: „Kochajmy się i nie zawracajmy sobie głowy nieistotnymi różnicami” jest nie tylko naiwne, ale przede wszystkim byłoby nieuczciwe wobec poprzedzających nas pokoleń i wobec samego Chrystusa, który został ukrzyżowany przez uczonych w Piśmie nie z powodu polifonicznych sformułowań, że Żydzi mają rację, Rzymianie mają rację, i On, Jezus, też ma trochę racji... Jedności nie da się zbudować na udawaniu, że to, co nas dzieli, nie istnieje albo jest zupełnie nieistotne. Jezus chciał prymatu Piotra i wszystkich kolejnych papieży albo nie chciał. I choć rolę Biskupa Rzymu można zapewne na nowo określać i precyzować, to nie da się logicznie twierdzić, że zarówno katolicy jak i ci, co odrzucają papieski prymat, mają w tej kwestii cząstkę prawdy, której pełnię osiągniemy w niebie.

W encyklice „Fides et ratio” Jan Paweł II napisał: „Uprawniona wielość stanowisk ustąpiła miejsca bezkrytycznemu pluralizmowi, opartemu na założeniu, że wszystkie opinie mają równą wartość: jest to jeden z najbardziej rozpowszechnionych przejawów braku wiary w istnienie prawdy, obserwowanego we współczesnym świecie”. Kongregacja Nauki Wiary w imię wiary w istnienie wyrażalnej w słowach prawdy broni Kościół zarówno przed skostniałymi „tradycjonalistami”, jak i przed bezkrytycznymi „postępowcami”.