Liczy się każdy chrześcijanin

Z Martinem Kuglerem rozmawia Stefan Meetschen

publikacja 27.10.2008 23:27

Naszym zdaniem wielu współczesnych nam ludzi, uważających się za liberałów i oświeconych, odczuwa bezpodstawny strach przed chrześcijaństwem, co nie pozwala im utrzymywać otwartych kontaktów z chrześcijanami. Idziemy, 26 października 2008

Liczy się każdy chrześcijanin



Wraz z żoną i grupą osób rozpoczął Pan inicjatywę „Europa dla Chrystusa”. Co można rozumieć przez tę nazwę?

Tworzymy sieć, która pomaga chrześcijanom w całej Europie, aby mieli więcej pewności siebie i wiedzy. Jest to konieczne, abyśmy mogli brać aktywny udział w debacie publicznej. Uczestnicy tej inicjatywy zobowiązują się do codziennej modlitwy za chrześcijańską Europę.

Skąd pomysł, by zorganizować taką inicjatywę?

Powodem była sprawa Rocco Buttiglione. Moja żona i ja byliśmy w tym czasie w Brukseli i staliśmy się bezpośrednimi świadkami wykluczenia tego polityka z wysokiego urzędu nie na podstawie braku kompetencji czy popełnionych błędów, ale tylko ze względu na jego chrześcijański światopogląd dotyczący małżeństwa i rodziny.

Byliśmy nie tylko zszokowani, ale również bardzo zawiedzeni reakcją Kościołów, opinią chrześcijańskich przywódców i polityków. Nie było żadnego odzewu. Wydaje się, iż wielu chrześcijan nie wie, że jako świeccy są odpowiedzialni za takie sprawy. I naprawdę nie wiedzą co jest ważne w europejskiej polityce.

Moja żona i ja przeczytaliśmy książkę „Chrześcijańska Europa” Josepha Weilera. Autor pisze, że chrześcijanie znajdują się w dwóch gettach: jedno wybrane jest dobrowolnie poprzez brak zaangażowania i tchórzostwo, a drugie jest narzucone siłą, jak w przypadku Rocco Buttiglione.

Ile osób uczestniczy w tej inicjatywie?

Aż do tej pory prawie 8000 chrześcijan zadeklarowało się przez Internet jako uczestnicy „Europy dla Chrystusa”. To jest bardzo proste. Należy wejść na stronę internetową www.europe4christ.net i kliknąć na flagę własnego kraju, a następnie podać swój adres e-mail. W przeciągu trzech minut jest się uczestnikiem tej inicjatywy. Każdy uczestnik otrzymuje co miesiąc newsletter o Europie napisany w dziesięciu językach, są tam rady jak publicznie wyrażać zdanie na temat wiary i społeczeństwa.

Wiele osób, także anonimowych dla nas, przykleja na swoje rowery czy torby naszą nalepkę z rybą. W Polsce nasza inicjatywa jest bardzo świeża, jednak w bardzo krótkim czasie przyłączyło się do nas kilkaset uczestników. Rozwija się kilka grup intensywnie modlących się za Europę. Jesteśmy za to bardzo wdzięczni. Polscy katolicy są wielkim błogosławieństwem dla Europy.

Z jakim przyjęciem spotyka się wasza inicjatywa?

Na poziomie międzynarodowym ze strony biskupów słyszymy same dobre rzeczy na temat tego co robimy, czy to od Arcybiskupa Kolonii Meisnera, Arcybiskupa Wiednia Schönborna, Arcybiskupa Budapesztu Erdö czy Arcybiskupa Krakowa Dziwisza. Oni wszyscy nas wspierają.

Na szczęście jest też wsparcie nadchodzące ze strony innych instytucji i osób, na przykład w Polsce od reżysera Krzysztofa Zanussiego i Władysława Bartoszewskiego. Ale jest też wsparcie spoza Kościoła katolickiego. Zwłaszcza od grup ewangelickich z Wielkiej Brytanii. Także przedstawiciele rosyjskiego Kościoła prawosławnego w Brukseli włączyli „Europę dla Chrystusa” do swoich priorytetowych zadań.






A politycy?

Przyjacielem naszej inicjatywy jest oczywiście Rocco Buttiglione, popierają nas niektórzy członkowie parlamentu europejskiego. Jeden z nich ofiarował nam usługi swojego biura, któremu zlecamy nasze tłumaczenia.

To nie jest tak, że w Unii Europejskiej w Brukseli nie ma żadnych chrześcijan. Wielu chrześcijańskich parlamentarzystów cierpi, bo myślą „teraz, kiedy w parlamencie jest dyskusja na temat rodziny, homofobii i bioetyki, muszę znowu odłożyć moją wiarę na bok”. Tym politykom chcemy pomóc, aby wzmocnić ich kręgosłup moralny. Mniej interesują nas ci politycy, którzy używają wiary tylko w niedzielnych przemówieniach. Do tych osób nie przywiązujemy zbyt dużej wagi.

Co chce Pan osiągnąć poprzez tę inicjatywę? Jaka jest Pana wizja?

Wizja numer 1: aby za 10 lat, spacerując po europejskiej stolicy, z łatwością można było znaleźć samochody z nalepką „Europa dla Chrystusa”. Chrześcijanie powinni widzieć i wiedzieć, że nie są sami, że osoba w tym samochodzie również modli się za chrześcijańską Europę. Wizja numer 2: aby w każdym państwie europejskim mieć zespół „Europy dla Chrystusa”, tak abyśmy my w Wiedniu nie musieli wszystkiego robić sami. W niektórych krajach młodzi ludzie już organizują wykłady i inne akcje dotyczące tematu „Europa dla Chrystusa”. Myślę, że to wspaniała okazja dla chrześcijan, aby być aktywnymi w sferze polityki.

Podczas Pańskich działań na rzecz Europy, odkrył Pan termin „christianofobia”. Co on oznacza?

Na początku prześladowań bardzo często i bezpodstawnie pojawia się strach. Tak jak jest to w przypadku ksenofobii – strach przed nieznajomymi. Naszym zdaniem wielu współczesnych nam ludzi, uważających się za liberałów i oświeconych, odczuwa bezpodstawny strach przed chrześcijaństwem, co nie pozwala im utrzymywać otwartych kontaktów z chrześcijanami. Niektórzy z nich nie mogą nawet znieść tego, że chrześcijanie otwarcie zabierają głos w publicznej debacie.

To nie byłoby wielkim problemem, ale z tego strachu może rodzić się prawdziwa agresja, która niekiedy przeobraża się w nienawiść i dyskryminację oddziaływującą w bardzo subtelny sposób, którego nie można łatwo zlokalizować w strukturach prawnych. Stąd też wielu biskupów waha się z pójściem do sądu, kiedy widzą plakaty obrażające wiarę chrześcijańską.

Jest to rzeczywiste, konkretne zjawisko w Europie. Musimy nadać mu nazwę, bowiem w przeciwnym razie ludzie, którzy są z daleka od chrześcijaństwa nie zmienią się. A muszą nauczyć się szanować uczucia i podstawowy światopogląd chrześcijan. Nie może być tak, że w Europie chrześcijanin traci pracę z powodu swojej wiary. Ale to zdarza się: na przykład w Holandii chrześcijański urzędnik Stanu Cywilnego odmówił udzielenia ślubu parze homoseksualnej i został zwolniony.

Czy Pańskie spojrzenie nie jest zbyt dramatyczne? Wielu europarlamentarzystów deklaruje swoją wiarę, chrześcijanie mogą bez problemów korzystać ze wszystkich usług, chrześcijańska sztuka jest bardzo popularna w wielu muzeach i salach koncertowych.





W niektórych państwach, być może i Polska do nich należy, zjawisko christianofobii nie jest aż tak bardzo rozwinięte. Być może. Ale w wielu krajach europejskich taki trend istnieje i im dłużej nic się z tym nie robi, tym trudniejsze staje się zahamowanie tego trendu i odwrócenie go. Oczywiście Europa jest pod względem kulturowym kontynentem chrześcijańskim. Bez dwóch zdań. Zatem nonsensem jest sytuacja, w której milczymy o chrześcijańskich korzeniach Europy, co niestety ma miejsce.

Ta powierzchowna akceptacja kultury chrześcijańskiej zawiera w sobie niebezpieczeństwo. Jako że wszędzie można usłyszeć muzykę J.S. Bacha i oglądać liczne arcydzieła sztuki chrześcijańskiej, można by pomyśleć: wszystko jest w porządku. Ale nie zdajemy sobie sprawy, że w bardzo wrażliwych sektorach życia, jak na przykład edukacja, nasze europejskie społeczeństwa ukierunkowywane są ideologicznie.

Kierunek ten nie daje chrześcijanom żadnych możliwości posiadania własnej tożsamości. Kiedy zaczniemy podważać sens rodziny, co czynią przedstawiciele ruchów feministycznych i homoseksualnych, Europa nie będzie dłużej Europą.

Inny przykład: bicie dzwonów kościelnych. Są w Europie księża pozywani do sądu z powodu bicia dzwonów kościelnych. To dzwonienie nie jest z pewnością najważniejszym elementem chrześcijaństwa, ale daje chrześcijanom sposobność publicznego wyrażania swojej wiary. Jest to stara tradycja europejska, a obecnie niektórzy chcą się jej pozbyć, nie okazując minimum tolerancji. Fakt ten pokazuje, jak szybko coś się może wydarzyć.

Komisja Praw Człowieka ONZ, z siedzibą w Genewie, oficjalnie stosuje termin „christianofobia” obok „islamofobii” i „antysemityzmu”. Wolno Panu dawać wykłady na konferencjach międzynarodowych, jak na przykład tutaj w Warszawie na OSCE. Czy chrześcijanie w Europie nie są zbyt wrażliwi? Czy nie ustawia Pan chrześcijan w roli ofiary, nie wpada Pan w pułapkę wiktymizmu?

Z pewnością nie należy popadać w użalanie się nad sobą. Sprawy, które dokumentujemy, opierają się na twardych faktach. Nie chodzi o uczucia. Na przykład: anglikański biskup został ukarany grzywną i dwutygodniowym „obozem edukacyjnym” za to, że odrzucił podanie homoseksualisty starającego się o pracę w duszpasterstwie młodzieży. A uczynił to z przyczyn zawodowych. Homoseksualne lobby zaprotestowało przeciwko tej decyzji w ten totalitarny sposób. Musimy z tym walczyć. Wszyscy razem. Liczy się każdy chrześcijanin w Europie.

****

Dr Martin Kugler (1962), doktor historii, studiował w Wiedniu, Grazu i Rzymie. W 1995 r. opublikował pracę „Wczesna diagnoza narodowego socjalizmu w Austrii. Ruch oporu w publicystyce przed 1939 r.”. Przez ponad 10 lat rzecznik prasowy i ekspert od public relations w organizacjach kościelnych w różnych państwach europejskich. Od 2005 r. prezes Kairos Consulting, agencji public relations w Wiedniu, która współpracuje z wieloma politycznymi i społecznymi instytucjami w Europie. Wraz z żoną Gudrun rozpoczął inicjatywę pod tytułem „Europa dla Chrystusa”, która zdobyła poparcie w wielu krajach. Stała się sławna dzięki logo, które ukazuje gwiazdy z flagi Unii Europejskiej w formie ryby. Ojciec dwojga dzieci.