A bliźniego swego, jak siebie samego

Marta Troszczyńska

publikacja 10.11.2008 14:50

Kto zaopiekuje się naszym dzieckiem, kiedy nas już nie będzie?– pytają rodzice osób niepełnosprawnych. Kiedy trafiają do placówek Katolickiego Stowarzyszenia Niepełnosprawnych, zarówno ich życie, jak i życie ich dzieci przybiera bardziej kolorowe odcienie. Idziemy, 9 listopada 2008

A bliźniego swego, jak siebie samego



– To są „wariacje na temat żyrafy”, a to „ptaszek gwiżdżący”. Są oczywiście dzbanki, doniczki i miseczki. Tę zrobił Kubuś przy pomocy swojego asystenta – chwali się terapeutka Ewa, prowadząca warsztaty lepienia z gliny.

Kubuś ma 27 lat, od urodzenia choruje na czterokończynowe – dziecięce porażenie mózgowe, jeździ na wózku elektrycznym, trochę się ślini i mówi niezrozumiale, nie ma pełnej kontroli nad swoim ciałem, ale tutaj jego życie nabiera sensu. Właśnie skończył swoje ostatnie dzieło, glinianą miseczkę, w której samodzielnie porobił odciski palców. Codziennie od poniedziałku do piątku jest przywożony na Karolkową, aby razem z przyjaciółmi tworzyć prawdziwe dzieła sztuki.

Warsztat Terapii Zajęciowej przy ulicy Karolkowej w Warszawie jest największą placówką spośród sześciu ośrodków Katolickiego Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych Archidiecezji Warszawskiej, nie licząc domu stałej opieki w Podkowie Leśnej. W sumie przebywa w nich 250 osób w wieku od 16 lat do „późnej starości”. Wszyscy uczestniczą w programie kompleksowej rehabilitacji. W ciągu siedmiu godzin mają tu zajęcia z rehabilitantami, psychologami, zabawy grupowe, ale przede wszystkim – ulubione warsztaty artystyczne.

– Przygotowujemy się do Bożego Narodzenia, robimy bombki i łańcuchy i… – tłumaczy rzeczowo Rafał. Przerywa mu Marcin: – i przyjdzie do nas Mikołaj i ubierzemy choinkę, a potem będą prezenty!

Zaraz za ścianą kolejna pracownia: św. Mikołaja. Tu tworzone są kolorowe witraże, aniołki na szkle, filiżanki i butelki, zdobione specjalnymi farbkami. Ania natychmiast zrywa się z miejsca i tłumaczy, co robi, a potem oprowadza po całej pracowni. Pokazuje swoje prace i opowiada, jak są zrobione. – To jest trudne, ale sama wymyśliłam wzór, to jeszcze nie wyschło, a tu na koniec będzie jeszcze kwiatek – mówi. Sprzedamy je na aukcji i znów będziemy robić nowe!

– Ania to prawdziwa artystka, swoje dzieła robi błyskawicznie, jeszcze kilka tygodni temu była w innej pracowni i szyła, a teraz maluje przepiękne obrazki! – chwali dyr. ośrodka Izabela Kędzierska. Na buzi 18-letniej Ani, na której widać lekkie ślady porażenia mózgowego od razu pojawia się promienny uśmiech.

Już po chwili do warsztatu wbiega 38-letni Marcin, jego upośledzenie sprawia, że mentalnie nigdy nie przestanie być dzieckiem. – Chodź! – mówi. I już jesteśmy w kolejnym pomieszczeniu. Na stole pełno małych choinek, zrobionych przez warsztat plastyczny. Nad stołem pochyla się sześć zapracowanych osób. – Co roku wymyślam nowe techniki robienia takich drzewek, teraz wykorzystujemy szyszki. Przyklejamy je do gotowych stożków, dekorujemy bombkami i srebrnymi nitkami – mówi Agnieszka, terapeutka. – Czasami pomysły podsuwają mi sami podopieczni. Kiedyś przez przypadek wylał nam się klej i „ozdobił” jedną z prac, teraz stosujemy taką technikę już taśmowo, ale w sposób kontrolowany.

Pomocnicy św. Mikołaja rozpoczynają swoją pracę już od października, aby zdążyć na grudniowe aukcje. Wtedy ponad 100 takich choinek razem z kilkuset innymi dziełami z siedmiu warsztatów pójdzie na licytację, a „honoraria autorskie” zostaną przeznaczone na materiały do kolejnych dzieł.

LEKCJA POKORY I SZCZEROŚCI

– Tego nikt z nas się nie spodziewa. Narodziny dziecka niepełnosprawnego to jest zawsze szok – mówi ks. Stanisław Jurczuk, założyciel KSONAW, a prywatnie „Wodzu”, jak nazywają go podopieczni. – Kiedy powoli mija pierwszy bunt i pytania: „dlaczego…?”, przychodzi czas na szukanie pomocy. I najczęściej rodzice trafiają do nas. Kiedy spotykają tu osoby w podobnej sytuacji, dostrzegają, że wciąż mogą być szczęśliwi.

Do sześciu placówek prowadzonych przez Katolickie Stowarzyszenie niepełnosprawnych codziennie dojeżdża 225 osób. Zaś 25 mieszka na stałe w Środowiskowym Domu Samopomocy w Podkowie Leśnej. Jest to alternatywa dla osób niepełnosprawnych, które nie mogą liczyć na pomoc rodziny. W tej chwili wszystkie miejsca są zajęte, niektórzy czekają nawet kilka lat. Zwykle bowiem miejsce zwalnia się dopiero po śmierci jednego z uczestników. Tutaj jednak nigdy nie odmawia się pomocy potrzebującym.





– Czasami zdarza się, że nagle osoba niepełnosprawna zostaje sama, bez środków do życia. W takim przypadku przygotowujemy dla niej pokój gościnny. Procedury i formalności to wtedy sprawa drugorzędna – mówi ks. Stanisław. – Kiedyś jedna dziewczyna z zespołem Downa została w domu po śmierci matki sama, bez opieki. Skierowano ją więc do domu starców. Po pewnym czasie nastąpił regres choroby. W chorobach umysłowych szybko bowiem następuje naśladownictwo wzorca i młoda dziewczyna w krótkim czasie zaczęła zachowywać się jak staruszka. Trzeba ją było szybko stamtąd zabierać.

Praca z niepełnosprawnymi to prawdziwa lekcja pokory, szczerości i prostoty.
– Ich świat jest albo biały, albo czarny, nie ma kolorów pośrednich. Kiedy umawiam się z podopiecznymi na przykład na różaniec na 17.00 i coś mi nagle wypadnie, to nie mam możliwości spóźnienia się albo odwołania nabożeństwa. „Jak to? Była 17.00 i masz być!” – opowiada ks. Stanisław. – W Milanówku, gdzie jestem na co dzień, wielu spośród moich podopiecznych służy do Mszy św. jako ministranci. Któregoś dnia bardzo bolało mnie gardło, ledwie mówiłem. Wtedy podczas Mszy podszedł do mnie jeden z moich ministrantów i powiedział: „ty się już kończysz, ja cię zastąpię!” – śmieje się prezes Stowarzyszenia Niepełnosprawnych.

RODZINA INTEGRACYJNA

Wszystko zaczęło się na początku lat 90-tych w parafii św. Józefa na Kole. Niewielka grupa rodzin z dziećmi specjalnej troski poprosiła ówczesnego wikariusza ks. Stanisława Jurczuka o pomoc. – Bariera nieznajomości jest największą przeszkodą we wzajemnym zrozumieniu, a oni chcieli zaistnieć wraz ze swoimi dziećmi w życiu parafii. Chcieli, aby ich dzieci chodziły na katechezę, uczestniczyły w liturgii i przystępowały do sakramentów świętych – opowiada ks. Stanisław.

Wobec rosnącej liczby korzystających z tej formy duszpasterstwa oraz różnorodnych potrzeb, zawiązano stowarzyszenie, które w 1995 r. otrzymało osobowość prawną. Z czasem objęło całą diecezję, otrzymało wsparcie z samorządu, PFRON-u i od osób indywidualnych. – Obecnie nie mam wielkich wymagań i planów, chciałbym dobrze poprowadzić to, co jest, a z czasem może jeszcze uda się nam stworzyć jakiś ośrodek wakacyjny – dodaje ks. Jurczuk.

Poza codzienną działalnością KSONAW organizuje także jednorazowe akcje. Corocznym świętem niepełnosprawnych jest Ulica Integracyjna. – Jest to fenomen miejsca, bo w promieniu 500 metrów od kościoła św. Józefa na Deotymy znajdują się liczne placówki udzielające pomocy niepełnosprawnym – mówi ks. Stanisław. W maju przedstawiciele każdej z nich ustawiają swoje stragany wzdłuż ulicy i pokazują osiągnięcia wychowanków. W centrum zaś ustawiona jest estrada, gdzie odbywają się wszystkie zabawy. Wygląda to pięknie, kolorowo, wszędzie pełno przebierańców, dobrej zabawy i dużo uśmiechu.

W 1992 r. wyruszyła na trasę pierwsza pielgrzymka osób niepełnosprawnych na Jasną Górę. Jej przewodnikiem jest oczywiście ks. Jurczuk. – Na początku byłem największym przeciwnikiem tej inicjatywy. Uważałem, że nie powinno się izolować niepełnosprawnych i powinni oni iść razem ze zdrowymi. Ale to właśnie niepełnosprawni mnie przekonali, aby postąpić inaczej. Wkrótce zrozumiałem się, że mieli rację – opowiada ks. Stanisław. – Należało dostosować trasę do ich możliwości, wybrać tylko asfaltowe drogi bez barier architektonicznych. I tak chodzimy już razem od 17 lat. Na naszą pielgrzymkę przyjeżdżają ludzie z całej Polski, około tysiąca zdrowych i 200 niepełnosprawnych. – Na jednej z nich ktoś wyposażył mój kapelusz pielgrzymkowy w policyjnego koguta i całą trasę przeszedłem na sygnale ku wielkiej radości pątników!

– Kiedyś mój przyjaciel ks. Piotr Pawlukiewicz zażartował, że jak będzie chciał mnie pozbawić pracy, to się dobrze pomodli i wszyscy niepełnosprawni wyzdrowieją. Byłbym chyba wtedy najszczęśliwszym bezrobotnym na świecie – mówi ks. Stanisław.

Konto Katolickiego Stowarzyszenia Niepełnosprawnych:
Invest Bank O/Warszawski:
2 8 1 6 8 0 1 2 4 8 0 0 0 0 3 0 0 0 0 4 7 1 1 4 2 3