Tygodniowy przegląd prasy - 12 lipca 2008

publikacja 12.07.2008 19:45

Filip Gańczak pisze: „12 lipca Synod Kościoła Ewangelicko-Luterańskiego Północnej Łaby wybierze nowego biskupa Szlezwiku. Jest dwóch kandydatów: Gerhard Ulrich, przykładny ojciec czwórki dzieci, i Horst Gorski, współzałożyciel konwentu homoseksualnych pastorów i pastorek.

Tygodniowy przegląd prasy - 12 lipca 2008



„W III Rzeszy za homoseksualizm zsyłano do obozów. Dziś Niemcy nie mieliby problemu z akceptacją kanclerza geja” - twierdzi Newsweek (Nr 28 z 13 lipca 2008).

Filip Gańczak pisze: „12 lipca Synod Kościoła Ewangelicko-Luterańskiego Północnej Łaby wybierze nowego biskupa Szlezwiku. Jest dwóch kandydatów: Gerhard Ulrich, przykładny ojciec czwórki dzieci, i Horst Gorski, współzałożyciel konwentu homoseksualnych pastorów i pastorek. Tradycjonaliści ostrzegają, że wybór tego drugiego będzie dla wiernych nie do zaakceptowania. Straszą podziałami podobnymi do tych, jakie ujawniły się w Kościele anglikańskim. Wyświęcenie w 2003 r. homoseksualisty Gene’a Robinsona na biskupa amerykańskiego New Hampshire doprowadziło tę wspólnotę na skraj rozłamu. Gorski przekonuje, że krytycy szybko się uspokoją. - Jeśli zostanę biskupem, po kilku latach nikt nie będzie pytał o mój homoseksualizm - mówi. I być może ma rację, bo Niemcy są niezwykle tolerancyjni wobec mniejszości seksualnych. 79 proc. społeczeństwa nie miałoby kłopotu z zaakceptowaniem homoseksualisty w roli kanclerza - wynika z sondażu tygodnika Bild am Sonntag. Już dziś jako możliwy kandydat wymieniany jest burmistrz Berlina Klaus Wowereit. Jego słynne wyznanie: ‘Jestem gejem - i tak też jest dobrze’ - obiegło w 2001 r. niemal cały świat. Wowereit nieraz puszczał oko do mniejszości seksualnych, maszerując na czele gejowskiej parady albo pozując fotoreporterom z damskim czerwonym pantoflem. Do odmiennej orientacji seksualnej potrafili się przyznać nawet politycy tradycyjnych partii mieszczańskich”.

Czy to znaczy, że Niemcy są dziś „homoseksualnym rajem”? „Sytuacja niemieckich homoseksualistów bez wątpienia się poprawiła” - przyznaje prof. Rudiger Lautmann, socjolog z uniwersytetu w Bremie. Ale dodaje: „Karnawał w Kolonii, CSD czy berlińska Love Paradę to wyjątki”. Jego zdaniem publiczne okazywanie bliskości przez homoseksualistów wciąż jest w Niemczech źle widziane. Prawie 22 proc. Niemców nadal uważa homoseksualizm za niemoralny - wynika z badań prof. Wilhelma Heitmeyera z uniwersytetu w Bielefeld. W niemieckich szkołach Schwul (gej) to wciąż jedno z bardziej powszechnych przezwisk, a i w miejscach pracy większość tutejszych gejów i lesbijek ukrywa orientację seksualną. - Nawet dla prominentów ujawnienie się nie jest łatwe - tłumaczy Renate Rampf ze Związku Lesbijek i Gejów w Niemczech (LSVD). Szczególnie widać to w armii czy sporcie. „Mamy za sobą dopiero 70 proc. drogi do pełnej emancypacji - przekonuje prof. Lautmann”.

W czym problem? W manipulacji, którą chyba najlepiej oddaje podpis obok ilustrującego tekst Newsweeka zdjęcia: „ZNAK CZASÓW W 1941 r. gej Rudolf Brazda trafił do obozu. Od niedawna tacy jak on mają w Berlinie pomnik”.





Newsweek sporo miejsca poświęca wyznawcom islamu. W artykule „Nowi muzułmanie” Christopher Dickey i Owen Matthews piszą: „Dzisiaj ludzi odrzucających mitologię wszechogarniającej świętej wojny jest w społecznościach muzułmańskich coraz więcej. Kształtuje się nowy obraz islamu i wcale nie przypomina on wizji bin Ladena czy poprzedzających go tradycjonalistów. W samyni sercu muzułmańskiego świata narasta dążenie do ponownego przebadania i przemyślenia nienaruszalnych, jak się zdawało, zasad wiary i wyzwanie wobec tego, co dotąd przyjmowano za prawdy dosłowne. Słychać nawoływania do otworzenia szeroko bram interpretacji wiary (idżtihad), które pewne szkoły islamskie próbowały zatrzasnąć na głucho wieki temu”.

Trochę dalej czytamy: „Wiele krajów - nawet takie jak Pakistan czy Arabia Saudyjska, które w przeszłości tolerowały radykalizm w łonie islamu - już rozumie, że ich własna stabilność społeczna zależy od tego, na ile będą wspierały postawy umiarkowane. Król Abdullah zaczął ograniczać nieodpowiedzialne wystąpienia około 10 tys. imamów pozostających na państwowej liście płac. Według jednego z doradców monarchy pragnącego zachować anonimowość rząd nie zamierza na nowo analizować podstawowych doktryn islamu. - Powiedzmy jednak, że toczy się teologiczna debata na temat tego, jak przedstawiać opinii publicznej punkt widzenia imamów” - mówi Newsweekowi.

Do czego prowadzi długi wywód dwójki autorów? „Bin Laden po raz kolejny stoi przed wielkim problemem, który na dłuższą metę może pokrzyżować mu szyki. I znów problemem tym jest religia. Tym razem jednak w sposób nieprzewidziany wychodzi na jaw, że zasady islamu wyznawane przez większość muzułmanów kłócą się z wizją świata twórcy al Kaidy”.

Przyszłość pokaże, czy analitycy Newsweeka maja rację, co do rzeczywistych problemów Bin Ladena. I czy rzeczywiście nadchodzi wielka zmiana, której wyrazem ma być m. in. Sytuacja w Iraku, którą Larry Kaplow tak rysuje w skrócie: „Irakijczycy golą brody, Irakijki wkładają dżinsy - nieskrępowana wymogami islamu kultura świecka wraca na ulice Bagdadu”.

Byłymi funkcjonariuszami SB zajął się Piotr Pytlakowski w Polityce (nr 28 z 12 lipca 2008). „Jak żyją? Co myślą o przeszłości i teraźniejszości? Wszak w politycznej pogoni za agentami niektórym powierza się dziś role wyroczni” - ironizuje publicysta. Pytlakowski przypomina: „W SB w 1989 r. pracowało ok. 24 tys. funkcjonariuszy. 14 tys. z nich poddało się weryfikacji. Ocenia się, że do pracy w policji i UOP przyjęto ok. 12 tys. byłych esbeków. Po 20 latach, po kolejnych odsiewach (ale i powrotach), nadal pracuje w służbach tajnych i mundurowych kilkuset byłych pracowników bezpieki PRL. Losy byłych funkcjonariuszy w wolnej Polsce nie ułożyły się według jednej reguły. Życie ustawiło ich w nowej hierarchii: po takich, którzy spadli na dno, do takich, którzy wspięli się na wysokie szczeble drabiny społecznej i finansowej. Można też uszeregować ich inaczej: według poczucia winy i wstydu. Te dwie drabiny nie pokrywają się” diagnozuje Polityka.





Tygodnik zarysowuje sylwetki siedmiu esbeków. Po czym konkluduje: „Większość bohaterów prosiło o anonimowość, dlatego na użytek tego artykułu nadaliśmy im konspiracyjne imiona. Rozmawialiśmy z Haliną S. (kapitan, wydział III Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych), Szczepanem Strzeleckim (porucznik, kontrwywiad SUSW), Witoldem G. (kapitan, wydział III SUSW), Janem Lesiakiem (pułkownik, departament III MSW), Januszem C. (st. inspektor, wydział IV WUSW), Kazimierzem Sulką (porucznik, komórka SB w Suchej Beskidzkiej) i Hipolitem Starszakiem (pułkownik, Biuro Śledcze MSW)”. Żeby było ciekawiej, Polityka uzupełnia tekst opisami „pięknych karier”, jakie po 1989 roku stały się udziałem siedmiu byłych funkcjonariuszy. Tu już bez anonimowości.

A co z odpowiedzialnością tych ludzi za wspieranie zbrodniczego ustroju? „Większość byłych trwa w niezbitej wierze, że to, co robili w czasach PRL, nie było naganne. Po prostu wykonywali swoją pracę najlepiej, jak potrafili” - pisze Pytlakowski. Ciekawe, czy patrząc na to, jak w Polsce wygląda rozliczanie przeszłości zaśmiewają się do łez?

W Polityce warto zauważyć, przeczytać i obejrzeć reportaż „Powab Monacha”. „Mołdawskie banknoty są do siebie łudząco podobne. Na każdym z nich twarz hospodara Stefana Wielkiego, a na rewersach - galeria najważniejszych - zabytków kraju. Z nielicznymi wyjątkami, to głównie cerkwie prawosławnych monastyrów. Podnoszą się dziś z upadku. W zamyśle władz Mołdawii mają przyciągać turystów jak w Grecji klasztory Meteory” - pisze Wojciech Śmieja.