Mity na temat mediów

Piotr T. Nowakowski

publikacja 17.05.2008 11:43

Środki przekazu pełnią wszak szereg funkcji – począwszy od informacyjnej, edukacyjnej i rozrywkowej, poprzez funkcję kontroli społecznej, a skończywszy na funkcji integracji społecznej w sytuacji, gdy media jednoczą odbiorców wokół jakiegoś istotnego problemu społecznego. Cywilizacja, 24/2008



Ostatnie dekady przynoszą ze sobą dynamiczny rozwój mediów. Istnienie i udoskonalanie się wszelkich „cudów techniki” wypada przyjąć z optymizmem. Środki przekazu pełnią wszak szereg funkcji – począwszy od informacyjnej, edukacyjnej i rozrywkowej, poprzez funkcję kontroli społecznej, kiedy to dziennikarz przeprowadza przykładowo reporterskie śledztwo, analizując niepokojące zjawiska rysujące się na styku gospodarki i polityki, a skończywszy na funkcji integracji społecznej w sytuacji, gdy media jednoczą odbiorców wokół jakiegoś istotnego problemu społecznego (np. pomoc powodzianom) lub ekscytującego wydarzenia (np. sportowego).

Niemniej jednak, mimo technologicznego postępu środków przekazu, człowiek nierzadko nie dorasta do korzystania z nich. Dzieje się tak, ponieważ pada on ofiarą rozmaitych mitów dotyczących współczesnych mediów. Parę takich mitów, postaramy się w niniejszym artykule „rozbroić” niczym bomby.



Media „oknem na świat”?


Stojący zwykle na honorowym miejscu telewizor zastąpił dziś okno, w którym niegdyś niejeden spędzał swój wolny czas. Dotyczy to zresztą również innych mediów, które – wraz ze szklanym ekranem – mają nad tradycyjnym oknem tę przewagę, że przekazują nie tylko wiadomości z najbliższego otoczenia, ale i z drugiej strony naszego globu. Co więcej, transmisja następuje nierzadko na bieżąco, w tzw. trybie czasu rzeczywistego. Stąd zwykło się mówić, że media stanowią właśnie „okno na świat”, dzięki któremu wszyscy mają szansę wiedzieć wszystko o wszystkich.

Coraz szerzej poinformowani powinniśmy więc odnajdywać się w świecie coraz bardziej zrozumiałym. To wszystko jednak jest tylko teorią. Świat, który prezentują nam media, okazuje się obrazem zaledwie po części odpowiadającym złożonej materii rzeczywistości. Przykładem niech będzie chociażby bezpośrednia transmisja telewizyjna, w trakcie której tzw. szary człowiek ulega złudnemu przekonaniu, że percypuje czyste fakty. Lecz tak naprawdę między kamerą, która rejestruje jakieś wydarzenie, a widzem siedzącym przed telewizorem występuje złożony proces selekcji i konstrukcji obrazów. Reżyser decyduje, które obrazy mają być nadane. Telewidz nie odbiera więc rzeczywistości bezpośredniej, lecz tylko te jej fragmenty, które ktoś wybrał i postanowił mu zaprezentować.

Jak tłumaczy Carlo Maria Martini, oglądamy zawsze rzeczywistość „zmontowaną”, zrekonstruowaną wg punktu widzenia tego, który sprawuje pieczę nad przekazem, szczególnie gdy nie chodzi o transmisję bezpośrednią, ale o programy nagrane wcześniej, a następnie przetwarzane w trakcie montażu. Jest to więc świat sztuczny, wyprodukowany, a każdy z nas jest odległym jego widzem, nawet gdy jawi nam się on jako świat rzeczywisty [1].




[1] Zob. C.M. Martini, Rozmowy z moim telewizorem. Spotkanie Kościoła ze światem mass mediów, tłum. W. Pawłowski, Kraków 1998, s. 19-20.



Bo w telewizji tak powiedziano?


Opinie wygłoszone ze szklanego ekranu cieszą się na ogół dużą wiarygodnością. „Bo w telewizji tak powiedziano” – słyszymy często. Ten kto pojawia się na ekranie telewizora, aby wyrazić swe zdanie, zyskuje certyfikat autorytetu i – co za tym idzie – wiarygodności, bez względu na to, czy jego argumenty są solidne, czy też nie. Ważne tylko, żeby były podane w atrakcyjnym „opakowaniu”. Zresztą telewizja to tylko przykład: tezę tę można bowiem rozwinąć także w odniesieniu do pozostałych współczesnych środków przekazu.
Nauki społeczne dowodzą, że media dostarczają niezliczonej ilości obrazów i idei, z których konstruujemy następnie większość rozmów w domu i poza nim. Używamy podanych przez nie tematów, wyrażeń i żartów. M. in. w stosunku do telewizji zaznacza się powszechne i stałe zaufanie, które opiera się nie na rzeczowych dowodach, lecz na magicznej sile jej oddziaływania. Jedynie w sytuacjach politycznych, gdy telewizja znajduje się trwale w rękach władzy, której masowo się nie uznaje, można spostrzec osłabienie tego instynktownego zaufania.

Telewizja jest niezwykle sugestywna. Na jej wpływ narażona jest przede wszystkim niepewna i delikatna świadomość najmłodszych oraz świadomość z nieukształtowaną orientacją co do wartości. Im bardziej bezbronna jest ta świadomość, tym silniej ulega wirtualnej rzeczywistości. Przypomina gąbkę wchłaniającą wszelką wilgoć z otoczenia [2].



Odbiorca kształtuje media?


Dysponenci mediów wciąż przekonują, szczególnie w kontekście kierowanych wobec nich oskarżeń o niepohamowaną promocję przemocy i wulgarności, że to nie rzeczywistość wzoruje się na medialnej fikcji, lecz przeciwnie – media rejestrują i opisują prawdziwe wydarzenia, a trudno nie przedstawiać określonych słów i zachowań, skoro jest ich tyle we współczesnym świecie. Przed ponad ośmiu laty Mariusz Walter, założyciel i ówczesny prezes TVN, tłumaczył: „Hasło, że telewizja kształtuje człowieka w naszym przypadku jest mało skuteczne. Ten widz jest już ukształtowany. Sytuacja jest więc odwrotna, to widz kształtuje telewizję” [3]. Zdawała mu się wtórować Nina Terentiew, była dyrektor publicznej Dwójki: „Dziś już wiemy, co chcą oglądać nasi widzowie i powtórzę za Mariuszem Walterem: «Hasło, że telewizja kształtuje człowieka jest… mało skuteczne». Widz jest ukształtowany poprzez otaczającą go rzeczywistość, dom rodzinny, szkołę, miejsce, w którym żyje” [4]. Podobnie argumentowali: Juliusz Braun były przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji: „Przecież nie telewizja kreuje negatywne zjawiska i nie ona jedna jest za nie odpowiedzialna” [5], jak również Robert Kwiatkowski, sławetny były prezes TVP: „Oczywiście, można mówić o tym, że telewizja kształtuje, telewizja kreuje. Ale gdyby tak było, świat naprawdę wyglądałby inaczej” [6].




[2] Zob. P.T. Nowakowski, Fast food dla mózgu, czyli telewizja i okolice, Tychy 2002, s. 16.
[3] Not. M. Janusz, Tydzień z pilotem, „Rzeczpospolita” 9 grudnia 1999, nr 287, s. D2.
[4] N. Terentiew, Czas pilotów, „Rzeczpospolita” 11-12 grudnia 1999, nr 289, s. A8.
[5] LUZ, K.A.M., Prawdziwy czy nieuczciwy. Reakcje po raporcie…, „Rzeczpospolita” 10 grudnia 1999, nr 288, s. A1-A2.
[6] Opr. L. Zalewska, Szefowie polskich telewizji: Żyjemy w dwóch różnych krajach, „Rzeczpospolita” 24-26 grudnia 1999, nr 300, s. A12-A13



To prawda, że nie można traktować mediów jako synonimu wszelkiego zła, a także wyłącznego źródła istniejącej w życiu społecznym przemocy i innych niekorzystnych zjawisk. Przyczyn jest znacznie więcej. Niemniej jednak między bajki należy włożyć przytoczone opinie medialnych decydentów, że współczesne media są tylko świadkiem istniejącego w świecie zła, a więc pełnią jedynie rolę informacyjną. W rzeczywistości bowiem przyczyniają się one do promocji niepokojących zjawisk przez konkretne formy medialnego wpływu. By się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć po książkę znanego niemieckiego kryminologa Hansa Joachima Schneidera pt. Zysk z przestępstwa, w której kreśli on szeroko rozumiane relacje między środkami masowego przekazu a zjawiskami kryminalnymi [7]. Oczywiście, nie proponuję, aby ograniczać się zaledwie do tej propozycji wydawniczej. Interesujących źródeł jest znacznie więcej, niekoniecznie wskazujących na tak ekstremalne zależności – wiele z nich omawia temat np. na płaszczyźnie wychowawczej [8].



Geneza problemu


Skąd wspomniane mity czerpią swe żywotne soki? Zwróćmy na problem tkwiący w samej technice przekazu, która pośredniczy pomiędzy nadawcą a odbiorcą. Znawcy tematu wspominają w tym wypadku o procesie „zapośredniczania rzeczywistości”. Nie da się bowiem uniknąć sytuacji, gdy sama technika wpływa na komunikat, mniej lub bardziej go zniekształcając [9]. Skoro media nie spełniają warunków koniecznych do poznania bezpośredniego, mogą być wykorzystane – o czym przekonuje Henryk Kiereś – jako narzędzia kreacji faktów [10], czyli po prostu manipulacji. Jest to zjawisko szerokie, stąd ograniczymy się do wybranych przykładów: choć dotyczących na pozór błahej dziedziny gier komputerowych, niemniej jednak pozostających w zakresie refleksji teoretyków mediów.

Mianowicie z produkcji komputerowej Battle of Britain dowiadujemy się, że to sami Anglicy wygrali Bitwę o Anglię. Ani w grze, ani w obszernej instrukcji, nie ma żadnej wzmianki o tym, że w szeregach RAF walczyło wielu obcokrajowców (w tym Polaków). Z kolei wg twórców Codename: Panzers w 1939 r. to Polacy napadli na Niemców, którzy musieli się przed tą agresją bronić. Tym bandyckim aktem był atak na niemiecką radiostację w Gliwicach. Zapowiadany natomiast dodatek do gry Battlefield 1942, zatytułowany The Road to Rome, koncentruje się na operacjach aliantów na Sycylii i we Włoszech: operacji Husky, bitwach pod Anzio i Monte Cassino. W walkach biorą udział oddziały Wolnych Francuzów i Włochów. Pod Monte Cassino – wbrew historycznej prawdzie – nie ma jednak Polaków [11]. Kreację faktów mamy więc widoczną jak na dłoni.




[7] Zob. H. J. Schneider, Zysk z przestępstwa. Środki masowego przekazu a zjawiska kryminalne, tłum. H. Spirydowicz, Warszawa 1992.
[8] Zob. m.in. J. Condry, K. Popper, Telewizja. Zagrożenie dla demokracji, tłum. M. Król, Warszawa 1996; L. Moia, Dzieci telewizji?, tłum. M. Serejska-Wróbel, Warszawa 2002; M. Braun-Gałkowska, I. Ulfik-Jaworska, Zabawa w zabijanie: oddziaływanie przemocy prezentowanej w mediach na psychikę dzieci, Lublin 2002; I. Ulfik-Jaworska, Komputerowi mordercy: tendencje konstruktywne i destruktywne u graczy komputerowych, Lublin 2005; P. T. Nowakowski, Modele człowieka propagowane w wybranych czasopismach młodzieżowych. Analiza antropologiczno-etyczna, Tychy 2004.
[9] Zob. M. Iłowiecki, Krzywe zwierciadło. O manipulacji w mediach, Lublin 2003, s. 168.
[10] Zob. H. Kiereś, Czy – i kiedy – media są źródłem wiedzy o świecie?, „Zeszyt IEN” 2000, nr 7, s. 27.
[11] Dla poszerzenia tematu zob. P.T. Nowakowski, Manipulacja historią Polski, „Wychowawca” 2007, nr 2, s. 16-17.



Zwróćmy też uwagę na inny wymiar urealniania fikcji, czyli kreskówki, którymi dzieci są bombardowane od wczesnych lat. Ich bohaterom odrasta odcięta ręka lub noga, kilkukrotne zaś uderzenie człowieka w głowę nie niesie jakichkolwiek negatywnych konsekwencji. W efekcie maluchy zatracają poczucie granicy między rzeczywistością a fikcją. Sześciolatek wychodzi przez okno, wierząc, że tak jak Batman zatrzyma się metr nad ziemią, uratowany zaś wyznaje: „Już nie lubię Batmana”. Inny maluch pouczany przez panią psycholog, by uważał podczas przechodzenia przez jezdnię, twierdzi, że nawet gdy przejedzie go samochód, to się otrząśnie i pójdzie dalej. To drobny fragment tego, co dzieje się w głowach najmłodszych, którym niebezpiecznie zaciera się granica między światem ekranowym i pozaekranowym [12].

Kołem napędowym przytoczonych mitów jest uległość recipenta wobec propagandy, która wyraża się w stosunkowo łatwym dawaniu wiary tym treściom, które przekazują publicznie dysponenci mediów. Postawę tę ujawniają dwa zasadnicze symptomy. Po pierwsze, brak zdrowego krytycyzmu w ocenie treści publikowanych przez środki przekazu; w następstwie tego przyjmuje się aktualnie nagłaśniane hasła za dobrą monetę, nawet bez próby ich weryfikacji [13]. Po drugie, przypisywanie mediom nadmiernie wysokiego autorytetu; osoba o takim nastawieniu powołuje się w swych wypowiedziach na środki przekazu jako na niekwestionowane źródło wiedzy. Ktoś taki – jak argumentuje bp Adam Lepa – preferuje media jako „najlepsze źródło sprawdzonej informacji i gwarancji rozwoju umysłowego”, zamiast regularnie pogłębiać wiedzę, choćby w ramach samokształcenia [14].
 

Nowoczesna jaskinia Platona


Marshall McLuhan stwierdził, że w miarę rozwoju technologii mamy coraz bardziej zapożyczony obraz otaczającego nas świata. Media, zwłaszcza elektroniczne, wprowadzają naiwnego widza w krąg wyimaginowanej rzeczywistości, stwarzając iluzję uczestnictwa w sprawach ludzkości. Zamiast iść na spotkanie, spacer czy do teatru, człowiek wkłada pantofle i ogląda rzeczywistość z perspektywy wygodnego fotela. David Lavery, brytyjski naukowiec zajmujący się problemami kultury audiowizualnej, na zasadzie alegorii objaśnia, że jesteśmy skuci łańcuchami w nowoczesnej wersji jaskini Platona [15]. W ręce trzymamy pilota, poskubując cienie na ścianie jaskini. Coraz mniej prawdopodobne wydaje się, że cienie będą konfrontowane z rzeczywistością, że mieszkaniec jaskini pofatyguje się, aby sprawdzić, co dzieje się na zewnątrz [16].




[12] Zob. tenże, Wyzwania wychowawcze i profilaktyczne epoki mediów, w: E. Krzyżak-Szymańska, A. M. Szymański (red.), W kierunku bezpiecznego życia dzieci i młodzieży, Mysłowice 2007, s. 247.
[13] Zob. A. Lepa, Pedagogika mass mediów, Łódź 1999, s. 132.
[14] Zob. tamże, s. 133.
[15] Według Platona, istnieją wyłącznie idee, tymczasem o rzeczach można powiedzieć, że zaledwie stają się. Jesteśmy, jak mówi Platon, podobni do jeńców, uwięzionych w jaskini i zwróconych twarzami do jej wnętrza, którzy z tego, co się dzieje na zewnątrz jaskini, mogą widzieć jedynie cienie. Znamy bezpośrednio tylko rzeczy, te zaś są cieniami idei.
[16] Zob. D. Lavery, Zdalne sterowanie: rozważania o micie, tłum. A. Piskorz, „Opcje” 1997, nr 4, s. 49-54.



„Człowiek medialny”, który ogranicza swą percepcję świata do narzędzia uzupełniającego i zwielokrotniającego jego zmysły, żyje bardziej w kontakcie z rzeczywistością „teoretycznie możliwą” niż autentyczną. Ma więcej doświadczenia z obrazami, aniżeli z osobami i przedmiotami realnymi. Maleje zasób jego osobistych obserwacji, natomiast w coraz większym stopniu informacje o otaczającym go świecie są wiadomościami z drugiej, a nawet z trzeciej ręki. Środki przekazu pełnią w pewnym sensie rolę lornetki przybliżającej widzowi określony wycinek życia. Niemniej jednak zwróćmy uwagę na fakt, że lornetki używa się, będąc bezpośrednim świadkiem wydarzeń, tymczasem media przybliżając odbiorcy obraz i relacjonując konkretne fakty, oddalają go od wspomnianych wydarzeń w sensie fizycznym. Telewidz otrzymuje w efekcie substytut rzeczywistości.



Konkluzja


Współczesny człowiek w o wiele większym stopniu, niż bywało to dawniej, jest skazany na wiedzę o charakterze pośrednim, „z drugiej ręki”. Jakie pozostają mu w tym względzie możliwości działania? Konieczna jest przede wszystkim troska o niezależność sądu, własne zdanie, analiza i roztropna ocena otrzymywanych komunikatów. Nawet widz kulturalny i świadomy swej roli może stracić orientację wskutek wieloletniego kontaktu z medialną propagandą; to, co w pierwszej chwili było nie do przyjęcia, z czasem staje się obojętne, a nawet możliwe do zaakceptowania. Przypomnijmy zatem złotą receptę, którą sformułowali już starożytni, a powtarzali ją święci i doktorzy Kościoła, choćby św. Franciszek Salezy. Brzmi ona: „Poznaj samego siebie”. Oto niezawodna rada: nieustannie analizuj wszystko to, co dzieje się wewnątrz ciebie i identyfikuj źródła oraz charakter pojawiających się w tobie myśli i obrazów, by wyeliminować te, które są obce (nie pojawiły się jako efekt twojego myślenia, rozumowania oraz aktywności twojej woli) oraz te, które twoje sumienie (oczywiście wciąż budzone i uwrażliwiane) uzna za negatywne.

Pojęcie „wychowanie do mediów” ma w omawianej kwestii wciąż swe zastosowanie. Szczególnie zaszczepienie użytkownikowi postawy krytycznej wobec środków przekazu, która w pierwszym rzędzie angażuje intelekt. Wszak od niego zależy poznawanie rzeczywistości (w tym medialnej) oraz ocena zjawisk. Postulat ten wypada realizować poprzez systematyczne poszerzanie wiadomości na omawiany temat. Wiedza czerpana z literatury przedmiotu, własne przemyślenia oraz opinie innych można z pożytkiem wykorzystywać w stałym kontakcie z mediami, co jest warunkiem formowania dojrzałej postawy krytycznej wobec nich. Nie należy się jednak ograniczać do paru środków przekazu, lecz czerpać z różnych źródeł. Pozwoli to, poprzez porównywanie, „uzyskać stopień wiarygodności zarówno w odniesieniu do danego medium, jak i publikowanych przez nie informacji” – argumentuje bp Lepa.

Dojrzały krytycyzm wobec środków przekazu buduje się także w następstwie dialogu z innymi ludźmi, co umożliwia człowiekowi ćwiczenie dociekliwości intelektualnej. Cudze opinie o mediach i publikowanych treściach mogą doprowadzić do twórczej polemiki, która rodzi względnie obiektywny krytycyzm [17]. Do dyskusji niezbędne są argumenty, stąd przede wszystkim należy zwrócić uwagę na prawidłowy stosunek do prawdy, a wiemy, że różnie z tym bywa w konfrontacji przeciwstawnych opinii, nierzadko nacechowanej potężnym ładunkiem emocji [18].



[17] Zob. A. Lepa, dz. cyt., s. 144.
[18] Zob. tamże, s. 144-145.



***

Piotr T. Nowakowski - doktor nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki; wykładowca Wydziału Zamiejscowego Nauk o Społeczeństwie KUL w Stalowej Woli oraz Instytutu Edukacji Narodowej; autor książek: Sekty – co każdy powinien wiedzieć (1999), Sekty – oblicza werbunku (2001), Fast food dla mózgu, czyli telewizja i okolice (2002), Modele człowieka propagowane w czasopismach młodzieżowych. Analiza antropologiczno-etyczna (2004).