Ponad namiętności

Przemek Hewelt

publikacja 21.06.2009 12:33

Chciałbym zrozumieć. To nie jest dla mnie łatwa rozmowa. Jesteś jednym z moich bohaterów. To chyba naprawdę nie była kobieta dla ciebie. Musiałeś o tym wiedzieć… Warto, 2/2008

Ponad namiętności



Następnego roku, w czasie kiedy królowie zwykli ruszać na wojnę (…) Dawid pozostał w Jeruzalemie
(2. Samuelowa 11,1).


Dawidzie, nudziłeś się, prawda? Miałeś pójść do pracy, ale nie poszedłeś. Miałeś ludzi do roboty. Pan był z tobą, tak niedawno usłyszałeś od Niego, że dom twój będzie trwać na wieki (2. Samuelowa 7, 16). Oto okoliczne narody leżały u twych stóp. Nie było nawet potrzeby, byś sam wyruszył na tę wojnę – wszak wystarczyło wysłać Joaba na czele wojska, a on już wiedział, co robić. Ty zaś mogłeś spokojnie tworzyć nowe strategie, sięgać swoim wzrokiem daleko i rozmyślać, co zrobisz z nowo podbitymi ziemiami.

Co się stało tego wieczora, kiedy wyszedłeś na taras, kiedy zobaczyłeś Batszebę po raz pierwszy? Jak to możliwe, że ty, wielki król, okazałeś się słabszy od własnej namiętności?

Dawidzie, kiedy już wiedziałeś, że to mężatka, żona Uriasza, jednego z najlepszych twoich wojowników, jak bardzo musiałeś się oszukiwać, żeby wydarzyło się to, co się w końcu wydarzyło? Co się stało w tych dniach, gdy chodziłeś niespokojny po pałacu, nie mogąc się opędzić od myśli o niej, nie mogąc spać. Tłumaczyłeś sobie pewnie, że w końcu Uriasz to przybłęda z Hattuszy, że to ty jesteś władcą jego życia. Tak, musiałeś być przekonany, że naprawdę jesteś kimś dużo lepszym od tego cudzoziemca.

Jak to możliwe, że zdobyłeś się na tak wielkie okrucieństwo wobec Uriasza? Przecież byłeś wspaniałomyślny dla innych ludzi: znalazłeś Mefiboszeta, kalekiego syna twojego przyjaciela Jonatana, dałeś mu dom i zaprosiłeś do stołu (2. Samuelowa 9,11). Potrafiłeś wysłać posłów, by pocieszali Ammonitę, królewicza Chanuna, w żałobie po śmierci jego ojca (2. Samuelowa 10, 2). Jak więc mogłeś postąpić tak niegodziwie z Uriaszem, człowiekiem, który opuścił rodzinną Hattuszę i wędrował setki kilometrów, by służyć tobie i dla ciebie narażać życie?

Czy nie zauważyłeś, że przez Uriasza Pan ci błogosławił? Że dzięki temu cudzoziemcowi twój majątek się pomnażał? Jak mogłeś skazać na śmierć człowieka, przez którego słowo Pana stawało się rzeczywistością twojego życia?

Dawidzie, Uriasz miał tylko ciebie, swojego pana i pracodawcę oraz Batszebę, słońce jego życia. Miał też poczucie przyzwoitości, którego tobie zabrakło. Gdy okazało się, że Batszeba jest w ciąży, zacząłeś panikować. Nagle z pozycji potężnego króla spadłeś do roli konkurenta innego mężczyzny. Więcej, ty się tego mężczyzny bałeś. Wiedziałeś, że w momencie, gdy dowie się, że uwiodłeś mu żonę, będzie chciał cię zabić. O tak. Zacząłeś bać się śmierci z ręki tego człowieka.






Teraz sprawy zaczęły toczyć się szybko. Batszeba była już mało istotna. Spiłeś Uriasza i chciałeś jak najprędzej wepchnąć go do jej łóżka, by głupiec myślał, że to jego dziecko. A on, choć nie był Izraelitą, wiedział, że Mojżesz zabraniał współżycia w czasie wojny. Prawo Pana było głęboko wyryte w jego sercu. Dużo lepiej je rozumiał od ciebie.

Dawidzie, doprawdy nisko upadłeś, że wysłałeś na pewną śmierć tego wiernego ci człowieka! Po jednej stronie jesteś ty – zdrajca oraz Joab, przywiązany do ciebie do granic głupoty żołdak. Po drugiej stronie był on – Uriasz, całkowicie zależny od ciebie, mąż twojej kobiety.

Dawidzie, a jednak z nią zostałeś. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się tego po tobie. Sądziłem, że znajdziesz jakiś mniej lub bardziej wysublimowany sposób, żeby zniknęła ci z oczu. Przestała przypominać samym swoim istnieniem o twoim zaślepieniu i grzechu.

Zostałeś z nią, mimo że była uosobieniem twojego upokorzenia. Oto ty, wielki, wspaniały mąż Boży nagle stanąłeś oko w oko z prawdą o sobie: zdradziłeś Pana, zdradziłeś i zabiłeś jednego ze swoich najlepszych żołnierzy, uwiodłeś mu żonę. Ileż ludzkich losów zniszczyłeś za jednym razem!

A jednak z nią zostałeś. Mimo że ten dziwny czar, amok, gorączka, szaleństwo, które złączyły wasz los, już minęły. Mimo że teraz stała przed tobą inna Batszeba: kobieta złamana, ale wciąż ciebie kochająca, pełna poczucia winy za śmierć męża, zdruzgotana śmiercią dziecka. Twojego dziecka. Waszego dziecka. Co zobaczyłeś w zapłakanej Batszebie siódmego dnia po porodzie, gdy słudzy przyszli jej powiedzieć, że wasz synek nie żyje?

Dawidzie, czy podziękowałeś jej, że z tobą została? Czy podziękowałeś Panu, że posklejał wasz związek? Że dał wam miłość w miejsce mieszaniny twojego pożądania i jej fascynacji władzą? Co takiego zrozumiałeś tej nocy, której poszedłeś ją pocieszyć, kiedy poczęliście wasze drugie dziecko – synka Salomona – kiedy oboje leżeliście płaczący i wtuleni w siebie, kiedy ciemność zdawała się nie mieć granic? Czy zrozumiałeś wtedy, co to znaczy pokochać kobietę?

Dawidzie, Pan wyprostował ścieżki twoje i Batszeby wbrew wszystkiemu. Obmył krew, która była na twoich rękach i pobłogosławił waszemu synowi Salomonowi. Pan sprawił, że pamięć o twojej zbrodni nie zaciemniła chwały dzieł Bożych, które dokonałeś. Dawidzie, może to jednak była kobieta dla ciebie?

Przemek Hewelt - bankowiec