Pod sztandarem wolności

Paweł Gumpert

publikacja 21.06.2009 12:42

Wierzę w przemianę serca człowieka. Wierzę, że Bóg jest w stanie sprawić, iż fanatyk, morderca, złodziej, alkoholik czy narkoman zmieni swoje postępowanie. Nie wierzę natomiast w zmianę doktryny politycznej spadkobierców zabalsamowanego wodza, bez względu na to, jak się aktualnie nazywają. Warto, 1/2009

Pod sztandarem wolności



W żadnym innym imieniu nie wymordowano tylu ludzi, co pod sztandarem wolności. Niosąc wyzwolenie, wyrzynano tak okupantów, jak i wyzwalanych, z tym że tych ostatnich często utożsamiano z pierwszymi. Pod tym sztandarem w latach 1939 i 40 wyzwolono chociażby Łotwę, Litwę, Estonię, Besarabię oraz część Polski. Chciano też Finlandię, ale Finowie się nie dali wyzwolić. Oddali część terytorium, sami wycofali się w głąb kraju. Pozostali nie mieli takiej możliwości.

Wyzwoliciel odpowiednio wcześniej zadbał, by wyzwolenie spadło na te narody jak grom z jasnego nieba. Ot, taki dar niebios! Wielki Wyzwoliciel kilkanaście lat przygotowywał się do Wielkiego Wyzwolenia. Będąc kontynuatorem swoich wielkich poprzedników, towarzyszy Lenina i Trockiego (obaj z woli Wyzwoliciela i na wyraźne jego polecenie opuścili ten padół łez), marzył o wolności i pokoju dla całej Europy, ba – całego świata, o czym mówią słowa Międzynarodówki, do 1944 hymn Związku Radzieckiego:

„Ruszymy z podstaw bryłę świata, Dziś niczym, jutro wszystkim my!
Ref. Bój to jest nasz ostatni, Krwawy skończy się trud, Gdy związek nasz bratni Ogarnie ludzki ród.”


Wielki Wyzwoliciel marzył o równości wszystkich ludzi. To on rosyjskiemu chłopu dał ziemię, nie dając mu jednakże dokumentów, co w praktyce sprawiło, że ów chłop został przywiązany do ziemi, tak jak i robotnik do swojej fabryki. Przeprowadzając później przymusową kolektywizację (czyli zabierając, co dał) i rozbudowując do niespotykanych wcześniej na świecie rozmiarów przemysł zbrojeniowy, doprowadził do śmierci głodowej miliony swoich obywateli i ziścił w ten sposób marzenia twórców rewolucji proletariackiej o obozach pracy, w których nikt niczego nie posiada, a każdy jest niczym. No, ale czego się nie robi dla wolności, równości i pokoju.

W roku 1956, już po śmierci Wielkiego Wyzwoliciela, który planował gąsienicami tysięcy czołgów (na początku 1941 jedna tylko fabryka traktorów produkowała dziennie 30 czołgów, a fabryk traktorów w ZSSR było wiele, oj, wiele) rozgnieść zgniłych burżujów i wyzyskiwaczy kapitalistycznych, niosąc uciemiężonym narodom Europy, robotnikom i chłopom „kaganiec” wolności – wszystko to zostało potępione na XX Zjeździe KPZR, który potępił dyktatora i tyrana, piętnując wypaczenia, jakich się dopuścił.

Zapewne dlatego w 1959 ta sama partia poparła dążenie do wolności uciskanego i wyzyskiwanego narodu kubańskiego, wspierając jego rewolucjonistów w przejęciu władzy i wypędzeniu znienawidzonego dyktatora Fulgecio Batisty. Ci sami ludzie pomogli obdarzyć wolnością 6 milionów Kubańczyków. Milion obywateli Kuby zrezygnowało z tego wyzwolenia od razu i wyjechało (dobrowolnie) do znienawidzonych i zdemoralizowanych Stanów Zjednoczonych. Dziesiątki tysięcy natomiast przez ostatnie pięćdziesiąt lat podejmowało mniej (utonęli) lub bardziej (dopłynęli) udane próby „podziękowania” za wolność i spędzenia życia w Stanach. Miało być inaczej niż w Sowietlanzie czy Demoludach, a wyszło jak zawsze.




W imię wolności liczbę 14 więzień – w których Batista przetrzymywał swoich politycznych więźniów, dając im możliwość oglądania TV za pieniądze podatników (lata pięćdziesiąte XX wieku!), dyskutowania do woli o rewolucji i stwarzając względne warunki egzystencji – rewolucyjni wyzwoliciele zwiększyli do ponad 200 (nie pomyliły mi się zera!). O TV skazani mogą zapomnieć, a warunki socjalne za Batisty to był luksus w porównaniu z obecnymi. Pewnie nawet demonizowane Guantanamo szczycić się może bardziej humanitarnymi warunkami egzystencjalnymi.

W imię równości wszyscy (no, z wyłączeniem przedstawicieli władzy) otrzymują podobne uposażenie, z rzędu takich, co to za dużo, aby umrzeć, a za mało, aby żyć. Efekt: w 1959 roku jednym z haseł wyzwolicieli było hasło: „Hawana nie będzie domem publicznym dla Amerykanów na wakacjach”. Dzisiaj prostytucja jest o wiele większym problemem społecznym niż 50 lat temu, prostytutki w Hawanie są tanie jak para majtek, ale jak przyznał Fidel Castro, dzisiejsze prostytutki mają za to wyższe wykształcenie.

W imię braterstwa zakaz opuszczania kraju obejmuje prawie wszystkich obywateli, za wyjątkiem wybitnych sportowców i pojedynczych artystów. Tak jak w ZSRR, zawsze ktoś z bliskich zostaje jako zakładnik, gdyby przypadkiem delegat zapomniał, skąd wyjechał.

Walki wyzwoleńcze i przelewanie krwi (cudzej z reguły) za wolność „waszą i naszą” trwają do dzisiaj. Maszyna uruchomiona w latach dwudziestych ubiegłego wieku przez Wielkiego Wyzwoliciela kręci się jak przeklęte perpetuum mobile, a jego źródła finansowania są świetnie zdywersyfikowane i ukryte. To już nie jest tak, jak na początku poprzedniego stulecia, że Wielki Wyzwoliciel, towarzysz Stalin (wówczas o pseudonimie „Koba”), aby zdobyć środki na prowadzenie działalności wyzwoleńczej towarzysza Lenina, napadał na banki. Ach, to były czasy!

Dzisiaj bojownicy o wolność nie dyskutują raczej o utopijnych ideach. Natomiast tak jak ich starsi koledzy, tam gdzie się pojawią, przynoszą śmierć.

Parafrazując pytanie z filmu Śmierć nadejdzie jutro, należy powiedzieć: dla jednych bojownicy o wolność, dla innych zwykli terroryści […] na usługach zbrodniarzy.

To ciekawe, jak pamięć zawodzi, a kolejne pokolenia okazują się tak samo naiwne. W sierpniu 1939 roku Adolf Hitler zaufał Wielkiemu Wyzwolicielowi – Józefowi Stalinowi i zwarł z nim układ, dzieląc w ten sposób Polskę i, de facto, Europę. Dzięki temu paktowi, znanemu jako „Pakt Ribbentrop – Mołotow”, Hitler mógł zwrócić swoje zainteresowanie na Zachód, ku Francji i Anglii. Nie wiedział tylko, że tuż po podpisaniu paktu Stalin cieszył się jak dziecko: „Oszukałem go, oszukałem Hitlera”, jak wspomina Nikita Chruszczow. Plan był bardzo prosty i stary. Stalin znał klasyków.







„Niech ci wszyscy szubrawcy […] rozprawią się najpierw między sobą, niech się wykończą do cna, skompromitują wzajemnie i przygotują w ten sposób grunt dla nas” – pisał Fryderyk Engels do Eduarda Bernsteina 12 czerwca 1883 roku. Hitler zorientował się w 1940, że Stalin wystawił go do wiatru, ale było już za późno. Zrobił jedyną rzecz, jaką w takiej sytuacji mógł uczynić. Popełnił samobójstwo. W przenośni, atakując 22 czerwca 1941 Związek Sowiecki (uprzedzając tym samym planowany atak Sowiecki o dokładnie 2 tygodnie), i dosłownie, w maju 1945. Naród niemiecki zapłacił za tę głupotę wielką cenę, a konstruktor i inicjator rozróby zwanej II wojną światową został Wielkim Wyzwolicielem.

Strach pomyśleć, co by było, gdyby Hitler nie zaatakował pierwszy i fala wyzwolicieli ruszyłaby nie w 1944, ale 6 lipca 1941, jak zaplanował Wielki Wyzwoliciel. Obawiam się, że Karol Wojtyła nie miałby szans, by wybrano go Papieżem, a ja, by napisać ten felieton. Swoją drogą, jeżeli wierzymy, że Bóg jest Panem także historii i że to, co się na świecie dzieje jest pod Jego kontrolą, to zadziwiające jest, że użył zbrodniarza i psychopaty Adolfa Hitlera, aby powstrzymać innego wyrafinowanego zbrodniarza, Józefa Stalina.

Pewnie zastanawiasz się, czytelniku, w jakim celu odwołuję się do tych wszystkich wydarzeń. Przypomniałem sobie o nich, obserwując farsę powstałą wokół zakręconych kurków z rosyjskim gazem. Obserwując naiwność i brak refleksji europejskich przywódców. Ich próbę bycia poprawnym politycznie za wszelką cenę. Szczególnie niepokoi ten brak u Pani Kanclerz. W końcu córka pastora, kobieta i na dodatek wychowana we wschodnich Niemczech. Czyżby pamięć zawiodła?

Wierzę w przemianę serca człowieka. Wierzę, że Bóg jest w stanie sprawić, iż fanatyk, morderca, złodziej, alkoholik czy narkoman zmieni swoje postępowanie. Wierzę w to, bo świadczy o tym choćby przykład Apostoła Pawła, przemiana, jaka się w nim dokonała. Świadczy o tym życie wielu ludzi, których spotkałem w ostatnich latach. Bóg uwolnił ich z nałogów, pozwolił znaleźć miejsce w społeczeństwie, uzdrowił ich relacje i emocje. Zdjął zasłonę zaślepienia z ich duchowych oczu.

Nie wierzę natomiast w zmianę doktryny politycznej spadkobierców zabalsamowanego wodza, bez względu na to, jak się aktualnie nazywają.

Uzależnienie, podporządkowanie, zdominowanie i w ostateczności wyniszczenie były celem polityki towarzyszy Lenina, Stalina i ich następców, i zawsze robiono to w imię wolności, pokoju i dobra ludzkości. Jak do tej pory chyba jedynie prezydent Ronald Reagan miał odwagę nazwać rzecz po imieniu, określając Związek Sowiecki jako „imperium zła”. Myślę, że w imię wolności nie tylko można, ale trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Te wielkie, ale też te małe.

Paweł Gumpert - diakon, inżynier budownictwa