Gonitwa za wiatrem

Przemek Hewelt

publikacja 26.09.2009 10:57

Wygląda na to, że trzy tysiące lat po Salomonie ciągle kręcimy się wokół tych samych problemów i dążeń. Pragniemy pójść za tym, co pociąga oczy i serce, nawet jeśli droga do tych celów nie wiedzie Bożymi ścieżkami. Warto, 2/2009

Gonitwa za wiatrem



Salomon, król Izraela, jest jedną z tych postaci biblijnych, o których możemy dowiedzieć się bardzo dużo – jego życie jest opisane zarówno w Pierwszej Księdze Królewskiej, jak i Drugiej Księdze Kronik. Co więcej, autorstwo dalszych trzech ksiąg biblijnych jest przypisywane właśnie Salomonowi (Pieśń nad Pieśniami, Księga Przypowieści Salomona oraz Księga Kaznodziei Salomona). Zakładając, że Salomon rzeczywiście miał istotny wpływ na ich treść, całość zapisów biblijnych rysuje intrygujący obraz historii człowieka, który miał wszystko, czego można w tym życiu zapragnąć.

Czytając dzieje Salomona, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że był to swoisty eksperyment laboratoryjny Pana Boga: „Spójrzcie, oto życie człowieka, któremu nie dałem zaznać trosk życia doczesnego. Od pierwszego do ostatniego dnia jego życie osłaniałem i nie dałem mu zaznać kłopotów, niedostatku, wojen. Nawet gdy postanowiłem go ukarać za bałwochwalstwo podziałem królestwa Izraela, to stało się to już po jego śmierci i nie musiał tego oglądać. Miał wszystko. I teraz odpowiedzcie sobie sami na pytanie – czy był szczęśliwy?”.

Księgi historyczne Biblii zwracają szczególną uwagę na działalność Salomona jako władcy. Trzeba przyznać, że po swoim ojcu Dawidzie przejął królestwo silne i dobrze rządzone. Dzięki talentom i mądrości, Izrael w sprawach wewnętrznych zaznał dobrobytu, a w stosunkach z sąsiadami – pokoju. Jego mądrość i bogactwo były niezrównane. Jego historia wykazuje, że powinien być człowiekiem ze wszech miar spełnionym i sytym życia.

Kiedy jednak spojrzymy na jego słowa zapisane w Księdze Kaznodziei Salomona, to w jej dwunastu rozdziałach rozprawia się on krok po kroku z wszelkimi mitami na temat tego, co daje radość w ludzkim rozumieniu, czyli „pod słońcem”, jak to ujmują słowa księgi. Był w tej szczęśliwej sytuacji, że wszystko, czego zapragnął, wszystko to osiągnął. Jak sam pisze: „Niczego, czego zapragnęły moje oczy, nie odmawiałem im: nie wzbraniałem memu sercu żadnego wesela, owszem, moje serce radowało się z wszelkiego mojego trudu. I taka była moja nagroda za wszelki mój trud. Potem zwróciłem uwagę na wszystkie moje dzieła, których dokonały moje ręce i na mój trud, który włożyłem w moją pracę. I oto: wszystko to jest marnością i gonitwą za wiatrem i nie daje żadnego pożytku pod słońcem” (Księga Kaznodziei Salomona 2,10–11).

Dalej Salomon wprost odnosi się do tego, co odbiera mu radość i poczucie spełnienia. Przede wszystkim zobaczył, że mimo wielkiej ziemskiej władzy nie może zapanować nad czasem i konsekwencjami jego upływu. Większość rozdziału trzeciego księgi to właśnie rozważania nad czasem różnych wydarzeń w życiu człowieka: rodzenia i umierania, sadzenia i wyrywania tego, co zasadzone, czas milczenia i mówienia, czas kochania i nienawidzenia…

Salomon maluje tu wielki obraz ludzkiego losu wraz z różnymi przeżyciami i wydarzeniami. I stwierdza swoją bezsilność – on, wielki władca, jest bezsilny wobec prostych i oczywistych kolei życia, takich samych dla niego i dla jego poddanych, dla mądrego i głupiego, dla sprawiedliwego i niesprawiedliwego.

Poczucie marności i bezsilności budzi w Salomonie u schyłku jego życia refleksję samokrytyczną i zrozumienie dla słabości innych. Widzę w tym coś niezwykłego u osoby zimnej i bezwzględnej w sprawowaniu władzy. Wszak na początku swojego panowania nie zawahał się zabić swojego starszego brata Adoniasza dla utrwalenia swojej władzy (Pierwsza Księga Królewska 2,13–25). Wiele lat później Salomon wypowiadał słowa dużo bardziej wyważone i łagodne: „Nie zważaj także na wszystko, co się mówi, abyś nie słyszał swojego sługi, który ci złorzeczy. Wie bowiem twoje serce, że i ty często złorzeczyłeś innym” (Księga Kaznodziei Salomona 7,21–22).




A mądrość? Co z mądrością? Przecież Salomon był obdarzony mądrością, darem, o który sam prosił Pana, by mógł rządzić nad Izraelem, i który był mu dany w obfitości. Jak jednak sam Salomon ocenia go pod koniec swojego życia? „Pomyślałem, chcę być mądrym, lecz mądrość była daleko ode mnie. Dalekie jest to, co się dzieje, niezgłębione, niezgłębione. Któż to odkryje?!” (Księga Kaznodziei Salomona 7,23–24). Nie ukrywam, że dla mnie jest to zadziwiające: oto „laboratoryjny” przykład człowieka bez problemów, wręcz skazanego na sukces, który pełnymi garściami korzystał z wszystkiego, co dostępne na tym świecie i za czym ludzie tęsknią, pod koniec życia dochodzi do wniosku: nie o to chodziło!

No to o co chodzi, Salomonie?

Odpowiedź, jakiej udziela pod koniec księgi jest dość lakoniczna i w sumie mało odkrywcza: „Wysłuchaj końcowej nauki całości: Bój się Boga i przestrzegaj jego przykazań, bo to jest obowiązek każdego człowieka” (Księga Kaznodziei Salomona 12,13). Czyli: idź za tym, co ci sumienie podpowiada i powinno być dobrze. Po synu króla Dawida oczekiwałbym nieco większej głębi rozumienia tego, co boskie i tego, co ludzkie.

Wygląda na to, że trzy tysiące lat po Salomonie ciągle kręcimy się wokół tych samych problemów i dążeń. Pragniemy pójść za tym, co pociąga oczy i serce, nawet jeśli droga do tych celów nie wiedzie Bożymi ścieżkami.

Psychologia zdaje się podpowiadać, że najgłębsze motywy ludzkiego działania ogniskują się wokół trzech motywów: mocy, afiliacji i osiągnięć. Ludzie o silnym motywie mocy czerpią przyjemność z kierowania innymi ludźmi i wpływania na nich. Ludzie o silnym motywie afiliacji pragną dobrych relacji z innymi ludźmi, co będzie dawać im poczucie przynależności do grupy, akceptacji i bezpieczeństwa. Natomiast ludzie o silnym motywie osiągnięć doświadczają satysfakcji z radzenia sobie z trudnymi i wymagającymi sytuacjami[1].

To jest ludzka natura – tyle, że te same motywy mogą prowadzić do osiągnięcia celu w sposób zgodny z ewangelią albo w sposób, który ewidentnie przynosi krzywdę innym ludziom. Zaspokojenie potrzeby afiliacji poprzez rozbijanie istniejącego małżeństwa jest czymś innym niż budowanie związku z osobą wolną. Pragnienie awansu czy stanowiska kierowniczego prowadzące do nieeleganckiego „wycinania” konkurentów jest czymś innym niż stanięcie do rzetelnego konkursu. A przypisywanie sobie zasług innych ludzi, kradzież prac naukowych i przedstawianie ich jako swoje jest czymś innym niż wieloletnia praca ukoronowana zakończonym projektem, pracą doktorską czy też habilitacyjną.

Jeden z komentatorów Biblii, dr T. Davison, w następujący sposób komentuje relację między Księgą Kaznodziei Salomona a ewangelią Jezusa: „Są takie chwile w życiu człowieka, gdy nie jest on gotowy zasiadać u stóp Jezusa i lepiej dla niego udać się do szkoły Koheleta. Serce musi zostać opróżnione zanim będzie je można naprawdę napełnić. Współczesny kaznodzieja musi czasem wdrażać lekcję, która się nigdy przedawnić nie może: „Bój się Boga i przestrzegaj jego przykazań, bo to jest obowiązek każdego człowieka”. Musi przyjść do Chrystusa, by nauczyć się to robić skutecznie i poznać lekcje trudniejsze, do których ta stanowi tylko przygotowanie”[2].

No tak, tylko mam wrażenie, że wszyscyśmy tak naprawdę ze szkoły Koheleta. Wszyscy jesteśmy poddani prawom i ograniczeniom natury. Skoro Salomon, ze swoim całym życiem „pod kloszem Pana Boga”, zmagał się z elementarnymi dylematami życia i ograniczeniami wynikającymi z niedoskonałości ludzkiej natury, to czym więcej my, którzy aż tak wygodnego i sytego życia nie mamy? Myślę, że warto jest przegryźć się przez te dwanaście rozdziałów Księgi Kaznodziei, żeby pozbyć się złudzeń co do siebie, swojego życia i otaczającego świata. Żeby móc stanąć przed Jezusem i powiedzieć: „Tylko Ty, Panie! Już wiem, że tylko w Twoich rękach moje życie i moje zbawienie”.

*****

Przemek Hewelt – bankowiec




[1] Jacek Neckar, Nie pytaj mnie, dlaczego to zrobiłem, w: „Charaktery – Psychologia dziś”, zeszyt 1/2009.
[2] Za: William MacDonald, Komentarz biblijny do Starego Testamentu, Wydawnictwo Areopag, Jastrzębie Zdrój 2006, s. 606.