Nie mamy czego się wstydzić

Rozmowa z nowo wybranym przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, prof. Jerzym Buzkiem

publikacja 26.09.2009 10:43

Jest otwarty na innych. Uważa, że polityka nie jest sprawą osiągania rzeczy idealnych, tylko takich, które w danym momencie są możliwe, a jednocześnie nie naruszają naszego świata wartości i przekonań. Warto, 2/2009

Nie mamy czego się wstydzić



ŁUKASZ OSTRUSZKA: Panie profesorze, czy czuje się Pan trochę jak egzotyczny przypadek w świecie polityki? Ewangelicki premier w rzymskokatolickim rządzie, w rzymskokatolickim kraju?

JERZY BUZEK:
Czuję się całkiem normalnie, bo Polska jest krajem chrześcijańskim. To jest najważniejsze. Przynajmniej większość z nas łączy wiara w Jezusa Chrystusa i przynależność do jednej ojczyzny. To są tak silne czynniki łączące, że wszystkie inne sprawy mają mniejsze znaczenie.

A czy odrębność wyznaniowa pomagała Panu, czy też sprawiała trudności?

– W Polsce nie miałem z tym trudności, bo jesteśmy od wielu stuleci krajem tolerancyjnym. To właśnie tutaj schronienie znajdowali ludzie prześladowani w innych krajach. Mamy pod tym względem wspaniałe tradycje. Mój wybór na premiera polskiego rządu w sytuacji, kiedy ewangelików jest grubo poniżej jednego procenta w naszym kraju, jest najlepszym dowodem pełnej otwartości.

Jedyne komplikacje pojawiły się w kontaktach ze współwyznawcami, którzy dziwili się na przykład mojemu uczestnictwu w rzymskokatolickich uroczystościach. Uważam, że jest to zupełnie normalne, absolutnie niezbędne, jeśli Polak chce reprezentować Polskę i wszystkich obywateli kraju, a nie tylko wybranych. To w żaden sposób nie zagrażało mojej integralności czy moim przekonaniom ani temu, że pozostałem wierny mojemu wyznaniu, w którym zostałem ochrzczony i wychowany.

Jerzy Pilch mówi, że ukształtowali go wiślańscy luteranie. Co ukształtowało osobowościowo i politycznie Jerzego Buzka?

– Pochodzę ze Śląska Cieszyńskiego i na tym terenie w czasach, kiedy byłem młodzieńcem, więcej było ludzi wyznania ewangelickiego. Urodziłem się na Zaolziu i na tym styku polsko-czesko-słowacko-niemieckim było to wielkie wyzwanie polskości i obrona tego przed agresywnym działaniem z zewnątrz.

W Chorzowie, czy szerzej na Śląsku, gdzie dojrzewałem, była mieszanka narodowości, wyznań, kultur i takie właśnie środowisko mnie ukształtowało. Dlatego jestem otwarty i wrażliwy na odczucia i przekonania innych ludzi. Nie zmieniają one moich przekonań i odczuć, ale wiem, że mają one prawo być inne niż moje. Środowisko wiślańskie nie miało takiej różnorodności, w związku z tym pana Jerzego Pilcha ukształtowały jednak inne warunki niż mnie.

Polityka często kojarzy się z brudem, mówiąc kolokwialnie, ze zgniłymi kompromisami. Jak Pan profesor sobie radził z dylematami z tym związanymi?

– Kompromis, o którym myślę, nie ma nic wspólnego z brudną polityką. Brudna polityka to polityka nieuczciwa. Jeśli w kompromisie mówimy wyraźnie, jakie sprawy możemy osiągnąć, a jakie nie i mówimy też dlaczego, to jest on uczciwy. Musimy się porozumieć z innymi partnerami na scenie politycznej, by osiągnąć cokolwiek.

Polityka nie jest sprawą osiągania rzeczy idealnych, tylko takich, które w danym momencie są możliwe, a jednocześnie nie naruszają naszego świata wartości i przekonań. Kompromis to jedyny sposób posuwania spraw publicznych do przodu. Trzeba zawierać go w sposób uczciwy, otwarty i znany wszystkim.




Pracuje Pan w Parlamencie Europejskim, obserwuje procesy zachodzące w Europie. Jaki jest poziom życia duchowego na naszym kontynencie i jak można porównać ten stan z Polską?

– Polska jest w lepszej kondycji duchowej, jeśli chodzi o poziom uczestnictwa w zbiorowym życiu chrześcijan, ale także o indywidualne przekonanie, że głęboka wiara jest niezbędna w życiu i jest źródłem podtrzymującym nas duchowo i fizycznie.

Nie mamy czego się wstydzić, możemy nawet być przykładem dla innych. Obserwuję, że w krajach, gdzie odejście od spraw wiary jest daleko zaawansowane, życie społeczne i publiczne, obywatelskie wiele traci. O tym się dziś przekonuje wielu ludzi także w Parlamencie Europejskim. Mamy wspólne spotkania, na kolacjach, na których wspólnie modlimy się i rozmawiamy.

Przychodzą posłowie różnych frakcji?

– Różnych, najwięcej chadeków i konserwatystów, ale są też socjaliści i zieloni.

A czy można powiedzieć, że Europa odeszła od Boga? Jak to się może skończyć?

– Jest taka tendencja na separowanie się albo na tzw. polityczną poprawność, która nakazuje nie wspominać w ogóle o chrześcijańskich korzeniach Europy albo o ludziach wierzących. Trudno oceniać to pozytywnie, uważam, że to gubi Europę, tracimy swoją tożsamość. Mam takie przekonanie, że niezbędna jest świadomość, iż powrót do korzeni jest konieczny, jeśli chcemy przetrwać trudne czasy.

Ale z drugiej strony polityka często wkraczała w sferę duchową, a sfera duchowa w politykę. Kończyło się to opłakanym stanem końcowym obu. Czy miał Pan profesor taką sytuację, w której pomyślał sobie: „przekroczyłem tę granicę pomiędzy polityką i religią, muszę to naprawić”?

– Ta granica jest w Polsce bardzo dobrze wyznaczona i całkiem naturalna. Tworzą ją założenia i reguły konkordatu i jest to autonomia kościołów i państwa. Nie oznacza to, że one wzajemnie na siebie nie wpływają, ale każda ze zbiorowości, każdy z kościołów i państwo działają według własnych reguł, ale też wszystkie wspomagają się nawzajem.

Następuje synergia, wzajemne wzmacnianie. Konkordat, który został podpisany z Kościołem rzymskokatolickim można wynegocjować i należy wynegocjować i podpisać z każdym innym Kościołem. Jest to w każdej chwili do osiągnięcia. Te same zasady, zależności, jakie są pomiędzy Kościołem rzymskokatolickim a państwem, powinny obowiązywać i przysługiwać każdemu innemu Kościołowi w Polsce. Do tego trzeba dążyć.

Chodzi mi jednak o to, czy Pan osobiście miał kiedyś wrażenie, że przekroczył tę granicę pomiędzy religią a państwem?

– Nie. Nigdy nie miałem świadomości przekroczenia takiej granicy.

Na koniec chciałbym zapytać o Pana osobisty wymiar wiary. Czy mógłby Pan profesor powiedzieć, co Bóg zrobił dla Pana?

– Często słyszę, kiedy ludzie mówią o konkretnych wydarzeniach. Nie chciałbym wymieniać jednego. Mam bardzo wiele przykładów nadzwyczajnego działania Opatrzności. Bardzo optymistycznie oceniam to, co wydarzyło się w moim życiu – to wszystko jest dla mnie świadectwem Bożego działania.