Pokolenie - marzenie. Chrześcijańska kontrkultura XXI wieku?

Małgorzata Bilska

publikacja 07.12.2006 19:12

My, ludzie świeccy, mamy być zwyczajni jak sól – zmieniająca smak potrawy, twórczy na co dzień – jak zaczyn zakwaszający ciasto. Zakwaszanie i solenie wywołują w cieście, także społecznym, zmiany nieodwracalne. Więź, 12/2006

Pokolenie - marzenie. Chrześcijańska kontrkultura XXI wieku?





Termin „pokolenie JP2” wyszedł daleko poza kręgi katolickie. Pojęcie to bywa jednak bardzo różnie interpretowane, co z jednej strony wywołuje zamęt, a z drugiej sprzyja zakorzenianiu się mitu pokolenia, które zmieni świat. Miałoby ono przynieść wiosnę Kościołowi, a Europie pozwolić odzyskać wiarę w człowieka, wyjść z autodestrukcji postmodernizmu i odnaleźć nadzieję.

Promotor idei „pokolenia JP2” w Polsce, Zbigniew Nosowski, podkreślił w „Tygodniku Powszechnym”, że pojęcie to od początku stanowiło hasło programowe na przyszłość, wyrażało pragnienie zmiany, proroctwo, zapowiedź wielkich zadań, tęsknotę i poczucie powinności [1]. Tekst Nosowskiego uważam za ważny i inspirujący. To tekst pionierski i podpisuję się pod większością jego twierdzeń.

Nie zgadzam się jednak z dwiema tezami autora, które są kluczowe dla ewentualnego programu pokolenia JP2 i szansy na jego realizację. Po pierwsze, przeżyciem „generacyjnym”, konstytuującym owo pokolenie, nie był – według mnie – cały pontyfikat Jana Pawła II, lecz wspólne przeżywanie jego odejścia, „doświadczenie kwietniowe”, które autor uznaje tylko za najmocniejszy akord wieloletniego procesu. Po drugie, zmiana kulturowa, postulowana przez autora, dokona się – wbrew temu, co pisze Nosowski – albo poprzez ruch masowy, albo też pozostanie marzeniem.

MŁODZI ZE STARSZYMI

Termin „pokolenie JP2” narodził się spontanicznie po Światowych Dniach Młodzieży w 1997 roku. Duża część zwolenników łączy go z młodzieżą i do tej grupy redukuje jego sens. Nosowski nie zamyka się w ciasnych definicjach. Konsekwencją są jednak liczne niespójności, które stały się zaproszeniem do polemiki.

Do konfliktu pokoleń może dochodzić nie tylko w rodzinie, lecz także w skali społecznej. Taki właśnie bunt pokoleniowy kształtował pokolenie ‘68, które Nosowski często przywołuje. Janusz Poniewierski zwrócił już uwagę, że zachodnia kontrkultura miała własnego „proroka” Jana Pawła – Jeana Paula Sartre’a (wraz z Simone de Beauvoir, oczywiście). Warto zauważyć też, że dzieci-kwiaty określały społeczeństwo konsumpcyjne Zachodu mianem „cywilizacji śmieci”, o czym nie wiedzą współczesne „dzieci Jana Pawła II”, używając pojęcia „cywilizacja śmierci” dla krytyki hedonistycznej i nihilistycznej kultury. Postawę typu „mieć” młodzi z pokolenia ’68 przeciwstawiali postawie „być”. Kryzys wartości lat sześćdziesiątych był postrzegany jako efekt nadmiaru „śmieci”, a za takie uważano wszystkie dobra wyprodukowane niepotrzebnie.


[1] Zbigniew Nosowski, „Pokolenie JP2 – inaczej”, „Tygodnik Powszechny” z 9 kwietnia 2006. Opublikowany tam tekst to fragmenty referatu wygłoszonego 31 marca 2006 r. na Uniwersytecie Warszawskim podczas konferencji „Pokolenie JP2 – źródła i szanse” zorganizowanej przez Instytut Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz „Więź”, Instytut Politologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Instytut Badań nad Podstawami Demokracji i Polskie Forum Obywatelskie. Pełna dokumentacja konferencji ukaże się wkrótce drukiem w książce przygotowywanej przez Instytut Socjologii UW.




Kontrkultura odcinała się od pamięci, uprawiając kult młodości i zmiany. Schedą po niej jest dziś uporczywe szukanie źródeł zanegowanej tożsamości w tradycjach wszystkich innych niż chrześcijańska. Kontrkultura, jak każda rewolucja, uległa „logice wahadła”, która skazuje nas na bieguny skrajności. Oczywiście Kościół też był wtedy jednostronny, próby wprowadzenia zmian były potępiane i odrzucane. Dopiero II Sobór Watykański, który miał miejsce w latach 1962-1965, a więc w czasie dojrzewania pokolenia ’68, otworzył katolików na dialog ze światem.

Jan Paweł II był w Kościele prekursorem postawy umiejętnie łączącej tradycję z nowoczesnością. Jednym z jego niezwykłych osiągnięć II było przekroczenie sztywnych granic pokoleń i zaszczepienie w hierarchicznej instytucji Kościoła nowej kultury, którą – parafrazując znaną typologię Margaret Mead – można by nazwać post-prefiguratywną, tj. taką, w której starsi i młodsi uczą się od siebie wzajemnie [2].

Chrześcijańska kontrkultura XXI wieku nie może być tylko ruchem młodzieżowym – przecież sam Jan Paweł II stał się symbolem jedności pokoleń: przez całe życie łączył młodość apostoła Jana i doświadczenie życiowe Pawła. Niezależnie od szacunku dla tradycji, niezbędny jest przekaz obustronny i to w wielu wymiarach – np. dążenie do tego, by starsi darzeni byli szacunkiem, ale i sami chętnie uczyli się od młodych, by mężczyźni słuchali kobiet, będących autorytetami w wielu dziedzinach, a świeccy też kształtowali Kościół, stawiając wymagania księżom, zamiast ograniczać się do spełniania ich oczekiwań. Zamiast naśladować kontrkulturę, wróćmy do własnych korzeni – czy Chrystus wyznaczał granice wieku swoim uczniom?

PRZEBUDZONY OLBRZYM

Nosowski definiuje pokolenie JP2 następująco: tysiące młodych ludzi z całego świata, którzy za swego duchowego przewodnika wybrali Papieża, przy czym afiliacja miałaby się jednak dokonać poprzez świadomy akt wyboru, a nie poprzez datę urodzenia. Definicja ta jest logiczną konsekwencją przyjmowania za przeżycie „pokoleniowe” licznych spotkań Jana Pawła II z młodzieżą z całego świata.

Redaktor „Więzi” pozostaje jednak niekonsekwentny. Jeżeli rzeczywiście pojęcie „generacja JP2” ma sens nie jako opis grupy wiekowej, lecz grupy etosowej, jak dalej pisze sam pisze, to dlaczego ów etos ma się ograniczać wyłącznie do międzynarodowej wspólnoty ludzi młodych? Co to w ogóle znaczy – ludzie młodzi? Czy kryterium młodości jest ukończenie 25 lat, 30 lat czy 35? I jak się ma to stwierdzenie do artykułu tego samego autora, pisanego dwa lata wcześniej, w którym twierdził, że po ćwierć wieku pontyfikatu pokolenie JP2 to faktycznie ludzie różnych generacji. [...] Do „generacji JP2” należą i dzisiejsi czterdziestolatkowie, dla których kluczowymi wydarzeniami były Sierpień ’80 oraz stan wojenny, i dzisiejsi nastolatkowie, dla których Polska komunistyczna jest już wyłącznie zamierzchłą przeszłością. A dalej: Pomimo wszelkich oczywistych różnic starsze i młodsze duchowe dzieci Papieża mają wiele wspólnego [3].


[2] Według Margaret Mead kultury dzielą się na postfiguratywne – czyli takie, w których przekaz socjalizacyjny jest jednostronny i przebiega od ludzi starszych, obdarzonych niepodważalnym autorytetem, do młodych; kofiguratywne – w których istotny jest przekaz horyzontalny (dzieci uczą się wzajemnie od rówieśników) oraz prefiguratywne – w których starsi nie nadążają za tempem zmian, więc młodzi stają się ekspertami (a tym samym autorytetami). Kolejność ta wyznacza etapy ewolucji naszej kultury. W koncepcji Mead najstarsza kultura postfiguratywna zwrócona jest ku przeszłości, charakteryzuje ją bezrefleksyjny stosunek do tradycji. Prefiguratywna, nam współczesna – przeciwnie: zaczyna niejako wciąż od nowa, a tradycja ciąży jej niczym balast.
[3] Zob. Z. Nosowski, „Czy »generacja JP2« zmieni świat?”, w: „Pamięć przyszłości. Stefanowi Wilkanowiczowi na początek dziewiątej dekady”, red. Janusz Poniewierski, Kraków 2005. Tekst ten jest dostępny także na witrynie internetowej KAI: http://jp2.ekai.pl/jp2/nosowski_jp2.html, a nosi znamienną dedykację: Panu Stefanowi Wilkanowiczowi – który choć wedle kalendarza starszy, duchem też należy do "pokolenia JP2".






Co jest więc tak naprawdę decydujące – wiek, wybór danego etosu, a może oba te kryteria jednocześnie? Co ma większe znaczenie – subiektywna identyfikacja z nauczaniem Jana Pawła II czy obiektywna przynależność do Kościoła katolickiego? Można by stwierdzić, że starsze i młodsze dzieci mają jednego ojca i wspólny etos, który nie zależy od wieku. Jeżeli jednak za główne kryterium uznamy etos, to nie został on nigdzie zdefiniowany ani opisany; każdy może rozumieć go tak, jak chce; podobnie jak naukę Papieża.

Jeśli mamy poważnie myśleć o przyszłych zadaniach pokolenia JP2, najwyższa pora precyzyjnie określić etos i wartości kultury, którą ma ono tworzyć. Moim zdaniem należy ten etos budować wokół kluczowej papieskiej tezy, że człowiek jest drogą Kościoła („Redemptor hominis”). Nosowski często przywoływał to zdanie z nauczania Papieża, ale wymaga ono dookreślenia, gdyż niektórym człowiek-jednostka kojarzy się od razu z zagrażającym ładowi instytucjonalnemu indywidualizmem, zgubnymi dla wspólnoty prawami człowieka...

W socjologii etos oznacza obowiązujące i realizowane w danej zbiorowości lub grupie społecznej ideały wzory zachowania, które są dobrze określone i jednoznaczne. Wyróżnikiem i zaletą pojęcia etosu jest to, że odnosi się ono do norm i wartości oraz obejmuje ich zasady konkretnego i stosunkowo jednoznacznego odniesienia do zachowań społecznych [4] (podkreślenie – MB). Etos nie oznacza wartości deklarowanych, ale te realizowane w praktyce przez członków zbiorowości. Czy wybór wartości ma związek z liczbą lat? Co jest ważniejsze – wybrany przez nas etos czy wiek, który nie jest zależny od naszej woli?

Jaką datę można by uznać za początek procesu formowania się pokolenia JP2? Dzień wyboru Karola Wojtyły na papieża, czy może datę pierwszych Światowych Dni Młodzieży? A może jednak właściwe pokolenie JP2 zaczęło się 2 kwietnia 2005? Wtedy kategorię „generacji JP2” moglibyśmy poszerzyć na świeckich – „śpiącego olbrzyma” Kościoła.

Doświadczenie agonii, a potem pogrzebu Papieża, nie różnicowało nas ze względu na wiek. Mam jednak wrażenie, że w pewien szczególny sposób przeżyła ten czas jedna, wyraźnie wyodrębniona kategoria ludzi – katolicy świeccy. Oto bierni zazwyczaj parafianie potrafili iść do tych, którzy mają klucze od kościołów, by zwrócić im uwagę, że drzwi muszą być otwarte. Takiej pewności, że od księdza można wymagać, że jesteśmy podmiotem działań, a nie jedynie przedmiotem troski duszpasterskiej – nie da się zapomnieć. Z bezkształtnego laikatu zmieniliśmy się na ten czas w żywą wspólnotę.

W różnych tekstach o pokoleniu JP2 przewija się przekonanie, że otrzymaliśmy dar, którego nie wolno zmarnować. Termin „pokolenie” budzi zainteresowanie, jest modny. Trudności definicyjne nie znaczą bynajmniej, że opisywany fenomen nie istnieje. Każde zjawisko społeczne in statu nascendi sprawia kłopoty definicyjne. W nauce roi się przecież od nieścisłości dotyczących zjawisk powszechnie znanych: wie o tym każdy, kto badał i opisywał postkontrkulturowe (ponowoczesne) zjawiska, takie jak choćby new age czy feminizm.


[4] Tadeusz Szawiel, „Etos”, w: „Encyklopedia socjologii”, t. I, Warszawa 1998, s. 202.




NADZIEJA PONAD SOCJOLOGIĄ

Wyróżnikiem koncepcji Nosowskiego jest nacisk położony na zmianę społeczną i tworzenie alternatywy kulturowej. Tak wyraźne sformułowanie celu, do jakiego pokolenie JP2 powinno dążyć, uważam za trafne. Pozwala to bowiem na postawienie dwóch kluczowych pytań: kto ma być podmiotem tej zmiany i jakiego typu działań – formalnych czy nieformalnych, zbiorowych czy indywidualnych – wymaga osiągnięcie pożądanego stanu rzeczy. Liczne dyskusje na ten temat wyrażają, jak sądzę, potrzeby wielu osób i są znakiem nadziei na oczekiwaną zmianę. Inaczej niż w przyrodzie, wiosna nie zakwitnie jednak sama, trzeba ją jakoś przywołać.

Poszukiwanie pokolenia JP2 wynika z chęci przezwyciężenia marazmu i wyjścia z defensywy, w jakiej znaleźli się katolicy. W latach sześćdziesiątych Kościół – atakowany do tej pory przez scjentystów i pozytywistów – nagle musiał się zmierzyć z hasłami hipisowskiej rewolty studentów, którzy głosili hasło sex-drugs-rock’n’roll i bezczelnie odwoływali się do własnego doświadczenia i potrzeby autentyczności, zamiast do oświeceniowych praw rozumu. Pytali o prawa człowieka, wyrzekali się przemocy i domagali się ponownego „zaczarowania świata”, wbrew logice materialistycznej wydajności. Jeszcze nigdy w dziejach młodzież nie miała takiego wpływu na historię. Trzeba jednak pamiętać, że był to ruch sprzeczny z kulturą chrześcijańską. Różnorodny, czasem wewnętrznie sprzeczny, czerpał z myśli szkoły frankfurckiej, psychologii głębi, religii Wschodu, tradycji ezoterycznych oraz dekonstrukcji postmodernizmu.

Aby zatem w pełni zrozumieć to, co umownie nazywamy pokoleniem JP2, trzeba sięgnąć do własnych korzeni. Do agonii Jezusa, która trwała trzy dni. To Jego śmierć jest końcem i początkiem.

Anna Świderkówna w swoich pracach o Biblii zwraca uwagę na fakt, że po śmierci Jezusa Jego uczniowie przeszli metamorfozę – z tchórzliwych, wątpiących ludzi zmienili się w odważnych świadków zmartwychwstania, którzy nie bali się odrzucenia, prześladowań, męczeństwa ani śmierci. Jak to się stało, że dwunastu rybaków, celników i rolników, kilkanaście kobiet i kilkudziesięciu uczniów zapoczątkowało na terenie cesarstwa rzymskiego procesy, które bezpowrotnie odmieniły oblicze cywilizacji, a stało się to już po śmierci ich Mistrza? Nie ma na to dobrego wytłumaczenia socjologicznego.

Zmianę społeczną nie zawsze da się przewidzieć – kto ze związkowców „Solidarności” wierzył na początku lat osiemdziesiątych, że mur berliński runie tak szybko? Będąc socjologiem, mam świadomość przydatności narzędzi badawczych i socjologicznych kategorii pojęciowych do lepszego rozumienia świata, który nas otacza. Znam też jednak ich ograniczenia. Będąc katoliczką, mogę natomiast mieć nadzieję – nawet wbrew prognozom zdroworozsądkowym, nie tylko naukowym. Trudno się oprzeć wrażeniu, że wszystkie „przypadki” związane ze śmiercią Papieża mają swój głęboki sens duchowy: początek agonii w czwartek po świętach Zmartwychwstania, śmierć w wigilię święta Miłosierdzia, które sam ustanowił – zgodnie z wolą Jezusa, przekazaną św. Faustynie Kowalskiej.




PORSCHE I SYRENKA

Realizacja wizji pokolenia JP2 zależy w dużej mierze od zmiany w rozumieniu roli świeckich chrześcijan. Do dziś teologia nie wypracowała pozytywnej definicji świeckiego, który wciąż określany jest przez brak powołania do kapłaństwa, a nie przez oryginalne powołanie do świeckiej świętości. Świeccy nie mają swojej duchowości, która byłaby równa i komplementarna wobec duchowości kapłańskiej czy zakonnej we wspólnocie Kościoła.

Można niekiedy odnieść wrażenie, że człowiek świecki został stworzony z „żebra” człowieka-kapłana, aby nadać sens jego samotnemu istnieniu w raju instytucji. Świeccy nadal są w praktyce usytuowani po stronie profanum/ nieczystości/ grzechu, podczas gdy kapłani i osoby konsekrowane reprezentują sacrum/ czystość/ niewinność.

Świeccy nie zawsze jednak chcą zmian, księża tym bardziej. Odbudowaniu wzajemnego zaufania nie służy ani narzekanie, ani oskarżanie. Wypracowanie pozytywnej autodefinicji świeckiego musi się wiązać z aktywnym poszukiwaniem swego miejsca w Kościele i odważnym realizowaniem powołań w świecie. Kapłani mogą nas wspierać i zachęcać, ale nie zrobią tego za nas. Aby się przebudzić, świeccy potrzebują duszpasterzy – duchowych ojców, takich jakim był Papież. Musimy być jednak przygotowani na przykre niespodzianki. Zdarzyło mi się usłyszeć podczas pewnych rekolekcji stwierdzenie księdza, że powołanie do kapłaństwa jest niczym wyścigowy porsche wobec syrenki – powołania do małżeństwa. Kilka par od razu wyszło z Kościoła…

Wśród grup, które w szczególny sposób mogłyby się włączyć w tworzenie pokolenia-marzenia, są przede wszystkim: młodzież, inteligencja i kobiety. Te ostatnie są w Kościele podwójnie upośledzone w swojej podmiotowości – jako kobiety i jako świeccy [5]. Upodmiotowienie świeckich stanowi warunek skutecznego wejścia Kościoła w sferę publiczną w społeczeństwie pluralistycznym – nie poprzez powrót do sojuszu tronu i ołtarza, lecz jako pełnoprawni uczestnicy społeczeństwa obywatelskiego.

Kontrkultura wiele zawdzięcza działalności tzw. grup poszerzania świadomości (consciousness raising groups), grupowym treningom, warsztatom, szkoleniom itd. To w małych grupach kształtują się poglądy, krystalizują cele, zdobywa się wiedzę i nowe doświadczenia. Autentyczny katolik tym bardziej musi nieustannie nad sobą pracować. Bez głębokiej formacji, bez odpowiedzialności za to, co się w sposób wolny wybrało, nie da się iść pod prąd – nurt rzeki jest za silny. Trzeba zatem kształtować swój charakter i pogłębiać relację z Bogiem w małej wspólnocie (poziom mikro) oraz indywidualnie realizować etos grupy w swoim środowisku, kierując się osobistą odpowiedzialnością (poziom osobisty). Poziom makro to z jednej strony matka-Kościół jako instytucja, a z drugiej (co jest istotnym novum) – wszelkie oddolne działania zbiorowe, które wymagają bardziej przemyślanej formacji świeckich. Dopiero połączenie takich trzech poziomów – indywidualnego, mikro i makro – gwarantuje skuteczność działań. Przykładem mogą być działania o. Jana Góry. Media nagłośniły spotkania młodych nad jeziorem koło Lednicy, ale poznański dominikanin zbudował także ośrodek duszpasterski na Jamnej. Miał on służyć studentom, a dziś przyciąga wszystkie pokolenia. Nie byłoby Lednicy, gdyby nie powstała Jamna.


[5] Jednym z niewątpliwych talentów kobiet, których Kościół nie umiał nigdy wykorzystać, jest oryginalny dar wyczucia właściwej chwili. Choć Biblia dzieli je na panny mądre (roztropne) i głupie (nierozsądne), to jednak konkretne kobiety opisane przez ewangelistów mają ten dar: Maryja przekonuje Jezusa w Kanie Galilejskiej, że nadszedł właśnie Jego czas; kobieta mądra, choć grzeszna, namaszcza Baranka olejkami tuż przed Jego śmiercią; Maria Magdalena zostaje przy grobie dłużej niż Piotr i dzięki temu – jako pierwsza – spotyka Zmartwychwstałego. One były we właściwym miejscu o właściwej porze. Mężczyźni (także ci wybrani) przysypiali w fatalny sposób, choćby na górze Tabor i w Ogrójcu. Trzykrotne zaspanie Piotra w Ogrójcu bezpośrednio poprzedza trzykrotne zaparcie się Mistrza.




ALTERNATYWA KULTUROWA

Pokolenie JP2 pozostaje spadkobiercą wizji cywilizacji miłości przełożonej na konkret relacji z drugim człowiekiem. Jan Paweł II był nie tylko krytykiem „cywilizacji śmierci”, ale proponował alternatywę. Zadanie, jakie przed nami postawił, nie jest łatwe, ale jest możliwe do wykonania.

Niestety, wielu katolików, zwłaszcza polskich, nie rozumie procesów społecznych zachodzących na Zachodzie, co sprawia, że czują lęk, złość i bezradność. Nietrudno wtedy o agresję. Złość można jednak zamienić w twórczą energię. Przecież to zwykli ludzie budowali tę kulturę, jaką mamy. Obecnie znajduje się ona na rozdrożu, a chrześcijanie nie mogą się po prostu wycofać.

Nie jesteśmy determinowani przez kulturę – tworzymy ją, między innymi wybierając i realizując etos. Niektórzy uważają, że najbardziej istotna dla pokolenia JP2 jest zmiana indywidualna. To od woli jednostki zależy naśladowanie Chrystusa, przeniesienie relacji z Nim do codziennego życia. Niewątpliwie jest w tym część prawdy, ale perspektywa społeczna i indywidualna wcale się nie wykluczają, a nawet stanowią wzajemne uzupełnienie. Słabością wielu polskich środowisk katolickich jest brak wrażliwości socjologicznej. Z obserwacji i z badań wynika, że polscy katolicy mają zaufanie do analiz psychologów (może dlatego, że znają duszpasterzy-psychologów), a rzadko myślą w kategoriach problemów społecznych.

Tej akurat słabości nie można zarzucić Zbigniewowi Nosowskiemu. Czytając jego tekst, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że opisuje on nowy ruch społeczny. Znów pojawia się jednak pewna niekonsekwencja, która wymaga wyjaśnienia. Autor przedstawiał program zmiany społecznej: Może – jeśli oni będą wiarygodni i przekonujący – pójdą za nimi następni? Niepotrzebnie jednak powoływał się na wypowiedź Marii Rogaczewskiej z „Więziowej” dyskusji o pokoleniu JP2 nagrywanej tuż po śmierci Papieża: Mniejszość może dokonać gigantycznej zmiany, wręcz rewolucyjnej – o ile jest silnie zmotywowana, silnie zmobilizowana i twórcza. Wystarczy zatem jakaś mocna elita – to nie musi być ruch masowy [6]. To stwierdzenie podaje w wątpliwość sens wcześniejszych wypowiedzi Nosowskiego. Wcześniej wielokrotnie pisał on o potrzebie stworzenia alternatywy kulturowej, która byłaby atrakcyjna także dla nie-katolików. Zmiany kulturowej nie dokona jednak elita, choćby była twórcza i mocna.

RUCH SPOŁECZNY

Odwołanie się do idei elitarnej grupy etosowej jest ślepą uliczką dla idei pokolenia JP2. Ono nie może być grupą – choć kluczem jest rzeczywiście etos. Aby dokonała się zmiana kulturowa, niezbędny jest ruch społeczny. Rewolucja ’68 była dziełem właśnie ruchu społecznego. W społeczeństwie obywatelskim tylko ruchy społeczne dokonują istotnych zmian kulturowych. Masowość nie musi przecież oznaczać mentalności typu „chleba i igrzysk”. Zresztą sam Nosowski pisze wyraźnie, że wychowankowie Jana Pawła II muszą stworzyć masę krytyczną zdolną do przemiany świata.


[6] Pora na pokolenie JP2?” Dyskutują: Zuzanna Radzik, Maria Rogaczewska, Szymon Hołownia, Jacek Cichocki i ks. Andrzej Draguła oraz Zbigniew Nosowski, „Więź” 2005 nr 5-6.




Pojęcie „ruch społeczny” nie pojawia się w tekście Nosowskiego, choć do opisu pokolenia JP2 stosuje on wszystkie kluczowe pojęcia z teorii ruchów społecznych: zmiana społeczna, alternatywa kulturowa, działanie, grupa etosowa, społeczeństwo obywatelskie [7]. Ruch społeczny ma dwa główne cele: utworzenie swoistej „wspólnoty w działaniu” (która dla wielu uczestników staje się celem samym w sobie) oraz – przede wszystkim - doprowadzenie do określonej zmiany społecznej. W sytuacji europejskiej warunkiem rozwoju ruchu społecznego w duchu „pokolenia JP2” byłoby aktywne włączenie się osób inspirowanych religijnie do działań nastawionych na zewnątrz, a nie tylko do wewnątrz swoich wspólnot. Ten ruch potrzebuje programu, opartego na wspominanym wyżej, niezdefiniowanym jeszcze etosie pokolenia JP2. Samospełniająca się przepowiednia sama się raczej nie spełni.

Według socjologów tego typu działania zbiorowe stanowią w miarę racjonalną, zbiorową odpowiedź na określony problem społeczny. Ludzie koordynują swoje działania, organizują się w ruchy społeczne, gdyż w społeczeństwie obywatelskim jest to najbardziej skuteczny sposób osiągania celów. Ruchy wywierają presję na polityków, opinię publiczną, wpływają na świadomość społeczną, prawo, masową wyobraźnię. Od dwustu lat typowym podmiotem organizacyjnym ruchów są dobrowolne stowarzyszenia. Badacze zgodnie uważają, że ruchy stanowią najistotniejszy czynnik zmiany społecznej.

Wymarzone pokolenie JP2 może być dziś chrześcijańską odpowiedzią na ruchy społeczne powstałe w latach sześćdziesiątych XX wieku. Kościół instytucjonalny często jest bezradny wobec metod działania, jakie narzuciły ruchy społeczne, usztywnia się, broniąc za wszelką cenę zagrożonych wartości. Aby odzyskać wpływ na rzeczywistość, musi uczyć się korzystać z dobrodziejstw, jakie daje nowoczesność. Jan Paweł II znakomicie wykorzystywał media dla celów ewangelizacji. Dzięki temu media zjednoczyły ludzi z całego globu wokół jego agonii, śmierci i pogrzebu, dając nam niezwykłe poczucie jedności. Ruchy społeczne są nazywane „nowymi mediami”. Może ruch chrześcijański „pokolenie JP2” narodzi się wtedy, gdy uwierzymy, że jest to najlepszy sposób wcielania w życie codzienne nauczania Papieża, jego wizji nowej kultury? Nie będziemy czuć się osieroceni przez ojca, robiąc coś wspólnie, wspierając się nawzajem.

Chrześcijaństwo na zachodzie Europy znalazło się dziś na marginesie życia publicznego. Można uczynić z tego atut – przecież tylko z pozycji wykluczenia uda się stworzyć wiarygodną, autentyczną alternatywę wobec kultury dominującej, stać się awangardą. Jak mógłby zatem wyglądać „program” ruchu odwołującego się do nauczania Jana Pawła II?


[7] W socjologii ruch społeczny to szczególny typ zachowania zbiorowego, które od innych rodzajów zachowań zbiorowych, takich jak tłum czy zamieszki, odróżnia przede wszystkim wyższy stopień zorganizowania, a co za tym idzie, bardziej trwałe struktury, bardziej uregulowane i zrutynizowane funkcjonowanie uczestników ruchu, zorientowane na kształtowanie solidarności wewnątrzgrupowej i dostarczanie bezpośrednich korzyści z uczestnictwa w ruchu – zob. Piotr Gliński, „Polscy zieloni. Ruch społeczny w okresie przemian”, Warszawa 1996, s. 18.




Według znawcy problemu, Alaina Touraine’a, prawdziwy ruch społeczny dąży do całościowej zmiany orientacji kulturowej. Ruch taki konstytuują trzy elementy: tożsamość, przeciwnik i cel. Można zaryzykować twierdzenie, że w przypadku ruchu na rzecz „cywilizacji miłości” tożsamość opierałaby się na communio, wspólnotowości Kościoła; przeciwnikiem byłaby kultura oparta na wartościach, nazwanych przez Ronalda Ingleharta postmaterialistycznymi [8] (są one też postchrześcijańskimi); celem byłoby zaś stworzenie autentycznej kultury chrześcijańskiej. Biorąc pod uwagę realia, musiałaby to być alternatywa wobec: postmodernizmu, ateizmu, feministycznej kultury kobiecej, kultury Wodnika, a zarazem fundamentalizmu.

Dobrym przykładem zachęty do działań alternatywnych może być papieskie wezwanie do stworzenia nowego modelu feminizmu. Moim zdaniem, należy je rozumieć jako pomysł stworzenia ruchu alternatywnego wobec „tradycyjnego” feminizmu, którego z istotą chrześcijaństwa nie da się niestety pogodzić (z tym zdaniem nie pogodzą się oczywiście katolickie feministki). Bardzo wiele kobiet, zwłaszcza młodych i dobrze wykształconych, jest rozczarowanych zarówno kościelnym patriarchalizmem, jak i feminizmem. Nowy feminizm nie powinien rywalizować ze starym, niszczyć całej emancypacyjnej tradycji – lecz być przekroczeniem i wypełnieniem dotychczasowego feminizmu [9]. Pewną analogią mogą tu być słowa Jezusa o relacji między Starym a Nowym Przymierzem: Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić (Mt 5, 17).

STAWKA WIĘKSZA NIŻ…

Dlaczego uważam pomysł stworzenia ruchu społecznego, nawiązującego do idei pokolenia JP2, za tak istotny, godny poważnej refleksji? Ponieważ chowanie głowy w piasek nic nie da – czy tego chcemy, czy nie, jesteśmy uwikłani w konflikt kulturowy przez oponentów. Alain Touraine twierdzi, że tak naprawdę istnieją tylko dwa ruchy, dwie strony centralnego konfliktu, a jego stawką jest dominacja kulturowa. Jeżeli założymy, że w opozycji znajdują się dwie kultury – świat chrześcijański i potencjalna, in statu nascendi postchrześcijańska kultura przyszłości (proces zmiany jest tu zaawansowany) – to należałoby zmobilizować wszystkie siły i środki, gdyż stawka jest niewyobrażalnie wysoka. Tej batalii nie wygra się bez świeckich, gdyż ona rozgrywa się w codzienności – w szkole, w rodzinie, w pracy, w parafii, w szkołach itd. Jesteśmy uczestnikami ruchu, jak pisze Touraine, nawet jeśli nie mamy świadomości tego faktu. Pozostając bierni, przyzwalamy na zmiany programowane przez innych. Nie bójmy się zmian, trzeba znaleźć złoty środek między tym, co dobre, choć nowe, a trwałym dziedzictwem. Jezus każe przekraczać czas, nie wiążmy Mu rąk siłą tradycji.


[8] Znany badacz ponowoczesności, Ronald Inglehart, zalicza do wartości postmaterialistycznych między innymi: indywidualizm, prawa człowieka, ochronę środowiska, tolerancję, pacyfizm, jakość i zdrowy styl życia. Mają one, jego zdaniem, stanowić przeciwieństwo wartości zakazujących i hamujących, które dominują w przemijających bezpowrotnie (według niego) typach społeczeństw: materialistycznym oraz przedmaterialistycznym (w którym ceni się głównie religię, rodzinę i naród).
[9] Więcej na temat założeń ruchu w: M. Bilska, „Specyfika działania nowego feminizmu w kontekście założeń programowych tradycyjnego ruchu feministycznego”, w: „Edukacja Humanistyczna” 2006 nr 1, s. 88.




Nie ma pokolenia JP2 w sensie grupy wiekowej. Konflikt, z jakim mamy do czynienia, nie jest konfliktem pokoleń, ale kultur, jest konfliktem dwóch systemów wartości. Nazwę uważam za trafną nie w sensie socjologicznym, ale ewangelicznym. Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie (Mt 24, 34) – mówił uczniom Jezus, nie precyzując, które pokolenie ma na myśli. Do dziś egzegeci spekulują, czy chodzi tu o wszystkie pokolenia Izraela, czy o coś więcej. Pokolenie JP2 to ruch ludzi, którzy widzą potrzebę zmian i mają odwagę wziąć za nie odpowiedzialność, a ich wiara nie wietrzeje wraz z opadnięciem emocji.

Pełnia bycia chrześcijaninem nie polega na zamykaniu się w twierdzy tradycji, na odwracaniu się od skażonego grzechem i ideologiami świata, ale na przemienianiu go od wewnątrz. Autentyczny chrześcijanin nigdy się nie poddaje, ale też – pozostając w opozycji wobec świata – nie stosuje przemocy. Uczestniczy w życiu społecznym, w dyskursie aksjologicznym, na równych z innymi prawach, a nie „z góry”, z wysokości tronu i purpury.

My, ludzie świeccy, mamy być zwyczajni jak sól – zmieniająca smak potrawy, twórczy na co dzień – jak zaczyn zakwaszający ciasto. Zakwaszanie i solenie wywołują w cieście, także społecznym, zmiany nieodwracalne.

***


Małgorzata Bilska – socjolog, pedagog (profilaktyka alkoholizmu i agresji), pracuje nad doktoratem z socjologii kultury. Współzałożycielka grupy dyskusyjnej kobiet „VeraIcon”. Związana ze środowiskiem Domu św. Jacka na Jamnej. Publikowała w „Więzi”, „Znaku” i czasopismach naukowych. Mieszka w Krakowie.