Rysa czy pęknięcie

Katarzyna Jabłońska, ks. Andrzej Luter

publikacja 16.09.2008 22:17

Całą tę sytuację poznajemy poprzez Joannę, jesteśmy niejako w jej skórze poddawani trudnej próbie zaufania człowiekowi, któremu bezgranicznie ufała, a teraz rozdzierana jest wątpliwościami – i tymi wobec kogoś najbliższego, i tymi, czy nie krzywdzi nimi kochanej osoby. Więź, 9/2008

Rysa czy pęknięcie



Kobieta

Masz rację Andrzeju – Rysa Michała Rosy to kino, które współbrzmi z tętnem naszego teraz. To cenne, bo w polskim kinie nieczęste to przecież zjawisko.

Joannę, bohaterkę Rysy – podobnie jak wielu Polaków po 1989 r., a właściwie po roku 2000, kiedy IPN otworzył dostęp do dokumentów SB – dosięgają demony przeszłości. Jej sytuacja przypomina historię Pawła Jasienicy – istnieją podejrzenia, że mąż Joanny był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Więcej – podobnie, jak Zofia Obretenny, druga żona Jasienicy – pojawił się w życiu Joanny po to, żeby jako mąż córki byłego działacza mikołajczykowskiego PSL-u donosić na jej ojca.

Różnica między bohaterką Rosy a wybitnym historykiem polega na tym, że Jasienicy śmierć oszczędziła porażającej prawdy, a Joanna musi się z nią zmierzyć. A to oznacza, że całe swoje szczęśliwe życie z Janem – kochającym mężem, troskliwym ojcem ich córki, człowiekiem, z którym Joannę łączy także przyjaźń – musi zweryfikować, postawić pod znakiem zapytania.

Całą tę sytuację poznajemy poprzez Joannę, jesteśmy niejako w jej skórze poddawani trudnej próbie zaufania człowiekowi, któremu bezgranicznie ufała, a teraz rozdzierana jest wątpliwościami – i tymi wobec kogoś najbliższego, i tymi, czy nie krzywdzi nimi kochanej osoby. Jan, postać budząca sympatię i empatię, mówi: „nie donosiłem”. Wierzysz mu?

Ksiądz

Ale to nie jest ważne, czy mu wierzę czy nie. Niewykluczone, że jako młody człowiek uległ szantażowi i donosił na teścia. Reżyser tej sprawy jednoznacznie nie rozstrzyga, dzięki temu nie jest to film o lustracji, tak jak np. Korowód Jerzego Stuhra. Rosa uniknął publicystyki, która zabija prawdziwą sztukę. Jego film to poruszający dramat psychologiczny, pokazujący jak jeden błąd z przeszłości może zniszczyć całe życie wspaniałej rodziny. Jak jedno, rzucone mimochodem, pomówienie – w tym przypadku przez mylącego zresztą fakty i daty ubeka – może doprowadzić człowieka do obłędu. Nie pamiętam, żebym widział w polskim kinie tak przejmującą wiwisekcję psychozy, jak u Rosy.

Kobieta

Odpowiadasz mi, Andrzeju, trochę jak żona Tewjego Mleczarza. Pamiętasz tę scenę? Tewje pyta Gołdę: "Czy mnie kochasz?", a ona wzbrania się przed odpowiedzią wprost i przywołuje rozmaite momenty ich życia, które mają być odpowiedzią na pytanie męża. Tewje jednak nie daje za wygraną, chociaż docenia przecież to codzienne czynienie miłości, które przywołuje Gołda. No więc, czuję się Andrzeju, trochę jak Tewje i pytam dalej.

Masz rację, to bardzo bolesne, że – jak mówisz – „jeden błąd z przeszłości może zniszczyć całe życie wspaniałej rodziny". Mnie też zachwyciła relacja Joanny i Jana, którą reżyser oraz znakomici w tych rolach aktorzy (Jadwiga Jankowska-Cieślak i Krzysztof Stroiński) potrafili tak sugestywnie zarysować w kilku zaledwie scenach i gestach.





Być może – jak sugerujesz – Jan rzeczywiście uległ w młodości szantażowi, a jego współpraca z SB była jedynie epizodem. Nawet, jeśli właśnie tak było, czy dla Joanny ten fakt może być czymś bez znaczenia? Taki epizod nie musi przekreślać czy unieważniać wspólnego szczęśliwego życia, ale nie może nie pozostawić na tym życiu rysy. Tym bardziej, że Jan nie przyszedł do Joanny i nie powiedział jej: – Dałem się zastraszyć SB, wybacz mi. Być może nie zrobił tego, ponieważ cała ta sprawa jest podłym pomówieniem. Sytuacja Joanny jest jednak wyjątkowo trudna – z enuncjacji esbeka wynika, że Jan pojawił się w jej życiu z takim celem, z jakim Zofia Obretenny weszła w życie Jasienicy. Co z taką wiedząc zrobić, skoro ona boleśnie uderza w Joannę i nie daje jej spokoju? Byłbyś w stanie powiedzieć jej: nie jest ważne, czy wierzysz Janowi, czy mu nie wierzysz...

Ksiądz

Nie o to mi chodzi. Przyznaję, sytuacja Joanny to psychologiczny potrzask. Nie wiemy jednak, czy przyznanie się do winy przez Jana cokolwiek by zmieniło. Tytułowa „rysa” jest nie do uniknięcia. Co zrobić, żeby się nie powiększała do rozmiarów katastroficznego pęknięcia? Jeśli nawet przez tyle lat Jan nie ujawniał domniemanej zdrady z młodości, to przecież żył z jej świadomością. To musiało być dla niego trudne, bo jest – jak wiemy z filmu – człowiekiem wrażliwym. A przyznasz chyba, że zdecydowanie się na taki krok – odzierający człowieka z najbardziej wstydliwej tajemnicy życia i obnażający go wobec innych – nie jest łatwe, tym bardziej, że wiara w ludzkie miłosierdzie i przebaczenie może okazać się złudna. I ta straszna prawda wisi nad człowiekiem jak miecz Demoklesa. Pytanie: czy zawsze musi on spadać i ścinać głowy? Komu właściwie ujawnianie jej jest potrzebne?

Córka Joanny i Jana, próbując ratować małżeństwo rodziców, pyta: – Jak można stawiać takie słowa wobec całego życia człowieka? Jak można tak nic pamiętać? Bo to jest problem. Nawet jeśli Jan miał w swoim życiu ten straszny epizod, to czy jego ujawnienie od czegoś wyzwala? Przecież ta prawda ma siłę niszczącą. Jan nie wytrzymuje i jedzie do ubeka nie po to, żeby z nim dyskutować, tylko po to, żeby dać mu w pysk. Zadaje powalonemu na ziemię tajniakowi kluczowe pytanie: – Co, kurwa, z tego masz? Co masz?

No właśnie, co?

Kobieta

Scena z córką (jak zawsze znakomita Kinga Preis) jest rzeczywiście bardzo mocna – ona oskarża nie ojca, lecz matkę. Staje po stronie ojca chyba nie tylko dlatego, że – w jej mniemaniu – dzieje się mu krzywda ze strony matki, ale również dlatego, że to bardziej jemu niż matce zawdzięcza szczęśliwe dzieciństwo. To szczęśliwe dzieciństwo jest faktem, a słowa ubeka są być może obrzydliwym kłamstwem. Pojawiły się jednak i – jak mi się zdaje – nie unieważniły dobra, które stało się w życiu Joanny, Jana i ich córki. Joanna chciałaby przecież wierzyć Janowi – sama nie wiem, co jest dla niej większym dramatem, czy możliwość, że jej małżeństwo zostało zaaranżowane przez SB, czy to, że nie jest w stanie zignorować obudzonych podejrzeń, nie jest w stanie ufać Janowi.




Masz rację, Andrzeju, że w pierwszej odsłonie prawda, która spada na Joannę, Jana i ich bliskich, działa niszcząco. Argumentujesz dalej, że prawda nie wyzwala. Czy wynikałoby z tego, że kłamstwo służy szczęściu Joanny i Jana? Czy to możliwe? Jak to możliwe? Jan jest częścią nie tylko życia i świata Joanny, ale jest częścią jej samej – od czterdziestu lat są małżeństwem, które łączy głęboka więź. Joanna straciła smak, często powtarza czynność dezynfekowana rąk i tych miejsc, których dotykał Jan. Myślisz, Andrzeju, że wynika to jedynie z obrzydzenia? A może z poczucia, że jest częścią tego zabrudzonego świata, zbudowanego na fundamencie kłamstwa?

Ksiądz

Kasiu, nikt nikomu nie może odebrać prawa do poszukiwania prawdy. Powstaje jednak pytanie, czy ta prawda – jeśli uznamy, że w ogóle możemy poznać prawdę o drugim człowieku – zawsze musi być ujawniana. Innymi słowy, jeśli w czasie spowiedzi dowiaduję się, że żona od dłuższego czasu zdradzała męża lub odwrotnie, a teraz chce z tym zerwać, bo czuje pogardę do siebie, to czy mogę jej bądź jemu poradzić, żeby ujawnili wszystko osobie zdradzanej, no bo jeśli kocha – to wybaczy? Myślę, że każdy przypadek jest inny. Grzech poprzez pokutę można naprawić anonimowo – nawet grzech różnie rozumianej zdrady – niekoniecznie wynosząc go poza konfesjonał. To jest wielka odpowiedzialność księdza, jego umiejętności rozeznania. Zapewne wielu potrafi wybaczyć najstraszniejsze karty z życiorysu kochanej osoby. Ale często działa to na zasadzie gromu z jasnego nieba i kończy się tragedią. Taki jest przypadek Joanny. Ona chce Jana nadal kochać, a jednocześnie nie potrafi. Brak węchu, niemożność zbliżenia fizycznego, wstręt do siebie, do męża, do świata, do przyjaciół, z którymi lubiła spędzać czas, a teraz ją już tylko drażnią.

Rosa – pokazując obłędną obsesję Joanny – nie oszczędza nikogo. Zakłamanie ludzkie wyłazi zewsząd. Stary profesor (Jerzy Nowak), od którego Joanna chce dowiedzieć się czegoś o przeszłości męża, okazuje się wulgarnym samcem, usprawiedliwionym tylko wyraźną demencją. Jego wnuczka, drwiąca z dramatu Joanny, to kwintesencja faryzeizmu. Ubek grany, doskonale zresztą, przez Ryszarda Filipskiego cynicznym, pozbawionym zasad łajdakiem, nie mającym żadnych wyrzutów sumienia. Takie były czasy, a on akurat był w SB, ktoś musiał być! A swoją drogą, to świetny pomysł reżysera, że tego właśnie aktora obsadził w takiej roli. Aktora znanego z poplątanej przeszłości, m.in. z powiązań ze Zjednoczeniem Patriotycznym „Grunwald”, które w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku było ekspozyturą betonu komunistyczno-nacjonalistycznego.

Człowiek podły o mentalności donosiciela znajdzie się także wśród najbliższych przyjaciół Joanny i Jana. Przecież ktoś musiał tę nieszczęsną kasetę podrzucić jako „prezent”. Dlaczego chciał zniszczyć życie przyjaciół? Jakie kompleksy i zawody życiowe doprowadziły tę osobę do takiej nikczemności? Domyślamy się, kto to był. Ta podrzucona kaseta bardzo mnie frapuje. Bo ten czyn wydaje mi się wyjątkowo odrażający moralnie. Rosa jakby chciał nam powiedzieć, tak przynajmniej ja to odbieram: – Patrz widzu, zawsze można się ześwinić. Masz szczęście, że dzisiaj nie ma już SB, już cię nie zwerbują, i dlatego możesz swoje draństwo tłumaczyć obłudnie przed samym sobą jako walkę o prawdę. Ale w istocie załatwiasz swoje interesy, jakąś słodką zemstę z powodów osobistych, objawiając w ten sposób ludzką małość, a czasami ideologiczne zacietrzewienie.





Kobieta

Mnie też, Andrzeju, oburza sposób, w jaki kaseta z nagraniem obciążającym Jana, trafia do Joanny. Jednak intencje tego, kto to zrobił, nie są dla mnie tak oczywiste jak dla ciebie. Sprawa podrzucenia kasety otwiera niezwykle trudne pytanie: co mam zrobić w sytuacji, kiedy przypadkiem dowiaduję się czegoś, co na przykład mocno obciąża męża mojej przyjaciółki, czy żonę mego brata? Czy powinnam o tym powiedzieć, czy to zataić?

Program obciążający Jana został wyemitowany w telewizji, sprawa stała się więc faktem publicznym. Powiadomienie Joanny można by nawet potraktować jako akt życzliwości, gdyby nie sposób w jaki to zostało zrobione. Komuś zabrakło odwagi? A może masz racje, może tym kimś powodowały rzeczywiście niskie pobudki. Jeśli nawet tak było, pozostaje pytanie: co zrobić w takiej sytuacji…

Ksiądz

Przez cały film przewija się scena, wspaniale sfotografowane przez Marcina Koszałkę, w której obserwujemy na krakowskich plantach spacerujących albo spieszących się ludzi i bawiące się dzieci Widzimy ich twarze. Wydaje się, że za chwilę staną się nowymi bohaterami dramatu. Każdy niesie jakiś, mniejszy lub większy, garb…

Kobieta

Chcesz powiedzieć, Andrzeju, że każdy z nas mógłby znaleźć się na miejscu Joanny?

Ksiądz

Właśnie tak! Ale także każdy z nas mógłby znaleźć się na miejscu Jana… Dramat Joanny jest konsekwencją utraty wiary w otaczający świat, a przede wszystkim tkwiącej w niej jak zadra permanentnej rozpaczy z powodu niemożności odkrycia prawdy. I tu dochodzimy do sedna. Nasza bohaterka, profesor uniwersytecki, chce poznać przeszłość męża, zrazu z nadzieją, że to co mówił ubek w telewizji to kłamstwo, później jednak zaczyna rozumieć, że do pełnej prawdy nie dotrze nigdy. Nie wytrzymuje tego psychicznie, zabija ją obłąkańcza, ale zarazem naturalna w takiej sytuacji podejrzliwość i jednocześnie pragnienie miłości, które przegrywa z ludzką fizjologią.

Kobieta

Ta fizjologia jest tu czymś niezwykle przejmującym. Tym bardziej, że Joanna wydaje się osobą, która łatwo nie poddaje się emocjom. Tymczasem jej ciało, cała jej fizjologia, odmawiają Joannie posłuszeństwa – niejako zadają kłam jej słowom, kiedy deklaruje Janowi: „wierzę ci”, „kocham cię”. Córka zarzuca Joannie, że jest okrutna, a ona nie zaprzecza, przeciwnie, mówi: – Wiem, wstydzę się… Dlaczego tak się dzieje? Czy to odrzucające Jana ciało Joanny rzeczywiście jest wyłącznie przeciw niemu? Czy, paradoksalnie, również Joannie nie karze doświadczyć, że i ona jest dla samej siebie nie w pełni rozwiązywalną zagadką? Być może tędy wiedzie droga do jakiegoś nowego początku dla nich obojga? Być może nie tylko miłość, ale i prawda ma swoje niezrozumiałe dla nas drogi.





Ksiądz

Chciałbym, żeby Joanna i Jan spróbowali jeszcze raz. Tylko, czy dadzą radę… Siła filmu Rosy tkwi w jego personalistycznym zanurzeniu się w dramat pojedynczych osób. Z jednej strony lustracja, rozliczanie przeszłości, wielkie wydawałoby się sprawy, a z drugiej – teraźniejsza ludzka nędza, nie mniej niszcząca niż ta historyczna, a może nawet bardziej niebezpieczna, bo przybierająca szatki moralizmu. W tym wszystkim – bezradny człowiek, ofiara współczesnego „walca prawdy”. W filmie Rosy jest coś z Bergmana – wymiar egzystencjalny, gęsta, mroczna atmosfera. I coś z Kieślowskiego – metafizyczny pesymizm z iskierką nadziei.

***

„Ksiądz z kobietą w kinie” to nowa rubryka WIĘZI. W październikowym numerze jej autorzy rozmawiać będą o „Czterech nocach z Anną” Jerzego Skolimowskiego i „Boisku bezdomnych” Kasi Adamik.

***

Rysa – scen. i reż.: Michał Rosa, zdj.: Marcin Koszałka, scen.: Anna Jagna Janicka, muz.: Stanisław Radwan, montaż: występują.: Jadwiga Jankowska-Cieślak (Joanna), Krzysztof Stroiński (Jan), Ewa Telega (Beata), Teresa Marczewska (Hanka), Ryszard Filipski (Marczak), Stanisław Radwan (Iwo), Jerzy Schejbal (Jacek), Jerzy Nowak (Leon), Kinga Preis (Zosia), Polska 2008,barwny. 95 min.