Cierpienie zawsze pozostaje tajemnicą

lek. med. Monika Cieplińska-Gostek

publikacja 17.08.2018 20:28

Cierpienie jest wpisane w życie człowieka tak ściśle, jak połączone z matką pozostaje dziecko w jej łonie. Znamy różne definicje cierpienia, wiemy, że jest nim to wszystko, co sprzeciwia się naszej naturze i pragnieniom. Cierpienie może mieć różny wymiar – zaczynając od cierpienia fizycznego, poprzez psychiczne, kończąc na cierpieniu wewnętrznym czy duchowym. Niezależnie od tego, jakie cierpienie dotyka człowieka i jaką chcemy posłużyć się definicją, zawsze pozostaje ono tajemnicą. Jest to tajemnica, z którą lekarz często spotyka się w swojej pracy zawodowej, ale nie tylko w pracy – cierpienia dotyka też w życiu osobistym i rodzinnym.

Wstań 4-5/2017 Wstań 4-5/2017

 

Bóg „zarezerwował dla swego Syna cierpienie”

Zastanawiając się nad tym, jak spojrzeć na ową tajemnicę, wsłuchajmy się w słowa o. Pio, który mówił, że Bóg „zarezerwował dla swego Syna cierpienie i chce, byś także ty doświadczył własnej słabości. Trzeba ci do Niego wznieść swoją modlitwę poddania Jego woli i ufności”. W tym krótkim fragmencie święty kapłan zostawił nam wskazówki na chwile trudnych doświadczeń. Najważniejszą radą, jaką tutaj odczytujemy, jest fakt, iż sam Syn Boży przyjął na siebie dobrowolnie cierpienie i pragnie, aby człowiek wszystko to, co przeżywa, a zwłaszcza bóle i utrapienia, łączył z Jego męką i śmiercią krzyżową, zachowując jednocześnie ufne poddanie się Jego świętej woli we wszystkim, co go spotyka.

O cierpieniu można pięknie i wiele pisać, ale kiedy doświadczamy go osobiście lub patrzymy na cierpienie bliskiej nam osoby, przestaje być ono takie „wzniosłe i piękne”. Doświadczamy wówczas własnej słabości, ułomności z powodu bólu czy kalectwa, możemy czuć się upokorzeni. Często zdarza się, że ludzie chorzy nie chcą, aby na nich patrzeć, gdyż wstydzą się własnego wyglądu, ciała zniekształconego chorobą czy twarzy wykrzywionej bólem. Uważam, że warto w tych chwilach spojrzeć na krzyż, na którym oblicze Boskiego Mistrza jest obliczem boleści, a skoro Bóg nie zasłonił przed światem swego umęczonego ciała, powinniśmy w naszych cierpieniach spoglądać na Niego, a nie na siebie i na to, jak wyglądamy lub czy potrafimy cierpieć.

Obserwując pacjentów różnych oddziałów szpitalnych, można z łatwością zauważyć, że osoby, które pozwalają działać Bogu w swoim życiu, potrafią mimo bólu znosić czas choroby i hospitalizacji z cierpliwością i spokojem, bez „pretensji do całego świata”. Pracując w szpitalu, zauważyłam, jak ważna dla chorych i niedoceniona często przez personel jest posługa kapelana, który każdego dnia niesie strapionym na ciele „Chleb z nieba”, dzięki któremu mają siłę przetrwać kolejne godziny choroby.

Cierpienie łaską – czyli przyjmijcie wszystko, co Bóg na was ześle

Zastanowić może nas ten podtytuł – czy cierpienie może być łaską? Są osoby, które tak postrzegają swoją chorobę. Powyższe stwierdzenie pochodzi z wypowiedzi kapłana, którego znam osobiście. Napisał do mnie podczas swojej choroby takie zdanie: „Spędzam czas w łóżku, ale staram się to przyjąć jako łaskę”. Jak daleko wykraczać musi wzrok człowieka, który w swoim utrapieniu dostrzega łaskę Boga. Spojrzenie tego kapłana otworzyło przede mną nowe horyzonty w patrzeniu na chorobę i cierpienie. Jestem przekonana, że uznając to, co go spotyka za łaskę Pana, był przekonany, że jest to objaw miłości Boga do niego, co jest zgodne ze słowami Pisma Świętego: „Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę” (Ap 3,19).

Podobna postawę wykazywała jedna z moich pacjentek, która przeżywała, poza cierpieniem fizycznym, cierpienie związane z samotnością. Powiedziała mi kiedyś: „Za wszystko trzeba dziękować kochanemu Jezusowi i przyjmować od Niego tak dobro, jak i zło”. Te proste słowa bardzo pasują do przesłania, którego 100. rocznicę obchodzimy w bieżącym roku, a jest nim przesłanie z Fatimy, często zapominane. Są nim słowa, jakie Anioł Pokoju skierował do trójki pastuszków w czasie wizyt poprzedzających objawienia Pani z nieba, gdy mówił: „Przyjmijcie i znoście z pokorą cierpienia, które ześle na was Pan Bóg”.

Idąc dalej w Bożej pedagogii cierpienia, spójrzmy na słowa wspomnianego na początku artykułu o. Pio: „Nie pochwalam tego, a nawet ganię was za to, że modlicie się, aby Bóg was pocieszył, gdy odczuwacie na sobie wielki ciężar krzyża. Takie zachowanie świadczy, że postępujecie wbrew woli Bożej, o której spełnienie modlił się sam Syn Boży, gdy błagał Ojca w Ogrodzie Oliwnym: «Ojcze mój, nie moja wola, ale Twoja niech się stanie»”. Nauka ta może wydawać się trudna, ale przypomnijmy sobie, że o. Pio nie tylko mówił o cierpieniu, ale sam cierpiał, doświadczany na wiele sposobów przez Pana nieba i ziemi.

Pocieszenie w cierpieniu

Artykuł ten miał być rodzajem świadectwa lekarza o cierpieniu, ale co prosty lekarz wie o Bożych tajemnicach zamkniętych w cierpieniu? Może jedynie spojrzeć na cierpienie oczami wielkich świętych Kościoła, od których powinniśmy uczyć się życia, miłości i otwartości na Boże działanie w nas i przez nas. Może spoglądać na cierpienie, przekraczając granicę doczesności tak, aby ujrzeć w nim ukryty klucz do zbawienia swojego i tych, za których to cierpienie chcemy ofiarować. Chorzy są wielką skarbnicą Kościoła, której wartości nie da się ocenić, ale bardzo potrzebują naszej modlitwy, ofiar i pamięci, bo jak napisała Ewa Stadtmüller: „Noc, szpitalne łóżko, przy nim żadnych gości, jakże trudno cierpieć w takiej samotności”. Chciałam prosić tych, którzy czytać będą ten artykuł, by nie zapominali o chorych i samotnych w swoich modlitwach, a wszystkich cierpiących, samotnych i chorych pocieszyć słowami Jezusa, które zapisała w Dzienniczku św. s. Faustyna: „Widzisz – te dusze, które są podobne w cierpieniach i wzgardzie do mnie, te też będą podobne i w chwale do mnie; a te, które mają mniej podobieństwa do mnie w cierpieniu i wzgardzie – te też będą miały mniej podobieństwa i w chwale do mnie” (Dz. 446).

Recepta na koniec…

Na koniec chciałam podać receptę, której realizacja dla każdego będzie oznaczać coś innego, gdyż jest to recepta uniwersalna, ale jedyna, jaką znalazłam na chwile cierpień i trudnych doświadczeń. Jest ona zawarta w słowach ks. Twardowskiego: „( …) święte cierpienie pocałuj w rączkę, Bogu się mówi TAK”.