Debata o wykluczeniu

Anna Cichobłazińska

publikacja 25.05.2010 19:50

Oblicza się, że milion osób (z rodzinami daje to kilka milionów) z powodu niskich dochodów przestaje spłacać kredyty bankowe i instytucji parabankowych. Kredytowa pętla zadłużenia zaciska się, zagrażając wykluczeniem społecznym. Ale żeby zarządzać rodzinnym budżetem, trzeba mieć czym – mówią ekonomiści

Niedziela 21/2010 Niedziela 21/2010

 

Dane Głównego Urzędu Statystycznego podają smutny obraz kondycji polskiej rodziny. Analizując dochody i wydatki gospodarstwa domowego Kowalskich w 2007 r., obliczono, że przeciętny dochód na osobę wynosił 929 zł, w tym czasie wydatki na osobę – 810 zł. W następnym roku sytuacja niewiele się poprawiła, dochód wynosił 1045 zł, a wydatki – 904 zł. Te niewielkie nadwyżki – 119 zł w 2007 r. i 141 zł w 2008 r. – trudno było rodzinie przeznaczyć na oszczędzanie, jeżeli tyle potrzeb jest niezaspokojonych.

Pod koniec ubiegłego roku 170 tys. Polaków miało zaciągniętych po 10 i więcej kredytów. W tym czasie poniżej progu ubóstwa znajdowało się 14,6 proc. gospodarstw domowych, co oznacza, że co dziesiąta rodzina znajdowała się na skraju wykluczenia finansowego, bo jak powiększać majętność, jak oszczędzać, skoro nie ma z czego. Kondycji finansowej polskiej rodziny i propozycjom kształtowania umiejętności poruszania się po rynku usług finansowych poświęcona była debata w „Rzeczpospolitej” pt. „Usługi finansowe dla wszystkich Polaków”, odbywająca się pod patronatem SKOK-ów na progu roku ogłoszonego przez Komisję Europejską Rokiem Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem Społecznym. Na debatę zaproszono naukowców, przedstawicieli rządu, organizacji społecznych i mediów.

Rynek dla Kowalskiego

Gdyby nawet nasz statystyczny Kowalski chciał oszczędzać, to jego doświadczenia nie skłaniają go do działań na rynku usług finansowych. Pamiętał dobrze galopującą inflację na początku lat 90., kiedy to jego oszczędności, gromadzone latami, topniały z dnia na dzień. Wzrastała u niego nieufność do nieudolnych rządów i niechęć do inwestowania. W tym czasie ubogi i siermiężny polski rynek konsumpcyjny puchł od nieznanych dotąd dóbr i usług sprzedawanych po promocyjnych cenach. Te niewielkie nadwyżki finansowe Kowalscy szybko wydawali na produkty często niepotrzebne i słabej jakości. A przeciętny polski emeryt? Dla emeryta, z trudem wiążącego koniec z końcem, gospodarowanie swoim budżetem to comiesięczne zdobywanie Mount Everestu, z zadyszką, czy wystarczy na czynsz, światło, ogrzewanie. Nasz emeryt żywi się skromnie, z dóbr konsumpcyjnych rezygnuje, chciałby się leczyć, ale z leków może sobie pozwolić tylko na najtańsze. A dzieci? Dzieci, dawniej z dumą oszczędzające w Szkolnych Kasach Oszczędności, dziś kieszonkowe wydają na batony, fast foody i słodkie napoje w sklepikach szkolnych.

Młodzi, którym banki sztucznie podwyższyły zdolności kredytowe, szybko decydowali się na pożyczki, nie czytając regulaminów zapisanych maczkiem i wyrzucając do kosza listy z banku o zmianach regulaminu.

Potrzeba edukacji

– Nie ma u nas edukacji o konstruowaniu budżetu domowego, nie ma wiedzy o rynku usług finansowych, w reklamach banków są obecni ludzie młodzi, bo to do nich kierowany jest przekaz – mówiła prof. Halina Wasilewska-Trenker, członek Rady Polityki Pieniężnej.

Obecnie 2 mln Polaków ma problemy ze spłatą zobowiązań finansowych. To równia pochyła do wpadnięcia w pułapkę kredytową i w konsekwencji zagrożenia wykluczeniem społecznym. Taki stan rzeczy wynika z braku świadomości konsekwencji niebezpiecznych zachowań na rynku usług finansowych. Nie tylko brak pracy czy mieszkania wyklucza człowieka czy rodzinę ze społeczeństwa. Podstawą wykluczenia jest brak świadomości. – NBP rozwija działalność edukacyjną skierowaną do ludzi w różnym wieku – mówiła prof. Małgorzata Zaleska z Narodowego Banku Polskiego. – Wykluczenie ma aspekt socjologiczny i ekonomiczny. NBP bada rynek pracy, stopień zamożności społeczeństwa, rynek dóbr i usług. Z badań rynku pracy wynika, że na 17 mln Polaków aktywnych zawodowo przypada 2 mln bezrobotnych, a 12 mln jest biernych zawodowo. W Polsce poszukiwanie pracy trwa 11 miesięcy (kobiety miesiąc dłużej). Czas poszukiwania pracy wydłuża się wraz z obniżaniem się poziomu wykształcenia. Wykształcenie jest ważne nie tylko w efektywniejszym i bardziej mobilnym poruszaniu się po rynku pracy, ale też w świadomości społecznej. Z badań wynika, że bezrobotni wykazują postawy roszczeniowe, oczekując od pracodawcy ponadprzeciętnego wynagrodzenia. Uważają np., że dojazd do pracy wynoszący 1 godz. powinien zwiększyć ich wynagrodzenie o 400 zł.

 

 

Na dorobku

– Nasze społeczeństwo jest wciąż na dorobku, ale zauważa się wzrost ubankowienia Polaków – twierdzi prof. Zaleska. Jeszcze kilka lat temu ponad 50 proc. naszych rodaków nie posiadało rachunku bankowego, obecnie posiada go już 80 proc., a i tak w Unii Europejskiej zajmujemy trzecie miejsce od końca. Za nami są Włosi i Hiszpanie.

Zmiana przepisów idzie w kierunku zwiększania świadomości społecznej, przejrzystości usług bankowych i instytucji parabankowych. – Przygotowana przez Komisję Nadzoru Finansowego Rekomendacja T zaostrza warunki przyznawania kredytów. Umowa kredytowa w banku będzie dłuższa niż obecnie, ale informacja dla klienta prostsza, gdyż przeciętny człowiek nie jest wykształcony w terminologii finansowej. Takie same warunki będzie musiał spełniać europejski formularz kredytowy wprowadzony w ustawie o kredycie konsumenckim. Dla nas, konsumentów, najważniejsze jest, by te przepisy nie były martwe – zauważa prof. Zaleska – dlatego tak ważne są instrumenty kontroli.

Skok SKOK-ów

Ustawa o kredycie konsumenckim idzie w kierunku uświadomienia sobie swoich praw i edukacji. Te działania rzeczywiście mogą poprawić sytuację, ale dopiero w przyszłości.

A dzisiaj? Wiceprezes SKOK Wiktor Kamiński mówił, że instytucje bankowe nie są dla każdego. Nastawione na zysk akcjonariusza, nie obsługują klientów, którzy takich możliwości nie dają. SKOK-i zgromadziły 10 mld zł od takich właśnie drobnych ciułaczy, którzy oszczędzają kilkadziesiąt zł. Stawiając diagnozę obecnej sytuacji, wiceprezes Kamiński potwierdził spostrzeżenia swoich przedmówców, że Polak nie jest wyedukowany w poruszaniu się po rynku usług finansowych, a ponadto brak jest instytucji, które informowałyby kredytobiorcę o skutkach zaciągania kredytów. Takich informacji nie udzieli osoba w banku, gdyż jest wynagradzana nie za informowanie, lecz za liczbę sprzedanych kredytów. Umowa kredytowa jest tak samo ważna, jak umowa o pracę, kształcenie, zdrowie, mieszkanie. Jeżeli komuś zostaje 100 zł z miesięcznego wynagrodzenia, trudno sobie wyobrazić, by oszczędzał na emeryturę. Gdybyśmy nie byli instytucjonalnie do tego zobligowani, tzn. pracodawca nie odprowadzałby do ZUS-u naszego zobowiązania emerytalnego, to zostalibyśmy bez emerytury. Do edukacji finansowej obliguje nas również Unia Europejska. Narodowa Strategia Edukacji Finansowej to powinność państwa, a państwo ogranicza liczbę godzin przedsiębiorczości w szkole tylko dlatego, że są słabo prowadzone, zamiast dać narzędzia nauczycielom. Edukacja powinna być prowadzona od przedszkola do wieku emerytalnego, gdyż w różnym wieku przy różnych dochodach korzystamy z różnych usług.

Przeciw prawom ludzkim

Prof. Henryk Cioch z KUL-u, prawnik specjalizujący się w prawie spółdzielczym, mówił o konieczności wypracowania instrumentów, które pozwolą zapobiegać pułapkom kredytowym, doprowadzającym do wykluczenia finansowego całych rodzin. Rośnie zadłużenie członków spółdzielni mieszkaniowych. – Rodziny nie tylko nie obsługują kredytów, ale też powinności wobec spółdzielni. A te, które mają średnie dochody, wolą spłacać kredyty niż powinności wobec spółdzielni. A trzeba pamiętać, że w banku stopa oprocentowania kredytu wynosi 20 proc. w skali roku, w Providencie wysokość w skali miesiąca wynosi 20 proc. – mówił prof. Cioch. – Takie działania powodują, że zagrożonych upadłością konsumencką jest milion osób, a gdy dodamy członków ich rodzin, daje to już sumę kilku milionów Polaków. Dlaczego ceny usług bankowych są u nas wyższe niż w Szwajcarii? – pytał prof. Cioch. – Dlaczego upomnienie z banku doliczone jest do rachunku w cenie 40 zł (10 euro), czyli wynosi tyle, ile zasiłek dla dziecka? To ceny zagrażające nie tylko wykluczeniem społecznym czy finansowym, ale prawom ludzkim. Prof. Cioch mówił o roli, jaką dla mniej zamożnej części społeczeństwa pełnią SKOK-i, które w przeciwieństwie do banków nie działają zarobkowo, przeznaczając cały dochód na rozwój i edukację prowadzoną w ramach Instytutu Stefczyka czy Stowarzyszenia Krzewienia Edukacji Ekonomicznej.

Nie tylko zysk

Główny ekonomista SKOK-ów Janusz Szewczyk mówił o pogłębiającym się poziomie ubóstwa w naszym kraju. 17 proc. Polaków ma dochody na poziomie 500 zł; mamy 70 proc. bezrobotnych absolwentów szkół średnich i wyższych, 70 proc. Polaków nie ma żadnych oszczędności. 1 milion Polaków nie może spłacać kredytów. Status wykluczonych osiągnęli młodzi, którzy zaciągnęli kilka kredytów i zostali wciągnięci na odpowiednią listę. A przecież młodzi mieli być siłą napędową polskiej gospodarki.

W podsumowaniu debaty podkreślano wartość edukacji i informacji w zmniejszaniu obszarów wykluczenia finansowego. Podkreślano wartość i dostępność niedrogich usług finansowych kierowanych do mniej zamożnych grup społecznych. Zwrócono uwagę na rolę spółdzielczości jako pełnoprawnej wspólnotowej formy przedsiębiorczości. W okresie wychodzenia z kryzysu to właśnie różne formy działalności ekonomicznej, nie zawsze nastawione na zysk, mogą pomóc wykluczonym w stawaniu się pełnoprawnymi członkami społeczeństwa. Oczywiście, potrzebne są ramy prawne takich przedsięwzięć. I tu nikt nie zastąpi państwa.