Czułość Boga

Ks. Jerzy Szymik

publikacja 02.06.2010 22:47

Nowy Testament jednoznacznie mówi, że moim sędzią będzie sam Jezus. Ten, który się dla mnie wykrwawił. Będzie sędzią bardzo stronniczym. Bóg nie jest zimnym tyranem, który kalkuluje i liczy. On zrobi wszystko, by mnie uratować.

Tygodnik Powszechny 22/2010 Tygodnik Powszechny 22/2010

 

Joanna Bątkiewicz-Brożek: Czy Bóg jest czuły?

Ks. Jerzy Szymik: Najczulszy, najdelikatniejszy, najtroskliwszy. „Nie ma w Nim żadnej ciemności” (1 J 1, 5b). Jeśli czułość jest istotnie związana z miłością, to czułość Boga wynika z samej Jego natury – bo „Bóg jest miłością” (1 J 4, 8; 16). Oczywiście nie mówimy o czułostkowości ani o sentymentalizmie, ani w ogóle o niczym tanim. Ojcowska czułość Boga, czego potwierdzenie znajdujemy w przekazie biblijnym, objawia się w Jego gotowości, by zrobić wszystko, żeby człowieka ocalić, zbawić. „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie” (Iz 49, 15).

Ojcowska miłość jest nie tylko czuła, ale i twarda, wymagająca. Są takie obrazy ludzkiej miłości, szczególnie rodziców do dziecka, że chciałoby się je przenieść jak kurczątko nad przepaścią. I jeśli szukać jakiegoś odniesienia, jak postępuje ze mną Bóg, to właśnie w tym porównaniu; chodzi o ten rodzaj troski, czułego dotyku. Tak postępuje z człowiekiem Bóg. Gromadzi dzieci „jak ptak swoje pisklęta pod skrzydła” (Łk 13, 34b). Ku życiu, przeciw nicości i śmierci. Oto pragnienie czułości Boga.

Czułość kojarzy się z dotykiem, tymczasem w kontakcie z Bogiem brakuje fizyczności.

Ale czułość to coś znacznie więcej i głębiej niż fizyczne przytulanie – mówię to bez cienia ironii wobec czułości wyrażanej dotykiem ciała. Bóg najczulej i najsubtelniej dotyka sferę sumienia: to odczuwalne i życiodajne. Mówimy potocznie: czyjeś sumienie zostało po-ruszone. Albo wprost: Bóg je po-ruszył. Jednym z najczęstszych gestów Jezusa na kartach Ewangelii jest dotykanie ludzi. Uzdrawia ich dotykając ciała, oczu, wkłada palce w uszy, własną śliną dotyka chorego języka, głaszcze dzieci, dotyka sparaliżowanych. Przez fizyczny dotyk leczy niemotę, ślepotę, głuchotę, a zatem pokonuje spowodowane chorobą bariery, by tak rzec, komunikacyjne. Dotykając czule swoje dzieci, wzbudzając ich wiarę, sprawia, że mogą żyć pełnią życia. 

Ale w scenie z Marią z Magdali Jezus mówi: „Nie dotykaj mnie, bo jeszcze nie wstąpiłem do Ojca”.

Bo czułość nie jest wartością bezwzględną: jest podporządkowana prawdzie miłości. Miłość dla swojej wewnętrznej prawdy nie zawsze potrzebuje dotyku; czasem – jak w scenie, o którą Pani pyta – dotyk miłości nie służy. Ale dotyk musi być z miłości, inaczej staje się ciosem, zniewoleniem, upokorzeniem, zadaniem bólu. Chrześcijaństwo nie absolutyzuje dotyku: przestrzeń dotyku jest wpisana w przestrzeń wiary, jest sprzężona z rzeczywistością duchową, z tajemnicą egzystencjalnego przylgnięcia do Niego, Niepojętego, Ponadzmysłowego.

Pełna piękna i napięcia scena spotkania Zmartwychwstałego z Marią Magdaleną jest wyrazistym przykładem chrześcijańskiej relatywności dotyku (J 20, 11-18). „Nie zatrzymuj Mnie” (J 20, 17) – tłumaczy słowa Jezusa Biblia Tysiąclecia. „Me mou aptou” – czytamy w grece, co Wulgata tłumaczy słynnym „Noli me tangere” – „Nie dotykaj Mnie”. Forma gramatyczna greckiego oryginału sugeruje tu nie jednorazowe, lecz dłuższe dotknięcie, które umożliwia „trzymanie” dotykanego. Sens Jezusowego polecenia można więc przetłumaczyć: nie dotykaj mnie w sposób, który Mnie zatrzyma; nie krępuj mojej wolności dla spraw Bożych. „Jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca” – muszą się dziać sprawy Boże, historia winna biec według planu Ojca.

Ale też pamiętajmy, że Bóg jest najbardziej czuły właśnie w Jezusie. Bóg tak za człowiekiem tęsknił, że aż się nim w Jezusie stał. Wcielenie jest czymś znacznie większym i „czulszym” niż sam dotyk. 

Św. Augustyn Wcielenie Boga przyrównuje do aktu małżeńskiego, używając metafory, gdzie „Słowo” to pan młody, który zbliża się do małżonki, synonimu „ciała”.

Chrześcijaństwo w swym głównym rdzeniu, w linii doktrynalnej ortodoksji nigdy się seksualności ani nie bało, ani nie wypierało. Wręcz przeciwnie, głęboko ją akceptowało i akceptuje, bo przecież sam Bóg stworzył człowieka seksualnego, a wszystko, co stworzył, „było dobre” (Rdz 1). Eros jest dobry wtedy, kiedy jest podporządkowany Bogu, jak zresztą wszystko na tej ziemi... Zajrzyjmy do Biblii: Bóg nazywa Izrael swoją małżonką, a św. Paweł, gdy szuka najgłębszych odniesień do relacji Chrystus?Kościół, znajduje je w relacji męża do żony. Małżeński akt seksualny jest najpełniejszym egzystencjalnym wyrazem i obrazem miłości, prowadzi do najgłębszego możliwego dla człowieka zjednoczenia osób. W tym sensie obraz Augustyna jest trafny, bo Wcielenie jest jednością Boga i człowieka.



Historia zbawienia, od momentu Stworzenia, to historia zbliżania się Boga do człowieka. O to chodzi w prawdzie miłości: o skrócenie dystansu, o czułość objęcia, o utożsamienie z ukochanym(-ą). A w miłości Boga wobec ludzi – jak rozumiemy z cudu Inkarnacji ? o stanie się człowiekiem. Wcielenie jest istotą i kulminacją czułej miłości Boga, Jego nastawienia pro- ludzkiego, zachwytu człowiekiem. Jak pisał Miłosz: chrześcijaństwo jest najbardziej antropocentryczną ze wszystkich religii.

Tyle że Wcielenie dokonuje się w dramatycznej scenerii: w skrajnym ubóstwie, w cuchnącej stajni, Maryja rodzi Jezusa na sianie, odchodzą jej wody, leje się krew... A wkrótce po porodzie owija niemowlę i uciekają do Egiptu. Tak czuły Bóg obchodzi się ze swoim dzieckiem?

A czy nie taki bywa los człowieka – kruchy, ubogi, krwawy? Wcielenie w takich warunkach jest absolutnym „tak” powiedzianym przez Boga człowiekowi. Niezależnie od warunków i okoliczności, czy jesteś imigrantem, czy tygodniowym niemowlęciem, czy torturowanym trzydziestolatkiem, czy czeladnikiem stolarza, czy opętanym wpadającym w wodę i ogień, czy będziesz się pocił krwią, czy będziesz kobietą cierpiącą na krwotok – Bóg mówi: będę z tobą, nie opuszczę cię, wyrwę cię ze zła, dam ci życie. W twoim cierpieniu, śmierci, także w twojej największej tragedii ? grzechu, także w negacji Mnie Samego. W Jezusie i przez Jezusa wiedz: nigdy nie jesteś sam, bez swojego Boga.

Ewangeliczny opis Jezusowego dzieciństwa też jest pełen czułych akcentów. Np. wzmianka o tym, że Maryja przygotowała pieluszki. Obraz tego, co jest najbardziej w miłości wzruszające: że się myśli z wyprzedzeniem o drugim. 

W jakich innych miejscach Ewangelii widać jeszcze, że Bóg jest czuły?

We wszystkich, stale i zawsze. Bóg jest miłością, nigdy nikim i niczym innym. Słowo Abba, którym się Jezus zwraca do Ojca, odsłania przecież rąbek tajemnicy czułości, jaka towarzyszy miłości „we wnętrzu” Boga i która promieniuje na całe stworzenie... Dla mnie niezwykłą sceną jest mycie nóg uczniów przez Jezusa: to dotyk najintymniejszy w swej pokorze, wymowie, czułości. To gest zupełnie bezbronny. Musimy wiedzieć wiele o drugim człowieku, żeby się dopuścić gestu dotykania jego stóp. Gesty, które wyrażają miłość – pocałunek, objęcie, mycie stóp, otarcie ich włosami, leczący dotyk miejsc chorych, bolących – są głęboko zakorzenione w Ewangelii. Na niektórych – jak obmycie wodą, namaszczenie oliwą, spożywanie chleba, picie wina – oparte są sakramenty. Bóg uczynił te gesty przestrzenią najgłębszej komunikacji z nami, przestrzenią Łaski. Duchowe wyraża się tu przez cielesne, niebieskie przez ziemskie, boskie przez człowiecze. Prawdziwe chrześcijaństwo nie jest nigdy „przespirytualizowane”. Jest wcielone. Dlatego też materialna dotkliwość Kościoła i jego sakramentów jest aż takim wyzwaniem dla gnozy – dawnej i dzisiejszej.

Bóg czuły jest też ukrytym bohaterem przypowieści o miłosiernym Samarytaninie: to opowieść Boga o sobie samym. On jest tym, który poranionych posadzi na osła, który powierza ludziom ludzi. Dodaje wtedy: „Miej o niego staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał” (Łk 10, 35).

Są w życiu sytuacje, w których trudno w tego rodzaju czułość Boga uwierzyć, zrozumieć jej sens. Posłużę się znanym Księdzu cytatem: „Mówią, że Cię wszechmoc uwiodła / że Ci się nie udała starość i dzieci z wodogłowiem. / Mówią, / że się z Tobą rozeszliśmy już dawno, / że hipoteza Twojego istnienia jest tanią pociechą. / Mówią, / żeś się pośliznął w kałuży naszej niewinnej krwi”...

„To ból mówi, nie oni, mówisz. / Pragnę. Nie wiedzą, co mówią. / Pragnę, by ich nie bolało. / Nie jestem niezwyciężony, jestem jedynie wierny, mówisz. / Nie zejdę z krzyża, milczysz. / Zostanę po ich stronie, byle mi nie zginęli. / Co zrobię, gdyby mi zginęli? / Ty miej o nich staranie, mówisz. / Oddam tobie, gdy będę wracał, / mówisz”.

Dziękuję za ten cytat mojego „Emmanuela”. Wielu rodziców opowiada mi o przejmującej świadomości, że ich dzieci nie należą do nich, że Ktoś im je powierzył. Ale Bóg również, przede wszystkim w sytuacjach skrajnych, z zaufaniem powierzając ludzi ludziom, okazuje się czuły.



A co z Ukrzyżowaniem? Stojąc pod krzyżem, łatwiej Boga posądzić o okrucieństwo. Choć krzyż ma być przejawem największej miłości wobec nas, to zdecydowanie brak tu czułości ojca do dziecka.

Miłosz pytał: „Jakże to mogę wytłumaczyć Kasi?”. Bo „Gdzieś wyczytała, że Majestat Stwórcy / Doznał zniewagi, która żąda krwi”... Straszne. Nieporozumienie straszne. Niezrozumienie sensu cierpienia i ofiary na Krzyżu bierze się z różnych przyczyn: z poranień, życiowych blizn, skąpej wiedzy religijnej, z błędów Kościoła, niedobrych kazań, własnych grzechów, lęku przed nawróceniem... Nikogo nie osądzam. Ale proponuję rewizję myślenia. Bo chrześcijaństwo powiada, że Ojciec nie żąda tortur Syna, ani Stwórca nie przygląda się „spoza obłoku” kaźni. Krew Syna nie została na krzyżu wylana po to, by uśmierzyć zagniewanego Ojca, ale dla nas. Objawiła ona miłość zranioną do krwi, do śmierci – miłość gotową na wszystko. Także na to, by samemu cierpieć bezgranicznie – „dać Syna swego”, aby ocalić tych, których się nieodwołalnie kocha (nas: każdą i każdego z nas). „Tak Bóg umiłował świat”. Oto Dobra Nowina – jasność z wnętrza ciemności.

Wyrażenie „czułość” pojawia się tylko raz w Biblii, w Księdze Mądrości, i to w zaskakującym kontekście: „Boże, z jakże wielką czułością sądziłeś swoich synów” (Mdr 12, 21).

Nowy Testament jednoznacznie mówi, że naszym sędzią będzie sam Jezus. Ten, który się dla mnie wykrwawił. I to będzie sędzia bardzo stronniczy. Bóg nie jest neutralnym, zimnym tyranem, który kalkuluje i liczy. Jest Bogiem sprawiedliwym i miłosiernym – sądzi z czułością. On zrobi wszystko, żeby mnie uratować. Książka o tym zwie się Dobra Nowina (a nie „neutralna nowina” – trochę dobra, trochę zła). Bóg mówi w niej, że jest po naszej stronie, a nie po stronie naszych wrogów – grzechu, śmierci, rozpaczy. 

O czułości Boga niewiele mówi się też w Kościele – temat jakby nie istniał.

Dlatego swoją wielką rolę w Kościele muszą odegrać kobiety. Mężczyznom trudniej mówić o czułości. Dlatego m.in. Kościołowi aż tak potrzebna jest maryjność. Intuicja katolicyzmu jest tu genialna. Chrześcijaństwo potrzebuje czułości, żeby nie stało się – zacytuję Benedykta XVI – „chłodną religią profesorów, którzy nie mają odwagi ani kochać, ani wierzyć”. Nikogo nie oskarżam, niech mi ten cytat będzie policzony do osobistego rachunku sumienia: ja, profesor, cytuję profesora Ratzingera. 

Ksiądz ostatni tom wierszy poświęcił czułości.

Bo ja mam szczęście do kobiet. Moja Mama, Siostra, Siostrzenica, Kobiety, które są mi bliskie, z którymi się przyjaźnię – nigdy w życiu z „kobiecej strony” nie spotkało mnie jakieś demoniczne, niszczące zło. Za to sporo dobra. A wierzyć uczyłem się w kościele, w moim rodzinnym Pszowie, gdzie z ołtarza uśmiecha się Madonna, jasna jak czerwcowe popołudnie. Stąd niemało wiem o czułości: od nich, nie z siebie. I dlatego, jak pani wie, pisałem: „Niektóre z nich otaczała poświata: podejrzewałem, że mieszka w nich światło. (...) Obserwowałem je znacznie uważniej niż moich zarośniętych współbraci, o których ciemności wiedziałem sporo żyjąc samemu od lat w mroku męskiego siebie. (...) Mogłyby grać na wiolonczeli w filmach Kieślowskiego i na cytrze w psalmach Dawida. (...) Idealizuję? Bez wątpienia, ale one były naprawdę i były od Boga”.

Benedykt XVI mówi, że znakiem czułości Boga jest właśnie kobieta – Maryja.

Jej geniusz polegał na tym, że bezwzględnie uwierzyła i zaufała Bogu. Przyznała Bogu rację w kwestii swojego życia. A w takim życiu Bóg może swobodnie robić swoje – a swoje dla Boga to znaczy: miłośnie, wszechmocnie, zawsze ku dobru, czule.

Dziś przestrzeń czułości została skażona. Przez ludzki grzech, rzecz jasna. Presja panerotyzmu z jednej strony, podejrzliwość wobec jakiegokolwiek dotyku z drugiej strony. Pierwsze jest skutkiem drugiego, drugie – pierwszego. Paraliż, z diabelskim chichotem w tle. Ale ufam, że nastąpi oczyszczenie, że są to cierpienia ku nawróceniu. Bóg nas nie opuści ani naszego czasu – setnej owcy. Nie tracę nadziei, wierzę. Bo nie mamy innego alfabetu do okazywania sobie czułej miłości jak ciało, jego czystość i prawda. Tak jak zrobił to Bóg, w-cielając się w człowieka.

Rozmawiała Joanna Bątkiewicz-Brożek

Ks. prof. Jerzy Szymik jest teologiem, poetą, autorem książek naukowych, poetyckich, eseistycznych. Od 2004 r. członek watykańskiej Międzynarodowej Komisji Teologicznej; pracuje w Zakładzie Teologii Dogmatycznej Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego.