„Nie papież, a Bergoglio” Abp Lenga o Franciszku

Zbigniew Nosowski

publikacja 19.09.2019 08:48

Rzymskokatolicki biskup, który w liturgii nie wymienia imienia papieża i publicznie twierdzi, że uważa obecnego biskupa Rzymu za uzurpatora i heretyka – czy to możliwe? Jak najbardziej! A nawet jest to do usłyszenia w polskich salkach kościelnych i na YouTube.

Więź 3 (677) 2019 Więź 3 (677) 2019

 

„Bergoglio sam się nie utwierdza w wierze i innym tej wiary nie daje, prowadzi świat na manowce” – twierdzi abp Jan Paweł Lenga w książkowej rozmowie ze Stanisławem Krajskim[1]. Mało tego: „Bergoglio głosi nieprawdę, głosi grzech, a nie głosi tradycji, która trwała tyle lat, 2 tysiące lat, wyrzuca ją, traktuje ją, jakby jej nie było. On głosi prawdę tego świata i to jest właśnie prawda diabła” (s. 159–160).

„Bergoglio, którego uważam za heretyka”

W swoich wypowiedziach abp Lenga konsekwentnie mówi o papieżu Franciszku wyłącznie jako o „Bergoglio” lub co najwyżej „biskupie Rzymu”. Inne określenia z jego ust nie padają.

Kto zatem jest papieżem dla emerytowanego biskupa Karagandy?

Nie zdejmuje z siebie tej papieskiej sutanny, białej sutanny, Benedykt XVI. Natomiast Bergoglio sam nazywa siebie biskupem Rzymu i jeżeli tak sam siebie nazywa, to jak ja mogę go nazywać? Jeżeli on sam sobie pozwala tak mówić o sobie, to mnie też się wydaje, że coś na pewno on wie, że tak chce siebie nazywać. Natomiast kiedy odprawiam Msze Święte, modlę się o papieża, nie nazywając go po imieniu (s. 13).

W innej wypowiedzi abp Lenga już jasno dopowiada, kogo uważa za papieża:

to jest właśnie to, że żyje Benedykt XVI jako papież, bo kiedyś była abdykacja papieża i on przeszedł do stanu kardynalatu, a dzisiaj papież, który abdykował, on pozostaje nadal papieżem (s. 41).

Trudno w ogóle polemizować z poglądem, jakoby w określaniu się przez papieża jako „biskup Rzymu” było coś podejrzanego. Nie sposób też pojąć, jak duchowny rzymskokatolicki rozumie swoją jedność z papieżem, którego imię pomija w liturgii. Ale to zaledwie początek pretensji abp. Lengi do Franciszka.

Złe mianowicie jest to, że „w kościołach nawet sam Bergoglio urządza uczty dla uchodźców i robi z nimi selfie [...]. Tam był zgiełk i wrzawa. [...] to była obraza dla tych ludzi, którzy kiedyś tam się modlili w tej katedrze” (s. 13–14). Złe jest to, że dzisiaj Kościół zajmuje się „ciuchami, portkami i gaciami, imigrantami, troszczy się o biednych, o różne rzeczy, tylko nie o rzeczy wieczne” (s. 62). Rzecz jasna, „ekumenizm to jest największa plaga dla Kościoła katolickiego w całej jego historii” (s. 144), zaś „wielką klęską dla tego prawdziwego Kościoła katolickiego” (s. 141) było spotkanie międzyreligijne w Asyżu z roku 1986. A teraz Bergoglio myje nogi muzułmance: „Chrystus tego nie robił, a Bergoglio to robi i zmusza innych to robić” (s. 141).

Abp Lenga zarzuca również papieżowi fałszywe rozumienie miłosierdzia: „Był Rok Miłosierdzia i ci, którzy wiedzieli, o co chodzi, płakali z powodu tego Roku Miłosierdzia” (s. 37). „Jak był Rok Miłosierdzia, to był dla tych LGBT i dla tych rozwodników” (s. 34). „Nie można być w taki sposób miłosiernym dla LGBT, żeby ich przyjąć, żeby im towarzyszyć. W czym towarzyszyć? W grzechu?” (s. 36). Według emerytowanego biskupa Karagandy „na miłosierdzie trzeba zasłużyć, poznając swój grzech, pokutując za niego, przepraszając Boga i wtedy Pan Bóg może to miłosierdzie okazać. Nie musi, ale może” (s. 76). To jest poprawne ujęcie miłosierdzia „przez nas, którzy właściwie rozumiemy naukę Kościoła, który już ma 2000 lat, a nie tylko 5 lat pontyfikatu Bergoglio” (s. 77).

Wielokrotnie abp Lenga protestował przeciwko posynodalnej adhortacji Franciszka Amoris laetitia, uznając ją za dokument niezgodny z kościelną Tradycją. Jego opór wobec Franciszka wydaje się zakorzeniony właśnie tutaj. Tyle że właściwie to nie jest opór, lecz jawny bunt.

Lenga nie szuka bowiem subtelności nawet w refleksji, czy urzędujący papież jest heretykiem. Raz zaczyna wywód od bezpiecznej tezy: „Nie wiemy, co tkwi w sumieniu innych”, ale zaraz dodaje, że pewni teologowie słusznie zarzucili, iż w zdaniach wypowiadanych przez papieża są herezje. „Oni mają rację”, gdyż „niektóre wypowiedzi Bergoglio mają, uważam, tendencje heretyckie bardzo wyraźne” (s. 16). Innym razem posuwa się jeszcze dalej, zarzucając biskupom, że niszczą Kościół od środka, „razem z Bergoglio, którego uważam za heretyka. Chociaż na razie jest materialnym heretykiem, bo herezję jawną głoszą jego współtowarzysze, jego koledzy” (s. 53)[2].

Najtrafniejszym autopodsumowaniem poglądów abp. Lengi o obecnym papieżu są chyba te zdania:

Papież, przepraszam, nie papież, a Bergoglio, który dzisiaj rezygnuje z tej posługi Piotrowej, to chyba czuje, że ona została przez niego uzurpowana, a nie dana przez Chrystusa [...] dzisiejsi biskupi, wraz z Bergoglio, prowadzą Kościół na zatracenie (s. 54).

„To jest sprawka Watykanu”

Kim jest abp Jan Paweł Lenga? Urodził się w 1950 r. w polskiej rodzinie w Gródku Podolskim na Ukrainie. Gdy postanowił zostać księdzem, wyjechał najpierw na Łotwę, a później na Litwę. Wstąpił potajemnie do zgromadzenia księży marianów. Ukończył podziemne seminarium duchowne i w 1980 r. przyjął święcenia kapłańskie.

Został skierowany do pracy duszpasterskiej w Tadżykistanie. Stamtąd, jak opowiada, został wyrzucony przez KGB. W 1981 r. trafił więc do Kazachstanu. Tam gorliwie duszpasterzował miejscowym katolikom. W kwietniu 1991 r. Jan Paweł II mianował go biskupem tytularnym i administratorem apostolskim dla Kazachstanu i Środkowej Azji (czyli również: Uzbekistanu, Turkmenistanu, Tadżykistanu i Kirgistanu).

W sierpniu 1999 r. 49-letni ks. Lenga został ordynariuszem Karagandy w Kazachstanie. Na terenie tej diecezji mieszka 40 tys. katolików (wśród 3,4 mln mieszkańców ogółem). W roku 2003, gdy Watykan przeprowadzał reorganizację struktur kościelnych w Kazachstanie, diecezja w Karagandzie została podporządkowana metropolii w Astanie, natomiast Lenga, jako pierwszy biskup w Kazachstanie, został wyniesiony do godności arcybiskupa ad personam. Jednak już w 2011 r. – jak ogłoszono w oficjalnym komunikacie – „papież Benedykt XVI przyjął jego rezygnację z urzędu ordynariusza Karagandy”. Jako uzasadnienie podano kan. 401 § 2 Kodeksu prawa kanonicznego: „Usilnie prosi się biskupa diecezjalnego, który z powodu choroby lub innej poważnej przyczyny nie może w sposób właściwy wypełniać swojego urzędu, by przedłożył rezygnację z urzędu”.

„Poważnej przyczyny” rezygnacji zaledwie 61-letniego biskupa nigdy nie podano do publicznej wiadomości – ani wówczas, ani później (normalny wiek biskupiej emerytury to ukończenie 75. roku życia). W rozmowie z Krajskim abp Lenga mówi wprost, że jego usunięcie spowodowali kard. Tarcisio Bertone (wówczas watykański sekretarz stanu) i abp Dominique Mamberti (nie wiadomo, czym on się zasłużył; w 2003 r. był nuncjuszem apostolskim w Sudanie). „To, że ja w 61 roku życia przeszedłem na emeryturę, to jest sprawka Watykanu” (s. 22).

Przede wszystkim jednak abp Lenga skarży się: „do dzisiejszego dnia nie mam żadnych zarzutów według jakich to było zrobione” (s. 23). Czuje się prześladowany w Kościele za głoszone przez siebie poglądy: „Raz wypędziło mnie KGB z Tadżykistanu, a potem przeszedłem na emeryturę w wieku 61 lat, tak samo mnie wypędzili, tylko nie KGB, tylko swoi, bo za to co mówię, wyrzucają” (s. 22).

Żadna z osób zorientowanych w sytuacji Kościoła w Kazachstanie, z którymi rozmawiałem, nie była w stanie podać mi faktycznych powodów dymisji biskupa Karagandy w 2011 r. Słyszałem jedynie hipotezy, związane z (ówczesnym i/lub trwającym nadal) stanem zdrowia arcybiskupa oraz możliwymi niejasnościami finansowymi przy budowie w Karagandzie monumentalnej katedry Matki Bożej Fatimskiej dla nielicznej wspólnoty tamtejszych katolików. Nie sposób jednak zajmować się tu niepotwierdzonymi hipotezami. Trzeba za to pamiętać, że dymisja abp. Lengi miała miejsce za rządów Benedykta XVI – czyli nie za „progresisty” Franciszka – zaś decyzje personalne tego typu podejmowane są w Watykanie niezwykle rzadko i z najwyższą rozwagą.

Ma zakaz czy nie ma?

Po przejściu na emeryturę abp Lenga – jako marianin – zamieszkał w Polsce, w domu swego macierzystego zgromadzenia w Licheniu Starym. Żyje tam bardzo skromnie.

O swoim statusie kanonicznym sam abp Lenga mówi bardzo niejasno: „Jestem uwięziony w klasztorze i nie mogę powiedzieć kazania. Mszy Świętej nie mogę odprawiać, ale to nie jest kara kościelna, choć z nią się liczę” (s. 23). W innej wypowiedzi dodaje, że odprawia Mszę „u siebie w pokoju” (s. 64). To wskazywałoby więc na istnienie jakichś restrykcji nałożonych na przymusowego emeryta.

Ale jest i druga strona medalu. Albo żadne restrykcje jednak arcybiskupa nie obowiązują, albo – gdy pojawi się zaproszenie – sam zainteresowany nic sobie z nich nie robi. Często zabiera bowiem głos publicznie, przewodniczy liturgiom, głosi homilie, wygłasza konferencje.

Najpierw wymieńmy (tylko z ostatnich lat) przykłady publicznych liturgii z czynnym udziałem emerytowanego biskupa Karagandy (z pewnością nie wszystkie). 18 kwietnia 2019 r. abp Lenga przewodniczył Mszy Wieczerzy Pańskiej w Licheniu. Podobnie 8 września 2018 r. – z okazji 50-lecia koronacji cudownego wizerunku Matki Bożej Miłosierdzia w sanktuarium w Piekoszowie. W Inowrocławiu w parafii Świętego Ducha 13 października 2017 r. przewodniczył Mszy świętej z okazji setnej rocznicy objawień Matki Bożej w Fatimie. 8 października 2017 r. przewodniczył liturgii w warszawskim sanktuarium Matki Bożej z Lourdes, gdzie obchodzono jubileusz 100-lecia przybycia marianów na warszawską Pragę i 25 lat poświęcenia prowadzonego przez nich kościoła. 29 maja 2016 r. w Licheniu świętował natomiast 25-lecie własnej sakry biskupiej: przewodniczył Mszy św. w bazylice Matki Bożej Licheńskiej i wygłosił homilię. 11 lutego 2016 r. przewodniczył Mszy w licheńskim hospicjum z okazji Światowego Dnia Chorego oraz wygłosił homilię.

Liczne są też jego wystąpienia publiczne, częściowo udokumentowane na YouTube, częściowo też opublikowane w książce Przerywam zmowę milczenia. Spośród ostatnich przywołać trzeba zwłaszcza dwa.

15 września 2018 r. w Niepokalanowie abp Lenga wziął udział w konferencji „Kościół katolicki w czasach zamętu. Elementy diagnozy i remedia” zorganizowanej przez Prywatne Katolickie Stowarzyszenie Wiernych Tradycji Łacińskiej im. Św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Bezpośrednio przed nim wykład wygłosił ks. Włodzimierz Małota CM, który mówił na temat „Antykatolicki sojusz wszystkich ze wszystkimi, z pułkownikiem KBW w tle. Co robił Zygmunt Bauman we wrześniu 2016 r., w Asyżu, na honorowym miejscu przy stole Biskupa Rzymu?”. Gdy abp Lenga zabierał głos po poprzedniku, zaczął od słów: „Już wszystko powiedziane”[3].

Natomiast 30 stycznia 2019 r. w wypełnionym po brzegi warszawskim Domu Dziennikarza arcybiskup przedwczesny emeryt promował swoją książkę Przerywam zmowę milczenia wraz ze Stanisławem Krajskim. Prowadzący Grzegorz Braun przedstawiał tę publikację jako „hit, przebój i bestseller” oraz zachwycał się nią jako „powtórką z katechizmu”. Krajski z radością dzielił się natomiast z uczestnikami spotkania wiadomością, że „bardzo dużo” egzemplarzy tej książki trafiło do księży z rąk zatroskanych wiernych podczas wizytacji duszpasterskiej na początku roku 2019. Abp Lenga zaś m.in. w dość specyficzny sposób bronił św. Jana Pawła II przed zarzutami z sali, odpowiadając, że spotkanie międzyreligijne w Asyżu było finansowane przez masonów[4].

Komu podlega arcybiskup emeryt?

Rzymskokatolicki arcybiskup głoszący przytoczone wyżej poglądy to zjawisko niezwykle ciekawe. Kto w Kościele powinien na to zareagować? Na pewno papież – lecz czy nuncjusz apostolski informuje go o takich sprawach? Ale skoro abp Lenga głosi w Polsce swoje antypapieskie tezy i z ambon, i w kościelnych salkach, i w książkach, i w internecie – to czy nie powinni zareagować polscy biskupi i/lub przełożony zgromadzenia marianów?

Przygotowałem więc zestaw kilku pytań. Interesowały mnie takie kwestie, jak: powody rezygnacji z urzędu ordynariusza Karagandy, aktualny status kanoniczny abp. Lengi, komu obecnie on podlega, czy obłożony jest jakimiś karami kościelnymi lub ograniczeniami duszpasterskimi, np. zakazem publicznego sprawowania Eucharystii, głoszenia kazań czy wystąpień publicznych, i wreszcie: kto sprawuje nadzór nad właściwą realizacją zakazów lub ograniczeń, jeśli jakieś go obowiązują.

Przesłałem te pytania równocześnie trzem rzecznikom: Konferencji Episkopatu Polski, Polskiej Prowincji Marianów i Kurii Diecezjalnej Włocławskiej – ze świadomością, że prawdopodobnie żadna z tych instytucji formalnie nie sprawuje pieczy nad emerytowanym biskupem Karagandy. W sensie ścisłym nie podlega on bowiem ani Konferencji Episkopatu Polski (choć na jej terenie miesza w głowach katolików), ani prowincji polskiej księży marianów (choć mieszka w domu zakonnym), ani biskupowi diecezji, na której terenie przebywa (choć to właśnie tu najczęściej występuje publicznie).

Najbardziej lakoniczny w odpowiedzi był rzecznik Konferencji Episkopatu Polski, ks. Paweł Rytel-Andrianik:

Abp Jan Paweł Lenga nigdy nie był i nie jest członkiem Konferencji Episkopatu Polski. Wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów, a w 1991 r. został wyświęcony na biskupa. W związku z tym można pytać o abp. Lengę w Stolicy Apostolskiej i w Zgromadzeniu Księży Marianów.

Rzeczywiście, abp Lenga był biskupem diecezji poza granicami RP, nie mógł więc należeć do KEP. Niewiele więcej poza faktami z życiorysu dowiedziałem się od ks. Artura Niemiry, kanclerza i rzecznika prasowego Kurii włocławskiej:

Powody, dla których abp Lenga złożył rezygnację w 2011 r. z urzędu biskupa Karagandy, nie są publicznie znane.

Obecny status kanoniczny abp. Lengi to biskup emeryt.

Nic mi nie wiadomo o nałożeniu jakichkolwiek kar kościelnych lub ograniczeń na abp. Lengę.

Abp Lenga nie podlega biskupowi włocławskiemu, jedynie jako marianin zamieszkuje we wspólnocie księży marianów w Licheniu, na terenie diecezji włocławskiej, w miejscu wskazanym przez Stolicę Apostolską. Wydaje się, że więcej informacji na jego temat może przekazać przełożony wspólnoty.

Najwięcej do powiedzenia miał ks. Piotr Kieniewicz MIC, sekretarz Prowincji Polskiej Marianów i zarazem jej rzecznik. Stwierdził on:

Powody, dla których abp Jan Paweł Lenga złożył dymisję, pozostają sprawą pomiędzy nim a Stolicą Apostolską. Obecnie jest arcybiskupem seniorem diecezji w Karagandzie i formalnie podlega ordynariuszowi diecezji w Karagandzie oraz – jak każdy biskup – papieżowi.

Zwrócił się do Zgromadzenia Księży Marianów, którego jest członkiem, o zgodę na zamieszkanie w domu zakonnym w Licheniu, na co otrzymał zgodę. W sensie formalnym nie jest jednak domownikiem domu zakonnego, tzn. nie podlega władzy przełożonych, choć pozostaje członkiem Zgromadzenia. Dom Zakonny w Licheniu zapewnia abp. Lendze mieszkanie i wyżywienie.

Nie jest mi wiadomo o jakichkolwiek ograniczeniach czy karach nałożonych na abp. Lengę. Nie jestem upoważniony do komentowania jego wypowiedzi.

Wszystkie te odpowiedzi można streścić słowami: „to nie nasza sprawa”. Niewątpliwie dla części polskich biskupów (i zapewne dla niektórych marianów) jawnie antypapieska działalność abp. Lengi na terenie Polski jest problemem. Prywatnie reagują oni na jego wypowiedzi nerwowo i negatywnie. Niekiedy biskupi zakulisowo używają swoich możliwości, aby nie pozwolić emerytowi z Lichenia na publiczne występy na terenie swoich diecezji – nie chcą jednak zabierać na ten temat głosu publicznie.

Przykładem jest Poznań. Można się domyślać, że to właśnie interwencji abp. Stanisława Gądeckiego należy zawdzięczać niedawne odwołanie wizyty abp. Lengi w poznańskim kościele p.w. Najświętszej Krwi Pana Jezusa. Rektor tego kościoła najpierw z dumą ogłaszał, że 15 sierpnia 2019 r. homilię wygłosi emerytowany biskup Karagandy, po czym – gdy sprawę opisała lokalna „Gazeta Wyborcza” – nagle kaznodzieja został zmieniony. Kuria poznańska sprawy publicznie nie wyjaśnia, trudno jednak przypuszczać, by kustosz sanktuarium, ks. Leszek Wilczyński, zmienił decyzję wyłącznie po lekturze artykułu w „Gazecie Wyborczej”.

Tezy, jakie wygłasza o Żydach abp Lenga, są bez wątpienia nie do przyjęcia dla abp. Gądeckiego, który był przecież (bardzo dobrym!) przewodniczącym Komitetu Episkopatu Polski ds. Dialogu z Judaizmem. Nie może więc tolerować stwierdzeń typu: „Żydzi (i nie tylko oni, a może nawet z ich pomocą cały świat liberalny) chcą nas zniszczyć” (s. 19). Pochwały ze strony abp. Lengi płyną zaś wobec XVIII-wiecznych zarządzeń polskich biskupów, wydanych „w celu zachowania katolickiego życia ich owieczek przed zatruciem żydowską perfidią”. Jego zdaniem, „Historia się powtarza. Zatruwa nas duchowo i niszczy materialnie ta sama żydowska perfidia” (s. 20) – dlatego ówczesne antyżydowskie zalecenia powinny być współcześnie aktualizowane w polskich seminariach duchownych. Nic dziwnego, że metropolita poznański nie dopuścił do głoszenia przez takiego kaznodzieję homilii w kościele przy ulicy (nomen omen) Żydowskiej[5].

A może jednak nie milczeć?

Czy wobec głoszonych publicznie tez abp. Lengi możliwa jest inna postawa polskich biskupów albo władz zgromadzenia, które przecież tak ochoczo nakazuje medialne milczenie ks. Adamowi Bonieckiemu?

Rozumiem niezręczność sytuacji, w której biskupi czy marianie musieliby się publicznie odcinać od poglądów swego współbrata, zasłużonego dla przetrwania Kościoła podziemnego w Związku Sowieckim. Czy jednak nie powinni zająć stanowiska wobec treści jego wystąpień? Brak stanowczej reakcji ma swoją wysoką cenę: oto antypapieskie idee i odrzucenie współczesnego nauczania Kościoła zyskują autorytet hierarchy. Abp Lenga mówi prosto i zrozumiale, a ludzie chętnie go słuchają i niektórzy w to wierzą – niestety całkiem liczni, jak wskazują i wypełnione sale na spotkaniach, i liczby wyświetleń na YouTube. W efekcie przybywa w Polsce katolików (także księży) myślących tak jak emerytowany biskup Karagandy.

Niestety, po raz kolejny okazuje się, że polityka eklezjalna polskich biskupów zakładająca wygodne milczenie w sprawach niewygodnych niczego nie rozwiązuje, ale jedynie mnoży problemy. Uważam, że w takiej sytuacji kościelni przełożeni powinni bezpośrednio powiadamiać Stolicę Apostolską, a także – w trosce o swoich wiernych – publicznie wyjaśniać błędne mniemania głoszone przez emerytowanego biskupa Karagandy.

Formalnie jakiekolwiek polecenie abp. Lendze mógłby wydać jedynie – negowany przez niego – papież. W oczach emeryta byłoby to jedynie potwierdzenie tezy o jego „prześladowaniu” wewnątrz Kościoła. Pat? Nic z tym nie da się zrobić? Ale coś zrobić trzeba!

Dlatego niniejszy artykuł zostanie również przekazany do nuncjatury apostolskiej w Warszawie, wraz z prośbą o wyjaśnienie statusu kanonicznego i przyszłości biskupa rzymskokatolickiego, który w liturgii nie wymienia imienia urzędującego papieża i publicznie twierdzi, że uważa obecnego biskupa Rzymu za uzurpatora i heretyka. •

 

 

[1]  Abp Jan Paweł Lenga MIC, Przerywam zmowę milczenia. O kryzysie w Kościele, herezji, apostazji i grzechach zaniedbania, Wydawnictwo św. Tomasza z Akwinu, Warszawa 2019, 180 s. Jeśli nie zaznaczono inaczej, cytaty pochodzą z tej właśnie książki. 

[2]  Stanisław Krajski spieszy w książce z wyjaśnieniem, że „herezja materialna jest wtedy, gdy ktoś milczy, gdy inny głosi herezje lub akceptuje ten fakt, że ktoś inny głosi herezję” (s. 53).

[3]   Zob. zapis wideo konferencji: www.gloria.tv/article/d6i3ta33HbSQ1RLZUZzV9tUnE [dostęp: 20.08.2019].

[4]   Zob. zapis spotkania www.youtube.com/watch?v=n6t-Lf_5FP0 [dostęp: 20.08.2019].

[5]  Pikanterii sprawie dodaje fakt, że obecny kustosz tego sanktuarium – wbrew wcześniejszym jednoznacznym wskazaniom abp. Gądeckiego – ożywia legendę, wedle której konsekrowane hostie miały być sprofanowane przez miejscowych Żydów.