Czy kara może być błogoslawiona? Przyczynek do ontologii kary

Andrzej SZOSTEK MIC

publikacja 28.08.2010 21:32

Jest jeden główny warunek, który spełnić musi przestępca, by przekleństwo kary obrócić w błogosławieństwo. Ten jeden, dla wielu złoczyńców zapewne bardzo trudny krok, to otwartość na p r a w d ę: prawdę o własnym czynie oraz o krzywdzie, jaką wyrządzili innym.

Ethos 90-91/2-3/2010 Ethos 90-91/2-3/2010

(fragm. art. ze str.  222-224)

 

 

 

DRAMAT SKAZAŃCA

POMIĘDZY SAMOUSPRAWIEDLIWIENIEM A WYZWOLENIEM

Na szczęście nie tylko o skazanych na śmierć tu mówimy, ale o wszystkich, których dotknęła kara w majestacie prawa państwowego lub w innym społecznym wymiarze. O wszystkich – ale nade wszystko o tych, którzy dopuścili się poważnych przestępstw (zabójstw, gwałtów, wielkich kradzieży, podpaleń), oraz tych, którzy popełniali wykroczenia mniejszej wagi, ale wielokrotnie (jak kieszonkowcy, awanturnicy uprzykrzający życie sąsiadom czy amatorzy bójek ulicznych). To zawężenie pola zainteresowań nie wynika z lekceważenia innych aktów naruszenia prawa, lecz stąd, że poważne przestępstwa oraz recydywa lepiej pozwalają uchwycić dramat skazańca oraz warunki, jakie musi on spełnić, by kara stała się dla niego błogosławieństwem. Jakie to warunki?

Z góry trzeba zastrzec, że warunki te nie są łatwe do przyjęcia, a wielu skazańców, gdyby dane im było czytać poniższe wywody, uznałoby je za nierealistyczne czy akademickie w złym tego słowa znaczeniu. Szereg przyczyn składa się na tę trudność. Po pierwsze, nikt nie rodzi się przestępcą. Do karalnego czynu przywodzi człowieka bądź to dramatyczny, narastający konflikt, z którego w końcu nie widzi on innego wyjścia niż dokonanie przestępstwa, bądź też środowisko, w którym wzrastał i które wpoiło weń przestępczą hierarchię wartości. Ma więc niejako „pod ręką” wytłumaczenie dla swych prawem ściganych czynów (a jeśli nie ma go on sam, to znajdzie je dla niego dobry adwokat). Cóż dziwnego, że skłonny będzie zrzucać winę na innych: na sytuację, w której się znalazł lub na środowisko, z którego wyrósł? Kara bywa dotkliwa, odruch ucieczki od niej jest psychologicznie zrozumiały i trudno oczekiwać od przestępcy szlachetności czy wielkoduszności, na które niełatwo się zdobyć także wielu tak zwanym przyzwoitym obywatelom. Ewentualna skrucha oznaczać może ponadto zerwanie z dotychczasowym środowiskiem, co jawić się może przestępcy jako przepaść, w którą trudno mu wskoczyć. Wreszcie środowisko więzienne, wbrew idei więzień jako zakładów poprawczych, często bywa szkołą złoczyńców, „wciskającą” skazańca w świat przestępczości, nawet jeśli dotąd nie był on nią do gruntu przeniknięty. Wymieniam tylko niektóre elementy i motywy sprzyjające demoralizacji skazańca; jest ich zapewne więcej, wszystkie one zaś mogą umacniać w nim poczucie doznanej krzywdy lub życiowej porażki oraz skłonność do samousprawiedliwienia, a oddalać go od idei kary jako błogosławieństwa pozwalającego zapoczątkować nowe, uszczęśliwiające życie.

Człowiek jest jednak tajemnicą, a drogi jego myślenia, przeżyć i działań bywają zdumiewające. Przypomnijmy sobie Zacheusza, zwierzchnika celników, który najpierw wspiął się na drzewo, by zobaczyć Jezusa, a potem, gdy Zbawiciel „wprosił się” do niego w gościnę, wręcz oszalał z radości, deklarując gotowość niezwykle hojnego wsparcia ubogich oraz wynagrodzenia tych, których skrzywdził (por. Łk 19, 1-10). Wspomnijmy też celnika imieniem Lewi, którego wezwał Pan, a on natychmiast, stante pede „zostawił wszystko, wstał i poszedł za Nim” (Łk 5, 28). Zacheusz i Lewi nie byli skazańcami, na których ciążył wyrok prawowitego sądu, byli oni jednak celnikami, a pobożni Żydzi postrzegali celników jako szczególnie godnych napiętnowania złoczyńców: zdrajców, którzy dla zaspokojenia swojej chciwości zdecydowali się służyć pogańskiemu władcy, a ponadto czerpać z tego niemałe zyski (św. Łukasz odnotowuje, że Zacheusz był bardzo bogaty – por. 19, 1). Nic dziwnego, że faryzeusze i uczeni w Piśmie zgorszeni byli tym, że Mistrz z Nazaretu jada z celnikami i grzesznikami. Pomińmy reakcję pobożnych Żydów, pomińmy nawet zbawczy gest Jezusa, a pomyślmy, co działo się w sercach tych celników, którzy – wciąż pełniąc swój haniebny urząd – tak wypatrywali Jezusa, jak Zacheusz, i potrafili porzucić wszystko dla Mistrza z Nazaretu, jak to uczynił Lewi. Czy możemy odmawiać prawa do przeżywania podobnych rozterek i tęsknot współczesnym przestępcom?

 

 

Jest jeden główny warunek, który spełnić musi przestępca, by przekleństwo kary obrócić w błogosławieństwo. Ten jeden, dla wielu złoczyńców zapewne bardzo trudny krok, to o t w a r t o ś ć  n a  p r a w d ę: prawdę o własnym czynie oraz o krzywdzie, jaką wyrządzili innym. Złoczyńca musi osobiście i gruntownie uświadomić sobie swoją – świadomą i wolną – s p r a w c z o ś ć (sprawczość czynu) oraz o d p o w i e d z i a l n o ś ć, którą za swoje przestępstwo ponosi, a której na innych nie może zrzucić. Musi również zrozumieć, że zakres odpowiedzialności jest szerszy niż zakres samej sprawczości, odpowiedzialność obejmuje bowiem także  s k u t k i  czynu, konsekwencje, jakie ponosić musi pokrzywdzony i (lub) całe społeczeństwo. Kara, zwłaszcza nałożona na sprawcę wielkiego przestępstwa, z reguły nie jest w stanie wyrównać szkód przestępstwem tym spowodowanych. Żadna kara nie przywróci życia zabitemu człowiekowi, ani też nie wypełni dotkliwej pustki w sercach i w życiu jego bliskich; nawet najsurowsza sankcja zła tego nie wymaże. W wielu wypadkach kara nałożona na winowajcę stanowi więc raczej symboliczną odpłatę niż akt przywrócenia sprawiedliwości.

Kara – wraz z poprzedzającym ją procesem, ogłoszeniem wyroku i jego uzasadnieniem – jest jednak dla przestępcy szczególną okazją do dokonania pogłębionej refleksji nad tym, co uczynił. Proces, wyrok, a następnie więzienie, to zazwyczaj wielkie przeżycie dla skazańca, nierzadko wstrząs. Oderwanie od rodziny i pracy, nowe i obce środowisko, sporo wolnego czasu – wszystko to stwarza szczególne warunki sprzyjające dokonaniu gruntownego rachunku sumienia, nawet jeśli wspomniane wcześniej negatywne czynniki utrudniają ową refleksję (a zwłaszcza, jeśli skazaniec przekonany jest o tym, że wyrok sądu jest dla niego krzywdzący). Jeśli jednak uda się przestępcy opanować odruchy buntu, jeśli zdoła stopniowo uprzytomnić sobie ogrom dokonanego zła i szkód, często nieodwracalnych, dotykających boleśnie innych – to może rozpocząć się w nim proces s k r u c h y, czyli „kruszenia” dotąd żywionych przekonań i emocji. Istotnym jej momentem jest uświadomienie sobie przez skazanego, że kara jest nie tylko aktem wymierzonej mu przez społeczeństwo sprawiedliwości, uciążliwej „zapłaty” wystarczającej do odkupienia winy, ale bodźcem wywołującym prawdziwyż a l za popełnione zło i skłaniającym godo podjęcia działań mających na celu ochronę lub pomnażanie tych dóbr, które swym przestępczym czynem naruszył. Krótko mówiąc: kara wtedy i tylko wtedy staje się błogosławiona, gdy prowadzi do n a w r ó c e n i a: do przewartościowania i przemiany całego życia, do odkrycia dobra, dla którego warto żyć.

Niekiedy sędzia stara się nałożyć na winnego taką karę, która to nawrócenie ułatwia. Na przykład tych, którzy winni są fatalnego w skutkach wypadku drogowego, zmusza się czasem do obejrzenia filmów ukazujących ogrom tragedii spowodowanej głupotą nieodpowiedzialnych kierowców; złodziej otrzymuje zwykle karę pieniężną, której celem jest nie tylko wyrównanie spowodowanych kradzieżą szkód (często na takie wyrównanie go nie stać), ale także doświadczenie dotkliwego uszczerbku na własnym majątku, pozwalające mu zrozumieć, w jakiej sytuacji postawił pokrzywdzonych. Również ksiądz każe niekiedy penitentowi „za pokutę” przeprosić bliźniego, którego penitent ów w złości obraził. Nawet jednak wtedy, gdy brak ścisłego związku między winą a karą (a tak jest najczęściej), sama kara zachowuje swój wychowawczy sens jako okazja dana winowajcy, by zastanowił się nad tym, co zrobił, i podjął wysiłek nawrócenia. Przykład sakramentalnej pokuty jest tu szczególnie wyrazisty: jakąż „karę” miałaby stanowić tak często przez spowiedników zadawana „za pokutę” modlitwa? Nie o ukaranie penitenta też jednak w sakramencie pojednania chodzi: dla Boga, który jedyny ma moc przebaczenia, oraz dla reprezentującego Go spowiednika konieczny i wystarczający jest szczery żal za grzechy, a tak zwana pokuta ma o tym żalu i postanowieniu poprawy świadczyć i przypominać.

Otwarcie się na prawdę, gotowość poznania i uznania własnej winy, podjęcie wysiłku nawrócenia – to zazwyczaj proces długotrwały, wymagający niemało odwagi, pokory i cierpliwości. Jest to trudne zadanie, które stoi przed każdym człowiekiem, także przed tym, który nigdy nie wystąpił w roli podsądnego. Dla przestępcy może to być droga jeszcze dłuższa i jeszcze bardziej uciążliwa, ale nigdy nie jest ona definitywnie zamknięta. Nałożona nań kara może zaś okazać się nie łamiącym jego życie przekleństwem, lecz właśnie błogosławieństwem.