Wojna zaczęła się w Wieluniu

Sławomir Błaut

publikacja 31.08.2010 21:05

Kolejna rocznica wybuchu największej wojny w dziejach ludzkości pobudza do refleksji. Jej początek miał miejsce na naszych ziemiach

Niedziela 35/2010 Niedziela 35/2010

 

W Wieluniu na tablicy pamiątkowej, umieszczonej w 1959 r. na miejscu szpitala zbombardowanego przez Niemców w pierwszym dniu wojny, czytamy: „Tu dokonał się 1 września 1939 r. o godz. 4.40 pamiętny akt bezprawia, przemocy i zbrodni hitlerowskiej na bezbronnej ludności miasta Wielunia”. Jednak fakt rzezi Wielunia był zapomniany przez całe dziesięciolecia. Dziś uważany przez wielu Polaków za symboliczny początek ataku Niemiec na Polskę w 1939 r., symbol okrucieństwa wojsk niemieckich. Wieluń był pierwszym miastem niemal doszczętnie zniszczonym podczas II wojny światowej.

Początek wojny

Pierwsze strzały II wojny światowej padły niedaleko granicy polsko-niemieckiej – w Krzepicach, potem w Szymankowie, w Wieluniu i na Westerplatte. Na pewno mianem symbolicznego miejsca, gdzie rozpoczęła się dla Polaków II wojna światowa, można określić Wieluń.

Właśnie w tym niewielkim, liczącym ok. 15 tys. mieszkańców, prowincjonalnym miasteczku, 1 września 1939 r. o godz. 4.40 niemieckie lotnictwo przeprowadziło atak bombowy. Wieluń przed wojną leżał w odległości ok. 15 km od granicy II Rzeczypospolitej z III Rzeszą Niemiecką. Nie stacjonowały tam żadne oddziały wojskowe, nie było także zakładów przemysłowych. Wieluń nie był nawet węzłem komunikacyjnym. Jego mieszkańcy mogli się więc czuć w miarę bezpiecznie mimo groźby wybuchu konfliktu zbrojnego z Niemcami. W Wieluniu nikt nie spodziewał się ataku z powietrza – nie było ku temu żadnych logicznych przesłanek. A jednak bombardowanie miast było już w tamtych czasach znane. Niemiecki Legion Condor, wspierający gen. Francisco Franco – głównodowodzącego wojsk nacjonalistycznych podczas wojny domowej w Hiszpanii, dokonywał ataków lotniczych na cele cywilne. To niemieccy lotnicy zbombardowali baskijskie miasteczko Guernica 26 kwietnia 1937 r. Zginęli tam cywile – ponad 1000 osób i zostało zniszczonych ponad 60 proc. domów. Guernica była siedzibą lokalnego rządu, ważnym węzłem komunikacyjnym, mieściły się tam fabryka broni i koszary, więc – w przeciwieństwie do Wielunia – mogła się spodziewać ataku.

Rozkaz zbombardowania Wielunia 1 września 1939 r. wydał generał major Wolfram von Richthofen – odpowiedzialny za zbombardowanie Guerniki były szef sztabu, a potem dowódca Legionu Condor; we wrześniu 1939 r. dowódca niemieckiego lotnictwa szturmowego, które w 1939 r. bezlitośnie bombardowało również Warszawę. Istnieje hipoteza, że Niemcy chcieli przetestować w Wieluniu – podobnie jak w Hiszpanii – siłę rażenia bomb, nowe samoloty oraz założenia taktyczne dla lotnictwa – formacji, która wyrosła na decydującą na polu walki.

W imię prawdy

Prawdę o zrównaniu z ziemią Wielunia przez Luftwaffe przedstawił w mediach, zarówno niemieckich, jak i polskich, niemiecki dziennikarz Joachim Trenkner. W 1989 r. niemiecka telewizja publiczna wyemitowała przygotowany przez niego film dokumentalny o nalocie na Wieluń. W Polsce w 1999 r. ukazał się artykuł Trenknera „Wieluń, czwarta czterdzieści” („Tygodnik Powszechny”, nr 36, 5 września 1999 r.). Dziennikarz dotarł m.in. do dokumentów dotyczących nalotu 1 września 1939 r., rozmawiał także z mieszkańcami Wielunia pamiętającymi bombardowanie. Sprawę zbrodni w Wieluniu badał prof. Tadeusz Olejnik, długoletni dyrektor Muzeum Ziemi Wieluńskiej. W 70. rocznicę wybuchu II wojny światowej ukazała się jego książka „Wieluń – polska Guernica”.

Wykonawcami zbrodniczego rozkazu gen. von Richthofena byli kpt. Walter Sigel i mjr Oskar Dinort – dowódcy eskadr 2. i 76. bombowców nurkujących, tzw. sztukasów z 4. Floty Powietrznej Luftwaffe. Wieluń był łatwym celem – nie było tam obrony przeciwlotniczej. „Sztukasy” wystartowały z lotniska wojskowego w Nieder Ellguth (obecnie Ligota Dolna), mniej więcej w połowie drogi między Wrocławiem a Opolem, skąd do Wielunia było tylko 20 minut lotu. Nalot na Wieluń przebiegał w trzech falach. Pierwsza fala samolotów – 29 maszyn – uderzyła w zachodnią część miasta. „Sztukasy” schodziły do ataku tzw. lotem nurkowym. Samoloty te miały zamontowane specjalne syreny (tzw. syreny Udeta). Głośnym wyciem miały paraliżować wroga. Do bomb mocowano kartonowe rurki, które wydawały przenikliwy, ogłuszający gwizd, gdy bomba spadała na ziemię. Jedne z pierwszych ładunków wybuchowych spadły na cel chroniony konwencjami międzynarodowymi – szpital pw. Wszystkich Świętych, wyraźnie oznaczony na dachu symbolem Czerwonego Krzyża. Podobny los spotkał położony nieopodal budynek oddziału położniczego oraz gmach szpitala zakaźnego przy ul. Piłsudskiego. To, co stało się w wieluńskim szpitalu, opisał jego wieloletni dyrektor Zygmunt Patryn: „Spadła bomba na ogród szpitalny w pobliżu domu, w którym zajmowałem mieszkanie na pierwszym piętrze. Dom zachwiał się. Zbiegłem boso, z ubraniem w ręku, na parter. Zauważyłem tam kilka osób z personelu szpitalnego, nakazałem im ucieczkę do ogrodu. Gdy leżeliśmy w ogrodzie pod drzewami, samoloty niemieckie ukazały się znowu nad zabudowaniami szpitalnymi i zrzuciły drugą bombę tuż przy budynku mieszkalnym. Budynek ten zawalił się tym razem. Spadła trzecia bomba, bardzo blisko głównego gmachu. Zostaliśmy zasypani piaskiem. Podniosłem się szybko i pobiegłem wówczas do chorych. Zdążyłem jednakże dobiec tylko do drzewa orzechowego rosnącego przy ścianie głównego gmachu, a czwarta z kolei bomba zrzucona na teren szpitala zdruzgotała prawie połowę tego gmachu. Wbiegłem do gmachu, którego część południowo-wschodnia leżała w gruzach. Tam przybiegła do mnie z budynku dla zakaźnie chorych siostra pielęgniarka z urwaną częścią dłoni. Pobiegłem do budynku położniczego, który był również zawalony. Wracając do głównego gmachu, natknąłem się na zwłoki dwóch zabitych. Sale – operacyjna i opatrunkowa – były w gruzach. Kazałem siostrom drzeć bieliznę i opatrywać rannych. Matki i noworodki położyliśmy na furmankę i odesłaliśmy do Sieradza. Położna odebrała dwa porody w parku szpitalnym” (cyt. za Cezary Gmyz, „Rzeźnia wieluńska”, „Wprost” nr 36, 3 września 2008 r.).

 

 

Kolejny atak

Drugi nalot (również 29 samolotów) został przeprowadzony pół godziny po zakończeniu pierwszego, a jego celem była wschodnia część miasta. Podczas trzeciego ataku, w którym znów uczestniczyło 29 maszyn, ponownie zbombardowano szpital, gdzie w sumie zginęło 26 chorych, dwie zakonnice i cztery pielęgniarki. Ta liczba byłaby większa, gdyby nie fakt, że kilka dni wcześniej z powodu zagrożenia wojennego dyrektor kazał wypisać ze szpitala osoby w lżejszym stanie, by zrobić miejsce dla ewentualnych rannych.

Niemcy zrzucili na Wieluń łącznie 380 bomb, które zabiły ok. 1200 osób, w tym dzieci i chorych. Miasto zostało zniszczone w 70 proc., a samo ścisłe centrum w 90 proc., m.in. ratusz miejski, budynki sakralne – kościół farny i klasztor poaugustiański oraz synagoga. Niemieckich samolotów, które zbombardowały Wieluń, nikt nie atakował, wszystkie wróciły na lotnisko do Nieder Ellguth. Żaden z pilotów nigdy nie odpowiedział za tę zbrodnię wojenną. W sprawie bombardowania Wielunia nikt nie został nawet przesłuchany. Jak podaje Cezary Gmyz („Rzeźnia wieluńska”), przed kilku laty niemieccy śledczy „wyjaśnili” polskim prokuratorom, że „to, co według ocen polskich prawników jest zbrodnią wojenną, według ocen prawników niemieckich mieści się w ramach działań wojennych, a jeżeli nawet w ich ramach doszło do zabójstw wykraczających poza wojenną konieczność, to czyny te uległy przedawnieniu. Nie mogą być zatem ścigane w RFN”. W Niemczech – kraju, który wywołał II wojnę światową, kraju, gdzie sprawcy wielu zbrodni wojennych pozostają bezkarni, obecnie toczy się dyskusja o „zbrodniach aliantów”, m.in. zbombardowaniu Drezna. Komentarz w tej kwestii jest zbędny.

Na marginesie dodam, że bombardowanie Wielunia, którym Niemcy rozpoczęli wojnę – symbol ich okrucieństwa, nie przeczy symbolowi początku kampanii wrześniowej znanemu z podręczników szkolnych, jakim pozostaje Westerplatte. Wojskowa Składnica Tranzytowa strzegąca wejścia do polskiego portu w Gdańsku miała szczególne znaczenie ze względu na międzynarodowe gwarancje, jakie owa placówka otrzymała od Ligi Narodów. Wojsko Polskie stawiło tam twardy opór Hitlerowi. Nie może nikogo dziwić, że o Westerplatte czy np. o obronie stolicy Polski zaraz usłyszał niemal cały świat, a o prowincjonalnym Wieluniu wie do dziś dnia mało kto. Taka jest logika historii. O tej rzezi bezbronnej ludności trzeba więc przypominać!

Ocalić od zapomnienia

Jeśli chodzi o nadgraniczne miejsca, w których padły pierwsze strzały II wojny światowej, to o Krzepicach k. Częstochowy mamy m.in. wzmiankę Romualda Cieśli („Blask dawnych Krzepic”). Opierając się na wspomnieniach naocznych świadków, pisze on, że ok. godz. 3.30 w Krzepicach niemieccy żołnierze, którzy przekroczyli granicę z Polską, ostrzelali patrol kolarzy – zwiadowców nadjeżdżających od strony Starokrzepic. Dopiero po strzałach w Krzepicach było Szymankowo o godz. 4.15, gdzie niemiecka straż graniczna zamordowała 21 Polaków. Trzeba znać te fakty, choć przecież nie mają one znaczenia symbolu – jak Wieluń czy Westerplatte – i tak naprawdę stanowią niewielką część największej tragedii w dziejach Polski i Polaków, jaką była II wojna światowa. Spierając się o to, w której miejscowości i o której godzinie wystrzelono pierwszy pocisk w II wojnie światowej (np. podręcznik akademicki do najnowszej historii Polski jest już w tej materii bardziej powściągliwy), często zapominamy, że chodzi o wybuch wielkiego światowego konfliktu, którego źródła sięgają daleko wcześniej niż noc z 31 sierpnia na 1 września 1939 r., a jego skutki trwają po dzień dzisiejszy. Dla niektórych nacji wojna ta rozpoczęła się wcześniej lub później niż 1 września 1939 r. Wiele narodów uczestniczących w II wojnie nadal toczy spór o interpretację niektórych jej epizodów. Dla nas wciąż ważne i aktualne są np. Jałta, Powstanie Warszawskie, Katyń, a wina zbrodniarzy wojennych jest niepodważalna i nie ulega przedawnieniu.

 

W tekście wykorzystałem informacje m.in. z artykułu J. Trenknera „Wieluń, czwarta czterdzieści”, „Tygodnik Powszechny”, nr 36, 5 września 1999 r. oraz z artykułu C. Gmyza „Rzeźnia wieluńska”, „Wprost”, nr 36, 3 września 2008 r.