Sukcesy i porażki katechety

ks. Paweł Broński

publikacja 10.09.2010 21:42

Posługa katechety jest wyjątkowa. Jeżeli można mówić o sukcesach katechety, to zamierzonym i oczekiwanym sukcesem jest właśnie sytuacja, kiedy uczeń zaczyna żyć tym, co usłyszał na katechezie.

Różaniec 9/2010 Różaniec 9/2010

 

Wybierając kierunek studiów, zwracałem uwagę na to, by nie był to kierunek nauczycielski. Jako uczeń lubiłem szkołę i nauka nie sprawiała mi większych trudności, lecz absolutnie nie widziałem siebie w roli nauczyciela. Bóg jednak zechciał inaczej. Powołał mnie do kapłaństwa, a bycie księdzem jest związane z pracą katechetyczną.

W ramach studiów teologicznych realizowałem program przygotowania pedagogicznego, który wciąż przypominał mi o konieczności zmierzenia się z tym zagadnieniem. Zastosowałem wówczas metodę bohatera powieści Kamienie na szaniec, który w dzieciństwie panicznie bał się wody, lecz dzięki wielkiemu uporowi stał się najlepszym pływakiem w szkole. Pomyślałem, że postąpię podobnie. Prowadziłem wzorowy dziennik praktyk katechetycznych i jako praktykant z powodzeniem stawiałem pierwsze kroki w szkole podstawowej, którą sam niegdyś ukończyłem.

Wielki zapał i… pierwsze trudności

Wreszcie nadszedł upragniony czas pierwszej pracy. Dano mi możliwość realizowania się jednocześnie na dwóch poziomach: gimnazjum i szkoły średniej. Zapał wciąż był wielki, ale… pojawiły się też trudności. Problemem stał się brak umiejętności utrzymania dyscypliny na katechezie, zwłaszcza w gimnazjum. Psychologowie tłumaczą, że uczniowie w tym wieku przeżywają trudny okres dojrzewania. Bardzo często są rozwinięci fizycznie, ale pozostają daleko w tyle, jeśli chodzi o rozwój społeczny. W lustrze widzą siebie jako człowieka prawie dorosłego, a w głębi duszy czują się dziećmi, co rodzi wewnętrzne konflikty z samym sobą, z otoczeniem i motywuje do stawiania pytań o własną tożsamość. Gimnazjalista chce zaistnieć w środowisku rówieśniczym i zwrócić na siebie uwagę choćby przez wandalizm czy totalny brak szacunku nawet dla nauczyciela. Jeśli do tego dojdzie brak zainteresowania ze strony rodziców, ciągle zabieganych i zatroskanych wyłącznie o sprawy dnia codziennego, przed naszymi oczami roztacza się rzeczywiście koszmarny obraz szkoły, w której przyszło nam prowadzić lekcje religii.

Dotykamy tu niezwykle ważnego zagadnienia współpracy z rodzicami, która jest niezbędna w procesie wychowawczym. Wśród nauczycieli można spotkać opinię, o której słuszności też się przekonuję, że obecna sytuacja w szkole jest efektem realizowania w domach mitu o bezstresowym wychowaniu, które ostatecznie staje się wychowaniem bez zasad, bez wymagań i bez konsekwencji.

Poznać środowisko

Już u progu mojej katechetycznej działalności pojawił się istotny wniosek, że w tej posłudze niezbędne jest poznanie środowiska, w którym żyją uczniowie. W niewielkiej miejscowości taka misja była łatwiejsza i szybko przyniosła oczekiwane efekty. Atmosfera na katechezie zmieniła się diametralnie po odbyciu wizyty duszpasterskiej. Mogłem dzięki niej dotrzeć do parafian, zobaczyć, jak żyją i zaobserwować istniejące problemy. Zrozumiałem wówczas, czym jest spowodowane nieodpowiednie zachowanie tego czy innego ucznia. Stałem się bogatszy o istotne informacje, ale też bardziej wyrozumiały. Uczniowie również zmienili swój stosunek do mnie, bo nie musieli już odgrywać fikcyjnych postaci, którymi w rzeczywistości nie byli. W szkole większej aglomeracji miejskiej poznanie sytuacji rodzinnej uczniów jest trudniejsze albo wręcz niemożliwe, bo uczniowie przynależą terytorialnie do wielu parafii. Jak w takiej sytuacji dotrzeć z orędziem katechetycznym? Polityka miłości i tzw. podejście pedagogiczne, których priorytetem jest szacunek dla ucznia, często stają się naiwnością, a zamiast ewangelizacji pojawia się obawa, by nie zostać obrzuconym wyzwiskami albo nie skończyć z koszem na śmieci na głowie, jak pewien nauczyciel z Torunia. Układ partnerski, w którym jedna i druga strona idzie na kompromis, również jest nierealny, bo gimnazjalista nie jest jeszcze na tyle dojrzały, aby dotrzymać warunków umowy, której celem jest porządek na katechezie.

Dostrzec w uczniu człowieka

Jakim więc być katechetą? Stać się bezwzględnym urzędnikiem czy nastawić się wyłącznie na przetrwanie? Katecheta urzędnik będzie ranił swoją bezwzględnością. Widać to choćby przy wystawianiu ocen z religii. W systemie szkolnym ocenia się wiedzę, ale przez ucznia ocena z religii może być odbierana jako ocena religijności. Może wówczas dojść do paradoksu, gdy uczeń zdolny, lecz niepraktykujący, otrzyma ocenę bardzo dobrą, a uczeń głęboko wierzący, choć słabszy intelektualnie, otrzymując niższą ocenę, poczuje się potraktowany niesprawiedliwie. Ileż roztropności musi mieć w sobie katecheta. Jedno jest pewne – zawsze należy dostrzegać w uczniu człowieka! Człowiek ten jest młody, niedoświadczony, często zakompleksiony, zbuntowany, ale jest osobą, której – przez wzgląd na posiadaną godność osobistą – przysługuje szacunek.

Z podziwem obserwuję wybitnych katechetów, którzy mają w sobie to coś, co sprawia, że młodzież do nich lgnie. Trzeba być jednak bardzo ostrożnym, aby nie ulec taniej pokusie popularności i sukcesu. Aktor Dariusz Kowalski, odtwórca roli Janusza Tracza w serialu Plebania, zapytany w Siedlcach przez młodych ludzi, przygotowujących się do bierzmowania, jak to jest być sławnym, odpowiedział, że sławny to był Piłsudski i Mickiewicz, bo oni czegoś w życiu dokonali. O sobie mówi, że jest jedynie popularny, bo kilka osób widziało go na ekranie telewizyjnym. Katecheta też może być popularny. Ocenia się jego wygląd, atrakcyjność, elokwencję i oczekuje się, aby na religii było przyjemnie, ciekawie, a po modlitwie zostały wypowiedziane co najmniej dwa dobre dowcipy. Tymczasem posługa katechety jest wyjątkowa – podobnie jak rola religii jako przedmiotu nauczania. O ile inne przedmioty i ich nauczyciele mają na celu przede wszystkim przekazywanie wiedzy, o tyle na religii chodzi ponadto o interioryzację głoszonych treści, czyli przyjęcie ich za własne i wprowadzenie w życie.

„Musisz pokochać te dzieciaki”

W trudnych sytuacjach zawsze wracam myślami do Ewangelii, by wpatrywać się w Jezusa – najlepszego Katechetę. Przecież Jego nauka również spotykała się z niezrozumieniem. Gdy wyjaśniał słuchaczom istotę Eucharystii, usłyszał słowa: „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?” (J 6, 60). Chrystus z pewnością przeżywał katechetyczne porażki, gdy odchodzili od Niego uczniowie, gdy błędnie interpretowali Jego słowa, gdy szukali atrakcji zamiast przemieniać swoje życie. Niepowodzenia nie ominęły także apostołów, którzy byli z powodu głoszonej nauki lekceważeni, stawiani przed Sanhedrynem i torturowani. Św. Paweł po wystąpieniu na Areopagu usłyszał wprost: „Posłuchamy cię o tym innym razem” (Dz 17, 32). W tym kontekście dociera do świadomości fakt, że katecheta jest tylko narzędziem w ręku Boga, bo nawrócić może jedynie On sam. Zadaniem katechety jest zaś pełnić Jego wolę, otworzyć się na dary Ducha Świętego, głosić Dobrą Nowinę i widzieć dobro w uczniach. Mój starszy kolega – katecheta powiedział kiedyś: „Popatrz! Pracujesz aktywnie, organizujesz koncerty, warsztaty, kolonie, pielgrzymki, śpiewasz, grasz i przemawiasz, nikogo nie obrażając, ale pamiętaj: musisz pokochać te dzieciaki! Praca sama w sobie nie może przysłonić ci prawdy, że masz do czynienia z człowiekiem”. Modlę się zatem za swoich uczniów, najtrudniejszych powierzam Bogu, a katechezę często kończę modlitwą: „Patronowie trudnej młodzieży, módlcie się za nami!”.