publikacja 20.10.2010 21:59
W ciemnym tunelu kryzysu, w którym ostatnio znalazł się ekumenizm, nareszcie zapaliło się światełko.
Tygodnik Powszechny 42/2010
Zapaliło się dzięki wrześniowemu spotkaniu w Wiedniu teologów katolickich i prawosławnych wchodzących w skład Międzynarodowej Komisji Mieszanej. I chyba nie są w stanie zgasić tego światełka pomruki Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, który – niejako tradycyjnie – doszukiwał się dziury w całym, zakłócając optymizm zawarty w relacjach z przebiegu rozmów.
Zrobił to 28 września metropolita Hilarion, szef Wydziału Zewnętrznych Stosunków Kościelnych Patriarchatu Moskiewskiego, czyli druga osobistość w tamtejszej hierarchii. Tymczasem 5 października metropolita otrzymał – m.in. za wkład do ekumenizmu – katolicki doktorat honoris causa Katalońskiego Wydziału Teologicznego (co istotne, działającego pod patronatem Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie). Gospodarzem uroczystości był kard. Lluís Martínez Sistach, arcybiskup Barcelony.
W przemówieniu Hilarion, nie kryjąc wzruszenia, wyraził swój ekumeniczny optymizm: „Właśnie nadchodzi wiosna chrześcijaństwa. Wiek XXI będzie świadkiem uzdrowienia podziałów między chrześcijanami i odrodzenia wiary, Bożego daru, tak jak głosili ją apostołowie i strzegli jej Ojcowie Kościoła”.
Burzliwa historia dialogu katolicko-prawosławnego (zaczął się w 1980 r.) uczy, że niewiele rzeczy można o nim powiedzieć „na pewno”. Raz toczy się on w najlepsze, innym razem gwałtownie zwalnia, nawet hamuje, wręcz cudem nie dochodzi do katastrofy, by nagle znowu przyspieszyć czy wskoczyć na nowe tory. O tym, co się w tym dialogu dzieje, zdecydowanie trafniej mówić w łacińskim koniunktiwie: „można przypuszczać”, „wydaje się” czy „jak wiele na to wskazuje”.
A zatem po ostatnim spotkaniu teologicznej Międzynarodowej Komisji Mieszanej w Wiedniu (20-27 września) wiele wskazuje na to, że zrobiła ona znaczący (ale nie wielki) krok ku porozumieniu w sprawie prymatu biskupa Rzymu, newralgicznej kwestii dla tego dialogu, a i w ogóle największej przeszkodzie na drodze do jedności chrześcijan. Ponadto w wypowiedziach współprzewodniczących komisji: metropolity Jana Zizioulasa z Pergamonu i abp. Kurta Kocha, nowego przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan, można dostrzec zarysy modelu przyszłej jedności, jaki zdaje się wyłaniać z prowadzonych rozmów.
Przełom bez przełomu
Międzynarodowa Komisja Mieszana od 2007 r., czyli od spotkania w Rawennie, prowadzi rozmowy na temat roli biskupa Rzymu w pierwszym tysiącleciu. Okres ten – czyli czas chrześcijaństwa zasadniczo niepodzielonego, starożytnych soborów i Ojców Kościoła – ma kapitalne znaczenie ekumeniczne, szczególnie dla prawosławia, które w swojej bazie dogmatycznej ogranicza się do tego okresu. O jego konkretnej wadze ekumenicznej we wrześniu br. tak mówił abp Koch: Joseph Ratzinger „już w słynnym wykładzie w Grazu w 1976 r. powiedział, że Kościół katolicki [jeśli chodzi o przyszłą jedność z Kościołem prawosławnym] nie może oczekiwać od prawosławia nic ponadto, co było praktykowane w pierwszym tysiącleciu. Tak więc podstawowa dyskusja [w Komisji] dotyczy tego, jak nasze Kościoły żyły w tym millennium i jak możemy znaleźć nową wspólną drogę dzisiaj”.
W Grazu – dodajmy – Ratzinger przemawiał jeszcze jako zwykły ksiądz i teolog, proponując ideę, z którą powszechnie wiązano wielkie nadzieje ekumeniczne. Problem w tym, że już jako kardynał miał – a wraz z nim Watykan – od tej idei odstąpić. Wiedeński powrót do niej daje do myślenia.
24 września w stolicy Austrii metropolita Jan i abp Koch zgodnie oświadczyli, że strony potwierdziły ustalenia „Dokumentu z Rawenny” (pt. „Ekleziologiczne i kanoniczne konsekwencje sakramentalnej struktury Kościoła”) o specjalnej roli biskupa Rzymu w chrześcijaństwie pierwszego tysiąclecia. Abp Koch podkreślił: „Rawenna była wielkim uznaniem, że [w Kościele] winien być protos, pierwszy, na wszystkich poziomach życia kościelnego: na poziomie Kościoła lokalnego, regionalnego i na poziomie powszechnym. Obecnie zajmujemy się tym ostatnim poziomem. (...) To jest coś nowego”. Z kolei prawosławny hierarcha wyraźnie, choć ostrożnie przyznał: „Wciąż studiujemy pierwsze millennium i nie doszliśmy do konkluzji. Niemniej główną i najważniejszą rzeczą, jaką odkryliśmy, jest ta, że pierwsze tysiąclecie zdaje się potwierdzać to, co zdecydowaliśmy w Rawennie. Innymi słowy w okresie tym uznawano specjalną rolę, jaką biskup Rzymu pełnił w Kościele. Ponadto biskup Rzymu nie działał bez konsultacji z innymi biskupami na swoim własnym obszarze jak też w wymiarze powszechnym”.
Cztery dni po wiedeńskim wystąpieniu abp. Kocha i metropolity Jana krytycznie zareagował metropolita Hilarion. Hierarcha oświadczył, że w przeciwieństwie do tego, co napisały media, spotkanie Międzynarodowej Komisji Mieszanej w Wiedniu „nie było żadnym przełomem”. Uzgodnienie wciąż ma charakter „tylko roboczy” – podkreślił. Skrytykował je też za to, że nie ma w nim „jasnego stwierdzenia, iż w pierwszym tysiącleciu jurysdykcja biskupa Rzymu nie rozpościerała się na Wschód”. W tej części świata – powiedział – nie uważano papieża „za posiadacza najwyższego autorytetu nad Kościołem powszechnym”.