Patriotyzm aktualnego etapu

HENRYK WOŹNIAKOWSKI

publikacja 30.09.2010 22:05

Im bardziej dojrzała jest demokracja, tym większa szansa, że patriotyzm takiego kraju będzie patriotyzmem otwartym, a więc również krytycznym, gotowym do narodowych obrachunków, w przeciwieństwie do patriotyzmu zamkniętego czy wręcz narodowej megalomanii.

Znak 9/2010 Znak 9/2010

 

Używamy w mowie potocznej i w druku wyrazu »patriotyzm« w znaczeniu tak rozmaitym, stosujemy go tak dowolnie, że widocznie w samym pojmowaniu istoty patriotyzmu, charakteru jego i zadań znaczne zachodzą różnice nawet pomiędzy ludźmi należącymi do jednego kierunku politycznego, jeżeli nie do jednego stronnictwa” – pisał w 1899 roku Jan Ludwik Popławski, jeden z twórców obozu narodowego, i można powiedzieć, że w tej materii nic się od wieku z górą nie zmieniło. W polszczyźnie słowo to pojawiło się z końcem wieku XVIII i zyskiwało prawo obywatelstwa w ogniu polemik towarzyszących narodzinom stronnictwa reform i pracom Sejmu Wielkiego – i potem już trwało w dyskursie publicznym, odmieniane we wszelkich tonacjach. Wspomniane przez Popławskiego różnice dotyczą zatem nade wszystko indywidualnych i zbiorowych, ideowo lub ideologicznie motywowanych treści i manifestacji patriotyzmu, bowiem co do ogólnej i formalnej jego definicji panuje daleko posunięta zgoda: patriotyzm jest przecież nie czym innym jak miłością ojczyzny.

Ma się rozumieć, spór o patriotyzm gotów rozgorzeć już na tym etapie, zarówno bowiem „miłość”, jak i „ojczyzna” mogą być i bywają różnie rozumiane. Miłość jest zatem uczuciem, ale jest również – przede wszystkim – cnotą. Jako cnota, a więc pewna moralna sprawność, odwołuje się do woli bardziej niż do uczucia, jak na to zwraca uwagę o. Innocenty Bocheński, kładąc nacisk na spełnianie obowiązku wobec ojczyzny, a więc na czyn kierowany wolą. W tym ujęciu patriotyzm jest zatem cnotą pochodną zarówno wobec miłości, jak i wobec sprawiedliwości. W stosunku do ojczyzny, której zawdzięczmy niemal wszystko to, czym jesteśmy, mamy dług, który winniśmy spłacać, choć nigdy spłacić go w pełni nie będziemy w stanie. Stąd zatem – z tego niespłacalnego zadłużenia – płyną nasze powinności wobec ojczyzny włącznie z tą najwyższą, ostateczną, by w sytuacji, która tego wymaga, w obronie ojczyzny oddać własne życie. Odmiany patriotyzmu będą się więc różniły między innymi tym, czy bardziej kładą nacisk na uczuciowe (by nie rzec: sentymentalne), czy też bardziej na etyczne i wolicjonalne, a więc także powinnościowe aspekty tego pojęcia. Bolesław Prus dodaje do tego słusznie czynnik intelektualny, poznawczy: „poznaliśmy trzy stopnie patriotyzmu: najniższy objawia się w uczuciu, następny w umyśle, najwyższy w działaniu. Kochać ojczyznę to nie wszystko: potrzeba ją nie tylko kochać, lecz nadto znać i rozumieć; ale i to nie wszystko, gdyż kochając i rozumiejąc ją, trzeba jeszcze coś dla niej robić, ulepszać ją…”.

Co do ojczyzny, to również nie ma jednego poglądu, co jest jej istotą. Czy jest to „ziemia i groby” – a więc przede wszystkim terytorialnie określony kształt przeszłości? Czy raczej jest obecnym naszym „światem życia”? Czy jest tożsama z państwem, czy raczej ze wspólnotą ludzką – społeczeństwem, narodem? A może jest postulatem moralnym – Norwidowym „zbiorowym obowiązkiem”? Czy tym miejscem, rozciągłym w czasie i w przestrzeni fizycznej i kulturowej, w którym „wyrażam siebie i zakorzeniam”, jak pisał Karol Wojtyła?Ponownie – różne koncepcje patriotyzmu będą się odwoływały do różnych definicji czy różnych aspektów pojęcia „ojczyzna”. Przywołany wcześniej o. Bocheński powiada, że ojczyzną nie jest ani sam kraj, ani grupa ludzi, ani państwo, ale to wszystko razem, przy czym prymat oddaje kulturze. Podobnie w zakorzenieniu w kulturze najważniejsze źródło patriotyzmu widział Zdzisław Najder i legiony autorów polskich oraz obcych. W tym miejscu, wiążąc ojczyznę z kulturą, natykamy się na opozycję pomiędzy dwoma pojęciami patriotyzmu szczególnie często przywoływanymi współcześnie, tj. między patrio ty zmem kulturowym a patriotyzmem konstytucyjnym. To ostatnie pojęcie, spopularyzowane przez Jürgena Habermasa, opisuje więzi łączące narody o wielu językach, wielu kulturach – jak Szwajcaria czy Stany Zjednoczone. Źródła tych więzi upatruje się przede wszystkim w silnie zinternalizowanych podstawowych zasadach prawa wyrażonych w konstytucji, w organizacji państwa i we wspólnych procedurach organizujących życie społeczne i umożliwiających zgodne współistnienie różnych wspólnot. Pojęcie to zyskało szczególnie na atrakcyjności w ramach debat dotyczących spoiwa mogącego jednoczyć narody w obrębie Unii Europejskiej. Jego krytycy zwracają jednakże uwagę, iż jest nadto „zimne” i że ma wąskie zastosowanie do nielicznych i specyficznie ukształtowanych społeczności narodowych. Patriotyzm konstytucyjny wyłonił się w nich z ich szczególnej historii politycznej oraz społecznej i wzmacniany jest wieloma innymi, charakterystycznymi dla danych społeczności – jak właśnie Szwajcaria, Stany Zjednoczone czy Niemcy Federalne – rodzajami więzi. Stanowić ją może na przykład ideologia „american way of life” czy Ameryki jako światowego herolda wolności i demokracji. Ponadto nawet jeśli „nasze poczucie tożsamości skupia się wokół pewnych zasad konstytucyjnych – dajmy na to demokracji, państwa prawa i praw człowieka – to nasza lojalność kieruje się nie tyle ku tym zasadom, ile ku poszczególnym projektom historycznym mającym na celu ich realizację”, pisze Charles Taylor.

Do tej opozycji zbliżona jest inna, mianowicie przeciwstawiająca patriotyzm obywatelski patriotyzmowi etnicznemu czy wręcz – plemiennemu. W tę dychotomię, jak w wiele innych, silnie wkracza czynnik wartościujący. Patriotyzm obywatelski jest właściwy świadomym członkom społeczeństwa lub narodu, jest postawą racjonalną, konstruktywną i otwartą wobec tych wszystkich wartości, których źródłem mogą być dla nas inne narody, i obejmuje tych, którzy deklarują się jako lojalni obywatele kraju, choć mogą mieć również inne tożsamości. Patriotyzm zaś etniczny (plemienny) ma charakter instynktowny, a nie racjonalny, gloryfikuje wspólnotę pochodzenia, skłania się do postaw zamkniętych i niebezpiecznie zbliża się do nacjonalizmu. Nacjonalizm zaś, jak głosi obiegowy pogląd – wsparty jednak mocno na historycznej empirii zaczerpniętej z konfliktów ostatnich dwóch stuleci – jest wynaturzeniem patriotyzmu. W miejscu uprawnionej i wręcz pożądanej miłości do ojczyzny umieszcza on bowiem poczucie wyższości i niechęć lub pogardę do obcych, ta zaś mieszanka wzmocniona ideologicznie na przykład teorią rasistowską albo klasową prowadzi prostą drogą do imperializmu, totalitaryzmu, kolonializmu i innych „izmów”, które zaowocowały zbrodniami na nieznaną wcześniej skalę.

 

 

Zatrzymajmy się na chwilę przy tym poglądzie i przy opozycji pomiędzy patriotyzmem i nacjonalizmem, nie zawsze bowiem uchodzi ona za przejrzystą. Pomijam tu oczywiste pozytywne wartościowanie nacjonalizmu przez samych nacjonalistów i przywołam dwie inne jej krytyki. Wedle pierwszej pojęcie nacjonalizmu należy zachować dla doktryn politycznych czy też ideologii stawiających naród w swoim centrum, niekoniecznie jednak złowrogich; natomiast szowinizm byłby owym „złym nacjonalizmem”. Wedle drugiej krytyki nie ma istotowej różnicy pomiędzy patriotyzmem a nacjonalizmem: występuje między nimi tylko różnica stopnia. Taką tezę stawia między innymi Michael Billig, na jej poparcie przywołując kilka argumentów. Wszyscy nacjonaliści mianowicie sądzą, że ich motywacja jest czysto patriotyczna (tj. wynika z miłości, a nie z nienawiści,że się poświęcają w słusznej sprawie i bronią kraju przed śmiertelnym zagrożeniem: „Żydzi nie są atakowani, ale sami atakują”, pisał Hitler w Mein Kampf). Billig analizuje również badania Kostermana i Feshbacha z 1989 roku wychodzące z założenia, że „patriotyzm i nacjonalizm tworzą dwa oddzielne wymiary, które mogą być mierzone niezależnymi skalami” Billig stwierdza, że intencjom (i wnioskom) badaczy wynika z ich pracy, iż istnieje dodatnia korelacja pomiędzy skalą patriotyzmu i nacjonalizmu – im kto jest większym nacjonalistą, tym jest większym patriotą, a im większym jest patriotą, tym większa jest szansa, że ostatecznie okaże się nacjonalistą.

Niezależnie od słuszności tej krytyki opozycji pomiędzy patriotyzmem i nacjonalizmem trzeba powiedzieć, że odniesieniem zarówno dla jednej, jak i dla drugiej postawy jest zasadniczo państwo narodowe: na ogół istniejące, czasem postulowane, jak to było w przypadku Polski czy innych narodów pozostających pod obcą dominacją, a dążących do samostanowienia (jak Kosowianie, Palestyńczycy, Kurdowie). Panuje wszakże dość rozpowszechniona opinia, że żyjemy w okresie zmierzchu państw narodowych, którym zagrażają procesy globalizacji oraz organizacje ponadnarodowe – w szczególności Unia Europejska. Czy jest tak w istocie? Wydaje się to wielce wątpliwe. Historyczne sprzężenie zwrotne pomiędzy narodzinami demokracji a powstaniem nowoczesnych państw narodowych zostało nieraz opisane, między innymi w cytowanym wyżej eseju Charlesa Taylora. Dzisiejszy pęd ku demokracji jest trendem globalnym. Zarazem – jak zauważa między innymi Michael Billig – powstaniu państwa narodowego towarzyszyły przecież narodziny internacjonalizmu, które państwom nie przyniosły uszczerbku. Dlatego nie wydaje się, by współczesna globalizacja miała osłabiać pozycję państw narodowych, które są niezastąpionym jak dotąd instrumentem realizacji zasady demokratycznej. Dopóki zatem demokracja nie zrealizuje się w pełni na forum innym niż państwo narodowe, dopóty będziemy mieli do czynienia zarówno z nacjonalizmami, jak i z patriotyzmami.

Im bardziej dojrzała jest demokracja, im lepiej sprawdzają się jej mechanizmy, tym większa, zdawałoby się, jest szansa, że patriotyzm takiego kraju będzie patriotyzmem otwartym, wyzutym z kompleksów, a więc również krytycznym , gotowym do narodowych obrachunków, w przeciwieństwie do patriotyzmu zamkniętego, patriotyzmu oblężonej twierdzy czy wręcz narodowej megalomanii. O tych dwóch patriotyzmach – koncentrując się wszelako na drugim, którego kompensacyjna obecność w okresie PRL była zarówno zrozumiała, jak i niebezpieczna dla zdrowia duchowego Polaków – pisał w swym słynnym eseju Jan Józef Lipski. Ta opozycja nie straciła jednak na znaczeniu po odzyskaniu przez Polskę pełnej niepodległości i po przywróceniu demokratycznego ładu. Przeciwnie – jak wskazują polemiki wokół książek Jana Grossa o Jedwabnem czy o przejawach powojennego antysemityzmu, jak słychać z Radia Maryja czy głosów publicystów orientacji liberalnej i prawicowej, trwa ona, a bodaj nawet się pogłębia. Nie jest to miejsce, by mówić o przyczynach tego stanu rzeczy. Jest ich wiele i w sposób skomplikowany wzmacniają się wzajemnie: autentyczna troska o polski obyczaj i tradycję, nieufność wobec Unii Europejskiej, ugrzęźnięcie mentalne w geopolitycznym pejzażu sprzed 1989 roku, niezrozumienie podstawowych zasad nowoczesnej demokracji, do których należą między innymi rozdział Kościoła od państwa, prowokacje mniejszości seksualnych, polityczny i publicystyczny populizm itd., itp. A przecież można dowodzić, że patriotyzm, prawdziwa miłość ojczyzny, nie sprzeciwiając się ordo caritatis, jest z istoty swojej otwarty, skierowany na realizację wartości powszechnych. „Patriotyzm nie tylko nie wyklucza się z uniwersalizmem, ale wręcz nie może się z nim wykluczać. Oznacza on po prostu konkretną, szczegółową drogę realizacji wartości uniwersalnych”. Dzięki temu „żaden autentyczny patriotyzm nie wchodzi w kolizję z innym autentycznym patriotyzmem” – pisze Władysław Stróżewski. W podobnym duchu wypowiadał się nieodżałowany Tomasz Merta: „przyszłość [patriotyzmu] zależy od tego (…) czy potrafimy udowodnić młodym, że nie jest to postawa anachroniczna, lecz dobrze współgrająca z wyzwaniami współczesności. Że droga do uniwersalności prowadzi zawsze przez lokalność, a pójście na skróty prowadzi jedynie na manowce”.

 

 

Żeby patriotyzm nie był anachroniczny, musi się odnosić do swego czasu, rozpoznawać właściwie okoliczności i definiować się wciąż na nowo, nie jako uczucie, ale właśnie jako aktywna postawa, a więc jako czyn rozumny, motywowany etycznie i zwrócony ku dobru tej złożonej całości, którą nazywamy ojczyzną. „Mądrość etapu” – to hasło Stanisława Stommy odnosi się również do patriotyzmu: były etapy takie, na których mądrość ta wymagała od patrioty ofiar najwyższych, dziś szczęśliwie jesteśmy w sytuacji, w której pogardzany często „patriotyzm minimalnych środków”wyrażający się w pracowitości, uczciwości, płaceniu podatków i udziale w wyborach spełnia wymogi patriotycznego imperatywu. Ma się rozumieć fakt, że żyjemy w czasach nieheroicznych, nie oznacza, że o bohaterach naszej historii mamy zapominać, nie czcić ich tak, jak na to zasługują. Polski antyheroizm był zresztą na ogół reakcją na nadużycia: na polityczną instrumentalizację uczuć patriotycznych w czasach komunistycznych czy na populistyczne zawłaszczanie historycznych bohaterów dla jednej opcji politycznej, z czym spotykamy się dzisiaj, na krzykliwe, niegodne, kiczowate i fałszywe manifestacje patriotyzmu. Nie ma patriotyzmu bez jakiegoś elementu bezinteresowności i poświęcenia, nawet jeśli mówimy o „minimalnych środkach”. Na tej skali ofiary bohaterowie wskazują jej punkt najwyższy i o tym zawsze trzeba pamiętać, co nie oznacza przecież, że heroizm jest uniwersalnym wzorcem zachowań patriotycznych. Przeciwnie – jest wzorem dla sytuacji skrajnych, ostatecznych. Mamy jeszcze wokół siebie – niestety szybko topniejącą – gromadkę postaci, które wówczas, gdy wymagała tego chwila, były gotowe złożyć ofiarę najwyższą, a dziś służą nadal, ile im sił starczy, społeczeństwu cywilnemu i na całkiem cywilne sposoby.

Patriotyzm nie może więc być anachroniczny i żyć wyłącznie przeszłością, ale też nie może o historii zapominać. Dlatego do tych kilku wyżej przywołanych „synchronicznych” rozróżnień pojęciowych dodajmy rozróżnienia odwołujące się do historii. Szczególnie ciekawa jest typologia zaproponowana przez Andrzeja Walickiego w eseju Trzy patriotyzmy. Pierwsza koncepcja, odwołująca się do demokracji szlacheckiej, definiuje patriotyzm jako wierność woli narodowej. Atrybutem narodu jest „udzielność”, czyli zdolność do samostanowienia. Wyrazicielem jej i egzekutorem był naród szlachecki, który wolność swą pojmował jako republikańską wolność udziału w polityce i zajmowania się sprawami Rzeczy Pospolitej – nie zaś jako nowożytną, liberalną wolność jednostki od nacisków władzy. Po etosie demokracji szlacheckiej pozostała w spadku idea suwerenności ludu – a więc antyautorytaryzm, lecz także antyindywidualizm. Ten spadek okazał się szczególnie żywotny między innymi w okresie pierwszej „Solidarności”, będącym czasem walki o społeczną podmiotowość, choć wiara solidarnościowych elit w potęgę jednomyślnie wyrażanej „woli narodu” miała, zdaniem Walickiego, katastrofalne skutki. Drugą historyczną koncepcję patriotyzmu określa autor mianem wierności idei narodowej. Jest to bezkompromisowa obrona narodowych imponderabiliów przez naszych romantyków, wysublimowana do uniwersalistycznego poziomu w idei mesjanizmu. Romantyzm polityczny i romantyczny etos heroiczny odwołują się do emocji i abstrahują od postaw i kalkulacji pragmatycznych. I ten spadek również pozostał w polskim dziedzictwie patriotycznym, na przekór przestrogom Norwida wierzącego, że postęp jest „uniepotrzebnianiem męczeństwa”, i kumuluje w twórczej pracy. I wreszcie trzecia postać patriotyzmu pojmuje go jako obronę realistycznie pojętego interesu narodowego – a tę jego postać urzeczywistniała przede wszystkim endecja. W służbie interesu narodowego politykowi wolno pogwałcić zarówno wolę narodu, jak i jego imponderabilia. I ta tradycja istnieje nadal i objawia się w politycznym immoralizmie, ksenofobii, teoriach spiskowych i populistycznej grze na masowych instynktach. Oczywiście w typologii tej nie mieści się wiele istotnych postaci czy nurtów (jak na przykład Karol Libelt, Maurycy Mochnacki, pozytywiści, ugodowcy itp.), ale precyzyjnie ujmuje ona najbardziej żywotne tradycje inspirujące po dziś dzień postawy patriotów polskich.

Inną trójdzielną typologię patriotyzmu zaproponował Andrzej Nowak, odwołując się do dziejów Polski od czasów przedrozbiorowych. Pierwszym „typem” jest tu patriotyzm republikański, a jego historycznym ucieleśnieniem – konfederacja barska, drugim – patriotyzm niepodległościowo-imperialny, który jawi się, spóźniony, w Przestrogach dla Polski Staszica, pielęgnują go romantycy, a w kompromisie z tradycjami republikańskimi ucieleśnia się w dziele politycznym Piłsudskiego. Trzecim „typem” jest patriotyzm modernizacyjny, również wywodzący się od Staszica, obecny u pozytywistów i u początków Narodowej Demokracji. Również te mają swoje współczesne ucieleśnienia.

 

 

Wróćmy jednak do współczesności. Kto jest patriotą – a kto nim nie jest? Otóż pośród patologii patriotyzmu, jakie można było niedawno jeszcze obserwować, szczególnie przykra – choć może nie najbardziej szkodliwa – jest ta, którą Zdzisław Najder we wspomnianym wyżej eseju nazwał „patriotyzmem roszczeniowym”, a Józefa Hennelowa przypisała go trafnie „wierzycielom ojczyzny” . Wierzyciele ci przyjmują postawę: „jestem zasłużony, a Polska jest mi coś winna” – i walczą o odszkodowania, rekompensaty za krzywdy i straty których doznali, ponosząc jakoby ofiary dla kraju w minionej epoce. Jest w tych roszczeniach jakieś fundamentalne zaprzeczenie etosu patriotycznego znanego z tradycji minionych pokoleń, etosu bezinteresownej służby, dla którego sama jej możliwość jest nagrodą. „Wierzyciele ojczyzny” nie są patriotami w żadnym dopuszczalnym sensie tego słowa. Ciekawsze wszelako jest pytanie, c z y liberał może być patriotą. Marek Cichocki co prawda nie odmawia mu całkiem takiej możliwości, ale twierdzi, że liberał ma kłopot, bowiem patriotyzm nakłada na jednostkę zobowiązania przekraczające indywidualne interesy – te zaś dla „dogmatycznego liberała” są horyzontem etycznym zasadniczo nieprzekraczalnym. Nie wiem, co to znaczy „dogmatyczny liberał” i czym się różni od niedogmatycznego, zgadzam się jednak, że dylemat liberalizmu i patriotyzmu nie jest problemem pozornym. Uważam, że rozwiązać można go na dwa sposoby. Sposób pierwszy byłby ten sam, w który Jerzy Jedlicki rozstrzyga problem zbiorowej odpowiedzialności. Odpowiedzialności za winy przodków nie można nikomu narzucić. Ale odpowiedzialność taką, wyrastającą z poczucia historycznej wspólnoty i całości obejmowanego dziedzictwa, wolno przyjąć, a nawet powinno się przyjąć – i symbolicznie za te winy zadośćuczynić. Przyjęcie tej odpowiedzialności i symboliczne zadośćuczynienie za nie własne, ale w jakiejś mierze odziedziczone przeze mnie (obok zasług i innych dóbr) winy, jest aktem wolności. Tak rozumiem Jedlickiego. Podobnie – nie można narzucić patriotyzmu. Ale liberał, który wie, że wolność jednostki urzeczywistnia się w przestrzeni społecznej, powinien się bezinteresownie zatroszczyć o los tej społeczności, organizującego jej życie państwa i tworzonej przez nią kultury, winien podjąć swoją miarę odpowiedzialności i zrealizować ją zgodnie z „mądrością etapu”. Zatem – liberał nie tylko może, lecz nawet powinien być patriotą. Drugi zaś sposób przezwyciężenia dylematu wyrasta z koncepcji człowieka. Konserwatywno-liberalny filozof, jakim był Ortega y Gasset, powiadał, że „człowiek to ja i moja sytuacja” („circunstancia” – okoliczności, otoczenie, środowisko). „Moja przestrzeń zaczyna się od środka mego ciała”, mówi Władysław

Stróżewski w cytowanym eseju o pojęciu patriotyzmu. Zatem nie tyle ja jestem częścią większej całości, jakiegoś kolektywu, który coś mi narzuca i żąda, gwałcąc moją wolność. Nie: to ta większa całość jest częścią mnie, ona jest w jakiejś mierze mną samym. Ojczyzna jest we mnie i w niczym to nie uwłacza mojej jednostkowości. Moja praca czy ofiara na rzecz ojczyzny wykracza poza mnie, ale mnie obejmuje – rzec można – do szpiku kości. Patriotyzm jest więc wyrazem mego wyboru, mojej wolności, tej wolności spełnieniem, przyczyniając się zarazem do poszerzenia wspólnej przestrzeni wolności. Nie ma dychotomii liberałowie – patrioci.

Sądzę, że dziś można wskazać na trzy główne postulaty, które należy zaadresować do patriotyzmu polskiego, a są nimi: praca nad odbudową podstaw polskiej wspólnoty politycznej, wzmacnianie Unii Europejskiej, kształcenie elit.

Pierwszy z tych postulatów nie jest wołaniem o Norwidową ojczyznę jako „moralne zjednoczenie”. Zjednoczenia takiego nie ma i nie będzie. Jesteśmy pluralistycznym narodem i patriotyzmy nasze też będą miały różne formy, nieraz wzajemnie nie do przyjęcia. Ale w głównych nurtach szeroko rozumianej polityki polskiej – bo egzotyczne marginesy zawsze się znajdą – musi trwać dialog na temat „mądrości aktualnego etapu”, najważniejszych celów i środków do ich osiągania. Oskarżenia o zdradę, wykluczenia, insynuacje, argumenty ad personam i pozostałe igrzyska, w których tak gorliwie uczestniczy wielu polityków i publicystów, to przekleństwo polskiego życia publicznego, którego obecność (poświadczona w każdej bodaj epoce przynajmniej od czasów Konfederacji Barskiej) jest zaprzeczeniem patriotyzmu w jakimkolwiek możliwym do przyjęcia sensie tego słowa.

Wzmacnianie Unii Europejskiej jest zarazem utrwalaniem polskiej niepodległości, jak i uczestniczeniem w rozumnym organizowaniu świata, od czego patriota żyjący w wieku globalizacji nie może się – na miarę swej odpowiedzialności – uchylić.

Nie uda się jednak ani pierwszego, ani drugiego postulatu wypełnić, jeśli nie będziemy dysponowali właściwymi „ zasobami ludzkimi”, a więc właśnie – dobrze wykształconymi, poruszającymi się umiejętnie w przestrzeni krajowej i międzynarodowej elitami, jeśli nie tylko nasi robotnicy i przedsiębiorcy, ale także nasza nauka, szerzej niż dotąd nasza kultura i nasze organizacje pozarządowe nie zaczną konkurować na forum międzynarodowym i uczestniczyć na większą skalę w procesach globalnej wymiany. Podjęcie tych trzech postulatów przybliży nas do spełnienia marzeń wielu pokoleń patriotów polskich marzących o dobrym urządzeniu kraju i o tym, by wniósł on w sposób trwały swoje wartości „do ludzkości”.

 

Więcej na ten temat w serwisie media.wp.pl