Irak to też Ziemia Święta

Rozmowa z abp. Louisem Sako

publikacja 07.12.2010 20:38

O skutkach wojny w Iraku oraz o nadziejach i obawach irackich katolików z abp. Louisem Sako rozmawia ks. Marek Łuczak

Niedziela 49/2010 Niedziela 49/2010

 

KS. MAREK ŁUCZAK: – Jak Ksiądz Arcybiskup ocenia bilans wojny w Iraku?

ABP LOUIS SAKO: –Przed wojną mieliśmy w naszym kraju do czynienia z reżimem Husajna, z prawdziwą dyktaturą. Miała ona charakter absolutny, z wszystkimi tego konsekwencjami: totalną kontrolą państwa, tajną policją, służbami bezpieczeństwa, podsłuchami. Nie było mowy o zewnętrznej wolności, o swobodzie wypowiadania się, nie wspominając nawet o krytykowaniu władzy.

– Czy były też problemy ze sprawowaniem kultu?

– Nie było pełnej wolności religijnej – wprawdzie kult w kościołach sprawowany był na w miarę normalnych zasadach, ale jednocześnie występował zakaz publikowania materiałów religijnych. Możliwe więc były coniedzielne praktyki, ludzie mogli się gromadzić w kościołach na liturgii, bez większych przeszkód mogli też wstępować do seminarium, ale np. podróże już ograniczano, a nawet zakazywano.

– Ta sytuacja przypomina mi trochę to, co przeżywaliśmy w Polsce przed 1989 r.

– Dziś mogę powiedzieć, że w warunkach dyktatur można dostrzec wiele cech podobnych u takich satrapów, jak Husajn czy Stalin. Ich metody są porównywalne. Niestety, po obaleniu dyktatury musimy się borykać z wieloma problemami, które chyba w Polsce także obnażyły szkodliwe konsekwencje takiego systemu. Podczas wojny, a wcześniej podczas uprawiania polityki przez Saddama wszelkie zasoby budżetowe przekazywane były na zbrojenia i utrzymanie systemu kontroli społecznej. W takich warunkach nie było, oczywiście, mowy o inwestycjach na edukację, na przemysł oparty na wysokich technologiach czy na służbę zdrowia. Efektem jest dzisiaj ogromne zubożenie społeczeństwa. Nie tylko więc jako katolicy borykamy się z wieloma problemami, które wynikają z napięcia na styku religii muzułmańskiej i chrześcijańskiej, ale także jako obywatele państwa mamy do nadrobienia bardzo wiele zaszłości.

– Jaka jest więc ostateczna ocena przemian?

– Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Po upadku reżimu mamy wolność na niespotykaną dotąd skalę. Powstają nowe partie polityczne, możliwa jest krytyka władzy, wolność przemieszczania się czy publikowania. Ta ostatnia zmiana pozwala nam na swobodę w ramach działalności pastoralnej, ponieważ nie przeszkadza już cenzura. Największym jednak problemem jest dzisiaj chaos i związane z tym kwestie bezpieczeństwa. Amerykanie otwarli granice, ale wraz z tym pojawił się problem związany ze swobodnym przemieszczaniem się terrorystów i kombatantów – reprezentantów bardzo wielu najróżniejszych stronnictw o charakterze religijnym i etnicznym. Nawet w ramach społeczeństwa irackiego mamy do czynienia z mnóstwem najróżniejszych bojówek o mniej sprecyzowanym charakterze, które jednak mają do dyspozycji broń. Ludzie ci organizują się w bardziej czy mniej formalne ugrupowania, a ich działalność jest zagrożeniem dla zwykłych ludzi, którzy mogą być zaatakowani nawet w biały dzień na ulicy.

– Jak Ksiądz Arcybiskup widzi przyszłość Iraku po opuszczeniu Waszego kraju przez koalicję?

– Niestety, mam wrażenie, że Amerykanie popełnili wiele błędów. Architekci obecnych zmian chwalą się wprawdzie, że Irak jest dzisiaj krajem demokratycznym, ale przecież by móc mówić o sukcesie, trzeba jeszcze skonstruować mechanizmy niezbędne do funkcjonowania nowoczesnego państwa. Cała infrastruktura jest ciągle w rozbiórce. Nie mamy odpowiedniej sieci elektrycznej, a cóż powiedzieć o bardziej wyrafinowanych formach państwowej egzystencji? Państwo jest słabe, edukacja w rozsypce. Ciągle też potrzebujemy policji i wojska. Boimy się nie tylko wewnętrznych zagrożeń, bo wobec słabości rodzimych struktur państwowych ciągle towarzyszy nam również świadomość zagrożeń ze strony ościennych państw.

– W Polsce po przemianach demokratycznych baliśmy się konsumpcjonizmu. Jak to wygląda u Was?

– To jest pytanie o wartości. Na szczęście jako społeczeństwo irackie jesteśmy dalecy od wszelkiego rodzaju indywidualizmu. Muzułmanie boją się postaw rozpowszechnionych wśród społeczeństw zachodnich, gdzie niemal na porządku dziennym można się spotkać z pornografią, rozwodami, używkami. My jesteśmy bliscy wartościom rodzinnym, taka postawa jest cechą etosu Irakijczyków. Kościoły są u nas ciągle pełne. Nawet muzułmanie są bardzo konserwatywni pod tym względem.

 

 

– Trudno więc nie zapytać o relacje muzułmańsko-chrześcijańskie...

– Teraz sytuacja nieco się zmieniła. Podczas reżimu byliśmy całkowicie kontrolowani przez muzułmanów. Husajn sprzeciwiał się zarówno szyitom, jak i chrześcijanom. Ale dzisiaj też mamy do czynienia z przejawem fundamentalizmu, który nie chce dostrzec obecności chrześcijan w ramach państwa irackiego. Przykładem jest niedawny atak na katedrę w Bagdadzie, gdzie na skutek działań służb zginęły dziesiątki katolików, w tym bardzo młodzi księża, których znam jeszcze z seminarium, z czasów, kiedy byłem rektorem. Skutkiem tego ataku są też dziesiątki rannych. Podobne przypadki były w Mosulu i w innych miejscach. W ostatnim czasie, od 2003 r. do dzisiaj, statystyki są zatrważające, bo mówią aż o 900 zabitych. Liczba chrześcijan w Iraku kurczy się w niesamowitym tempie. Nasi współwyznawcy emigrują do krajów ościennych, by później wyjechać do Europy czy Ameryki. Trudno się temu dziwić, skoro niemal każdego dnia zdarzają się porwania dla okupu czy inne akty przemocy.

– Jak zatem wygląda dzień powszedni chrześcijan w Iraku?

– Wiele zależy od tego, czy mówimy o miastach czy o prowincji. Na północy kraju np., gdzie wojsko dba o bezpieczeństwo, życie można określić jako normalne. Nawet kwestie ekonomiczne są w miarę normalne. Inaczej to wygląda na prowincji czy w takich miastach, jak Bagdad. Tam jest większy niepokój związany z aktami terroryzmu, przemocą czy porwaniami. Z tej właśnie racji wielu katolików emigruje z tych regionów za granicę. Chodzi im głównie o zabezpieczenie przyszłości dla swoich dzieci. To, co jest bardzo znamienne, a zarazem niepokojące, to fakt, że jako chrześcijanie nie uczestniczymy w życiu politycznym kraju. Nie mamy więc żadnego wpływu na kształt prawa, żyjemy w mniejszości.

– To trochę paradoksalne, bo jak podają różne źródła, katolicka edukacja należy do najlepszych...

– Dzisiaj to nie jest do końca prawda. Tak było kiedyś i niewątpliwie katolicy ciągle stanowią jeszcze elitę w irackim społeczeństwie, ale z różnych przyczyn sytuacja szkolnictwa nie jest już najlepsza. Mamy wprawdzie uniwersytet katolicki, ale w latach 60. ubiegłego wieku znacjonalizowano bardzo wiele szkół, choć na szczęście dzisiaj pojawiają się dobre prognozy na przyszłość, gdyż wolność zapaliła zielone światło dla szkół prywatnych.

– Docierają do Was informacje o europejskich tendencjach zmierzających do usuwania krzyża ze ścian instytucji publicznych. Jak to się ocenia z irackiego punktu widzenia?

– Kiedy słyszymy te informacje, jesteśmy zgorszeni. W Iraku musimy się konfrontować z fundamentalizmem islamskim, mimo to jesteśmy bardzo przywiązani do Kościoła i bardzo byśmy chcieli móc manifestować na zewnątrz to nasze przywiązanie do wiary. Tym bardziej dziwi nas postawa chrześcijan, którzy w Europie zachowują się w sposób dla nas zupełnie niezrozumiały. Chrześcijanie w Europie stają się bojaźliwi, to nie służy dobrze ewangelizacji.

– Jak Ekscelencja ocenia pomysł włączenia Turcji do Unii Europejskiej?

– Być może zdałoby to egzamin. Jednak takiemu procesowi musiałby towarzyszyć ze strony tego kraju szacunek dla praw człowieka, pluralizmu czy wolności religijnej.

– Rozumiem, że przyjęcie takich krajów, jak np. Turcja byłoby okazją do wprowadzenia tam odpowiednich standardów...

– Tak, ale boję się, że te kraje ciągle dalekie są od tych standardów. Tak więc – reasumując – w tego typu pomysłach widzę wiele pozytywnych elementów, ale też zastrzeżenia. Trzeba więc zachować ostrożność.

– Jakie Ksiądz Arcybiskup widzi znaki nadziei dla Iraku?

– Na pewno demokracja w Iraku jest znakiem nadziei na przyszłość. Chciałbym jednak życzyć mojemu krajowi, by państwo stawało się coraz silniejsze, a konstytucja była formułowana dla wszystkich. Są szanse, jest wiele nadziei, ale trzeba czasu, by poprawić sytuację. Pojawia się tu także miejsce dla wspólnoty międzynarodowej, która powinna w większym stopniu pilnować przestrzegania praw człowieka w naszym kraju. Pluralizm powinien być traktowany jako bogactwo. Wierzę, że przyszłość Iraku będzie wolna od wojny i przemocy. Te ostatnie są pożywką dla wszelkiego rodzaju fundamentalizmów.

– Czy czujecie się zostawieni przez świat?

– Teraz sytuacja trochę się poprawiła. Kiedy świat usłyszał o tragedii w Bagdadzie, niektóre państwa europejskie zaprotestowały. Ale był czas, że w Iraku ginęli ludzie, a świat milczał. Potrzebujemy solidarności i współczucia. Potrzebujemy umocnienia, by zatrzymać falę emigracji.

– Obecność chrześcijan w Iraku jest tym potrzebniejsza, że oprócz Izraela czy np. Egiptu to też Ziemia Święta...

– Abraham rozpoczął swoją wędrówkę z Ur – to Mezopotamia, to dzisiejszy Irak. Mamy tu także groby Ezechiela czy Daniela i innych proroków. Podczas niewoli przebywali na terenie Iraku także Żydzi. Duża część historii opisywanych w Biblii działa się na terenie Iraku. Być może kiedyś nadejdzie pokój i do nas także zawitają pielgrzymki. Tego sobie życzymy.