Wiara niekonwencjonalna

Kard. Angelo Scola

publikacja 15.12.2010 22:03

Ograniczanie się do wykrzykiwania o wartościach nie przynosi żadnych rezultatów. W Hiszpanii Kościół wyprowadził na ulice tysiące ludzi, ale nie wpłynęło to na zmianę większości ustaw.

Tygodnik Powszechny 50/2010 Tygodnik Powszechny 50/2010

 

Joanna Bątkiewicz-Brożek: Ksiądz Kardynał podkreśla w swoich wypowiedziach, że „Europa potrzebuje nowej laickości”. W Polsce określenie „laickość” wywołuje raczej nieprzychylne reakcje katolików...

Kard. Angelo Scola: Rewizja znaczenia słowa „laickość” pobudza do refleksji – w Europie i nie tylko. Twierdzę, że potrzebujemy „nowej laickości”, czyli szlachetnych działań i dobrych racji, tak aby możliwe było życie w jednej wspólnocie. Takie nastawienie należy przecież do najgłębszej natury chrześcijaństwa, będącego religią Boga wcielonego, który wszedł w historię.

Co nam mówią historia i współczesność? Że żyjemy w społeczeństwie coraz bardziej pluralistycznym. Posiada ono dwie charakterystyczne cechy: składa się z podmiotów, które mają bardzo różne i potencjalnie skonfliktowane wizje świata, i opiera się na demokracji, dla której jedynym punktem odniesienia są ustalone procedury konstytucyjne.

Jak być w takim społeczeństwie chrześcijaninem bez rezygnowania z publicznego wymiaru wiary?

Będzie to możliwe, jeśli za punkt wyjścia przyjmie się fakt, że wszystkich, niezależnie od sposobu postrzegania świata, łączy fakt życia razem. Chcąc nie chcąc, wszyscy musimy żyć w jednym kraju. I to jest dobro społeczne. Problemem społeczeństwa pluralistycznego jest uznanie tego dobra za dobro polityczne, w którym uczestniczą wszystkie podmioty i które jest regulowane przez państwo.

Nowa laickość odnosi się więc do sposobu życia razem. Najpierw jednak trzeba ustalić podstawowe założenia. Jakie ma być owo życie razem? Każdy podmiot wyraża siebie, opowiada siebie drugiemu: swój sposób życia i swoją wizję świata, aby zyskały wspólnie uznanie. Przez wzajemną narrację szukamy dobra politycznego w godnym kompromisie. I to właśnie nazywam „nową laickością”.

No tak, ale „kompromis” może zawierać w sobie także konotacje negatywne.

Dlatego zawsze mówię o „kompromisie godnym”. Określenie „kompromis” pochodzi od łacińskiego cum promitto, co znaczy „obiecać razem”. Razem z kim? Z władcą. Kto w demokracji jest władcą? Lud. Oczywiście, w poszukiwaniu tego kompromisu trzeba respektować demokratyczne procedury, a te muszą brać pod uwagę opinię większości.

Opinia większości musi być uznana przez państwo. Przykładem może być nauczanie religii. Zgadzam się z tym, co w niedawnej debacie w Krakowie powiedział Tadeusz Mazowiecki, i uważam, że jeśli większość rodzin chce nauczania religii w szkole, państwo musi je zagwarantować. Mazowiecki powiedział, że jako polityk zapewnił to nauczanie, a jako katolik był temu przeciwny. No właśnie...

Uważam, że chrześcijanin zawsze ma respektować podstawowe prawa osoby ludzkiej. Także pojedynczej osoby. Należy jednak podkreślić, że nie wszystkie prawa są prawami podstawowymi i że nie wszystko, co dziś się określa jako „prawo”, rzeczywiście jest prawem. Kiedy się zdarzy, że my, chrześcijanie, pracujemy nad tym, by zwyciężyły nasze wartości, a opinia większości wybiera wartość, która jest sprzeczna z naszymi zasadami, pozostaje nam wolność sprzeciwu sumienia.

Sprzeciw wobec przerywania ciąży, rodzina jako związek kobiety i mężczyzny... Jak katolik ma bronić tych zasad?

Trzeba o nich mówić – ukazywać naszą wizję życia. Wielu katolików – także polityków – powiada: „jestem za rodziną, jestem przeciw rozwodom, przeciw aborcji, jednak ludzie o innych poglądach mają w państwie pluralistycznym prawo robić, co chcą, i nie mogę im narzucać moich wartości”. Takie stanowisko jest błędne!

Jeżeli jestem przekonany, że społeczeństwo może się dobrze rozwijać, gdy się opiera na rodzinie, rozumianej jako trwały, wierny i otwarty na przyjęcie nowego życia związek mężczyzny i kobiety, muszę o tę wartość walczyć. Jeśli tego nie robię, pozbawiam pluralistyczną społeczność ważnego głosu. Powinienem się starać, by przekonać innych o słuszności mojej propozycji. Jeśli przegram, jeśli zostanie uchwalone prawo, które uważam za niesprawiedliwe, powinienem się uciec do sprzeciwu sumienia.

We Włoszech mieliśmy takie doświadczenia: najpierw prawo o rozwodach, potem o aborcji, wreszcie o zapłodnieniu in vitro. W pierwszych dwóch przypadkach walczyliśmy i przegraliśmy. W przypadku aborcji popieraliśmy prawo lekarzy i pielęgniarek do sprzeciwu sumienia i nasza propozycja zwyciężyła.

Katolicy, którzy chcą przekonać innych, czasem są postrzegani jako nietolerancyjni fundamentaliści.

Niestety, tak jest. Właściwą drogą jest świadectwo. Nowa laickość to skuteczne lansowanie swoich przekonań przy pomocy narzędzi, których dostarcza nam demokracja.

Dlatego, jak sądzę, historycznie przegrywamy we wszystkich krajach Europy, bo ograniczanie się do wykrzykiwania o wartościach nie przynosi żadnych rezultatów. W Hiszpanii Kościół wyprowadził na ulice tysiące ludzi. I co z tego? Miało to swoje znaczenie, ale nie wpłynęło na zmianę większości ustaw.

Hiszpania, kiedyś kraj najbardziej katolicki w Europie, pod rządami Zapatero odrzuca wszystkie chrześcijańskie zasady. Czy nie jest to przykład błędnie pojmowanej laickości?

Tu już nie wchodzi w grę laickość, ale sekularyzacja. Kiedyś wielki angielski poeta T.S. Eliot pytał: „Czy to ludzkość opuściła Kościół, czy też Kościół opuścił ludzkość?”.


Prawdopodobnie my, chrześcijanie, przez zbyt wiele wieków praktykowaliśmy wiarę konwencjonalną, a nie wiarę z przekonania. Nadszedł czas, kiedy tylko chrześcijanie przekonani mogą kogoś przekonać. Trzeba wpierw zrozumieć głęboką naturę chrześcijaństwa i wcielenia. Jezus przyszedł, by wyjaśnić, czym jest miłość, czym jest praca...

Papież powtarza, że wiarę przekazuje się poprzez doświadczenie – przekazuje ją osoba osobie. To ma większą siłę niż cały medialny hałas. My, chrześcijanie, jesteśmy tymi, którzy dzięki łasce i Bożemu przebaczeniu mogą przeżyć do samego dna doświadczenie człowieczeństwa. Taka jest przestrzeń codziennego komunikowania wiary.

Także wtedy, kiedy mamy do czynienia z ateistami? Dla nich taki dyskurs jest mało racjonalny.

Żaden człowiek nie jest daleko od Boga. Zawsze, w każdym człowieku, jest jakaś odrobina pragnienia Boga. Chrześcijanie muszą dzielić z nim tę odrobinę tak, by tęsknotę za Bogiem obudzić we wszystkich.

Oczywiście, to pozytywne nastawienie wymaga też zachowania postawy krytycznej. Trzeba np. mówić, że nazywanie „małżeństwem” związku osób homoseksualnych jest nieporozumieniem. Szanujemy ich prawo do bycia razem, ale rodzina jest czymś innym. Należy rzeczy nazywać po imieniu.

Przypomina mi się film Jana Svěráka, zatytułowany „Kola”. Bohater, roztargniony skrzypek, po niefortunnych przygodach z różnymi kobietami, kierując się motywami ekonomicznymi, decyduje się na fikcyjne małżeństwo z Rosjanką. Musi zająć się jej dzieckiem i od tego rozpoczyna się jego przemiana. Wymowa tego przykładu jest taka, że trzeba wychodzić od tego, co jest, od tej odrobiny pragnienia Boga, która jest w każdym człowieku, by rozbudzić tęsknotę za Bogiem i za Jego czułością.

Jaki jest styl życia chrześcijan w nowej, zmienionej Europie?

Epoka nowoczesna kultywowała dwa dominujące pojęcia: prawdę i rozum. Dziś, w epoce postnowoczesnej, dominują szczęście i wolność. Jezus powiedział: jeśli chcesz być spełniony, chodź za Mną. Jeśli pójdziesz za Mną, będziesz wolny, naprawdę wolny.

Paradoksalnie nasze czasy, mimo wszystkich sprzeczności, są czasami współbrzmiącymi z orędziem Jezusa. Moim powołaniem jako chrześcijanina jest dawanie świadectwa, że dzięki należeniu do Jezusa jestem szczęśliwy i spełniony w moim człowieczeństwie.

Mówimy o społeczeństwie zróżnicowanym, w którym chrześcijanie dzielą życie społeczne z coraz bardziej znaczącą i intensywną obecnością wyznawców islamu.

Spójrzmy realistycznie: spotkanie z islamem jest procesem nieuniknionym, procesem „wymieszania cywilizacji i kultur”. 20 lat temu nie byliśmy zaskoczeni widokiem muzułmanów w Londynie czy w Paryżu. Dziś widzimy ich w Rzymie i w Madrycie. Pamiętam, jakie wrażenie zrobiła fotografia wykonana kilka lat temu: 20 tys. muzułmanów modlących się podczas zakończenia ramadanu na Piazza del Duomo w Mediolanie.

Musimy uznać, że historia to procesy, których nie możemy powstrzymać. Możemy starać się je zrozumieć i próbować nadawać im kierunek. W 2004 r. stworzyliśmy w Wenecji „Centro Oasis”, ośrodek promujący spotkanie i wzajemne poznawanie się chrześcijan i muzułmanów. Musimy się zabrać do pracy, bo czy nam się to podoba, czy nie – takie są fakty, tak toczy się historia. Nie rozwiąże się problemów, chowając głowę w piasek.

Kiedy dwustu wycieńczonych ludzi staje u drzwi mego kraju, to miłość nakazuje mi pospieszyć im z pomocą. Takie jest zadanie Kościoła. Inne zadania ma władza polityczna. Musi przygotować racjonalny plan regulacji napływu imigrantów, a ponieważ odnosi się to do całej Europy, musi współdziałać z innymi krajami basenu Morza Śródziemnego. Ma – dbając o poszanowanie prawa – ustalić reguły postępowania, niekiedy twarde. Taka jest jej rola.

Na społeczeństwie obywatelskim spoczywa zaś obowiązek, by zaakceptować odmienność, zrobić wszystko, by ułatwić spotkanie z odmiennością.

Większość europejskich społeczeństw jest przeciwna budowie meczetów w swoich krajach.

Nie możemy głosić, że wolność religijna jest podstawowym prawem człowieka, a potem odmawiać wspólnotom islamskim prawa do posiadania własnych miejsc sprawowania kultu.

W każdym przypadku potrzebna jest właściwa ocena. Gdy chodzi o budowę meczetu, należy sprawdzić, kto występuje z projektem, jaka wspólnota za nim stoi... Jeśli o postawienie meczetu zabiega państwo, które chce narzucić swoją kulturę – wtedy powiedziałbym „nie”. Inna sprawa, gdy będzie chodziło o kilka tysięcy muzułmanów, którzy chcą się modlić.

Chrześcijanie nie mogą też wymagać wzajemności: jeśli jeden meczet u nas, to jeden kościół u was. Wzajemnością zajmują się kompetentni politycy. Chrześcijańska logika jest logiką męczeńskiego świadectwa, jak pokazał biskup Luigi Padovese, zabity w Turcji, czy mnisi z Tibhirine zabici w Algierii. To jest logika, która rodzi się z naśladowania Jezusa.

Rozmawiała Joanna Bątkiewicz-Brożek
 
Angelo Scola (ur. 1941) – włoski kardynał, od 2002 r. patriarcha Wenecji, stolicy arcybiskupiej, z której w XX wieku pochodziło aż trzech papieży: Pius X, Jan XXIII i Jan Paweł I. Teolog moralista, były wykładowca m.in. Uniwersytetu we Fryburgu, a także Instytutu Badań nad Małżeństwem i Rodziną im. Jana Pawła II przy Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie. Związany z włoskim ruchem Comunione e Liberazione. Był wymieniany w gronie faworytów na konklawe w kwietniu 2005 r. jako ewentualny następca Jana Pawła II.