Zawodowy obowiązek?

Jacek Salij OP

publikacja 18.12.2010 20:38

Społeczna zgoda na dokonywanie zbrodni oraz ich usprawiedliwianie, kiedy za odmowę można zostać ciężko ukaranym, oraz społeczne udawanie, że nic nie wiemy o zbrodniach, jakich dopuścili się „nasi”, to zapewne jedna z istotnych przyczyn dechrystianizacji współczesnych społeczeństw europejskich

W drodze 12/2010 W drodze 12/2010

 

W czerwcu 2010 roku Zgromadzenie Rady Europy przygotowało projekt deklaracji wzywającej do ograniczenia pracownikom służby zdrowia prawa do sprzeciwu sumienia. To jeden z przejawów tego procesu, przed którym w encyklice Centesimus annus przestrzegał Jan Paweł II, pisząc, że „demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”. Na szczęście, cztery miesiące później europosłowie zmodyfikowali projekt deklaracji, która ostatecznie broni praw pracowników służby zdrowia do odmowy podejmowania działań niezgodnych z sumieniem.

Trudno jednak zaprzeczyć, że lekarze (a chyba jeszcze częściej średni personel medyczny) są przymuszani do wykonywania aborcji, a w niektórych krajach do udziału w dokonywaniu eutanazji. Odmowa realizowania tego rodzaju „usług” grozi nieraz wyrzuceniem z pracy. Od lekarzy oczekuje się też wystawiania recept na środki antykoncepcyjne czy poronne, a od aptekarzy ich sprzedawania.

W wypadku takich żądań w szczególnie trudnej sytuacji są młodsi pracownicy, niemający jeszcze mocnej pozycji w hierarchii zawodowej, bardziej narażeni na mobbing ze strony kierownictwa i kolegów, materialnie jeszcze nieustabilizowani, dla których utrata pracy mogłaby się okazać ekonomicznym trzęsieniem ziemi.

Świadomy katolik nie ma wprawdzie wątpliwości, że do aborcji czy eutanazji nigdy nie wolno przykładać ręki; niekiedy jednak może się zastanawiać, czy przywołany wyżej pomocnik aptekarza ma bezwzględny obowiązek odmówienia udziału w sprzedawaniu środków służących – jak to określa zakłamany język cywilizacji śmierci – „zdrowiu reprodukcyjnemu”.

Boga słuchać bardziej niż ludzi

Zacznijmy od przypomnień ogólnych. Nasze pytanie dotyczy tych ustaw i nakazów, które są niezgodne z zasadami sprawiedliwości wcześ­niejszymi niż jakiekolwiek prawo stanowione przez ludzi. Otóż wobec takich ustaw obowiązuje zasada, że Boga należy słuchać bardziej niż ludzi (por. Dn 3,16–18; Dz 4,19). Kiedy prawo cywilne jest jawnie niezgodne z prawem moralnym – pisał Jan XXIII w encyklice Pacem in terris, 51 – „kończy się władza, a zaczyna potworne bezprawie”. Papież Benedykt XVI zdecydował się nawet powtórzyć naukę św. Augustyna, że „państwo, które nie kierowałoby się sprawiedliwością, zredukowałoby się do wielkiej bandy złoczyńców” (encyklika Deus Caritas est, 28).

Przed nim Jan Paweł II, m.in. w encyklice Evangelium vitae, 72, przypomniał powszechnie przyjętą w Kościele naukę św. Tomasza z Akwinu, że „prawo ludzkie jest prawem w takiej mierze, w jakiej jest zgodne z prawym rozumem, a tym samym wypływa z prawa wiecznego. Kiedy natomiast jakieś prawo jest sprzeczne z rozumem, nazywane jest prawem niegodziwym; w takim przypadku jednak przestaje być prawem i staje się raczej aktem przemocy”. A w innym miejscu św. Tomasz pisał: „Każde prawo ustanowione przez ludzi o tyle ma moc prawa, o ile wypływa z prawa naturalnego. Jeśli natomiast pod jakimś względem sprzeciwia się prawu naturalnemu, nie jest już prawem, ale wypaczeniem prawa”.

W XX wieku tysiące ludzi przymuszano do czynów niegodziwych – podczas wojen do zbrodni wojennych, w czasach pokoju do zabijania lub uczestnictwa w zabijaniu poczętych dzieci. Przywołam tutaj beatyfikowanego w październiku 2007 roku austriackiego rolnika Franza Jae­gerstaettera, który w swoim sumieniu uznał prowadzoną przez Hitlera wojnę za jawnie niesprawiedliwą i doszedł do wniosku, że nie wolno mu w niej uczestniczyć. Był ojcem trojga małych dzieci i dobrze wiedział, że odmowa przyjęcia hitlerowskiego munduru skończy się karą śmierci – sądził jednak, że nie ma innego wyboru. „Czy istnieje – pisał w celi śmierci – coś gorszego od mordowania i rabowania innych ludzi broniących własnej ojczyzny?”.

Społeczna zgoda na dokonywanie zbrodni oraz ich usprawiedliwianie, kiedy za odmowę można zostać ciężko ukaranym, oraz społeczne udawanie, że nic nie wiemy o zbrodniach, jakich dopuścili się „nasi”, to zapewne jedna z istotnych przyczyn dechrystianizacji współczesnych społeczeństw europejskich. Pod tym względem nie jesteśmy lepsi od piętnowanych w Piśmie Świętym mieszkańców Jerozolimy: „Znalazła się na twych połach krew ludzi niewinnych… A mimo to dowodzisz: Jestem niewinna… Oto Ja ciebie przed swój sąd przyzywam – za to, że mówisz: Nie zgrzeszyłam” (Jr 2,34n).

 

 

Bardzo możliwe, że gdyby w XX wieku przynajmniej co setny człowiek zmuszany do udziału w zbrodniach zachował się podobnie jak Jaeger­staetter, to i wielu mniej zbrodni w Europie by się dopuszczono, i nasze społeczeństwa mocniej trzymałyby się Chrystusa. Rzecz jasna, nie stawiamy na równi zbrodni hitlerowskich z grzechem handlowania pornografią czy środkami poronnymi, wszystkie jednak są moralnie niegodziwe. Otóż należy dążyć do tego, żeby odbudować wśród wiernych postawę nieposłuszeństwa wobec ustaw i rozkazów niegodziwych.

Sytuacja bez wyjścia

Niestety, może się zdarzyć, że za odmowę wykonania aborcji zarówno ginekolog, jak i instrumentariuszka czy anestezjolog zostaną zwolnieni z pracy. To samo może spotkać aptekarza za odmowę handlowania środkami antykoncepcyjnymi, a urzędnika stanu cywilnego za odmowę zarejestrowania w księdze ślubów związku homoseksualnego. A przecież są jeszcze kary wymierzane oddolnie – kary szyderstwa, negatywnego etykietowania, społecznego wykluczenia.

W obliczu takich zagrożeń ludzie zostają postawieni w sytuacji bez wyjścia. Z jednej bowiem strony prawo moralne, ale również jednoznaczna nauka Kościoła, zakazują czynić zło nawet pod naciskiem. Jednak z drugiej strony wydaje się, że konsekwencje, które można ponieść z powodu odmowy wykonania tego, co nakazane tytułem rzekomego obowiązku zawodowego, przerastają siły zwykłego człowieka.

Nauka Kościoła na temat zachowania w tak trudnych sytuacjach streszcza się w dwóch zasadach. Po pierwsze, jesteśmy zobowiązani do wierności dobru i niepaktowania ze złem bez względu na okoliczności – nawet gdybyśmy zostali pozostawieni sami sobie bez żadnego ludzkiego wsparcia. Po drugie, człowiekowi, który znalazł się pod przymusem czynienia czegoś przeciwnego własnemu sumieniu, należy się obrona i solidarność.

Niestety, ludzie, którzy w ramach wykonywania swojego zawodu przymuszani są do robienia rzeczy, których czynić się nie godzi, i decydują się sprzeciwić, najczęściej pozostawieni są sami sobie. W krajach tradycyjnie demokratycznych, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, środowiska pro life dopracowały się zawodowych instytucji i metod samoobrony w obliczu przymuszania do działań wbrew sumieniu. Inicjatywy takie stają się obecnie coraz bardziej potrzebne również u nas. W czasach Internetu nietrudno się dowiedzieć czegoś na temat działania tych instytucji, a nawet nawiązać z nimi kontakt i ewentualnie zasięgać ich rady.

Odnotujmy przy okazji, że 29 października 2007 roku w obronie aptekarzy, którzy ośmielają się nie poddawać dyktaturze współczesnego permisywizmu i wykonują swój zawód zgodnie z własnym sumieniem, wystąpił papież Benedykt XVI. „W sferze moralnej wasza federacja – mówił wtedy do uczestników XXV Międzynarodowego Kongresu Farmaceutów Katolickich – winna zająć się kwestią sprzeciwu sumienia, do którego prawo należy przyznać waszej społeczności zawodowej; pozwoli wam to uniknąć współudziału, bezpośredniego lub pośredniego, w dostarczaniu produktów umożliwiających wprowadzenie w życie decyzji jednoznacznie niemoralnych, takich na przykład, jak aborcja czy eutanazja”.

Warto też przypomnieć, że w pierwszych wiekach Kościół starał się nie pozostawiać samym sobie tych osób, które z powodu swojej wiary utraciły dotychczasowe źródła utrzymania. Jeżeli za wierność sumieniu kogoś spotka krzywda, Kościół jako pierwszy powinien poczuwać się do zorganizowania mu pomocy – prawnej, ale również materialnej. Niekiedy zaś pierwszym człowiekiem Kościoła, który zagrzewając swojego parafianina do wierności sumieniu, weźmie na siebie cząstkę ciężaru, którą przyjdzie mu dźwigać, będzie – powinien być – jego duszpasterz. Świadkom prawdy i prawa Bożego poparcie Kościoła po prostu się należy.