W owym czasie...

Zuzanna Radzik

publikacja 29.12.2010 20:19

Do Betlejem szli przez wiele dni. Młoda para po przejściach, z pewnym niesmakiem za sprawą niespodziewanej ciąży. Dostojna para z ikony świętej rodziny czy małżeństwo nastolatków odbudowujące nadwątlone zaufanie?

Tygodnik Powszechny 53/2010 Tygodnik Powszechny 53/2010

 

Na pewno wiemy jedno – że niewiele wiemy: Betlejem, żłóbek, bo nie znaleźli noclegu, dwoje młodych ludzi i ich pierworodny syn. Historyk doda do opowieści ewangelistów, że może nawet nie tam i może bez stajenki. Zatem ona i on, pierwsze dziecko i związana z nim tajemnica. Już to wystarczy, by ta noc była niezwykła. Nawet jeśli to nie ta grota, nie to miasto i nie ten dzień, to Bóg się narodził, struchlała moc, Pan Niebiosów leżał w pieluszkach.

Ten dzień

Nie wiemy kiedy, bo przecież nie 25 grudnia 2010 lat temu. Nie mogło się to wydarzyć zarówno za czasów Heroda, jak i kiedy Syrią rządził Kwiryniusz: Herod zmarł w 4 roku p.n.e., Kwiryniusz zaś został rządcą Syrii w 6 roku n.e. Można jednak uznać, że autor mówiąc „Herod” miał na myśli nie Heroda Wielkiego, lecz jego syna, Heroda Antypasa. Wtedy daty mogłyby się zgadzać.

Ewangeliści nie dają nam wskazówek co do pory roku. Możemy tylko spekulować, kiedy najwygodniej byłoby zrobić spis ludności. Pewnie nie w czasie wiosennych świąt i zbiorów, kiedy z jednej strony zajęcia rolnicze, a z drugiej dwie obowiązkowe pielgrzymki do Jerozolimy. Tylko czy na pewno spis wymagał powrotu do rodzinnego miasta? Dość karkołomne wymaganie, które musiałoby zmusić tłumy do kłopotliwych, wielodniowych podróży. Możliwe, że podróż do miasta ojców nie tyle była konieczna, co warta fatygi: wiemy, że mieszkańcom metropolii i położonych w okolicy miejscowości przysługiwała pięćdziesięcioprocentowa zniżka podatkowa. Kobiet nie wymieniano w spisie, ale rejestrowano każde dziecko płci męskiej. To tłumaczyłoby, czemu w męczącą podróż Józef zabrał bliską rozwiązania Maryję.

Czy wiemy zatem, kiedy? Jeśli spis nie wymagał rejestracji w rodzinnym mieście i Józef udał się tam dobrowolnie, trudno powiedzieć, by była jakaś szczególna pora ułatwiająca przeprowadzenie ewidencji.

Na samym początku chrześcijanie wiązali datę narodzenia Jezusa z wiosną, w okresie po Wielkanocy, centralnym święcie roku liturgicznego. Najwcześniejsze wzmianki mamy z Egiptu, gdzie około roku 200 Klemens Aleksandryjski ubolewał, że pewni teologowie nadgorliwie wyznaczają nie tylko rok, ale i dzień narodzenia. Według ich obliczeń był to 20 maja. Inne daty, wynikające z podobnych wyliczeń, to 19 lub 20 kwietnia albo 28 marca, kiedy zrodziło się materialne słońce. Również Klemens wspomina, że bazylidianie obchodzą epifanię, a wraz z nią prawdopodobnie narodzenie, 10 lub 6 stycznia. Właściwie nie ma miesiąca w roku, w którym nie umieszczano narodzin Chrystusa. Ostatecznie rozpowszechniły się dwie daty: 6 stycznia i 25 grudnia. Obie umowne.

Droga

Załóżmy na chwilę, że rzeczywiście była zima. Na pewno nie było śnieżnie, jak w pastorałkach i na pocztówkach. Mały Jezus mogł płakać z zimna, wszak w górzystej okolicy wieczorem temperatura spada i nawet latem potrafi być chłodno. Jeśli zima, to nie byłoby dotkliwego w podróży upału, mogło jednak być zimno i bardzo deszczowo. W lecie (a wiosny i jesieni prawie w Palestynie nie ma) w drodze doskwierałby upał.

Prawdopodobnie szli pieszo. Z Nazaretu do Betlejem najprostsza droga wiodła prosto na południe, przez Szechem i Jerozolimę. Jednak ze względu na waśnie między Żydami a Samarytanami podróżowano doliną Jordanu. Zeszli zatem ze wzgórz, na których leży Nazaret, na urodzajną dolinę Jezreel. Stamtąd przez górę Gilboa szli w dolinę Jordanu.

Widoki zapierały dech: za nimi dolna Galilea, a pod nimi rozpostarta tropikalna dolina przecięta rzeką Jordan. W niej potrafi być gorąco nawet zimą – nie bez powodu od starożytności budowano tu zimowe rezydencje. Już w dolinie minęli Scytopolis, helleńskie miasto Dekapolu.

Potem droga prowadziła drugą stroną rzeki, po lewej zamknięta górami Moabu. Wzdłuż Jordanu ciągnęły się uprawy, choćby palm daktylowych, korzystające z niezwykłego klimatu. Rzekę z powrotem przekroczyli w okolicach Jerycha. Stąd do Jerozolimy droga wspina się przez Pustynię Judzką. Upalną przez większość roku, grożącą niebezpiecznymi powodziami w porze deszczowej. Krajobraz zachwycający, lecz surowy. Szlak trudny, możliwy jednak do pokonania w ciągu dnia. Wreszcie Betania, Góra Oliwna, może nocleg na przedmieściach.

Ale może wcale nie poszli tędy? Może ominęli miasto, skracając drogę do Betlejem pustynnym szlakiem? Jednak czy przybysze z prowincjonalnego Nazaretu nie chcieliby spojrzeć na majestatyczną świątynię przebudowaną przez Heroda Wielkiego, na blask i gwar stolicy? W końcu droga przez miasto nie była dużo dłuższa, za to bezpieczniejsza i ciekawsza.


Ona i on

Mówiono, że córka to słabe ogniwo honoru rodziny (Syr 42, 14). Filon zalecał wręcz, by pokoje córek były najbardziej wewnątrz domu. Zaręczano je w wieku dwunastu lat, z mężczyzną wybranym przez ojca. Prawdopodobne jest, że dziewczyna mogła zamieszkać z małżonkiem przed osiągnięciem dojrzałości płciowej. Małżeństwo z niedojrzałą było źle widziane tylko przez tych, którzy za jego jedyny cel uznawali prokreację, np. przez esseńczyków.



Miszna, żydowskie prawo spisane w II wieku, mówi, że w wieku lat 18 młody mężczyzna powinien się ożenić. Zatem Józef nie był stary, jak w kolędzie, lecz trochę starszy od Marii. Wiemy, że był cieślą. Wbrew opinii o ubóstwie świętej rodziny, był to bardzo dobry zawód, zwłaszcza w Nazarecie. Odkąd w 1 roku n.e. Herod Antypas został tetrarchą, postanowił uczynić ozdobą Galilei miasto Seforis oddalone o sześć kilometrów, a zrujnowne parę lat wcześniej przez rzymską armię. Dla cieśli z Nazaretu oznaczało to dobrą pracę w pobliżu.

Ona i on, para narzeczonych. Ich zaręczyny były poważnym kontraktem: by je zerwać, trzeba było rozwodu. I tak się stało. Dowiedziawszy się o ciąży, Józef uważa ją za powód do rozwodu. Chce Marię oddalić. Zrozumieć i pozostać przy niej pozwala mu według ewangelicznej opowieści cudowny sen. Co jeszcze? Współczucie dla narzeczonej? Strach przed konsekwencjami, które mogły ją czekać?

Parę miesięcy później szli przez wiele dni do Betlejem. Młoda para po przejściach, z pewnym niesmakiem wokół niespodziewanej ciąży. Dostojna para z ikony świętej rodziny czy małżeństwo odbudowujące nadwątlone zaufanie?

Przedmieścia stolicy

Prorok Micheasz mówił o Betlejem, że jest najlichsze – może to tłumaczyć, dlaczego tak niewiele o nim wiemy. Niewątpliwie musiało zyskać, gdy Herod Wielki umocnił Masadę i wybudował tuż niedaleko Herodion, twierdzę umieszczoną na szczycie sztucznie usypanego wzgórza, która, jak dziś wiemy, była też miejscem jego pochówku.

Betlejem było zatem pierwszym miasteczkiem, które napotykali podróżujący z Masady i oazy Ein Gedi nad Morzem Martwym do Jerozolimy. Tak jak we wszystkich podobnych miasteczkach, tak i tu domy budowano z nieciosanych kamieni. Na zewnątrz przylegały ciasno do siebie, by stworzyć obronny mur. W środku znajdował się centralny plac, przy nim zapewne rytualna łaźnia, może synagoga, z pewnością cysterny.

A więc Betlejem, położone około 10 kilometrów od Jerozolimy, satelickie miasteczko metropolii. Etymologia wiążąca to miejsce z chlebem (Bejt Lechem tłumaczy się z hebrajskiego jako „dom chleba”) zaskakuje, gdy spojrzeć na kamieniste wzgórza sąsiadujące z pustynią. Wiadomo natomiast, że w okolicy hodowano zwierzęta przeznaczone na ofiary w świątyni jerozolimskiej. To tłumaczy, skąd wzięli się tam gromadnie pasterze. Widać stąd, jak pustynia opada przez prawie 30 kilometrów ku morzu, widać też masywne góry po jego drugiej stronie.

To w takiej scenerii aniołowie zaśpiewali pasterzom: „Gloria!”. Choć raczej nie po łacinie, lecz po aramejsku.

Stajenka czy grota

Nie było dla nich miejsca w katalyma, czyli w pomieszczeniu mieszkalnym. Czemu nie zatrzymali się u krewnych? Może z powodu spisu ludności Betlejem było tłumnie odwiedzane i nie starczyło już dla nich miejsca. Może rodzina nie chciała przyjąć Józefa z narzeczoną, której ciąża wydawała się podejrzana?

Ewangelista mówi, że po urodzeniu Jezus położony został w żłobie. Justyn i protoewangelia Jakuba, a potem Orygenes, wspominają grotę. Zatem grota czy stajenka ze żłobem? Wiemy, że wtedy (i nawet dziś) wiele domostw w tej okolicy znajdowało się w jaskiniach. Archeologowie potwierdzili, że czczony dziś w Bazylice Narodzenia kompleks grot był w czasach rzymskich zamieszkany. Często ludzie i zwierzęta żyli w jednej izbie, rodzina czasem na podwyższonej platformie. Może zatem zatrzymali się u kogoś w domu, ale w części przeznaczonej dla zwierząt?

Możliwe jednak, że wyszli z miasta i Maryja powiła w grocie. Jednej z tych, które do dziś rozsiane są po okolicach Betlejem i na Pustyni Judzkiej, służąc za schronienie pasterzom. Może pragnęli intymności w momencie narodzin lub nie chcieli sprawiać kłopotu rytualną nieczystością porodu?


Poród

Wchodząc do Betlejem od strony Jerozolimy, mijali pewnie grób Racheli. Tu matriarchini zmarła, rodząc Beniamina, a na jej grobie Jakub postawił stellę. Czy Marii przeszło przez myśl, jak niebezpieczny może się okazać również jej poród? Będąc w pierwszej ciąży i mijając grób Racheli, nie mogła o tym nie pomyśleć. Dziś łatwo zapominamy, jak niebezpieczne były niegdyś porody. Jak wyraźnie wiązały przekazywanie życia z bliskością i ryzykiem śmierci.

Gdy już urodziła, zapewne nie siedziała dumnie niczym tron dla dzieciątka, lecz leżała, jak na wschodnich ikonach i obrazach Giotta.

Betlejem?

Długa droga z brzemienną narzeczoną, obce miasto, poród w stajni. Betlejem jako miasto narodzenia wymieniają Łukasz i Mateusz, którzy o narodzinach nam opowiadają. U Jana i Marka nigdy nie jest wspomniane, Jezus jest po prostu Nazarejczykiem.



Uprawnione są teorie, że Jezus nie urodził się wcale w Betlejem, tylko w Nazarecie. Ale ten Nazaret... czy jest to miasteczko warte wspomnienia, zwłaszcza gdy próbuje się przekonać słuchaczy, że człowiek, o którym opowiadamy, był mesjaszem i królem Izraela z linii Dawida? Jakkolwiek niedużym miasteczkiem było Betlejem, narodziny tam miały zupełnie inne apologetyczne znaczenie.

Rodząc się w Betlejem w wyniku zawiłej fabuły Łukasza, i prostej u Mateusza, Jezus przychodzi na świat w mieście króla Dawida, z którego rodu miał się narodzić mesjasz: ten, który odnowi królestwo Izraela. Obie Ewangelie podkreślają zresztą związek Jezusa z Dawidem na wiele sposobów. Wywodzą od niego genealogię aż do Józefa i Jezusa, choć ci sami Ewangeliści podkreślają, że Józef nie jest „biologicznym ojcem” Jezusa. Genealogia u Mateusza układa się w podwójny cykl siedmiu pokoleń, co nie tylko powtarza liczbę oznaczającą pełnię, ale też odnosi się do numerycznej wartości imienia Dawid, którą jest czternaście.

Trudno powiedzieć, czy większość – ale wielu badaczy uważa, że najprawdopodobniej Jezus urodził się jednak w Nazarecie. Skoro narodziny w Betlejem są kluczowym argumentem za tym, że Jezus był mesjaszem, automatycznie wzbudza to podejrzenia historyków. Nie można też jednak wykluczyć, że w zawiłej opowieści Łukasza jest prawda. Wiemy tak niewiele, że nie jesteśmy w stanie rozstrzygnąć.

Narodził się... ktoś ważny

Właściwie obaj Ewangeliści, mówiąc o narodzinach w Betlejem, wcale nie informują gdzie, ale kto się narodził. Betlejem – a zatem potomek Dawida, prawomocny król, inaczej niż władcy z rodu Heroda. O jego narodzinach opowiada się jak o narodzinach herosa. Autor chciał powiedzieć, że narodził się ktoś bardzo ważny, szczególny.

Odłóżmy na chwilę dogmaty i przyjrzyjmy się zagadnieniu narodzenia z dziewicy. Nie byłoby niemożliwe, by dziewczyna poczęła, nie osiągnąwszy na pozór dojrzałości płciowej. Biorąc pod uwagę niewielką wiedzę starożytnych o kobietach i płodności, mogli oni nie rozumieć, jak to się mogło stać. Nie da się jednak wykluczyć zajścia w ciążę w czasie pierwszej owulacji, a zatem przed wyraźnym znakiem osiągnięcia dojrzałości, którym jest miesięczne krwawienie. Jednak u Łukasza Maria mówi aniołowi, że „nie zna męża”, a u Mateusza od rozwodu powstrzymuje Józefa jedynie cudowny sen. Zatem oboje wiedzą, że ciąża Marii nie jest efektem ich przedmałżenskiego pożycia. Obaj autorzy zgodnie argumentują, że ten, który się rodzi, jest kimś niezwykłym, bo i niezwykłe było jego poczęcie z matki bez męża.

Że mówimy o kimś ważnym, świadczą też paralele między narodzinami Jezusa a dzieciństwem Mojżesza. Obydwu towarzyszy zagrożenie życia, którego unikają poprzez ucieczkę (czy do Egiptu, czy Nilem w koszyku). Obaj są adoptowani.

Królowie czy pastuszkowie?

W pokłon pasterzy w betlejemskiej stajence łatwiej uwierzyć niż w odwiedziny trzech mędrców ze Wschodu. Wiemy, że Betlejem było pasterską okolicą, trudno jednak sobie wyobrazić, że do tej mieściny na skraju pustyni przybywają wschodni uczeni, by tu odszukać zbawcę. Wróćmy do pytania nie o to, jak było, bo tu niewielkie mamy kompetencje, ale do pytania, co autor chciał przez to powiedzieć.

Nam pastuszkowie pasują do rustykalnej szopki, ale w starożytności nie kojarzyli się tak dobrze. W źródłach rabinicznych są uważani za grzeszników, traktowani najczęściej z pogardą. Jeśli w opowieści biblijnej to oni jako pierwsi odnajdują dziecię i padają na kolana, to dowiadujemy się, że Jezus przyszedł do ludzi marginesu, odrzuconych.

Gdy u Mateusza przed grotą, w której się Jezus narodził, staje orszak wschodnich mędrców, autor opowiada nam w ten sposób o kosmicznej doniosłości tego wydarzenia. Nie tylko przedstawiciele innych ludów oddają mu hołd, ale ciała niebieskie ogłaszają narodziny.

Tak naprawdę nie wiemy, czy ktokolwiek odwiedził młodą parę w połogu. Trudno jednak myśleć, żeby zostali kompletnie anonimowi. Do dziś ludzie Bliskiego Wschodu są gościnni i pomocni. Może trudna ziemia uczy, jak bardzo przydaje się czasem pomoc. Może nic się nie zmieniło.

***

Tak przyszło na świat żydowskie niemowlę, osiem dni później obrzezane. Czy to w Betlejem judzkim, czy – jak sądzą inni – w galilejskim miasteczku, które rozsławił swoim imieniem, na pewno urodził się gdzieś tam. Skoro święto jego narodzenia skłania do kontemplacji tajemnicy wcielenia, to przyjrzyjmy się jej właśnie w jej izraelskiej scenerii.

Zatem nie z Matką Boża – blondynką o europejskich rysach, z dzieciątkiem rysowanym kreską północnych mistrzów. Bez śniegu przed stajenką. Przed stajenką-grotą pustynny pył i kamienie. Wewnątrz właściwie dziewczynka o bliskowschodniej urodzie, i jej niewiele starszy mąż zabawiający dziecko frędzlami swojego płaszcza.

Konkret tej historii ma przygiąć nas do ziemi. Pośród wszystkich legendarnych elementów nie może być dla nas legendą. Zatem grota, kamienie, chłodna noc w górskiej okolicy, para nastolatków piastuje swojego pierworodnego... ma granice Nieskończony!

ZUZANNA RADZIK jest teolożką, znawczynią Ziemi Świętej, publicystką „Tygodnika Powszechnego”.