publikacja 19.01.2011 18:16
Bóg zawsze będzie interesować się tym – wiem to po samej sobie – kto pyta, poszukuje i chce wiedzieć więcej. Być może wręcz nie interesują Go ludzie ślepo wierzący?
Tygodnik Powszechny 3/2011
Ks. Robert Nęcek: Jest Pani osobą wierzącą, ale nigdy o swojej wierze Pani nie mówiła...
Ewa Wachowicz: ...bo do tej pory uważałam, że sprawy wiary są tak osobiste i tak intymne, że nie powinno się o nich mówić.
Ale wiarę mam w sobie – to jest moje szczęście. Przyjaciółka, też Ewa, jest buddystką; często rozmawiamy. I Ewa mojej wiary mi zazdrości. Myślę więc, że jestem szczęśliwie naznaczona, tak jak czytamy w Piśmie o darze wiary. Interesuję się rozmaitymi religiami i filozofiami. Z lektury i osobistych przemyśleń dochodzę do wniosku, że różne religie podają tę samą prawdę. Tę samą, ale o różnym smaku. Proszę wybaczyć kulinarną metaforę, ale dobra kuchnia to moja miłość.
A z jakim smakiem tę prawdę podaje chrześcijaństwo?
Chrześcijaństwo różnie tę prawdę przyprawia. Gdybyśmy zostawili w wierze tylko to, co boskie, byłaby podana wyłącznie na słodko. Na szczęście element ludzki pokazuje, że jest też w niej trochę soli i pieprzu...
A może to smak słodko-kwaśny?
To, co pochodzi od Boga, jest słodkie, dobre, można rzec nawet, że proste. Natomiast ludzki kwas wszystko komplikuje – albo człowiek interpretuje po swojemu bądź tak żeby mieć z tego korzyść.
Ludzie wykorzystują wiarę?
Ależ tak, weźmy chociażby przykład Radia Maryja. Niektórzy ślepo wierzą w głos z eteru. A przecież to nie jest głos Boga; to raczej pranie mózgu i wykorzystywanie Bogu ducha winnych ludzi.
A ja chcę z wiary czerpać siłę i spokój.
Ale ze względu na wiarę człowiek przeżywa też dylematy i trudności.
Owszem, miałam zwątpienia... Moja droga przez pewien czas była trudna, czasem szła nawet w poprzek wiary. Żyłam w związku niesakramentalnym. Miałam wtedy kłopot z wiarą i z odnalezieniem miejsca w Kościele. Bardzo pomógł mi wówczas o. Leon Knabit. Benedyktyn wyciągnął do mnie pomocną dłoń i to dzięki niemu nie odeszłam wówczas z Kościoła.
Wierzę w Bożą Opatrzność. Kiedy w moim życiu działo się coś złego, Bóg stawiał na mojej drodze drugiego człowieka. Bo to przez człowieka przychodzi pomoc z góry – tak jak do mnie przyszła poprzez ojca Leona.
Czy benedyktyn na Panią – w związku z życiem w związku niesakramentalnym – krzyczał, by rozbudzić katolickie sumienie?
W żadnym przypadku – był gotów poświęcić mi czas, dzięki czemu prowadziliśmy długie rozmowy, szczere i otwarte. Ale koniecznie był mi potrzebny czas, bo nic nie stało się od razu...
Wiara zakłada w Pani życiu dialog?
Przecież podstawą naszego funkcjonowania jest rozmowa z Bogiem. Dialog zatem musi się pojawić. A że nie zawsze potrafimy rozmawiać ze Stwórcą sami, nieraz potrzebujemy przewodnika duchowego.
Nawet kiedy ma się trudności z rozmową? Kiedy silniejsza jest chęć, by Panu Bogu coś wygarnąć?
Wiadomo przecież, że w życiu jest też czas buntu... czas, kiedy pojawia się pytanie: dlaczego właśnie mnie coś spotyka? Na co dzień mierzymy się ze sprawami lżejszego kalibru, ale przychodzą też trudne chwile, jak chociażby śmierć bliskich. To jest naprawdę trudne przeżycie. I ten rodzący się bunt wobec Boga... Zdarzało mi się wykrzyczeć do Niego kilka gorzkich słów – tak przychodziło ukojenie. I na szczęście zawsze ktoś wyciągał do mnie pomocną dłoń.
A Bóg Panią usłyszał?
On wszystko słyszy, wszystko widzi. Dlatego nie ma sensu żadne kombinowanie, trzeba być w pełni sobą.
Wiara potrzebuje uzasadnienia, a Bóg ceni tych, którzy stawiają pytania...
Wiem po sobie, że Bóg zawsze będzie interesować się tym, kto pyta, poszukuje i chce wiedzieć więcej. W Biblii mamy przypowieść o zagubionej owieczce – to właśnie jej pójdzie szukać pasterz. Być może Najwyższego wręcz nie interesują ludzie ślepo wierzący.
Wystarczy zobaczyć, ile problemów i sporów jest opisanych w Piśmie. A w Biblii, w tej księdze nad księgami, jest wszystko. Jeszcze sto lat temu była głównie dla duchownych, a zwykły człowiek nie mógł obcować z Pismem, bo albo nie umiał czytać, albo go nie miał. Na szczęście dziś możemy mieć Biblię w domu. I zazwyczaj mamy, choć rzadko ją czytamy, a to źle. Mój egzemplarz zawsze leży przy łóżku.
I wraca Pani do jakichś jej fragmentów?
Uwielbiam Hymn o miłości – miłość łaskawa jest, miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą. Ten fragment jest moim ulubionym. Bo w życiu najważniejsza jest właśnie miłość, a w Piśmie opisana została w sposób przepiękny. Te słowa można czytać codziennie, bo codziennie potrzebna jest nam miłość. Oczywiście, w różnych jej odmianach: kobiety i mężczyzny, dzieci i rodziców, przyjaciół. Tymczasem nie lubimy okazywać uczuć ani o nich mówić. Potrzeba nam więcej miłości w życiu i nie należy się tego wstydzić.
Która z tych odmian miłości jest dla Pani najważniejsza?
Dla mnie – miłość do dziecka. Mam to szczęście, że mam córkę. Miałam też to szczęście, że kochałam mężczyznę. Mam fantastycznych rodziców i brata. Mam też przyjaźń i wiem, że to słowo nie jest puste. Ale miłość do dziecka to bodaj najczystsza forma miłości.
O miłości do mężczyzny mówi Pani w czasie przeszłym. Miłość zawiodła?
W moim przypadku została – nie boję się tego słowa – zabita. Ale miłość jako taka nie zawiodła. Mam przecież wspaniałą córkę, owoc właśnie tej miłości.
A co podpowiadała wiara, kiedy widziała Pani śmierć tej miłości?
Było bardzo ciężko, ciężko jest nawet do tego wracać. Modliłam się do Judy Tadeusza i do świętej Rity. Za ich pośrednictwem chciałam rozmawiać z Bogiem. Potrzebowałam rozmawiać, bo moje życie wydawało mi się beznadziejne. Patrząc z zewnątrz, pewnie można było pytać, czy nie dramatyzuję i o co chodzi. Bo przecież wszystko niby było w porządku. Ale ból przeżywany wewnątrz mnie był okropny. Mimo że zostałam zraniona, wciąż uważam, że miłość jest w życiu najważniejsza. Minęło od tego zdarzenia już parę lat, więc moja refleksja dojrzewa – może jeszcze nadejdzie czas, kiedy pojawi się miłość i będę mogła być w Kościele właśnie z tą miłością.
Dziś już Pani droga z wiarą wyszła na prostą?
Teraz jest cudownie, jak z dzieckiem przed Bożym Narodzeniem: wstaję codziennie rano i myślę, co pięknego się wydarzy. Znów budzę się szczęśliwa, odkąd sprawy się poukładały i zabliźniły rany. Każdego dnia czekam, kogo na mojej drodze postawi dziś Bóg.