Bariery komunikacyjne a skuteczność nauczania katechetycznego

Eliza Grzelakowa, Marzena Hurysz

publikacja 21.01.2011 13:06

Od księdza nasze społeczeństwo wymaga znacznie więcej niż od przeciętnego nauczyciela, szczególnie w zakresie etyki i empatii. Specyficzne postrzeganie roli księdza objawia się między innymi w żądaniach rodziców i dyrektorów szkół, by lekcje religii były prowadzone przez księży, a nie świeckich

Katecheta 1/2011 Katecheta 1/2011

 

Mija dwadzieścia lat od powrotu lekcji religii do szkoły. Dwie dekady to wystarczająco długi czas, by wypracować nowoczesne, zgodne z nauką Kościoła, metody nauczania religii w szkolnym, nieparafialnym środowisku. Jednak nadal trwają dyskusje, czy ustawa o systemie oświaty z 7 września 1991 roku[1], wprowadzająca na życzenie rodziców lekcje religii do szkół, przyniosła więcej pożytku czy strat. Sami księża podkreślają, że postanowienie to ma tyle samo plusów, co minusów. Szczególnie często zwracają uwagę na to, że takie postanowienie ograniczyło katechizację parafialną i osłabiło więzi wiernych z macierzystą parafią zamieszkania, a katecheta w swoim działaniu został pozostawiony sam sobie. Wielu także zwraca uwagę na masowość nauczania jako przyczynę złej oceny lekcji religii.

„Z powodu tej masowości w szkolnych i przedszkolnych salach siadają obok siebie uczniowie obojętni religijnie, często niepraktykujący, czasem i niewierzący oraz niezbyt liczni, ale obecni w każdej grupie, młodzi zaangażowani chrześcijanie. Całość uzupełnia milcząca i dość obojętna większość, co to ani z Bogiem się nie wadzi, ani mu się przesadnie nie narzuca. Katecheta w takiej grupie jest często skazany jeśli nie na porażkę, to w każdym razie na ciężki kawałek chleba. Uczniowie niepraktykujący i obojętni każdy przejaw wymagań, nie wspominając o kartkówce czy pytaniu na ocenę, traktują jako prześladowanie chrześcijan, a na lekcjach często się nudzą, bo sprawy wiary zwyczajnie ich nie interesują. To z ich środowiska najczęściej odzywają się głosy, że najlepiej byłoby obowiązkowe lekcje religii ze szkoły usunąć. Zaangażowani młodzi katolicy otrzaskani na oazie i wyedukowani w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży, grupie ministranckiej i Bóg wie gdzie jeszcze narzekają z dokładnie odwrotnych powodów. Dla nich wszystko na lekcji jest za łatwe, a katecheta drażni, bo nie różni się specjalnie od nauczyciela biologii czy muzyki, a oni czekają na proroka, który będzie fascynował Bogiem[2].

Badania, przeprowadzone przez nas w 2010 roku wśród uczniów szkół ponadgimnazjalnych, wykazały, że większość tez zawartych w tej wypowiedzi nie znajduje potwierdzenia w praktyce. Badaniami objęłyśmy młodzież dwóch szkół ogólnokształcących, ankiety wypełniło 250 uczniów; byli to uczniowie obu płci, w wieku od 16 do 19 lat, mieszkający w miastach do 100 tysięcy mieszkańców oraz w mniejszych miasteczkach i na wsiach. Uczniowie byli mieszkańcami województwa wielkopolskiego, szkoły znajdowały się na terenie dwóch diecezji – poznańskiej i gnieźnieńskiej, część uczniów mieszkała na terenie diecezji bydgoskiej. Materiał zebrałyśmy metodą ankietową od anonimowych respondentów. Zastosowałyśmy także – jako metodę badawczą – autoryzowany wywiad, wypowiedzi respondentów weryfikowała grupa. Ponadto hospitowałyśmy kilka lekcji oraz rozmawiałyśmy z księżmi katechetami. Pytałyśmy tylko uczniów uczęszczających na lekcje religii; stanowili oni 100% ankietowanych. Uczestnictwo w tych zajęciach jako skutek własnej decyzji potwierdziło aż 75% ankietowanych, 17% chodziło na religię na prośbę rodziców, 8% – dla towarzystwa, czyli obojętni stanowili co najwyżej 25%.

Tylko 1% respondentów sygnalizowało, że jedną ze zmian powinna być likwidacja kartkówek. Niestety, inne wyniki pokazują, że lekcje religii nie spełniają swojej funkcji. Pomimo że aż 73% wypowiadających się informuje, że są praktykującymi katolikami, aż 65% stwierdza, że na lekcje religii tylko chodzi, nie słucha i się nie uczy. 57 % ankietowanych zgłosiło chęć rezygnacji z lekcji religii, jeśli zostanie ona przeniesiona do salek katechetycznych[3].

Taki stosunek do katechizacji potwierdzają publiczne zachowania aktywnych uczestników życia społecznego i politycznego naszego kraju. Najwięcej komentarzy wywołały ostatnie wydarzenia, które miały miejsce w Warszawie na Nowym Świecie. Wypowiedzią, która zwróciła uwagę autorek niniejszego tekstu, było stwierdzenie jednego z komentatorów, że uczestnikami sporu – po obu stronach barierek – byli ludzie, którzy brali udział w lekcjach religii i katechizacji szkolnej. Konfliktowi wokół krzyża od kilku tygodni towarzyszy także nawoływanie do laicyzacji państwa polskiego, czyli między innymi wycofania religii ze szkół. Przeprowadzone przez nas badania[4] pozwalają postawić tezę, że głównym problemem nie jest to, czy lekcje powinny odbywać się w szkole, czy w salce parafialnej. Jest to zagadnienie bardziej złożone i obejmuje kilka aspektów:

– treści programowe nauczania religii, szczególnie ich pogodzenie z kompetencją i potrzebami odbiorców,

– przygotowanie merytoryczne i pedagogiczne katechetów, szczególnie ich umiejętność komunikowania się z odbiorcą,

– społeczną świadomość Kościoła i religii jako kontekstu przekazu religijnego.

Zaprezentowane powyżej problemy dotykają jednego z najważniejszych aspektów życia społecznego – komunikacji. Lekcja religii jest zdarzeniem komunikacyjnym, które rządzi się prawami uniwersalnymi oraz zasadami szczególnymi, przypisanymi temu zdarzeniu. Do praw uniwersalnych zaliczamy strukturę zdarzenia, czyli sytuację nadawczo-odbiorczą. W lekcji religii uczestniczą, jak w każdym standardowym przekazie, nadawca oraz odbiorca. Przekazowi informacji towarzyszy określony kontekst, przekaz ma charakter polisemiotyczny (wykorzystuje różne typy znaków); ważnym elementem komunikatu jest zbudowanie prawidłowych relacji między nadawcą a odbiorcą. W przypadku lekcji religii oznacza to, że katecheta na wstępie nawiązuje kontakt z uczniem, dobiera adekwatny kod, który powinien być zgodny z szeroko rozumianym kontekstem przekazu, na koniec redaguje i przesyła komunikat zgodny z kompetencją odbiorczą ucznia.

Szczególne zasady dotyczą uwarunkowań kontekstowych. Nie jest to lekcja biologii lub chemii, jej celem nie jest wyłącznie przekazanie informacji, a funkcjonalność tego zdarzenia jest znacznie bardziej złożona niż klasycznej jednostki lekcyjnej. Znalazło to swoje odbicie w założeniach programowych, sformułowanych przez Konferencję Episkopatu Polski: „Adresatami Podstawy programowej katechezy Kościoła katolickiego w Polsce są przede wszystkim twórcy programów nauczania religii. Zadaniem takich programów będzie skonkretyzowanie założeń przyjętych w niniejszej Podstawie po to, aby katecheza wprowadzała w życie religijne (przedszkole), kierowała inicjacją w sakramenty pokuty, pojednania i Eucharystii (kl. 1-3), odsłaniała historię zbawienia (kl. 4-6), prowadziła do rozumnego wyznawania wiary i je wspierała (gimnazjum) i wreszcie umożliwiała dawanie świadectwa życia chrześcijańskiego (szkoły ponadgimnazjalne). Te same zadania oraz oczekiwania wiążą się z prowadzeniem katechezy osób znajdujących się w szczególnych sytuacjach (niepełnosprawnych i nieprzystosowanych)”[5].

 


[1] Ustawa z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty [online], [dostęp: 16 listopada 2010]. Dostępny w Internecie: http://www. menis. pl/prawo_oswiatowe. html.

[2] K. Ogiolda, Religia w szkole. Katecheza dwadzieścia lat później [online], [dostęp: 16 listopada 2010]. Dostępny w Internecie: http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100903/REPORTAZ/423207273.

[3] Mógł to być wyraz sprzeciwu wobec takiej sugestii, forma ostrzeżenia.

[4] Mają one charakter sondażowy, niekomplementarny, pozwalają jednak sformułować kilka wniosków.

[5] Konferencja Episkopatu Polski, Podstawa programowa katechezy Kościoła katolickiego w Polsce. Nowe wydanie, Kraków 2010, s. 3.

 

 

Dodatkową zasadą szczególną jest nietypowa rola nadawcy, czyli księdza: „nie jest on tylko nauczycielem, człowiekiem jak każdy z nas, jest przecież księdzem”[6], oraz stwierdzenia, powszechnie obowiązujące w środowisku młodych uczestników katechezy szkolnej, które implikują określone oczekiwania wobec nadawcy.

Od księdza nasze społeczeństwo wymaga znacznie więcej niż od przeciętnego nauczyciela, szczególnie w zakresie etyki i empatii. Specyficzne postrzeganie roli księdza objawia się między innymi w żądaniach rodziców i dyrektorów szkół, by lekcje religii były prowadzone przez księży, a nie świeckich. Wysokim oczekiwaniom wobec księży towarzyszy także pewien margines tolerancji – paradoksem jest to, że od księdza nie tylko wymagamy więcej, także więcej mu wybaczamy, szczególnie w zakresie doboru kodu. Ucznia nie zaskakuje archaizacja języka, sprzeciw pojawia się dopiero w momencie stosowania wulgaryzmów. Od świeckich nauczycieli religii oczekuje się polszczyzny zgodnej ze współcześnie obowiązującą normą językową.

O roli religii w szkole mówił Jan Paweł II: „Dzięki przemianom, jakie dokonują się ostatnio w naszej Ojczyźnie, katecheza wróciła do sal szkolnych i znalazła swoje miejsce i odbicie w systemie wychowawczym. Osobiście bardzo się z tego cieszę. Równocześnie jednak pragnę powtórzyć zwrot, którego często używam, bo odbija on żywą prawdę o każdej łasce, każdym darze: jest wam to dane i równocześnie zadane. W takim duchu trzeba ten dar przyjąć w społeczeństwie chrześcijańskim i tak go sprawować”[7].

Skoro to dobro jest nam „zadane”, zastanówmy się, co takiego sprawia, że lekcje religii, jak twierdzą uczniowie, to: „czas na odrobienie lekcji, zjedzenie drugiego śniadania; można się zabawić, zadając głupie pytania, można odpocząć”.

Jeśli spojrzymy na lekcję religii nie jak na jednostkę dydaktyczną, lecz na zdarzenie komunikacyjne, dostrzeżemy już na wstępie, że problemem jest poprawne zdefiniowanie ról nadawczo-dbiorczych. Katecheci rzadko zauważają, że lekcja religii nie jest autorytarnym monologiem. Niedopuszczanie uczniów do głosu, rezygnację z dyskusji oraz ograniczanie pytań usprawiedliwiają niedojrzałością uczniów, ich niską kompetencją merytoryczną, brakiem kultury i zachowań zgodnych z etykietą: „zadają głupie pytania, by rozbawić innych; prowokują, podważają treści religijne i wątpliwości rodzą się u innych; dyskutują ze słowem Bożym; wyprowadzają mnie z równowagi, przerywają tok wykładu; na lekcjach religii nie ma miejsca na wątpliwości”[8].

Najwyraźniej wielu katechetom nie są znane słowa Jana Pawła II: „Słowo ‘katecheza’ pierwotnie znaczyło ‘wołać z góry’ (ex alto), również ‘wywoływać echo’. Do tego doszło późniejsze znaczenie ‘pouczać’, gdy głos nauczyciela jest świadomym niejako echem pytania ucznia, a odpowiedź ucznia – echem nauczyciela. To ostatnie wyjaśnienie jest ważne, gdyż wskazuje na to, że pouczenie, jakim jest katecheza, dokonuje się nie tylko w sposób jednostronny, jako

wykład, ale także w drodze rozmowy, poprzez pytania i odpowiedzi”[9].

Dialogu z katechetą domaga się aż 65% uczniów, 10% sygnalizuje brak słuchania po stronie katechety, 13% w różny sposób informuje, że odnosi wrażenie, iż katechecie wcale nie zależy na zrozumieniu i wysłuchaniu: „mówią sami do siebie; myślą, że jesteśmy za głupi, żeby zrozumieć; nie chcą pytań, dyskusji, bo uważają, że nie mamy nic do powiedzenia; chyba nie mają o nas najlepszego wyobrażenia”. Powyższe stwierdzenia zwracają uwagę na kolejny problem utrudniający porozumienie na lekcji religii. Takie cechy jak brak szacunku dla słuchacza i nieakceptowanie młodego człowieka potwierdza charakterystyka zawarta w podstawach programowych. Informacje są tak skonstruowane, że mamy wrażenie, iż uczniowie stanowią bezosobową masę albo bombę z opóźnionym zapłonem. Młodzież ponadgimnazjalna to ludzie osiągający dojrzałość płciową, ulegający wpływom rówieśników. „Można ich określić jako generację, która zdobywa samodzielność fizyczną i intelektualną, ale nie osiągnęła jeszcze pełnego rozwoju osobowego. Młodzi w tym okresie coraz rzadziej zadają pytania dotyczące istoty świata, nie chcą się zajmować sprawą jego zmiany i mniej są skorzy do buntu. Zdecydowana większość młodzieży jest nastawiona na osiągnięcie sukcesu materialnego bądź zawodowego. Ceną takich postaw bywają stresy, napięcia, frustracje. Niebezpieczną tendencją w świecie młodzieży jest pogłębiająca się dezorientacja względem różnych propozycji religijnych. Religia postrzegana jest jako sprawa prywatna poszczególnych osób, a zasady etyczne uzasadnia się poprzez odwoływanie się do praw ludzkich, a nie do objawienia Bożego. Młodzi w imię własnej wolności kontestują instytucje religijne, autorytet kościelny i ceremonie zewnętrzne oraz odrzucają moralność. W konsekwencji są często zdezorientowani wobec różnych propozycji religijnych i bezbronni wobec możliwych instrumentalizacji. Wielu młodych szuka nowych modeli transcendentnych w ruchach pseudocharyzmatycznych bądź też w parapsychologii. Inni hołdują idolom, którymi stają się seks, pieniądze, narkotyki, popularni sportowcy, piosenkarze itp.”[10].

Pozytywny obraz młodzieży zawarty jest zaledwie w jednym zdaniu: „Są też tacy, którzy pragną realizować wartości ewangeliczne, takie jak wolność, pokój, prawda, miłość, sprawiedliwość, bezinteresowność”[11].

Katecheta, zestresowany koniecznością pracy z dużą grupą młodych ludzi, po przeczytaniu tej informacji nie będzie umiał wzbudzić w sobie sympatii do uczniów.

Prowadzone przez studentów w 2010 roku badania[12] na temat skuteczności zachowań motywacyjnych dydaktyków uczelni wyższych wobec studentów pokazały, że nielubiany, antypatyczny, a szczególnie nieangażujący się wykładowca, jest jednocześnie uznawany za niekompetentnego. Autorzy badań nie potrafili ustalić, czy nie jest to ocena subiektywna, studenci zwracali jednak uwagę, że jeśli wykładowca lubi studentów i pasjonuje się tym, co wykłada, to jego zajęcia są interesujące i motywują do nauki. Podobnie jest z lekcją religii. Trudno przygotować atrakcyjny merytorycznie przekaz, jeśli się kieruje treści do osób, których się nie ceni, nie szanuje lub nie lubi. Mając na uwadze teorię wzajemności Gary Beckera, regulującą relacje interpersonalne[13], należy przyjąć, że wiele zachowań uczniowskich ma swoje źródło w pierwotnej niechęci nauczyciela wobec uczniów.

 


[6] Wypowiedź jednej z ankietowanych osób (19 lat, kobieta).

[7] Przemówienie do biskupów polskich, obecnych w Rzymie z wizytą „ad limina apostolorum”, Rzym 12.01.1993 r. [online], [dostęp: 16 listopada 2010]. Dostępny w Internecie: http://www.katecheza.episkopat.pl/magisterium.htm.

[8] Wypowiedzi księży katechetów uczących w szkołach ponadgimnazjalnych.

[9] Jan Paweł II, Katecheza środowa, 12.12.1984 [online], [dostęp: 16 listopada 2010]. Dostępny w Internecie: http://www.kerygma.pl/main.php/graphics/foto/moers/szkola/main.php?op=6.

[10] Konferencja Episkopatu Polski, Podstawa programowa katechezy Kościoła katolickiego w Polsce. Nowe wydanie, dz. cyt., s. 43-44.

[11] Tamże, s. 44.

[12] Badania zostały zaprezentowane w formie pracy licencjackiej: Sposoby motywowania studentów przez pracowników naukowo-dydaktycznych wyższych uczelni, której autorem jest absolwent Instytutu Filologii Polskiej i Klasycznej UAM, oraz w postaci referatów na zajęciach koła naukowego.

[13] E. Griffin, Podstawy komunikacji społecznej, Gdańsk 2003.

 

 

Prawo to działa w obie strony, jednak to katechetom zależy na osiągnięciu określonych celów i to od nich należy oczekiwać inicjowania poprawnych relacji. Nauczyciel religii w szkole ponadgimnazjalnej trafia na ucznia doświadczonego w zakresie dydaktyki religijnej, dlatego proces odbudowywania zdrowych relacji wymaga znacznie większego zaangażowania niż w szkole podstawowej. By osiągnąć zamierzony skutek, czyli otwartość wspólną na przekazywane treści, należy zneutralizować złe postawy i rozpocząć budowanie nowych relacji. Warto także pamiętać, że będzie to możliwe tylko w przypadku, gdy obie strony zaufają sobie wzajemnie, dlatego należy tak konstruować przekaz, by nie sygnalizował on fałszu. Zgodnie z paradoksem komunikacyjnym, wiemy, że komunikacja międzyludzka oparta jest na kłamstwie, jednak, by doszła do skutku, uczestnicy zdarzenia komunikacyjnego muszą sobie zaufać[14]. Każdy przekaz jest dla odbiorcy prawdziwy, dopóki nie dojdzie do przecieków [15] . Młodzież licealna jest w większym stopniu uwrażliwiona na tego typu sygnały niż przeciętny uczestnik komunikacji społecznej, dlatego szczególną uwagę należy poświęcić spójności przekazu. To właśnie niespójność intersemiotyczna: „ksiądz często używa obraźliwych gestów wobec nas, nawet, gdy jest w sutannie i mówi o szacunku” oraz niespójność w obrębie przekazu werbalnego informują, że treść przekazu jest wątpliwa. Ksiądz, który posługuje się slangiem uczniowskim, czyli kodem nieadekwatnym, sygnalizuje fałsz; 6% ankietowanych zwracało uwagę na nieadekwatność kodu. Nie budzi zaufania:

– ksiądz agresywny: „nie lubię, gdy ksiądz nazywa nas pacjentami dziekanki lub psychiatryka, nie jesteśmy idiotami”;

– ksiądz/katecheta mówiący o miłości i jednocześnie wyrażający swoją nienawiść wobec innych: „twórcy reklam to ludzie, którym do ucha szepcze szatan, reklama jest grzechem, a wy chcecie ją tworzyć”, „nie ma miejsca wśród porządnych ludzi dla gejów i lesbijek”, „wyglądasz jak satanista, co tu robisz wśród normalnych ludzi”;

– ksiądz, który z jednej strony mówi o godności, a następnie unosi się i wyraża wulgarnie: „panowie jesteście głupkami, a wasze koleżanki to przyszłe dziwki”.

Nie budzi także zaufania katecheta, który mówi o szacunku dla człowieka, o godności, a następnie ucznia, który może i prowokuje, nie traktuje w sposób zgodny ze sformułowanymi wcześniej zasadami, czyli z szacunkiem i godnością, nie pozwala mu się wypowiedzieć, bo z góry zakłada, że nie ma nic interesującego do powiedzenia: „jak staniesz się prawdziwym chrześcijaninem, to porozmawiamy”.

Kontekst szkolny nie ułatwia zbudowania poprawnych relacji między uczestnikami zdarzenia komunikacyjnego, gdyż na lekcje religii przenosi się zachowania z innych lekcji. Ksiądz, będący z założenia mistrzem, jest jednocześnie zgodnie ze stereotypowym podziałem ról szkolnych – wrogiem ucznia. Rozwiązaniem jest zastosowanie strategii szczerości[16]. Należy zgodnie z odczuciami werbalizować własne emocje, wyrażać wątpliwości, odpowiadać nawet na najdziwniejsze pytania zgodnie z własnym przekonaniem, ale nie arbitralnie i – oczywiście – w przeznaczonym na to czasie. Strategia ta pomaga także odbudować, zbudować lub umocnić autorytet katechety. Autorytet nie jest dobrem danym wraz z funkcją. Wielu księży katechetów, którzy uczestniczyli w badaniach, było zaskoczonych, że autorytet trzeba zbudować. Uważali, że należy im się szacunek: „bo są nauczycielami; są starsi; bo mają wiedzę; bo wiedzą lepiej”.

Sytuacja nadawczo-odbiorcza to nie tylko dobre, adekwatne relacje między nadawcą i odbiorcą, właściwe zdefiniowanie uczestników i ich ról (wymiana myśli/dialog), to także dobór właściwych narzędzi, czyli między innymi formy i kodu przekazu.

Język wykładu, zgodnie z wcześniej sformułowanymi uwagami, powinien być adekwatnym elementem przekazu, właściwie dobrany kod nie podważa prawdziwości informacji, czyli zgodności przekonań nadawcy z treścią komunikatu.

Księża często budują autorytet, dowodzą niepodważalności swoich racji oraz wzmacniają dogmatyczność sądów, stosując język, który uczniowie określają jako archaiczny: „Ta święta księga objawia nam prawdy uniwersalne, czytając ją, oświecasz swoje serce i umysł”. „Czy nie mógł powiedzieć, że biblia to tekst, który nadal jest aktualny i znajdę w nim odpowiedzi na wiele swoich pytań?” – stwierdza jedna z uczennic. Wyniki badań pokazały, że język ten pojawia się również w opisie sytuacji codziennych: „Gdy idziecie na randkę, wdziewacie nowe szaty i przyjmujecie postawę, która wzbudza zachwyt starającego się lub oblubienicy”[17]. Taki tekst budzi śmiech i sprawia, że nauczyciel religii traci szacunek: „jest niedzisiejszy, nie mogę ufać jego wyuczonym sądom”.

Uczniowie często zwracali uwagę, że różni księża posługują się tymi samymi tekstami, powtarzają je jak wyuczoną mantrę. Takie komunikowanie się nie tylko podważa autorytet merytoryczny katechety, podważa także szczerość jego przekazu. Kalki te, zwane przez uczniów recytacjami, są odbierane jako wyraz braku szacunku dla słuchacza i jego intelektu, jako brak zrozumienia przekazywanych treści.

 


[14] S. McCornak, M. Parks, Deception detection, and relationship development: The other side of trust, w: Communication Yearbook 9, M. McLaughlin (red.), Beverly Hills, California: Sage, 1986, s. 380.

[15] Na temat strategii oszustwa zob. E. Griffin, Podstawy komunikacji społecznej, dz. cyt.

[16] Zob. E. Grzelak, Wykorzystanie strategii szczerości w komunikacji Jana Pawła II z wiernymi, w: Język religijny dawniej i dziś, t. 3, Poznań, Wydawnictwo „Poznańskie Studia Polonistyczne”, 2007.

[17] Uczniowie podkreślali, że słowo ‘oblubienica’ jest w tym przypadku użyte nieadekwatnie.

 

Wątpliwości uczniów budzi także wulgaryzacja języka, którą odbierają jako przejaw agresji. Niestety, winne takich zachowań są obie strony. Uczeń – bez względu na wiek – próbuje sprawdzać, gdzie przebiegają granice dopuszczalności i tolerancji, ponadto weryfikuje prawdziwość przekazu. Traktuje jak prowokację ze strony katechety stwierdzenia, że należy być tolerancyjnym, szanować ludzi itp. W konsekwencji sam rozpoczyna prowokację, by ustalić, czy nadawca stosuje się do swoich nauk. W ten sposób uczniowie sprawdzają kompetencje polonistów w zakresie wiedzy o literaturze i języku, biologów, wyszukując dane z Internetu i pytając ich o nie. Postawę etyczną księdza weryfikują w praktyce.

Wyprowadzony z równowagi ksiądz nie tylko straszy piekłem, posługuje się także inwektywami i epitetami. Jeden z księży, zapytany o swoją opinię na temat feminizmu i roli współczesnych kobiet, odpowiedział: „Współcześnie żadna kobieta nie byłaby świętą, ponieważ teraz każda dałaby się zgwałcić i rozebrałaby się, zanim chcieliby ją zgwałcić”. W dyskusji na tematy bieżące księża często sięgają do słownictwa potocznego oraz wulgarnego. Uczniowie sygnalizowali, że definiując w ten sposób kobiety, obrażają nie tylko uczestniczące w religii dziewczęta, ale także inne bliskie uczniom osoby płci żeńskiej.

Jako zachowanie agresywne uczniowie odbierają także arbitralnie formułowane sądy, które dotyczą życia codziennego, a wzmacniane są argumentami religijnymi: „Szatan obniża autorytet Boga, tak samo jak społeczeństwo Giertycha”, „Sekta jest wilkiem w owczej skórze, tak jak Unia Europejska”. „Internet to szatan w technologicznej skórze”, „Medalik nad dzieckiem w wózku dziecięcym jest zabobonem, obraża Boga”.

To właśnie zachowania agresywne są najczęściej przywoływane jako dowód niekompetencji księży, jako usprawiedliwienie dla postaw antyreligijnych, które w istocie są antyklerykalnymi. Jedna z uczennic stwierdziła, że – pomimo obecności lekcji religii w szkole – nadal jest osobą wierzącą, bo „na szczęście Kościół to nie księża, nie mają oni nic wspólnego z Bogiem i religią”. Takie stwierdzenie najlepiej dowodzi, jak niewiele nauczyła się na lekcjach religii.

Zaprezentowane wyniki badań pozwalają sformułować kilku wniosków[18]. Otóż, jeśli celem katechety nie jest dopełnienie formalnego obowiązku katechizacji, powinien on pamiętać o:

– zasadzie wzajemności, która nie tylko mówi, że interlokutor odpowiada tymi samymi emocjami, które my wysyłamy, ale również przypomina, że im więcej wysiłku zaangażuje się w proces komunikacji, tym lepsze powstaną w wyniku tego procesu relacje;

– właściwym wyborze strategii komunikacyjnej – komunikacja strachu i szantażu działa na krótko i w wąskim zakresie, najskuteczniejsza w komunikacji z młodzieżą jest strategia szczerości, polegająca na odsłanianiu się; wymaga dużej odwagi i rozumnej interakcji, skutkuje jednak wzmocnieniem relacji i zaangażowaniem w proces komunikacji;

– spójności przekazu intersemiotycznego i werbalnego, co pomoże w odbudowaniu zaufania;

– właściwym wyborze narzędzi, szczególnie kodu przekazu; powinien on być adekwatny, normatywny, zgodny z etykietą; katecheta powinien zrezygnować z archaizacji, kolokwializacji i wulgaryzacji;

– rozumnej interakcji, która pozwoli zapanować nad negatywnymi emocjami; złość, rozgoryczenie, zawód powinny być sygnalizowane werbalnie i niewerbalnie – zgodnie z wymogami etykietalnymi; udawanie, że nic nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi prowokuje do weryfikacji przekazu, co z kolei prowadzi do niekontrolowanego wybuchu emocji, a ten, który obraża, krzyczy, nigdy nie mając racji.

Najważniejsze jest jednak uświadomienie sobie, że podobnie jak nie każdy nadaje się na nauczyciela, tak nie każdy może być katechetą. Uczyć młodzież powinni tylko ci księża, którzy dostrzegają jej potencjał, którzy potrafią przyznać, że każdy człowiek – nawet najmniej doświadczony – ma prawo do własnego zdania, szczególnie do błędów, i że nie przekreślają one jego wartości. Najcenniejszy jest ten katecheta, który zanim zacznie nauczać, ustali, jakimi zaletami dysponuje uczeń i jakie są jego możliwości, doceni młodzieńczy bunt i otwartość umysłu. Wtedy łatwiej będzie mu poprowadzić – na prawach partnerskich – dialog mistrza z uczniem.

Eliza Grzelakowa – dr hab., pracownik naukowo-dydaktyczny Instytutu Kultury Europejskiej UAM w Poznaniu; filolog, specjalista w zakresie komunikacji społecznej.

Marzena Hurysz – pedagog, nauczycielka języka polskiego w liceum ogólnokształcącym; słuchaczka Studiów Doktoranckich Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej UAM w Poznaniu, przygotowuje rozprawę naukową na temat: „Komunikacja w środowisku szkolnym.



[18] Wskazane jest przeprowadzenie szczegółowych badań na terenie całej Polski, badań, które pozwolą odpowiedzieć na pytania o skuteczność nauczania religii oraz ustalą, jakie bariery utrudniają ten proces dydaktyczny. Będzie to możliwe, jeśli powstanie zespół, który wypracuje – wspólne dla wszystkich ośrodków – metody badawcze i pokieruje pracami. Konsekwencją tych badań będzie wyposażenie katechetów w narzędzia poprawiające skuteczność ich pracy. Jest to problem pilny, gdyż katecheza kształtuje stosunek młodego człowieka do Kościoła. O tym jaką będziemy wspólnotą religijną za lat kilkanaście, decydujemy dziś na lekcjach religii.