Kto ratuje jedno życie...

Katarzyna Woynarowska

publikacja 25.01.2011 22:44

Kto doniósł na Ulmów? Do dziś nie udało się ustalić, choć z pewnością nikt z sąsiadów, nikt ze wsi. Bo nie tylko Ulmowie ukrywali Żydów.

Niedziela 4/2011 Niedziela 4/2011

 

Na tym starym zdjęciu, jednym z wielu, jakie zrobił Józef Ulma, rodzina stoi wokół stołu. Dwoje dorosłych i mnóstwo dzieciaków. Troje, pyzatych, urodziwych, posadzono na blacie. Stasia – najstarsza córka – karmi właśnie brata, który siedzi pod stołem w wiklinowym koszu. Całą rodzinę oświetla ciepły snop światła. Jakby jasność brała w posiadanie postacie zarysowane miękką linią.

Wiktoria z grubym warkoczem zamotanym z tyłu głowy w kok trzyma na ręku dziewczynkę w letniej sukience. Obok niej Józef, dobiegł pewnie w ostatniej chwili, ustawiał rodzinę wokół stołu, dlatego taki oficjalny.

Jest w tym zdjęciu wiele radości, miłości i intymności. Tak zapamiętała ich klisza, tacy byli, nim zapadła migawka aparatu, zatrzymując na zawsze ulotną chwilę szczęścia...

Tylko w okupowanej Polsce karano śmiercią za przechowywanie Żydów. 12 października 1939 r. gubernator Hans Frank wydał rozporządzenia zakazujące Polakom w jakikolwiek sposób pomagania Żydom. Historyk IPN dr Jan Żaryn ocenia dziś, że dla uratowania jednego Żyda ryzykowało 20 Polaków.

We wsi Markowa, niedaleko Łańcuta, powstanie muzeum Polaków, którzy ratowali Żydów na Podkarpaciu. Muzeum będzie nosić imię rodziny Ulmów.

Ulmowie mieszkali na końcu Markowej, prawie 30 km od Rzeszowa. Józef Ulma, wzorowy gospodarz, ogrodnik, pszczelarz i listonosz. Jego pasją była fotografia, robił zdjęcia aparatem własnej konstrukcji. Z wojennej pożogi ocalały setki zdjęć jego autorstwa. Zbierał książki. Opatrywał je ekslibrisem – „Biblioteka domowa Józefa Ulmy”, działał w stowarzyszeniach katolickich. Wiodło mu się dobrze, tuż przed wybuchem wojny planował powiększyć gospodarstwo, chciał dokupić ziemię.

Wiktoria Ulma była młodsza od męża o 12 lat. Tworzyli z Józefem szczęśliwe małżeństwo. W ciągu 7 lat urodziła 6 dzieci. Niewiele o niej wiemy. Zajmowała się domem, ale znajdowała czas także na kształcenie – co wtedy należało naprawdę do rzadkości – uczestniczyła w kursach Wiejskiego Uniwersytetu Orkanowego w Gaci.

Były jeszcze dzieci: Stasia, Basia, Władzio, Franuś, Antoś, Marysia.

Nie wiadomo, kiedy Ulmowie zdecydowali się schować u siebie ośmioosobową rodzinę Szallów i Goldmanów (pięciu mężczyzn, dwie kobiety i dziecko – dziewczynka). Musiało to być późnym latem 1942 r., gdy szukający ratunku Żydzi zapukali do domu Ulmów. Wcześniej kryli się po lasach. Ponoć Józef pomagał budować im szałasy. Jednak nie przetrwaliby zimy w puszczy.

Józef był trzeźwo myślącym człowiekiem, nie kierował się sentymentami, więc musiał zdawać sobie sprawę z ryzyka. Zresztą prawie się udało. Prawie...

Żydzi na śniadanie, Polacy na obiad...

Kto doniósł na Ulmów, do dziś właściwie nie wiadomo.

Niemcy pojawili się we wsi rankiem 24 marca 1944 r., w obstawie granatowych policjantów. Dowódcą grupy był szef posterunku żandarmerii niemieckiej w Łańcucie por. Eilert Dieken. Towarzyszyli mu żandarmi: Josepf Kokott, Michael Dziewulski, Erich Wilde.

Najpierw zginęli ukrywani przez Ulmów Żydzi. Niemcy kazali Ulmom patrzeć na egzekucję. Potem żandarmi wyprowadzili przed dom Józefa i Wiktorię. Kobieta była w 9. miesiącu ciąży. Za kilka dni miała rodzić. Rozstrzelali ich szybko, bez drgnienia powieki, bez ceregieli. Potem głośno zastanawiali się, co zrobić z dziećmi. Wywlekli dwoje z domu, rzucili na ziemię. Zabijał je urodzony w Czechach Niemiec Joseph Kokott. Jedno po drugim. Wrzeszczał przy tym: „Patrzcie, jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów!”. W ciągu zaledwie kilkudziesięciu minut było po wszystkim. Zginęło 17 osób.

Świadkami rozstrzeliwań byli furmani, którzy przywieźli oprawców na kraniec wsi, a których Niemcy zmusili, by patrzyli na kaźń. Mieli potem rozpowiedzieć wśród Polaków, jak giną ci, którzy ośmielają się przechowywać Żydów.

 

 

Osłupiały z przerażenia sołtys Teofil Kielar, któremu Niemcy kazali zorganizować pochówek, ciągle pytał: „Dlaczego dzieci? Dlaczego dzieci?”. Porucznik Dieken miał mu wtedy odpowiadać z półuśmiechem, że zaoszczędzili w ten sposób wsi kłopotu z sierotami.

Szukali kosztowności. Żydzi musieli je mieć przy sobie. Oprawcy kazali więc Polakom przeszukiwać trupy w poszukiwaniu kosztowności. Grozili śmiercią, jak się wygadają, co widzieli.

Nim zapadł zmierzch, odjechali z Markowej.

Po pięciu dniach miejscowi chłopi nie wytrzymali – znów ryzykując – odkopali zwłoki Ulmów, by ciała rzucone w dniu rzezi byle jak w ziemię, pochować po ludzku, w trumnach.

Sprawiedliwość

10 września 1944 r. żołnierze podziemia wykonali wyrok na jednym z granatowych policjantów, uczestniku mordu. Nigdy nie udało się schwytać dowódcy grupy por. Diekena – gdy po latach trafiono na jego ślad w RFN, okazało się, że już nie żyje.

Przed sądem stanął natomiast najbardziej bestialski Josepf Kokott. W 1957 r. odnaleziono go w Czechosłowacji. Sąd w Rzeszowie uznał go winnym zbrodni w Markowej i skazał na karę śmierci. Na wniosek Kokotta Rada Państwa skorzystała w prawa łaski, zamieniając wyrok na dożywocie. Zmarł w 1980 r. w więzieniu.

Nigdy nie udało się ustalić, co stało się z pozostałymi uczestnikami mordu – Dziewulskim i Wildem.

Kto doniósł na Ulmów?

Do dziś nie udało się ustalić, choć z pewnością nikt z sąsiadów, nikt ze wsi. Bo nie tylko Ulmowie ukrywali Żydów. Na Rzeszowszczyźnie taką bohaterską opowieść ma niemal każda wieś i miasteczko. W Markowej – jednej tylko wiosce – życie ocaliło wielu Żydów. Jan i Weronika Przybylakowie ukrywali Jakuba Einhorna (przeżył, po wojnie zamieszkał w Szczecinie). Helena i Jan Cwynar ukrywali Abrahama Segala (przeżył, obecnie mieszka w Izraelu i do dziś utrzymuje kontakty z mieszkańcami Markowej). Michał Bar przechował przez okupację rodzinę Lorbenfeldów (przeżyli, wyjechali do USA). Józef i Julia Bar ukrywali przez dwa lata pięcioosobową rodzinę Riesenbachów. Ukrywali ich także po rozstrzelaniu Ulmów, do końca okupacji. Ocalona rodzina żydowska wyjechała potem do Kanady. Jedno z ocalonych wtedy dzieci wróciło do Markowej po latach, by spotkać swoich wybawców. Siedmioosobową rodzinę Weltzów ukrywali do końca wojny w swojej stodole Antonii i Dorota Szylarowie. Troje ocalonych do dziś żyje w USA.

Sprawiedliwi wśród narodów świata i ich potomkowie ciągle żyją wśród nas.

Pamięć

W 1995 r. rodziny Ulmów, Szylarów i Barów zostały uhonorowane medalami „Sprawiedliwy wśród narodów świata”. W 2003 r. rozpoczął się na szczeblu diecezjalnym proces beatyfikacyjny sług Bożych – rodziny Ulmów.

W Markowej ludzie złożyli się na pomnik, na którym wyryli słowa: „Ratując życie innych, złożyli w ofierze własne. (...) Niech ich ofiara będzie wezwaniem do szacunku i okazywania miłości każdemu człowiekowi! Byli synami i córkami tej ziemi. Pozostają w naszym sercu”.

Pomnik poświęcił abp Józef Michalik.

Teraz w Markowej, między boiskiem a Gminnym Ośrodkiem Kultury i pomnikiem rodziny Ulmów, ma stanąć muzeum upamiętniające Polaków ratujących Żydów na Podkarpaciu. Zaprojektowała je pracownia Nizio Design International, która ma już na swoim koncie projekt Muzeum byłego Obozu Zagłady w Bełżcu, Mauzoleum w Michniowie, Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie. Historyk Instytutu Pamięci Narodowej i jeden z inicjatorów utworzenia muzeum Mateusz Szpytma mówi: – Do Markowej, gdzie jest grób Ulmów i ich pomnik, przyjeżdża duża liczba młodzieży izraelskiej, nawet kilkanaście autokarów dziennie, dlatego w planowanym muzeum znajdą się opisy nie tylko w języku polskim, ale również angielskim i hebrajskim.

Izraelski Instytut Pamięci Ofiar i Bohaterów Holokaustu Yad Vashem zainicjował na początku lat 60. wielką akcję upamiętniania tych osób, które w czasie drugiej wojny światowej ratowały Żydów z narażeniem własnego życia.

Obecnie na Liście Sprawiedliwych znajduje się ponad 6200 nazwisk z Polski, co stanowi 28 proc. wszystkich Sprawiedliwych na świecie. Polska jest liderem na Liście Sprawiedliwych

W Warszawie ma stanąć pomnik upamiętniający Polaków ratujących Żydów. Trwają negocjacje co do jego lokalizacji. Monument będzie duży – musi się znaleźć na nim 10 tys. nazwisk