Przyjaźń małżeńska? – a tego nikt nie przyrzekał…

ks. Paweł Pacholak

publikacja 31.12.2010 21:02

Czy da się przenieść doświadczenie przyjaźni między mężczyznami, czy też kobietami na relacje łączące kobietę i mężczyznę?

Zeszyty Karmelitańskie 53/4/2010 Zeszyty Karmelitańskie 53/4/2010

 

W całej liturgii małżeństwa i związanej z nią teologii nie znajdziemy pojęcia „przyjaźni małżeńskiej”, określającej jakąś istotną cechę tej fundamentalnej relacji mężczyzny i kobiety. Poszukując odniesień pośród współczesnych, najbardziej popularnych skojarzeń opisujących tę rzeczywistość, najłatwiej znaleźć pytanie: czy możliwa jest przyjaźń między kobietą i mężczyzną, która mogłaby zachować jakąś aseksualną, poza-erotyczną formę? Innymi słowy, czy da się przenieść doświadczenie przyjaźni między mężczyznami, czy też kobietami na relacje łączące kobietę i mężczyznę? Oczywiście jest to skojarzenie, które uwidacznia, jak bardzo odeszliśmy dzisiaj w definiowaniu pojęcia „przyjaźń” od klastycznych wzorców, które postrzegały ją jako najbardziej wyrazistą formę miłości. Jan Pazdan zauważa, że:

Do tej formy relacji nazywając ją „miłością przyjacielską”, odwołał się św. Tomasz z Aquinu omawiając istotę chrześcijańskiej miłości caritas, która jest miłością nadprzyrodzoną. Akwinata jest przekonany co do możliwości relacji przyjacielskiej z Bogiem, która jest udziałem w Boskiej chwale dzięki łasce Bożej. Wyraża ten pogląd jasno w słowach: „Jest rzeczą ewidentną, że miłość nadprzyrodzona (caritas), jest przyjaźnią człowieka z Bogiem” (J. Pazdan, Przyjaźń w refleksji filozoficznej, „Legnickie Studia Teologiczno-Historyczne” 2003, nr 1, s. 160).

Platońska wizja przyjaźni, która, w daleko idącym uproszczeniu, może być postrzegana jako „wspólnota miedzy podobnymi” umożliwiająca poszukiwanie mądrości przez filozofów, ale również pozwalająca na budowanie ładu i sprawiedliwości, to rzeczywistość, która wynosi to, co naturalne w relacjach, do tego, co filozof nazywa pierwszym i absolutnym Dobrem. Każda przyjaźń ludzka nabiera prawdziwego sensu w odniesieniu do Pierwszego Przyjaciela (por. Platon, Lizys). Zatem przyjaźń, mając w swych fundamentach dobro, łączy ludzi podobnych sobie, zakładając jednoczenie wzajemność owej relacji. Owa wzajemność pozostaje dla Platona integralną cechą przyjaźni. Tak rozumiana przyjaźń możliwa jest w ściśle określonych warunkach, tam, gdzie nie zostaje skażona impulsem zmysłowym, bądź też obecnością zła pośród przyjaciół.

Dla Arystotelesa przyjaźń – jak pisze dalej Pazdan – „jest pewną cnotą lub czymś z cnotą związanym, a ponadto jest czymś dla życia najkonieczniejszym, bo bez przyjaciół nikt nie mógłby żyć, chociażby posiadał wszystkie inne dobra” (Arystoteles, Etyka Nikomachejska VIII 1, 1155, cyt. za: J. Pazdan, dz. cyt., s. 165). Koncepcja ta zakłada, że przyjaźń czyni zdolnym do utrzymywania twórczych relacji potrzebnych dla osiągnięcia celu, jakim jest dobro poznawania i kontemplacji najwyższych prawd. Stagiryta wymienia warunki zaistnienia przyjaźni, pośród których do najistotniejszych należą: podobieństwo lub jedność, życzliwość czyli pragnienie dobra dla przyjaciela, wzajemność relacji. Ciekawym elementem tej koncepcji jest definiowanie przyjaciela, jako alter ego podkreślające, w jaki sposób indywidualności łączą się ze sobą, dążąc do zrozumienia przyjaciela jako „drugiego siebie”. Owo „przenikanie” – będąc naturalnym wobec krewnych, natomiast dla osób niespokrewnionych pozostając warunkiem przyjaźni – staje się owocem wyboru i formowania relacji.

Świat chrześcijański przynosi w tej materii zasadniczą zmianę w jej punkcie wyjścia. Mianowicie mamy do czynienia nie tylko z rzeczywistością naturalną, która dla filozofów stanowiła przedmiot doskonalenia, ale rozpoznajemy rzeczywistość miłości, jako dar ofiarowany bezinteresownie człowiekowi ze strony Stwórcy i Odkupiciela, a zatem dar łaski, niebędący li tylko przedmiotem doskonalenia dla osiągnięcia jakiś celów (chociażby ukształtowania idealnego obywatela). Objawienie, które otrzymaliśmy w Chrystusie, prowadzi nas do rozpoznania prawdy, iż miłość, a w tym rozumieniu i przyjaźń, staje się ważniejsza niż jakikolwiek cel, ważniejsza nawet niż życie, które należy poświęcić – na wzór Chrystusa, jeżeli miłość tego wymaga. Ta koncepcja miłości nie wyklucza naturalnych uczuć człowieka, lecz je przemienia i zaprasza do wzrastania ku ideałowi. Historia myśli chrześcijańskiej często podkreślała za św. Augustynem, że przyjaźń między ludźmi możliwa jest tylko w Bogu.

Koncepcja ta przynosi owoc najbardziej dojrzały w myśli przywoływanego na początku św. Tomasza z Aquinu, który tłumaczy istotę miłości nadprzyrodzonej przy pomocy pojęcia przyjaźni. Jak zaznacza cytowany przez nas wcześniej J. Pazdan:

przyjaźń, w kontekście św. Tomasza zakłada nie tylko dzielność etyczną, ale także współpracę z łaską nadprzyrodzoną […] przyjaźń to przestrzeń dobrego spotkania, to przestrzeń miłości polegającej na wzajemnym pragnieniu dobra wśród ludzi. Tym dobrem jest ich szczęście, kulturalny rozwój, radość, zbawienie i samorealizacja, dlatego „kto znalazł przyjaciela, skarb znalazł”. Przyjacielem jest nam Bóg, ale jest i człowiek. […] Prawdziwi przyjaciele rozwijają się nieustannie i razem osiągają szczęście (tamże, s. 172-173).

Przypomnienie owej klasycznej wizji „miłości przyjacielskiej”, nie roszcząc sobie pretensji do całościowego ujęcia i korzystając z cytowanej pracy innych, pomóc nam może w przyglądaniu się relacjom małżeńskim które nazwać możemy przyjaźnią z perspektywy duszpasterza i teologa małżeństwa i rodziny.

 

 

O przyjaźni między małżonkami

Zarysowana wyżej klasyczna wizja przyjaźni prowadzi nas do równie klasycznego ujęcia relacji małżeńskiej jako ikony miłości Boga. Wyniesienie przymierza kobiety i mężczyzny do godności sakramentu sprawia, iż ludzka i piękna więź zostaje nie tylko zaproszona, ale wręcz zobowiązana do dążenia do świętości, a w konsekwencji do stawania się obrazem Tego, który jest prawdziwe Święty. Bez ryzyka przesady możemy powiedzieć, że w sakramencie małżeństwa realizuje się wspomniana wcześniej idea ludzkiej przyjaźni możliwej tylko w Bogu. Małżonkowie postawieni wobec siebie w jasno i precyzyjnie sformułowanym celu, aby stawać się jednością – dwoje, jednym ciałem – realizują ten cel na konkretnej drodze, jak to precyzował Jan Paweł II, ofiarując się w bezinteresownym darze drugiemu, pragnąc dla współmałżonka dobra. Decyzja o miłości małżeńskiej, wyrażona i potwierdzona w przysiędze małżeńskiej, w duchu wiary odwołuje się do mocy łaski Boga będącego źródłem tej miłości. To właśnie przez wolną decyzję człowieka – który ofiarowuje siebie, swoje życie, swą wolność drugiemu i jednocześnie powierza swój wybór wszechmocy Boga: „[…] tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący” – dokonuje się wspomniane wcześniej przekroczenie tego, co naturalne, ku nadprzyrodzoności. Miłość mężczyzny i kobiety, nie przestając być w pełni ludzką i piękną, staje się obrazem tej Miłości, która przekracza ludzkie możliwości percepcji. Oczywiście uczciwość nakazuje nam trzeźwo zaznaczyć, że kobieta i mężczyzna ślubując sobie miłość, wierność i uczciwość aż do śmierci, stają przed zadaniem ukazania światu prawdziwej Miłości, a że jest to zadanie niezwykle trudne, nie trzeba chyba nikomu tego specjalnie tłumaczyć.

Schodząc jednak na ziemię, warto spojrzeć na to wzniosłe zadanie stające przed małżonkami z perspektywy nieco zwyklejszej. Chciałbym przez chwilę zatrzymać się na jednym tylko elemencie więzi małżeńskiej, który wydaje się być najbardziej charakterystyczny dla zarysowania rzeczywistości przyjaźni między małżonkami. Mianowicie miłość małżeńska postrzegana w kategoriach zaufania. W liturgii sakramentu małżeństwa jest pewien gest, który przepięknie symbolicznie zarysowuje prawdziwe znaczenie zaufania między małżonkami. Tuż przed wypowiedzeniem słów przysięgi małżeńskiej, kapłan – świadek urzędowy, zwraca się do narzeczonych z przedziwnym w gruncie rzeczy wezwaniem: „podajcie sobie prawe dłonie”. Nie ma tam wezwania do okazania sobie uczuć, do przytulenia się czy podobnych gestów, ale właśnie takich słowach wybrzmiewa w liturgii publicznie oświadczenie, które oznacza: „jestem blisko, jestem na wyciągniecie ręki, możesz na mnie liczyć, ale nie krępuję twoich ruchów, pozostawiam ci twoją wolność, ofiarując jednocześnie własną” (bo przecież trzymając za rękę „nie mogę” iść tam, gdzie sobie wymyślę). Mówimy w gruncie rzeczy o istocie małżeńskiej miłości, w którą wpisuje się pełne ufności powierzenie się sobie. Dla autentycznego realizowania takiej postawy konieczne jest zaufanie. Nikt przecież nie powierzy przypadkowo swej wolności (może ona zostać odebrana, ale nie powierzona). Potwierdzeniem tego gestu w liturgii jest przekazanie sobie obrączek, uważanych za znak miłości i wierności. Chciałoby się powiedzieć – znak mówiący, że małżonek, choć może nawet nie być blisko, to jednak ufa danemu słowu.

Postawy opisywane przez te symboliczne, liturgiczne gesty wpisują się jednoznacznie w zadane małżonkom powołanie do kształtowania swej miłości, stanowiąc jednocześnie czytelną ilustrację więzi rozumianej jako przyjaźń między nimi.

Przyjaźń małżonków

Obraz ten byłby jednak zafałszowany gdyby, mówiąc o małżeńskiej przyjaźni, zatrzymać się tylko na relacji między małżonkami. Bowiem we wzajemnej relacji powołani są oni do takiego kształtowania związku, aby ten będąc budowany na silnym fundamencie miłości małżeńskiej stanowił dla innych prawdziwy i autentyczny „dom otwarty”, tzn. promieniujący miłością na otoczenie. Oczywiście może to pozostać jedynie pobożnym życzeniem ze ślubnych kazań, jednakże nie zmienia to faktu, iż owo wezwanie wpisane jest w istotę sakramentu małżeństwa wraz ze związaniem miłości małżeńskiej z powołaniem do płodności związku. „Czy chcecie z miłością przyjąć […]” – jest to w sposób oczywisty pytanie o płodność pary małżeńskiej i zgodę małżonków na przyjęcie daru życia, ale byłoby zbyt wielkim uproszczeniem, żeby nie powiedzieć ograniczeniem, wizji miłość do jakiej Pan Bóg zaprasza mężczyznę i kobietę, gdybyśmy zechcieli tę niezwykle ważną jej cechę sprowadzić li tylko do biologicznej płodności. Mam wrażenie, że właśnie w tym fragmencie liturgii małżeńskiej zapisane jest również pytanie o „cały świat” mężczyzny i kobiety wnoszony przez nich do wspólnego życia, jak i „nowy świat” budowany przez nich od pierwszego dnia wspólnego życia. Bo przecież w małżeństwo wnoszą cały ładunek doświadczenia relacji, jakie budowli w swoim życiu, a także dodają ciągle nowe więzi, które angażują w pełni oboje małżonków, w imię wezwania do „stawania się jednym ciałem”. Dlatego wydaje się, że ważną perspektywą mówienia o małżeńskiej przyjaźni jest to, co promieniuje z ich wzajemnej miłości. Chciałbym zwrócić uwagę na dwa zasadnicze elementy tej przyjaźni.

 

 

a) Element pierwszy: zachować to, co cenne

To właśnie doświadczenie osobistych przyjaźni małżonków, to coś, co wnoszą do tego wyłącznego związku, jakim jest małżeństwo. Komunia małżeńska nie wyklucza przecież osobistej historii każdego z nich. Gdy narzeczeni przygotowują się do zawarcia małżeństwa, w czasie tzw. protokołu, kilkukrotnie zadaje się im pytania o ewentualne tajemnice, jakie mogliby zachowywać wobec siebie. Pyta się narzeczonych o stan ich zdrowia psychicznego, o stan majątkowy, ewentualne nałogi czy nawet długi. Nieczęsto jednak zwraca się uwagę, że jedną z tych istotnych tajemnic, jakie mogą wpłynąć na wspólne życie, są osoby zajmujące ważne miejsce w dotychczasowej historii. A przecież te właśnie wcześniejsze więzi decydują niejednokrotnie w sposób zasadniczy o formacji i przygotowaniu narzeczonych. Ich indywidualne przyjaźnie, które w żaden sposób nie muszą ulec zapomnieniu, stają się jednak istotnym elementem wspólnego życia. Zobowiązania wobec dotychczasowych przyjaciół pozostają nadal aktualne, choć dokonuje się w momencie podjęcia decyzji o małżeństwie zasadnicza zmiana. Przyjacielem staje się przede wszystkim małżonek. To właśnie ta więź staje się rzeczywistością fundamentalną dla wszystkich decyzji podejmowanych od momentu zawarcia małżeństwa.

Z praktyki pracy w Archidiecezjalnej Poradni Rodzinnej w Poznaniu wynika bardzo wyraźnie, jak często właśnie zlekceważenie owej koniecznej przemiany perspektyw doprowadza do konfliktów. Dostrzega się to najwyraźniej na płaszczyźnie zachowań, gdy zwłaszcza młodzi małżonkowie usiłują za wszelką cenę zachować dotychczasowy model życia, nie licząc się ze zmianami wynikającymi z małżeńskich zobowiązań. Ta perspektywa patrzenia na przyjaźnie małżonków wydaje się być niezwykle istotna zwłaszcza dla formacji narzeczonych i młodych małżeństw. To, co najważniejsze, to fakt, iż doświadczenie więzi przyjacielskiej zadzierzgnięte na przedmałżeńskim etapie życia musi podlegać transformacjom, a nie zanikowi.

Istnieje jeszcze jedna perspektywa, którą warto odnotować mówiąc o przyjaźni małżeńskiej. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że jest to perspektywa najważniejsza, przynajmniej z punktu widzenia oddziaływania małżeństwa na otaczający ich świat.

b) Element drugi: otwarte sanktuarium

Tego, że istnieją przestrzenie zarezerwowane dla relacji małżeńskich i rodzinnych nikomu nie trzeba chyba wyjaśniać. Natomiast wydaje się uzasadnionym wskazanie, iż owej przestrzeni, którą bez zbytniej przesady można by nazwać „sanktuarium”, każde małżeństwo może wyznaczyć dowolne granice i są to granice niepodlegające żadnej negocjacji. A jednocześnie każde małżeństwo i każda rodzina posiada przywilej zapraszania do swego „sanktuarium” tych, których zaszczyca przyjaźnią. Wydaje się, że to właśnie w akcie wolnego otwarcia owych granic można wyznaczyć najczytelniejszy znak przyjaźni.

Dla mnie jako księdza – duszpasterza rodzin – jednym z niezapomnianych doświadczeń tego typu było zaproszenie do wspólnej rodzinnej modlitwy. Właśnie zaproszenie do wspólnej modlitwy, a nie zachęta do jej przewodniczenia. Klęcząc z tą rodziną, dyskretnie obok nich, miałem poczucie ogromnego przywileju, oto zostałem wpuszczony tam, gdzie zazwyczaj nikt nie wchodzi. Tego typu zaproszenie wiąże się oczywiście z ogromną odpowiedzialnością ze strony zaproszonego, odpowiedzialnością, która polega na umiejętności wyjścia w odpowiednim momencie i nieprzekraczania wyznaczonych granic. Bo przecież to, że wpuszcza się kogoś do środka nie oznacza, że może wejść, gdzie mu się podoba.

Pięknym znakiem przyjaźni w znaczeniu „otwierania sanktuarium” jest też gest nieco bardziej publiczny, ale w gruncie rzeczy również niezwykle intymny. Chodzi o gest błogosławieństwa rodziców w czasie różnych rodzinnych uroczystości, od Pierwszej Komunii po błogosławieństwo młodej pary przed ślubem czy syna – kapłana przed Mszą Świętą prymicyjną. Oczywiście w wielu wypadkach jest to gest tradycyjny, wykonywany schematycznie, przynajmniej w swej zewnętrznej formie, ale przyglądając się towarzyszącym mu emocjom mam często wrażenie uczestniczenia w czymś niezwykle intymnym, gdzie ktoś z zewnątrz jest zaledwie dopuszczony na mocy szczególnego przywileju (to chyba nie przypadek, że szczególnie błogosławieństwo młodej pary zazwyczaj dokonuje się w gronie najbliższych).

Tego typu znaki przyjaźni zdają się być najwymowniejszymi, a przez to najskuteczniejszymi formami autentycznego duszpasterstwa rodzin, rozumianego jako zaangażowanie odpowiednio przygotowanych rodzin w formację i prowadzenie innych osób żyjących w małżeństwie. Bowiem to właśnie przez świadectwo osobiste, niesformalizowane, autentyczne, a przede wszystkim zaangażowane, dokonuje się najbardziej głębokie spotkanie pozwalające na wzajemne obdarowywanie się i wyrastanie z niego owoców, do których w pierwszym rzędzie trzeba zaliczyć wspólne zbliżanie się do Boga, który jest Miłością.

Na zakończenie tej próby sformułowania myśli o przyjaźni małżeńskiej, muszę przede wszystkim wyrazić wdzięczność tym małżeństwom, które zaszczycają mnie swoją przyjaźnią, pozwalając uczestniczyć w tajemnicy małżeństwa, ubogacać się świadectwem ich miłości, dopuszczając niekiedy do niesienia wraz z nimi cząstki ich wspólnego trudu. Bowiem to właśnie jedynie takiemu doświadczeniu nie umyka najistotniejszy element zjawiska przyjaźni, jakim jest osobiste spotkanie.