Modlitwa: spotkanie osób w miłości

Maximiliano Herraiz OCD

publikacja 31.12.2010 21:12

Modlić się to odkrywać, że jest się miłowanym; to kontemplowanie Boga, który mnie miłuje. Droga modlitwy otwiera się dla człowieka, a jego przemieszczanie się po niej nabiera tempa, w zależności od tego, na ile wie, że jest miłowany przez Boga.

Zeszyty Karmelitańskie 53/4/2010 Zeszyty Karmelitańskie 53/4/2010

 

W modlitwie – tak jak rozumie ją św. Teresa od Jezusa – absolutne pierwszeństwo należy się miłości. Trzeba tutaj również powiedzieć, że – ponieważ jest to spotkanie w miłości – modlitwa jest spotkaniem w prawdzie. Jedynie miłując się jako osoby odkrywamy przed sobą nawzajem prawdę o tym, kim jesteśmy. Jedynie miłość, rozumiana jako akceptacja i przyjęcie, obdarowanie i ofiarowanie, otwiera drzwi do prawdy o sobie samym.

Św. Teresa sięga dokładnie tam, gdzie znajduje się sama „istota doskonałej modlitwy”. I wbrew opinii tych, którzy sądzą, że „cała ta sprawa zasadza się na myśleniu”, ona skłania się zdecydowanie ku przekonaniu, że „postęp duszy nie polega na myśleniu wiele, ale na miłowaniu wiele” (F 5,2). W ten sam sposób i w identycznym kontekście napisała w Mieszkaniach: „Aby postąpić wiele na tej drodze i wstąpić do mieszkań, do których pragniemy, nie polega ta sprawa na myśleniu wiele, ale na miłowaniu wiele” (T 4,1,7). Nie pozostawia najmniejszego cienia wątpliwości. Teresa argumentuje, że „nie wszystkie wyobraźnie są z natury zdolne do tego [medytowania, rozważania], ale wszystkie dusze są zdolne do miłowania wiele” (F 5,2).

Po potwierdzeniu prymatu miłości w modlitwie – „relacji przyjaźni” – przejdźmy teraz do pewnego aspektu nauczania św. Teresy, który uważam za kluczowy w jej naukach. Modlitwa jest ruchem osoby ku Osobie. Miłosna uwaga, wciągająca Drugiego. W tym miejscu Teresa wprowadza to, na czym chciałbym się skupić: uwagę i skoncentrowanie się na miłości, którą On mnie darzy. Modlić się to odkrywać, że jest się miłowanym; to kontemplowanie Boga, który mnie miłuje. Droga modlitwy otwiera się dla człowieka, a jego przemieszczanie się po niej nabiera tempa w zależności od tego, na ile wie, że jest miłowany przez Boga. Ten element św. Teresa uważa za tak ważny, że wprowadza go do swojej definicji modlitwy. „Relacja przyjaźni... z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje” (Ż 8,5). Jest to istotny i kształtujący ją element. On nas miłuje. Pierwsza i ostateczna rzeczywistość, z którą spotyka się człowiek w modlitwie. Jest to także siła, która go mobilizuje. Miłość niezawodna, nieznająca zmierzchu, wieczna. W wiecznej teraźniejszości. „On nas miłuje”.

Nie wypaczając w najmniejszym stopniu tych spraw i bez wpadania w zubażające uproszczenia można powiedzieć, że modlitwa jest postępującym odkrywaniem, żywym doświadczeniem tego, że Bóg nas miłuje. Ta miłość jest tym, co zawsze motywuje nasze zbliżenie się do Boga i wytrwałe zabieganie o rozwijanie relacji przyjaźni z Nim. To ta miłość jest tym, co przezwycięża wszelkie opory, które rodzą się z naszej kondycji grzeszników, i które blokują tę przyjaźń i powodują jej zerwanie. „Widząc [...] jak bardzo [On] was miłuje, przejdziecie przez tę długotrwałą udrękę przebywania z Tym, który tak bardzo różni się od was” (Ż 8,5). Gdy Teresa czuła się powalona na ziemię, przygnębiona z powodu tak wielu upadków, „rozważając tę miłość, którą On mnie darzy, ponownie odzyskiwałam hart ducha” (Ż 9,7). Ta teologalna pewność, że Bóg mnie miłuje, podtrzymuje w modlitwie modlącego się człowieka.

Miłość, którą On nas darzy. To jest pierwsza rzecz, której uczy Jezus, Nauczyciel modlitwy: „Zważcie na te słowa, które wypowiadają te boskie usta, gdyż w pierwszym z nich zaraz zrozumiecie tę miłość, którą On was darzy, gdyż nie jest małym dobrem i radością ucznia ta świadomość, że jego nauczyciel miłuje go” (D 26,10). Całe życie Jezusa jest nastawione na to, aby przekonać nas o tej Jego miłości do nas. On nie zaniechał niczego, aby „nie pozostała w nas najmniejsza wątpliwość co do tej miłości” (D 40,7). Wiedzieć, że jesteśmy miłowani! Wbrew pozorom nie jest to wcale łatwe zadanie, pomimo że miłość jest tak bardzo wyświechtanym wśród ludzi słowem. A raczej właśnie dlatego. Jednakże jest to absolutnie konieczne dla każdego, kto na poważnie ma zamiar podjąć życie duchowe. W modlitwie wszystko musi pozostawać ukierunkowane i podporządkowane na odkrywanie tej miłości, którą Bóg ma dla nas. Wszystko musimy odczytywać według klucza miłości, jako że w tym kluczu miłości zostało to napisane. „Miłość, którą nas darzy […], we wszystkich rzeczach się uobecnia” (Ż 13,13). „Tak więc tym pragnę zakończyć: zawsze, gdy myśli się o Chrystusie przypominajmy sobie o miłości, z jaką uczynił nam tyle darów i jak wielką Bóg nam ją okazał, dając nam takie potwierdzenie tego, co do nas czuje” (Ż 22,14).

Modlitwa – każda modlitwa – musi rozwinąć się w kontemplowanie miłości, której jesteśmy adresatami ze strony Boga. Skupienie się na miłości, którą Bóg nas darzy. Dlaczego św. Teresa tak bardzo na to nalega? Dlaczego modlitwa jest ześrodkowaniem na miłości Drugiego? Krótka odpowiedź: ponieważ „miłość wzbudza miłość” (Ż 22,14), ponieważ świadomość bycia miłowanymi pobudza nas do miłowania. Świadomość bycia miłowanym rodzi miłość, otwiera życie na heroizm.

Świadomość bycia miłowanym wyzwala w człowieku najsilniejsze i najbardziej odnawiające siły oraz dynamizm działania. „I choćby była [ona] całkiem w początkach, a my bardzo rozbici, usiłujmy wpatrywać się w to nieustannie i rozbudzać siebie do miłowania. Ponieważ jeśli raz Pan uczyni nam dar, że odciśnie się w naszym sercu ta miłość, wszystko stanie się dla nas łatwe, i będzie nam to zajmowało znacznie mniej czasu i całkiem bez trudu” (Ż 22,14).

 

 

Sprowadzenie modlitwy do tego skupienia na miłości, której Bóg nam udziela, oprócz tego, że odpowiada prawdzie o Bogu, nadto również stymuluje i motywuje postawę miłości w człowieku. Rzuca go na drogi miłości. W ten sposób modlitwa posiada dobry fundament i jest prawidłowo ukierunkowana. Postawy wspaniałomyślności, których świadomość bycia miłowanym przez Boga nie zdoła rozbudzić, ożywić i doprowadzić do spełnienia pozostaną na zawsze pogrzebane i bezpłodne w sercu człowieka.

Św. Teresa w modlitwie zrozumiała „czym jest miłowanie Go” (Ż 6,3), i w modlitwie rodzi się do miłowania Go, kontemplując fakt bycia miłowaną: „Wszystkie te oznaki [narastającej] bojaźni Bożej przyszły mi wraz z modlitwą, a największym było [poczucie] bycia otuloną w miłość” (Ż 6,4). I zrodziła się miłość, gdyż odkryła „wielką miłość, z jaką [stopniowo] [Bóg] przygotowuje nas do zwrócenia nas do Siebie” (Ż 8,10), albowiem w modlitwie zrozumiała „miłość, którą [On] ją darzy” (Ż 9,7). I rodzi się do miłości bezinteresownej, niezasłużonej, czystego daru z samej siebie. Interesuje ją jedynie Bóg, Przyjaciel. Nie będzie w niej egoistycznych roszczeń całkowicie sprzecznych z miłosnym obdarowaniem sobą. „Bez żołdu pragną służyć swojemu Królowi” (Ż 15,11); „[…] aby miłość była prawdziwa i aby przyjaźń trwała, musi dojść do zgodności zachowań” (Ż 8,5), wyjaśnia Teresa zaraz po podaniu, czym według niej jest modlitwa. Trzeba odpowiedzieć Bogu w taki sam sposób, w jaki On zwraca się do nas. „Już nie należymy do siebie, ale do Niego” (Ż 11,12). Będzie to oznaczało pozostawienie Bogu całej inicjatywy: „Niechaj Jego Majestat prowadzi, którędy zechce” (Ż 11,12). Ponieważ ten, kto decyduje się na bycie człowiekiem modlitwy ‑ przyjacielem Boga, nie może już dążyć do niczego innego, jak tylko do „zadowolenia” Boga, zapominając o sobie samym. „Jego zamiarem nie ma być zadowolenie samego siebie, ale Jego” (Ż 11,11). Są to słowa prawdziwej miłości. Cała reszta to czysta farsa.

Tak więc, modlitwa – będąca spotkaniem osób – dotyka osoby, jej najintymniejszej cząstki, i otwiera ją na życie. Owa „relacja przyjaźni” jest czymś więcej niż czasem, w którym człowiek „sam na sam” uświadamia sobie obecność Jezusa w swoim życiu. „Relacja przyjaźni” jest sposobem bycia, nieustannym byciem przyjacielem Boga. Dlatego też jest ona życiem według klucza przyjacielskiej miłości, będącej odpowiedzią udzielaną Bogu. Bardziej niż odprawianie modlitwy, jest ona byciem człowiekiem modlitwy. Nie dziwi zatem, w jak zdumiewający sposób Teresa rozpoczyna swój mały traktat o modlitwie: „Tak więc, mówiąc teraz o tych, którzy rozpoczynają być sługami miłości (gdyż nie wydaje mi się być niczym innym to zdeterminowanie siebie do pójścia po tej drodze modlitwy za Tym, który tak bardzo nas umiłował)” (Ż 11,1).

Nie wolno zbanalizować tych słów św. Teresy. Modlić się to „obrać Boga za przyjaciela” (Ż 8,5). Nieco dalej, starając się rozwiać obawy pewnych osób przed rozpoczęciem praktykowania modlitwy myślnej, zwracając się do Boga powie: „O tak, Ty nie zabijesz nikogo – życie wszelkiego życia! – z tych, którzy Tobie ufają i którzy Ciebie pragną za przyjaciela” (Ż 8,6). Oddać się modlitwie oznacza rozpocząć „tak z całym zaangażowaniem miłować Boga i służyć Mu” (Ż 7,20), „być zdeterminowanym, służyć Bogu tak na serio” (Ż 11,9).

To jest prawdziwe znaczenie modlitwy, tej relacji „sam na sam”: bycie człowiekiem jednej jedynej miłości. Ofiarować swoje życie na rzecz jedynej sprawy Boga, „oddać się we władzę Boga” (Ż 11,12). Ten, kto „pragnie tej relacji sam na sam z Bogiem i porzucenia rozrywek świata, większość ma już zrobioną” (Ż 11,12), gdyż opowiedział się za jedyną, całkowitą, niepodzielną miłością. Nie można „[utrzymywać] relacji z Bogiem i ze światem” (Ż 8,3). Teresa sama tego doświadczyła. Miłość dosięga całej osoby i dociera tak daleko jak samo życie. Miłość spaja się w jedno z samą osobą. I dlatego całe życie, różne jego okresy, pozostają istotowo zjednoczone poprzez miłość, która je ożywia i którymi ona sama się wzmacnia. Następuje radykalne przezwyciężenie wszelkich sprzeczności pomiędzy czasem modlitwy a czasem zaangażowanej służby innym: „Prawdziwie miłujący miłuje wszędzie i pamięta o umiłowanym. Ciężka byłaby to sprawa, gdyby wyłącznie w [bezpiecznym] ukryciu można było praktykować modlitwę!” (F 5,16). Teresa z wielką naturalnością przechodzi od „miłowania wszędzie” do „praktykowania modlitwy”, nie tylko w bezpiecznym ukryciu. Tak jak nie miłuje się od czasu do czasu, tak również nie modli się w sposób przerywany. Modlitwa, podobnie jak miłość, wyrywa się z ciasnoty tego bezpiecznego ukrycia i ram samotności – które z drugiej strony są bez wątpienia potrzebne (!) – ponieważ potrzebuje wolnej i głębokiej przestrzeni życia.

Wszędzie tam, gdzie na miarę rzeczy Bóg i człowiek spotykają się ze sobą i traktują się jak przyjaciele, ma miejsce modlitwa i potrzeba pozostawania sam na sam, intensyfikując to spotkanie i pozwalając przeżyć doświadczenie tego „ja ‑ ty” przyjaźni jako jedynej wartości absolutnej. I tak człowiek przygotowuje się do tego, aby całe jego życie było wyrazem przyjaźni i służby Przyjacielowi. „Aby mieć te siły do służenia, pragniemy i zajmujemy się modlitwą (T 7,4,14). Życie w miłości nie jest owocem swobodnej improwizacji, ani nie dlatego przeżywa się je jako spotkanie z Bogiem, ponieważ człowiek tak stwierdził z wielkim i bardzo szlachetnym przekonaniem. Każda prawdziwa modlitwa, podobnie jak każda autentyczna przyjaźń, dlatego że potrzebuje przestrzeni i okresów obecności sam na sam z przyjacielem, stwarza je sobie.

Harmonia ta jest przeżywana od wnętrza tej relacji. Mistyk, prawdziwy człowiek modlitwy nie przeciwstawia jej w formie konfliktu zewnętrznych form wyrażania miłości, gdyż dotarł już do doświadczenia miłości, która przekracza je wszystkie, i która je wszystkie wyjaśnia. Miłość jedyna.