Mamuty to dla mnie świętowanie skakania

Z Kamilem Stochem rozmawia Michał Bondyra

publikacja 28.02.2011 21:15

Gdy Adam Małysz stawał na podium w Sapporo po raz 89, on, uważany za jego następcę, mocno przeziębiony, ambitnie szlifował formę w kraju, by dobrze skakać w Zakopanym. Kamil Stoch mówi o koncentracji, ciężkiej pracy, Adamie Małyszu i… święcie skoków na mamutach. Marzy, by zagrali mu Mazurka Dąbrowskiego.

Króluj nam Chryste 2/2011 Króluj nam Chryste 2/2011

 

Ten sezon jest dla Ciebie historyczny, jesteśmy na jego półmetku a już w Pucharze Świata zgromadziłeś najwięcej punktów z dotychczasowych startów.

– Zgodzę się. To niewątpliwie mój najlepszy sezon. Na pewno jednak nie mam zamiaru osiąść na laurach i powiedzieć: „okey, zrobiłem już wszystko na co mnie stać”. Jestem ambitny i wiem, że stać mnie na dużo lepsze skakanie i osiąganie dużo lepszych wyników. Jest jeszcze przede mną wiele pracy, ale i wiele konkursów, m.in. ten w Zakopanym, dlatego postaram się by było dobrze.

Dobrze już było w zakończonym niedawno Turnieju 4 Skoczni, gdzie byłeś 15., choć pewnie wielu spodziewało się po Tobie więcej.

– To były dobre konkursy. Jasne, że chciałbym zajmować dużo wyższe miejsca, ale to co mogłem zrobić to uważam, że skoczyłem. W dzień zawodów w Bischofshofen dopadło mnie dosyć mocne przeziębienie i zaczęła mnie łapać choroba (która wykluczyła Kamila z wyjazdu do Sapporo – przyp. red.)

Teraz mimo, że wciąż nie jesteś jeszcze w pełni zdrowy ostro trenujesz. Co przede wszystkim musisz poprawić, by było jeszcze lepiej?

– W ostatnich skokach brakowało mi trochę swobody w działaniu. Gdy ją odzyskam skoki będą luźne i płynne.

To sprawa automatyzmu, o którym często powtarza Adam Małysz?

– Tak, ale tylko w pewnym sensie, bo trudno o automatyzm, gdy nie skacze się powtarzalnie. Taką stabilność można osiągnąć tylko na treningach, gdzie oddaje się po 6-7 skoków w sesji. Wtedy ta powtarzalność wyrabia się sama. Myślę, że jestem na dobrej drodze, by te skoki były coraz lepsze. Obecnie na zgrupowaniu wyglądają one naprawdę bardzo fajnie. Uważam, że już w Zakopanym będzie dobrze.

A kiedy będzie tak dobrze, jak w Letniej Grand Prix, w której po kilku konkursowych zwycięstwach klasyfikację zakończyłeś na drugiej lokacie. Czego potrzeba, byś tak, jak latem, wygrywał też zimą?

– Do końca nie da się wytłumaczyć czego potrzeba, by zwyciężać w Pucharze Świata. Wiadomo, że trzeba w pełni ustabilizować formę, być pewnym siebie i wierzyć w to, co się robi i wiedzieć jak osiągnąć wyniki, które się zakłada. Dużo z tych cech posiadam, ale niestety nie w każdym konkursie w pełni potrafię je wykorzystać. Ale cały czas pracuję nad tym, by być zawodnikiem coraz bardziej kompletnym. Na pierwszych treningach robiłem już jakieś bardzo drobne błędy, na które ani trenerzy, ani ja nie zwróciliśmy uwagi. One później się rozwinęły i potem trudno było je wyeliminować. Teraz ciężko pracuję, by swoje skoki poprawić. Skupiam się na tym co najważniejsze: na dobrych skokach.  

Na dwóch dobrych skokach skupia się zawsze Adam Małysz. To jego dewiza. A twoja?

– Wyznaję filozofię, że trzeba w 100 proc. skupić się na swojej pracy, zadaniach w trakcie konkursu i przełożyć to co udaje się bardzo dobrze na treningach na skoki podczas zawodów. Wtedy osiąga się dobry wynik. Do tego dążę.

A do czego dążysz w tym sezonie?

– Chcę stawać się coraz lepszym, by kiedyś stanąć na najwyższym stopniu podium, śpiewać Mazurka Dąbrowskiego i powiedzieć sobie: „dałem z siebie wszystko, jestem spełniony w tym co robię”. To nie jest cel tylko na ten sezon, ale w ogóle ogólno sportowy.

A cel prywatny?

– Prywatnie chciałbym mieć takie spokojne, poukładane życie.

Mówi się o Tobie jako o następcy Adama Małysza. Jak reagujesz na takie porównania?

– Bardzo mi schlebia, gdy ktoś mówi, że mogę być następcą takiego mistrza, jednego z najlepszych sportowców świata, tak wielkiego nie tylko sportowca, ale i człowieka jakim jest Adam Małysz. Wiem jednak jak wiele mi do niego brakuje i jak wiele ciężkiej pracy jeszcze przede mną by zbliżyć się do tego co Adam już osiągnął. On przecież jest zawodnikiem spełnionym, wygrał praktycznie wszystko co jest możliwe. Nie wiem czy mnie się to uda. Nie skupiam się jednak na gonieniu wyników Adama, na tym by być taki jak on. Każdy jest inny, każdy ma własną drogę rozwoju.

A on Tobie podpowiada, radzi?

– Jeżeli jest jakiś problem, to nie tylko Adam, ale i każdy z pozostałej siódemki kadrowiczów może coś podpowiedzieć. Adam jest z nas najbardziej doświadczony, utytułowany i ma najszerszą wiedzę, jednak to co sprawdza się u niego, nie musi się sprawdzać w moim przypadku.

A kto jest Twoim idolem? Masz kogoś na kim się wzorujesz?

– Nie mam jednego idola. Staram się patrzeć na tych najlepszych zawodników i czerpać pozytywne aspekty z ich pracy, te które mogą mi się przydać. Później próbuję je wcielać w życie. To jest sport indywidualny, więc każdy musi sam dopracować się metod treningowych, które potem przekładają się na dobre skoki.

W skokach czyli dyscyplinie, którą uprawiasz często karty rozdaje wiatr. Wprowadzony do zawodów system ma być bardziej sprawiedliwy. Jak oceniasz te nowe zasady rywalizacji, bo dla przeciętnego kibica są one dość niejasne…

– Uważam, że ten system jest dobry, ale wymaga dopracowania, bo nie zawsze bywa sprawiedliwy. Każda skocznia jest przecież inna, więc nie wszędzie on się sprawdza. Czasami więc nowy system bywa krzywdzący dla niektórych zawodników. Uważam jednak, że gdy się go dopracuje, będzie się sprawdzał. Kibice to zrozumieją. Oni oczekują długich skoków i to czy jak ktoś poleci daleko będzie pierwszy czy drugi nie będzie już tak ważne.

Ty też lubisz dalekie skoki, choćby takie jak na mamucie w Planicy?

– Myślę, że to było pytanie retoryczne (śmiech).

Uda ci się polecieć dalej niż na 222 metr (rekord Kamila – przyp. red.)?

– Bardzo bym chciał skakać jak najdalej. Po to przecież trenuję. Gdybym nie wierzył w to, że będę skakał jeszcze dalej i wygrywał to dawno skończyłbym z tym sportem. Na przełomie kilkunastu lat skoki się bardzo zmieniły, buduje się coraz większe obiekty, coraz więcej jest też zawodów na mamutach. Skoki więc będą też coraz dłuższe. Same loty przynoszą mi bardzo wiele satysfakcji i radości – to jest takie świętowanie naszego sportu. Każdy kto kiedyś skoczył ponad 200 metrów doskonale wie o czym mówię.

Na koniec czego Ci życzyć w tym sezonie?

– Trochę szczęścia nie zaszkodzi…

Tego, obok zdrowia, Ci życzę.