Wadowice zapraszają

Witold Dudziński

publikacja 09.03.2011 06:31

Tu wszystko się zaczęło – mówił Jan Paweł II podczas pielgrzymki w 1999 r., żartobliwie wspominając Wadowice z czasów młodości. Efekt tych słów był natychmiastowy. W miasteczku, wcześniej będącym nieco w cieniu Krakowa i sąsiedniej Kalwarii Zebrzydowskiej, rozpoczął się pielgrzymkowy boom

Niedziela 10/2011 Niedziela 10/2011

 

W dniu beatyfikacji – 1 maja 2011 r. w Wadowicach spodziewają się wielkiej rzeszy pielgrzymów. Wielu trafi właśnie tu, a nie do Rzymu. Nic dziwnego, że większość miejsc noclegowych w okolicy jest już zarezerwowana. Inna rzecz, że zbyt wiele ich w okolicy nie ma. Na pielgrzymów czeka tu osiemset miejsc noclegowych.

Jeszcze przed beatyfikacją otworzy podwoje trzygwiazdkowy hotel, potem jeszcze dwa inne – w samym mieście i w pobliżu. Powód boomu to nie tylko zainteresowanie postacią Jana Pawła II, ale i ogólny rozwój okolicy. I to, że w poprzednich latach niewiele w tym względzie się działo.

Jak tłumaczy miejscowy proboszcz, ks. inf. Jakub Gil, nigdy, poza wyjątkowymi chwilami, do Wadowic nie ściągały tłumy. Miasto zawsze było ważnym, ale tylko przystankiem na drodze wycieczek i pielgrzymek. – Większość ludzi przyjeżdża tu na dwie, góra trzy godziny, odwiedza dom Wojtyłów, bazylikę, rynek, je kremówkę i rusza dalej w drogę. Do Krakowa – tak jak kiedyś Karol Wojtyła.

Tam była cukiernia

Wadowice: kilkadziesiąt kilometrów od Krakowa, u stóp niewysokich, zalesionych Beskidów, nad malowniczą rzeką Skawą. Gdy w maju 1920 r. w domu przy ul. Kościelnej urodził się mały Lolek, nikt nie mógł przypuszczać, że kilkadziesiąt lat później zostanie papieżem. Ani że miasteczko stanie się słynne.

„Tu, w tym mieście, w Wadowicach, wszystko się zaczęło. I życie się zaczęło, i szkoła się zaczęła, i studia się zaczęły, i teatr się zaczął, i kapłaństwo się zaczęło” – mówił Jan Paweł II w Wadowicach w 1999 r. Siedem lat później powtórzył te słowa w tym samym miejscu kard. Stanisław Dziwisz, arcybiskup krakowski, witając papieża Benedykta XVI.

Idąc tropem poprzednika i odwiedzając miejsca bliskie Papieżowi Polakowi, Benedykt XVI wskazał na rolę małej ojczyzny w życiu człowieka, miejsca urodzenia, rodziny, szkoły.

W Wadowicach Karol Wojtyła mieszkał do matury. W tym samym domu przy ul. Kościelnej, gdzie dziś mieści się Muzeum Domu Rodzinnego Jana Pawła II –  żelazny punkt pielgrzymek i wycieczek. To z tego domu, co wielokrotnie powtarzał, widział zegar na ścianie kościoła, przypominający: „Czas ucieka, wieczność czeka”. Po śmierci Jana Pawła II domalowano wpis: „+ 2 kwietnia 2005”.

Muzeum jest właśnie w remoncie, który potrwa do 2012 r. Ale warto poczekać, bo będzie bardzo nowoczesne. Dziś trzeba zadowolić się wystawą w pobliskim Domu Katolickim, gdzie stworzono replikę domu rodzinnego Papieża i nowoczesną, multimedialną wystawę w nieodległym Muzeum Miejskim.

Kościół pw. Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny nosi tytuł bazyliki mniejszej, który nadał mu w 1992 r. Jan Paweł II. Z tą bazyliką Wojtyła związany był od narodzin. Tu został ochrzczony, modlił się i był ministrantem, przyjął Pierwszą Komunię św. i sakrament bierzmowania. Tutaj katechetą Karola Wojtyły był ks. prał. Edward Zacher, który później wyprawiał mu prymicje kapłańskie, biskupie, arcybiskupie i kardynalskie.

W dawnym rynku, który dziś nosi nazwę placu Jana Pawła II (do lat 90. rynek nosił nazwę pl. Armii Czerwonej), pod numerem 15 była cukiernia Karola Hagenhunera, która słynęła z doskonałych ciastek, przede wszystkim z kremówek. Jednak w całym kraju kremówka stała się słynna po pielgrzymce w 1999 r.

„A tam była cukiernia. Po maturze chodziliśmy na kremówki. Że myśmy to wszystko wytrzymali, te kremówki po maturze...” – mówił wyraźnie rozmarzony Jan Paweł II do zgromadzonych na rynku. Z badań przeprowadzonych rok później wynikało, że aż trzy czwarte przybywających do Wadowic kupiło przynajmniej jedno papieskie ciastko w jednej z wielu tutejszych cukierni. Ludzie kupują zresztą wszechobecne w miasteczku kremówki cały czas.

– Są dziś swego rodzaju świętością. Gdy pielgrzymi nawiedzają Wadowice, przybywają do kościoła, do domu rodzinnego Papieża, a potem obowiązkowo idą na kremówki – opowiada ks. inf. Jakub Gil.

 

 

Szlakiem Papieża

Jednak turyści i pielgrzymi szukają w Wadowicach nie kremówek, lecz atmosfery miejsc, gdzie wychowywał się Karol Wojtyła, także śladów i pamiątek z nim związanych. Część z tych miejsc połączył niedawno oznakowany na brązowo szlak papieski. Prowadzą po nim nie tylko licencjonowani przewodnicy (jest ich w Wadowicach trzydziestu), ale również drogowskazy, a także tablice informacyjne w trzech językach – oprócz polskiego i angielskiego także w języku włoskim.

Język włoski nie jest przypadkowy. To Włosi, według szacunków wadowickiego ratusza, są po Polakach najliczniej odwiedzającym Wadowice narodem. Licznie reprezentowani są także Hiszpanie, mieszkańcy ościennych państw, Polonusi z USA, a ostatnio także Francuzi. Z obliczeń wynika, że dwóch z dziesięciu przyjezdnych to obcokrajowcy.

Tych, którzy szukają śladów Papieża Polaka, jest – jak zapewnia Janusz Gawron, dyrektor miejscowego ośrodka informacji turystycznej – coraz więcej, choć skoków frekwencji nie ma. Najwięcej ludzi przyjeżdża na uroczystości związane z papieżem Janem Pawłem II, a także w sezonie, latem, gdy miasto wydaje się najpiękniejsze.

Radość z wolności

Wielu pewnie zastanawia się, co w tym miasteczku jest takiego, że akurat tu urodził się, wychował Papież Polak. Rodzina, miejscowi duszpasterze, ale także – to bardzo ważne – atmosfera szkoły, do której chodził. Wszystko to, nie tylko zdaniem ks. inf. Gila, miało największy wpływ na kształtowanie młodego Karola Wojtyły.

Jedyne w Wadowicach gimnazjum, z tradycją od 1866 r., ściągało elitę z okolicy, przychodzili tu najzdolniejsi. – Tak jak śmiałkowie idą w góry, żeby je zdobyć, tak właśnie tu przychodzili młodzi ludzie, żeby zdobyć wiedzę – mówi obrazowo ks. inf. Gil. Profesorowie mieli poczucie, że mają wyjątkową młodzież, dlatego wyjątkowo się nią zajmowali. Poświęcali jej dużo czasu. Młodzi ludzie też mieli poczucie, że pilnie się ucząc, czynią coś ważnego.

– Eugeniusz Mróz, kolega szkolny i sąsiad Karola Wojtyły, mówił mi niedawno, że ówczesna młodzież była inna niż ta obecna – podkreśla ks. Gil. – Do tego młodzi ludzie mieli w sobie entuzjazm związany z faktem, że przecież dopiero niedawno ojczyzna odzyskała niepodległość po wielu latach rozbiorów. Było czuć radość z wolności.

W gimnazjum Lolek trafił na świetnego katechetę. Ks. Kazimierz Figlewicz potrafił być znakomitym profesorem i duszpasterzem. Miał ogromny wpływ na kształtowanie się młodego człowieka. Sam – jak wynika z jego notatek – też uznawał Karola za najzdolniejszego ze swoich uczniów.

Pod koniec nauki w gimnazjum Karol poznał Mieczysława Kotlarczyka, nauczyciela w prywatnym gimnazjum u Karmelitów. Zaprzyjaźnili się, rozmawiając na tematy literackie, filozoficzne, teatralne. Kotlarczyk odegrał później ważną rolę w czasach krakowskich Wojtyły – był jego powiernikiem i nauczycielem.

Narastała od dzieciństwa

Młody Karol Wojtyła, jak wspominali ówcześni koledzy, zaczytywał się w klasykach: Słowackim, Mickiewiczu, Krasińskim. Najbardziej kochał Norwida. Koledzy tej poezji nie rozumieli, nudziła ich, a on uznawał Norwida za czwartego wieszcza. Skąd to zamiłowanie? Z domu (ojciec był oficerem odrodzonego wojska) i ze szkoły, oczywiście.

Czy można było się wtedy spodziewać, że Karol będzie papieżem? Eugeniusz Mróz twierdzi, że wyróżniał się na różne sposoby, ale na myślenie o kapłaństwie było za wcześnie. Chciał zostać aktorem i studiować na wydziale filozofii o kierunku polonistycznym.

Gdy w maju 1938 r. gimnazjum wizytował metropolita krakowski abp Adam Sapieha, witał go Karol Wojtyła, wtedy uczeń klasy ósmej. Jak opowiadał ówczesny katecheta ks. Edward Zacher, metropolita zainteresował się Karolem i pytał, na jaki kierunek studiów wybiera się po maturze. Gdy Wojtyła odpowiedział, że na polonistykę, kardynał miał powiedzieć: „Szkoda, że nie na teologię”.

– Aktorstwo to była jego wielka pasja. W 1935 r. powstał z inicjatywy Lolka i naszego profesora Kazimierza Forysia teatr szkolny, w którym graliśmy – mówi Mróz. Inna rzecz, że dziś ocenia, iż świętość narastała od dzieciństwa. – Pamiętam, że jak wchodziło się do ich mieszkania, to przy wejściu była kropielniczka: jak się wchodziło czy wychodziło, to kreśliło się znak krzyża.

Ważna dla kształtowania się młodych ludzi była też – jak sądzi ks. Jakub Gil – ówczesna atmosfera miasteczka: patriotyczna, ale nie zaściankowa. – Wadowice przeżywały jeszcze przyspieszony, jak na tę okolicę, rozwój. Takie instytucje, jak sąd, urzędy, szkoła, wojsko, sklepy i rzemiosło były ważne, miasto promieniowało na okolicę – mówi.

W budynku dawnego gimnazjum (przy ul. Mickiewicza, jednej z głównych w mieście) jest dziś liceum ogólnokształcące. Tego budynku nie można pominąć w wycieczce po śladach Karola Wojtyły w Wadowicach. Tak jak – zaznacza ks. Jakub Gil – położonego nieco na uboczu wadowickiego  „Karmelu”, czyli dzisiejszego sanktuarium św. Józefa kościoła i klasztoru Karmelitów Bosych. Przecież Karol Wojtyła długo wahał się, czy nie wstąpić do tego zakonu.