Aktualność Ignacego Loyoli

Dariusz Kowalczyk SJ

publikacja 26.06.2022 16:03

Czym jest charyzmat zakonny? To określona historia, która zaczyna się od konkretnego spotkania Boga z człowiekiem, a potem owocuje założeniem zakonnej wspólnoty i zarazem określonym nurtem duchowości dostępnym dla wszystkich.

Życie duchowe Lato/111/2022 Życie duchowe Lato/111/2022

Czym jest charyzmat zakonny? To określona historia, która za­czyna się od konkretnego spotkania Boga z człowiekiem, a potem owocuje założeniem zakonnej wspólnoty i zarazem określonym nurtem duchowości dostępnym dla wszystkich. Tak było w przy­padku Benedykta z Nursji, Dominika Guzmána, Franciszka z Asy­żu czy też Ignacego Loyoli, w których Bóg rozpalił ewangeliczną gorliwość. U tego ostatniego wszystko zaczęło się 20 maja 1521 roku, kiedy to przyszły założyciel jezuitów został poważnie ran­ny w nogę podczas bitwy o Pampelunę. Czas powrotu do zdrowia był dla Ignacego także czasem nawrócenia i budzenia się pragnie­nia służenia Chrystusowi i Jego Kościołowi. Po dwudziestu latach Ignacy zakłada wraz z pierwszymi towarzyszami zakon Towarzy­stwa Jezusowego. Umiera w 1556 roku, a 12 marca 1622 roku zostaje kanonizowany. Te rocznice – pięćset lat od nawrócenia waleczne­go Baska i czterysta lat od jego kanonizacji – skłoniły jezuitów, by ogłosić Rok Ignacjański.

Jest co wspominać i za co dziękować! Ignacy Loyola i jego ducho­wi synowie mieli znaczący wpływ na dzieje Kościoła. Nasuwa się jednak pytanie, czy dziedzictwo ignacjańskie jest nadal aktualne, a jeśli tak, to co z tegoż dziedzictwa jest dziś szczególnie ważne.

Duchowość na czas zamętu

„W Chrystusie ujrzeć wszystko na nowo” – tak brzmi hasło Roku Ignacjańskiego. Streszcza ono w pewnej mierze duchowość igna­cjańską. Fundamentem tej duchowości są Ćwiczenia duchowe, owoc doświadczeń Ignacego Loyoli, którego sam Bóg cierpliwie prowadził. Książeczka Ćwiczeń duchowych nie tyle jest do czyta­nia, jak wiele innych „pobożnych” książek, ile do odprawiania. Na całym świecie są setki, a raczej tysiące centrów rekolekcyjnych, w których proponowane są różne formy rekolekcji opartych na metodzie Ignacego. Jednak wszystkie one zmierzają właśnie do tego, by pomóc rekolektantowi ujrzeć rzeczywistość, własne życie, w nowym, Chrystusowym świetle. Ćwiczenia duchowe to najwięk­szy skarb dziedzictwa Ignacego Loyoli, który jest wciąż aktualny i potrzebny. Metoda i treści Ćwiczeń są na tyle uniwersalne, że dają się zharmonizować z innymi charyzmatami zakonnymi, du­chowościami i nowymi ruchami kościelnymi. Dlatego też przez jezuickie domy rekolekcyjne przewijają się świeccy, osoby zakonne, księża diecezjalni. Co więcej, nierzadko niejezuici prowadzą ośrodki, w których proponuje się ignacjańskie Ćwiczenia. Szacu­je się, że na świecie około dwóch milionów ludzi rocznie odpra­wia rekolekcje inspirowane charyzmatem św. Ignacego. W Polsce funkcjonuje dziesięć ośrodków, w których udziela się rekolekcji ignacjańskich, a ponadto wiele serii rekolekcji dawanych jest w in­nych domach, zakonach, centrach diecezjalnych itp.

Duchowość ignacjańska jest chrystocentryczna, a także trynitar­na, z wyraźnym rysem maryjnym, czyli na wskroś chrześcijańska i katolicka. Ćwiczenia są drogą porządkowania uczuć i postaw, by szukać i znajdować wolę Bożą, a następnie – z odniesieniem do Kościoła – podejmować właściwe decyzje i konsekwentnie je re­alizować. To propozycja szczególnie skuteczna na czasy zamętu, a w takich czasach niewątpliwie żyjemy. W XX wieku mieliśmy zbrodnicze „ideologie zła”, komunizm i nazizm. Dziś mamy róż­nego rodzaju neomarksistowskie ideologie lewicowo-liberalne, które w „białych rękawiczkach” robią antropologiczną, kulturową rewolucję, narzucając zmianę znaczenia podstawowych pojęć, jak płeć, małżeństwo, rodzina, dzieci. Z drugiej strony mamy klasycz­ne dyktatury, które odwołują się do brutalnej siły militarnej, czego wojna na Ukrainie jest dramatycznym przykładem.

W nakreślonej powyżej sytuacji łatwo się przestraszyć, zagubić, ulec ideologiom, dlatego trzeba bardziej niż kiedykolwiek powra­cać do tego, co najważniejsze. Czas kryzysu i zamętu potrzebuje – jak to podkreśla Benedykt XVI – postawienia na nowo kwestii obecności Boga i ustanowienia drogowskazów. Ćwiczenia ducho­we przypominają nam właśnie fundamentalne prawdy i wynikają­ce z nich reguły postępowania. Ignacy stwierdza dobitnie: „Czło­wiek po to jest stworzony, aby Boga, a Pana naszego chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją” (ĆD 23). A potem prowadzi rekolektanta przez wiele medytacji, by ten odnalazł się przed Chrystusem ukrzyżowanym i zmartwychwstałym i zobaczył rzeczywistość w nowej, Bożej perspektywie.

Jezuicki teolog Karl Rahner powiedział, że chrześcijanin przy­szłości będzie albo mistykiem, albo w ogóle go nie będzie. Nie chodziło mu o „mistyczne” bujanie w obłokach, ale o żywe doświadczenie obecności Boga, także wśród ludzi, którzy nie wierzą w Jezusa, a nawet są wrodzy chrześcijaństwu. Minął bowiem czas, kiedy w Europie bycie chrześcijaninem stanowiło pewną społecz­ną oczywistość. Dziś otoczenie raczej utrudnia, niż pomaga być praktykującym katolikiem. Dlatego trzeba być twardo stąpającym po ziemi „mistykiem”, aby się ostać w wierze. Takiego mistycyzmu uczy nas Ignacy Loyola.

Odnowa gorliwości

W liście na zakończenie Roku Jubileuszowego 2000, Novo mil­lennio ineunte, Jan Paweł II nawiązuje do pytania, które zada­no Piotrowi po jego mowie wygłoszonej w dniu Pięćdziesiątni­cy: „Cóż mamy czynić?” (Dz 2,37). Papież Polak zauważa, że nie istnieje jakaś magiczna formuła czy też superstrategia, która by rozwiązała problemy Kościoła i świata. „Nie, nie zbawi nas żadna formuła – podkreśla – ale konkretna Osoba oraz pewność, jaką Ona nas napełnia: Ja jestem z wami! Nie trzeba zatem wyszuki­wać «nowego programu». Program już istnieje: ten co zawsze, zawarty w Ewangelii i w żywej Tradycji”[1]. Założyciel jezuitów, chociaż on i jego zakon zasłynęli odwagą w poszukiwaniu no­wych sposobów ewangelizacji i katechizacji, zapewne zgodziłby się z wizją Jana Pawła II. Nowatorstwo Ignacego nie ma bowiem nic wspólnego z nowinkarstwem, pogonią za modami świata czy też sileniem się na oryginalność, by zabłysnąć. Śmiałość w podejmowaniu nowych dróg brała się u niego ze skoncentrowania na Chrystusie i z odnowionej gorliwości, by we wszystkim chwa­lić Boga.

Jak Ignacy odpowiedziałby dzisiaj na pytanie: „Cóż mamy czynić?”. Raczej nie próbowałby nas zaskoczyć wskazywaniem całkiem no­wych zadań, ale powtórzyłby to, co znajdujemy w tzw. Formułach Instytutu, czyli pierwszych, zatwierdzonych przez papieży, doku­mentach, które określają naturę i misję zakonu jezuitów. Czytamy w nich, że jezuici chcą przyczyniać się „do postępu dusz w życiu i nauce chrześcijańskiej […] przez Ćwiczenia duchowne i uczynki miłosierdzia, a szczególnie przez nauczanie dzieci i ludzi prostych chrześcijańskiej wiary i przez niesienie pociechy duchowej wier­nym podczas spowiedzi”[2]. A zatem – można by powiedzieć – nic nadzwyczajnego, czego nie byłoby wcześniej. Wszak od początku Kościół głosił Słowo, sprawował sakramenty i podejmował dzie­ła caritas. Nowa była twórcza gorliwość, z jaką pierwsi jezuici po­dejmowali te zadania.

Dziś Kościół zajmuje się bardzo wieloma różnymi sprawami. I do­brze, ale niekiedy można mieć wątpliwości, czy się zbytnio nie roz­drabnia ze szkodą dla tego, co podstawowe i najważniejsze. Czy nie traci spojrzenia wertykalnego, w tym kwestii przebaczenia grzechów oraz życia wiecznego, i nie wikła się w niejednoznaczne kwestie społeczne w ich wymiarze horyzontalnym? Absolutnie nie chodzi o to, aby ograniczać się do perspektywy życia po śmierci, ale o właściwe proporcje i właściwy kontekst. Pierwsi jezuici ro­zeznawali, co można i trzeba robić w konkretnych sytuacjach, po­dejmowali różne zadania, ale nigdy nie zapominali o prawdzie, że ostatecznie chodzi o „pomoc duszom”, by przyjęły Chrystusa i osiągnęły życie wieczne.

Przypomina się tutaj to, co w jednym z listów napisał były generał jezuitów, o. Peter-Hans Kolvenbach: „Tym, co najbardziej nas za­dziwia u św. Franciszka Ksawerego, jest jego żarliwe przekonanie o palącej potrzebie głoszenia Ewangelii, gdy tymczasem my wo­bec perspektywy ewangelizacji pozostajemy dość bierni. Fakt, że dzieło ewangelizacji wymaga dziś szacunku dla ludzkich sumień i różnorodności kultur oraz postawy dialogu, że musi brać pod uwagę religijny pluralizm i obojętność religijną, powinien skła­niać nas do dzielenia ksaweriańskiej żarliwości, a nie utwierdzać w rezygnacji, jak gdyby już nic nie było do zrobienia”. Ignacy i jego pierwsi towarzysze uczą nas, że istotą wszelkiej odnowy w Koście­le jest nowa gorliwość służenia Chrystusowi, a nie mnożenie pro­gramów układanych przy zielonych stolikach.

Ewangeliczna roztropność i przebiegłość

„Bądźcie roztropni (przebiegli) jak węże, a nieskazitelni jak gołę­bie” (Mt 10,16) – to wezwanie Jezusa, które Ignacy Loyola i jego duchowi synowie wzięli na serio. Co prawda niektórzy kryty­kowali jezuitów, że owszem, byli przebiegli, ale nie zawsze nie­skazitelni. Ignacemu przypisano maksymę, że cel uświęca środ­ki, choć jej autorem był Niccolò Machiavelli. W niektórych językach przymiotnik „jezuicki” stał się synonimem bycia pod­stępnym. Oczywiście, zdarzało się, że ktoś mylił roztropność z cwaniactwem, a nawet z cynizmem. Niemniej ewangelicznej roztropności i przebiegłości potrzeba dziś Kościołowi bardziej niż kiedykolwiek.

Jezuici walczyli słowem i świadectwem życia z herezjami. Odegra­li istotną rolę w powstrzymaniu protestantyzmu w Europie. Dziś o herezjach się już nie mówi, a oponenci Kościoła katolickiego de­klarują, że chcą go jedynie zreformować dla jego własnego dobra. Dlatego trzeba nam zaczerpnąć z dziedzictwa Ignacego tej dobrej przebiegłości, która nie daje się oszukiwać i zwodzić i wie, kiedy się uśmiechnąć i poklepać po plecach, a kiedy jasno i wyraźnie się przeciwstawić. Święty Ignacy był człowiekiem caritas discre­ta, czyli miłości roztropnej. Dlaczego nie wystarczy samo słowo „miłość”? Po co dodawać przymiotnik „roztropna”? Ano po to, by uniknąć ześlizgnięcia się w jakąś karykaturę miłości, sentymen­talizm, egzaltację, buonizm czy też po prostu pseudoewangelicz­ną naiwność. Dzisiejszy świat często szermuje hasłami tolerancji i miłości, aby odwracać kota ogonem i zło przedstawiać jako do­bro, a dobro jako zło. Kościół musi być odporny na tego rodzaju manipulacje.

W jednym z listów Ignacy Loyola zauważa: „Nieprzyjaciel wcho­dzi cudzymi drzwiami, a wychodzi swoimi […]. Podobnie i my możemy postępować, by osiągnąć dobro. Pochwalamy więc albo zgadzamy się z naszym rozmówcą w jakiejś szczegółowej rze­czy dobrej, nie zwracając na razie uwagi na inne rzeczy, mające w sobie domieszkę zła. W ten sposób pozyskujemy jego przychylność. […] Tak więc wchodząc jego drzwiami, wychodzimy naszymi”[3]. Dziś, niestety, zdarza się, że uprzejmie wchodzimy czyimiś drzwiami, ale już tam pozostajemy i nigdy nie wycho­dzimy swoimi drzwiami. Brakuje nam silnego charakteru, roz­tropności, ewangelicznej przebiegłości? Jeśli tak, to uczmy się od Ignacego i pierwszych jezuitów. Uczmy się roztropnej gorliwości i gorliwej roztropności.

Na zakończenie o przyszłości jezuitów

Pytanie o aktualność Ignacego to także pytanie o zakon jezuitów, choć ignacjańskie dziedzictwo jest oczywiście szersze niż samo Towarzystwo Jezusowe. Pod koniec Soboru Watykańskiego II na świecie było trzydzieści pięć tysięcy jezuitów. Dziś niespełna pięt­naście tysięcy. Cóż się stało? Czy to oznacza, że zakon Loyoli jest coraz mniej aktualną propozycją dla myślących o życiu zakon­nym lub kapłaństwie? Taki wniosek byłby raczej nieuprawniony. Wszak jezuici to wciąż duży zakon prowadzący wiele ważnych lokalnie i na płaszczyźnie międzynarodowej dzieł. A problem po­wołań dotyczy większości zakonów i diecezji. Trzeba też pamię­tać, że każdy zakon, każdy charyzmat nie jest sam dla siebie, ale dla Kościoła, bo tylko Kościół otrzymał obietnicę trwania do koń­ca czasów.

W tej sytuacji synowie Ignacego powinni działać według kolej­nej zasady przypisywanej Świętemu: „Ufaj Bogu tak, jakby całe powodzenie spraw zależało wyłącznie od Niego; tak jednak dokła­daj wszelkich starań, jakbyś ty sam miał wszystko zdziałać, a Bóg nic zgoła”[4]. Innymi słowy, trzeba działać gorliwie i roztropnie, z całych sił, a Bogu za wszystko dziękować.

Dariusz Kowalczyk SJ (ur. 1963), profesor nauk teologicznych, wy­kładowca teologii dogmatycznej na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, stały publicysta tygodnika „Idziemy”. Opublikował między innymi: W co wierzymy? Rozważania o podstawowych prawdach wiary katolickiej; Między herezją a dogmatem; Kościół i fałszy­wi prorocy.

 

[1] Jan Paweł II, Novo millennio ineunte, Rzym 2001, 29.
[2] Paweł III, Regimini militantis Ecclesiae, 1, w: Konstytucje Towarzystwa Jezusowego wraz z przypisami Kongregacji Generalnej XXXIV oraz Normy uzupełniające zatwierdzone przez tę samą Kongregację, Kraków–Warszawa 2006, s. 29–30.
[3] Św. Ignacy Loyola, Listy wybrane, Kraków 2017, s. 53–54.
[4] Por. Św. Ignacy Loyola, Pisma wybrane, t. I, oprac. M. Bednarz, Kraków 1968, s. 588.