Mów po ludzku

Z bp. Edwardem Dajczakiem rozmawia Konrad Sawicki

publikacja 31.03.2011 14:44

Język Kościoła musi dotrzeć z orędziem zbawienia do wszystkich ludzi. Osobiście – oczywiście, gdy to jest możliwe – usiłuję poznać człowieka, do którego mówię, i jego świat. Ma to decydujący wpływ na treść mojego kazania, na język, którym tę treść przekazuję, jak i na odbiór słuchającego.

Więź 2-3/2011 Więź 2-3/2011

 

Konrad Sawicki

Czy w urząd biskupa wpisany jest ten specyficzny język, na który tak wielu narzeka?

Bp Edward Dajczak

Raczej nie. Każda grupa społeczna – politycy, ludzie biznesu itd. – wytwarza swój własny język, który odznacza się pewną hermetycznością i poza tą grupą nie jest w pełni komunikatywny. Biskupi nie są wyjątkiem od tej reguły. Dodatkowo dochodzą jeszcze cechy indywidualne mówiącej osoby. Tym, co charakteryzuje język biskupów, jest tendencja, żeby mówić ex cathedra, w sposób bardzo oficjalny, a to utrudnia komunikację.

Język Kościoła musi dotrzeć z orędziem zbawienia do wszystkich ludzi. Osobiście – oczywiście, gdy to jest możliwe – usiłuję poznać człowieka, do którego mówię, i jego świat. Ma to decydujący wpływ na treść mojego kazania, na język, którym tę treść przekazuję, jak i na odbiór słuchającego. Kiedy staję przed grupą ludzi młodych, używam innego języka niż przy spotkaniu z grupą pięćdziesięciolatków. Jeszcze inaczej jest, gdy mówię w niedzielę podczas Eucharystii – w kościele są tak różni ludzie, że styl trzeba niejako uśredniać. Jednak jeśli odbiorcy tworzą w miarę jednorodną grupę, to trzeba dostosowywać do nich język i argumenty, by mogli zrozumieć przesłanie Ewangelii i realizować je w ich własnym życiu. Głosząc Ewangelię, ciągle muszę szukać właściwego języka.

Sawicki

Jak daleko biskup – duchowny o poważnym autorytecie i następca apostołów – może pójść za odbiorcą? Odbiorcy bywają różni, nieprzewidywalni, czasem wręcz wrogo nastawieni do Kościoła.

Bp Dajczak

Nie trzeba iść za daleko. Moje doświadczenia z Przystanku Woodstock pokazują, że ludzie, którzy tam przyjeżdżają, absolutnie nie chcą, by duchowny mówił do nich ich slangowym językiem, co więcej, takie zachowanie ich irytuje. Wiem od księży pracujących na Przystanku Jezus, że to nie jest tylko moje odczucie, ale również doświadczenie tych duchownych, którzy idą na pole namiotowe i rozmawiają z młodymi. Ci młodzi ludzie nie tolerują żargonu teologicznego, gdy tylko go usłyszą, zaraz rzucają: „Mów po ludzku”. To bardzo charakterystyczny zwrot, którym domagają się komunikatywności. Wielu z nich to ludzie będący na obrzeżach Kościoła – trochę zdystansowani, krytyczni, posuwający się czasem aż do postawy atakującej. Wyraźnie oczekują języka, który umożliwi im dialog, więc nie wchodzi tutaj w grę maniera kaznodziejska, w której często zapominamy, że pewne słowa nie są już dzisiaj zrozumiałe. Zresztą ta zasada dotyczy nie tylko Przystanku Woodstock, ale obejmuje też ludzi, których na co dzień spotykamy w Kościele.

Biskup „incognito”

Bp Dajczak

W diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, gdzie przez kilkanaście lat byłem biskupem pomocniczym, czasami w niedzielę, bez sutanny jak zwykły parafianin, wchodziłem do nawy kościoła. Potrafiłem być na czterech Mszach świętych z rzędu, by przyjrzeć się reakcjom ludzi i samemu doświadczyć Kościoła z drugiej strony. Siadałem na przykład na Mszach porannych między dorosłymi albo na Mszach wieczornych stawałem pod chórem, gdzie gromadzą się młodzi, i obserwowałem ich zachowania. Po reakcjach starszych widać było, kiedy kazanie ich męczyło: zaczynali się wtedy wiercić i niecierpliwić. Młodzi natomiast poszturchiwali się nawzajem i szeptem pytali: „Ty, co on chce powiedzieć?” albo „O co mu chodzi?”. W tych pytaniach najczęściej nie było słychać złej woli ani złośliwości, był to jednak dla mnie wyraźny sygnał wskazujący, że „stary” język kaznodziejski wymaga pilnej korekty.

Sawicki

Czy te kazania były naprawdę niezrozumiałe?

Bp Dajczak

To jest właśnie ciekawe. Powiedziałbym, że z reguły to były niezłe kazania – ale już nie dla tego pokolenia. I nie dotyczy to tylko bardzo młodych. Doświadczałem tego również na rekolekcjach w większych ośrodkach akademickich w Polsce. Odkryłem wówczas, że potrzebna jest taka forma przekazu, która podtrzymuje pewne emocjonalne napięcie, ma wartkość, ale jednocześnie jest pozbawiona patosu i tanich wzruszeń. Młodzi nie zawsze chcą show. Po rekolekcjach przysyłali mi maile, w których dziękowali za spokojną formę przekazu – mówiłem formą medytacyjną i to im odpowiadało. Ale w tej formie jest też pewne niebezpieczeństwo – trzeba uważać, by nią nie uśpić! Argumenty muszą być przekazywane w sposób spokojny, ale równocześnie powinny trzymać słuchaczy w delikatnym napięciu. Pamiętajmy, że to jest pokolenie akcji, wychowywane na wartkości i szybkiej informacji. Dlatego kazanie nie może być zbyt długie i musi zawierać mocne punkty, które co chwilę pobudzają do myślenia. Niezwykle cenne są świadectwa.

 

 

Sawicki

Ma Ksiądz Biskup własny patent na takie kazanie?

Bp Dajczak

Mam swoją teorię, którą nazywam konstrukcją mozaikową. Trzeba pamiętać, że dzisiejsi młodzi nie są wychowani na tradycyjnej formie czytania, ale na przekazie elektronicznym, który kreuje w nich inny sposób myślenia i odbioru. Oni są codziennie zarzucani przeogromną ilością informacji i z nich muszą wybrać dla siebie to, co jest dla nich ważne, co jest im bliskie i co ich emocjonalne porusza. Dlatego mówiąc do nich, tworzę zestaw wielu obrazów, starając się wzbudzić w nich ciekawość i podtrzymując koncentrację na przekazywanej treści.

Nastolatki na przykład niezwykle trudno się koncentrują, więc na samym początku trzeba coś zrobić, żeby im w tym pomóc. W takich sytuacjach wprowadzenie ich we wspólny „trans” – w formie śpiewu, może nawet pewnego „show” – jest bardzo pomocne, ponieważ tworzy z nich wspólnotę. Dopiero później można proponować im głębsze formy spotkania, możliwe staje się całkowite wyciszenie i adoracja. To różnicowanie bodźców, języka i metod komunikacji pozwala nam przekazać ważne treści, a młodemu człowiekowi głębiej przeżyć spotkanie z Bogiem.

Jest jeszcze jeden element charakterystyczny dla nowej generacji – ich spory dystans do przeszłości, do historii. Nie ma wśród nich specjalnego nabożeństwa czy tak zwanego „kultu ojców”. Nie można do nich wychodzić z argumentacją typu: nasi ojcowie wierzyli, więc i my też powinniśmy. Oni na to najczęściej odpowiedzą: jeśli wierzyli, to jest ich sprawa. I to jest ich faktyczne przekonanie, a nie tylko młodzieżowy styl. Dla nich ważne jest to, co dzieje się dziś. Tylko to „dziś” jest konkretne. Wyobraźmy sobie, że przy okazji przykazania miłości bliźniego mówię: więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu. I argumentuję w ten sposób: to powiedział Pan Jezus, więc jeśli dziś zachowasz Jego przykazania, to otrzymasz nagrodę w niebie. Dla nich „pojutrze” już jest dosyć odległym czasem, a co dopiero rzeczywistość po śmierci. Natomiast jeśli się powie, że to powiedział Pan Jezus i na przykład odczyta świadectwo z maila, który przyszedł kilka dni temu, przytoczy aktualną historię, która obrazuje wspomniane słowa – wtedy zapada cisza.

Sawicki

Dla młodych liczy się przede wszystkim dzisiaj?

Bp Dajczak

Dzisiaj jest dominujące. Kard. Ratzinger, mówiąc o przyjmowaniu Chrystusa, stwierdził, że współczesny człowiek spotyka Go najpierw dzisiaj i dopiero poprzez to spotkanie dochodzi do Chrystusa historii, a w trzecim etapie do Chrystusa eschatologii, czyli zbawienia. Ale to pierwsze spotkanie z Chrystusem jest tu i teraz. Jeżeli więc chcę przybliżyć jakieś przesłanie Jezusa, to muszę współczesnemu człowiekowi pokazać, jak tę propozycję Boga może odczytać dzisiaj. Żeby to wiedzieć, dużo z ludźmi rozmawiam, słucham ich, wymieniam z nimi maile i wiele o nich czytam, a potem prawie w każdym moim kazaniu czerpię z tych doświadczeń.

Bez piuski

Sawicki

Z doświadczeń Księdza Biskupa wynika, że aby znaleźć odpowiedni język, trzeba bardzo dobrze znać człowieka, do którego chce się mówić. To oznacza, że biskup potrzebuje regularnego i bezpośredniego kontaktu ze swoimi diecezjanami.

Bp Dajczak

Myślę, że dla języka, którym my dzisiaj próbujemy przekazać przesłanie Ewangelii, jak najlepsza znajomość człowieka jest kluczowa. A bezpośredni kontakt z ludźmi rzeczywiście jest ogromnie ważny.

Sawicki

Pomysł, żeby biskup diecezji prowadził bloga, wydaje się w polskiej rzeczywistości dość odważny. Tymczasem Ksiądz Biskup idzie jeszcze dalej i regularnie prowadzi wideoblog (dostępny na stronie: www.mlodzi.koszalin.opoka.org.pl). Skąd taki pomysł i dlaczego blog nosi tytuł „Bez piuski”?

Bp Dajczak

To wszystko robię z myślą o młodszym pokoleniu. Wokół mnie jest sporo ludzi świeckich i księży, z którymi wspólnie przygotowujemy na przykład plany spotkań młodzieżowych. To grupa nieformalnych doradców, biorących też często na siebie ciężar organizacji różnych przedsięwzięć. Są fantastycznymi ludźmi. To oni mi podpowiedzieli, że tytuł „Bez piuski” będzie tak naprawdę oznaczał: idę do was, chcę być blisko was. To jest również sygnał, że blog nie będzie formą nauczania autorytarnego, lecz przestrzenią do stawiania pytań i poszukiwania odpowiedzi. I rzeczywiście tak się dzieje. Tematy kolejnych odcinków bloga są inspirowane reakcją młodych, która do mnie dociera czy to w formie maili, czy bezpośredniej rozmowy na różnych spotkaniach. Słucham tych wypowiedzi z ogromną uwagą. Temu blogowi zawdzięczam jedną rzecz niezwykle dla mnie pomocną – nasilenie mojego wsłuchiwania się w ludzi.

Prawdę mówiąc, gdy decydowałem się na cotygodniowe odcinki wideobloga, nie spodziewałem się, że będzie to tak absorbujące. Nie myślałem też, że tak trudne będzie konstruowanie przesłania tego bloga, które musi zmieścić się w określonym czasie. Młodzi mi mówią: Księże Biskupie, dwie minuty, no dwie i pół, ale nie trzy, bo już nie dosłuchamy do końca. Jako autor koniecznie muszę pilnować czasu. To jest kolejny problem tego języka, którym mamy się do ludzi zwracać: mów konkretnie, krótko i na temat, analogicznie jak w esemesie.

 

 

Sawicki

Czy do nagrania nowego odcinka wideobloga Ksiądz Biskup przygotowuje się mniej więcej jak katecheta do lekcji katechezy, szykuje porządny konspekt i potem go realizuje?

Bp Dajczak

Dokładnie tak. Sprawa jest niezwykle trudna, gdy ma się tylko dwie minuty i szansę wypowiedzenia niewielu zdań, które muszą być przesłaniem trafiającym do młodego człowieka. I bywa tak, że te kilka zdań wystarczy. Pewnej nocy w Wielkim Poście otrzymałem maila od dziewczyny, która była właśnie na imprezie i napisała tak: „Kolega mi powiedział, że nasz biskup zrobił bloga, no więc wzięliśmy kompa i weszliśmy na tego bloga. Wysłuchałam i... zaczęłam myśleć”. I koniec. Przeczytałem to i ucieszyłem się: O! To jest już coś!

Woodstock jak świat

Sawicki

Ten rys otwartości na dialog i gotowości do partnerskiej rozmowy, który wynika z tytułu wideobloga, dostrzegłem również w przesłaniu Księdza Biskupa skierowanym do uczestników Przystanku Jezus: „Idziemy do ludzi z pełnym szacunkiem – nie lepsi do gorszych. Różnimy się tylko i równocześnie aż tym, że z łaski Boga mieliśmy szczęście spotkać Jezusa. Dla nas jest On życiem, radością i siłą. Tym pragniemy się dzielić”.

Bp Dajczak

Zasadą uczestnictwa w Przystanku Jezus jest ogromny szacunek i miłość do człowieka, do którego się idzie. Nie może to być podejście typu: ja przychodzę cię pouczyć, ja wszystko już wiem i chcę ci o tym powiedzieć. My idziemy zupełnie inną drogą, która potrzebna jest nie tylko na Przystanku Woodstock, ale w ogóle w Kościele. Podchodzimy do człowieka i dzielimy się z nim własnym doświadczeniem. Jeśli jest to człowiek, któremu obce jest doświadczenie wiary, a zdarza się to współcześnie coraz częściej, to pierwsza faza spotkania wymaga życzliwej, pełnej przyjaźni postawy. Zazwyczaj pierwszą reakcją na propozycję rozmowy jest wyrzucenie z siebie wszystkich żalów dotyczących Kościoła.

Obserwuję u tych młodych dwa rodzaje zrażeń do Kościoła. Pierwszy – przez osobiste negatywne doświadczenie. I nie ma znaczenia, czy powodem jest ksiądz, który w odbiorze młodego człowieka zachowuje się nieadekwatnie do tego, co głosi, czy są to rodzice zachowujący się podobnie. Reakcja jest taka sama: odwrócenie się od Kościoła. Jest jeszcze druga forma tych zrażeń – przyjęcie pewnych medialnych przekazów, schematów myślowych. Kiedy ich zapytamy: „Czy to jest twoje osobiste doświadczenie?”, odpowiedź brzmi: „Nie, ale tak przecież mówią”. Przekazywane im w ten sposób negatywne obrazy Kościoła ukształtowały ich podejście do wszystkiego, co się łączy z chrześcijaństwem. Jednej i drugiej grupie ludzi należy najpierw pozwolić na wypowiedzenie tych żalów, uszanować ich doświadczenia oraz przekonania – dopiero wówczas rozpoczyna się ciekawy i twórczy etap dialogu. Jestem przekonany, że ten sposób komunikacji dotyczy nie tylko pola woodstockowego, ale też salki katechetycznej, klasy w szkole i wielu innych spotkań młodzieżowych.

Jako duchowni powinniśmy mieć świadomość, że w każdą funkcję w Kościele wpisany jest bezwzględnie element służebności. I nie chodzi tu o budowanie dobrego wizerunku, tylko faktycznie trzeba mieć świadomość, że moja posługa słowa jest postawą służebną. Muszę uczyć się takiego przekazywania Ewangelii, żeby człowiek, do którego mówię, mógł odebrać jej przesłanie. Jestem jakby podwójnie na służbie: i Jezusa, i człowieka. Trudnym i ważnym zadaniem dla biskupa – i dla każdego innego głosiciela Ewangelii – jest jednak nie zdominować własną osobą przekazu Bożego słowa. Mam przekazać światło Ewangelii, ale przecież wiem, że tak naprawdę nie ja to czynię, tylko czyni to we mnie Duch Święty.

Sawicki

Ale przecież jest urząd biskupa, który…

Bp Dajczak

Który schować się nie pozwala, prawda? I dlatego to jest takie trudne. Tu nie chodzi o udawanie, że się nie jest biskupem. Pamiętam pytanie, jakie mi stawiano, gdy ruszył Przystanek Jezus: „Czy ja w jakiś sposób nie sprofanuję urzędu biskupiego?”. Muszę powiedzieć, że nigdy nikt z uczestników zarówno Przystanku Jezus, jak i Woodstocku nie próbował wejść ze mną w tak poufałą relację, która pozwoliłaby na klepanie biskupa po ramieniu. Ani na moment nikt nie zapomniał, że rozmawia z biskupem. Ale jednocześnie biskup musi tam być w szczególny sposób. Nie ma wątpliwości, że trzeba podejść do człowieka bliżej, że trzeba się odsłonić. To daje możliwość poznania człowieka i w efekcie używania bardziej adekwatnego słownictwa.

Myślę, że współczesny głosiciel Ewangelii – i to na każdym poziomie kościelnej struktury – musi szukać kontaktu ze współczesnym człowiekiem, musi go próbować zrozumieć i mówić do niego zrozumiałym językiem. Z tym się wiąże też konieczność przeczytania wielu tekstów, bo przecież nie brakuje porządnych, pogłębionych analiz mentalności i języka współczesnego człowieka. Jeżeli mówimy, że współczesny człowiek tak bardzo żyje dniem dzisiejszym, że jest zabiegany, jeżeli chcemy mu pokazać, że warto się zatrzymać i spojrzeć, dokąd się biegnie i po co, to trzeba go rozumieć i trafić w te struny, które jeszcze w nim brzmią i są wrażliwe.

 

 

Czeka nas wielka praca

Sawicki

„Polski Kościół czeka wielka praca nad językiem, którym przemawiamy do wiernych” – wie Ksiądz Biskup, kto to napisał?

Bp Dajczak

Nie.

Sawicki

To fragment niedawno opublikowanego, głośnego listu ojca Ludwika Wiśniewskiego do nuncjusza abp. Migliorego. Ten cytat zgubił się w całej dyskusji, jaką list zainicjował.

Bp Dajczak

Czytałem list, ale akurat tego cytatu nie zapamiętałem.

Sawicki

Może zacytuję cały akapit, żeby było wiadomo, w jakim kontekście te słowa padają: „Przetacza się przez nasz kraj rewolucja obyczajowa […]. Jest pytanie, jak w tej sytuacji ma się zachowywać Kościół. Łagodzić twarde zasady moralne? Oczywiście nie. Jednakże ludzie Kościoła mają obowiązek zastanowić się nad językiem, którym przemawiają i prezentują zasady moralne. Zdaje się, że my, polscy duchowni, jesteśmy ciągle na etapie «sloganu religijnego». Zdaje się, że najczęściej wygłaszamy oklepane «święte frazesy», których nie są w stanie słuchać młodzi i uciekają z Kościoła […]. Polski Kościół czeka wielka praca nad językiem, którym przemawiamy do wiernych”. Przywołuję ten cytat, dlatego że o. Wiśniewski formułuje istotny związek przyczynowo-skutkowy: zły język Kościoła skutkuje ucieczką młodych. Czy Ksiądz Biskup też tak to widzi?

Bp Dajczak

Tak. Język „sloganu religijnego” również dlatego jest zły, że nie liczy się z osobistym doświadczeniem wiary człowieka, do którego kierujemy przesłanie. A problem zostaje jeszcze pogłębiony przez to, że współczesny człowiek zna różnorodne teorie religijne, ale często bez najmniejszej relacji osobowej z Bogiem. Jeżeli na to nałoży się nasz religijny slogan podany z zasady w formie moralizatorskiego „musisz” i „nie wolno ci”, to człowiek nie odkryje sensu, dlaczego to musi, a tamtego akurat mu nie wolno.

Sawicki

Czyli rzeczywiście Kościół czeka w tym względzie wielka praca?

Bp Dajczak

Tak, na pewno czeka nas praca, nie ma wątpliwości i to dotyczy wszystkich ludzi Kościoła, nie tylko duchownych, ale i świeckich. Pamiętam opowieść jednej z matek, która była w swojej parafii animatorką grupy młodzieży przygotowującej się do bierzmowania. W tej grupie była również jej córka. Pewnego razu, gdy wracały razem ze spotkania, córka odzywa się takimi słowami: „Mamo, jak ty do nas mówisz? Przecież ty do nas w ogóle nie docierasz, to nie ten język”. Okazało się, że ta kobieta, mówiąc o Bogu, podświadomie zaczynała używać mniej komunikatywnego języka. Własne dziecko uświadomiło jej, że podświadomie wchodzi w jakieś utarte i mało zrozumiałe dla młodych sformułowania. Ponieważ w zbyt małym stopniu dokonała się przemiana języka, ona, chcąc opowiadać o Bogu, używała takiego kanonu językowego, jakiego nauczyła się w Kościele, a ten już dla zbyt wielu jest niezrozumiały.

Sawicki

Rozmawiając o języku Kościoła, nie można nie wspomnieć o języku listów pasterskich. Niedawno bliska mi osoba zapytała mnie, o co chodzi z tą „komunią z Bogiem”, która pojawia się w nowym programie duszpasterskim dla polskiego Kościoła. O ile dla mnie, jako teologa, to sformułowanie jest zrozumiałe, o tyle dla tej osoby już nie do końca. Niespodziewanie kilka dni później w kościołach był czytany list biskupów na niedzielę Świętej Rodziny, w którym nagle pojawiło się sformowanie „zażyłość z Bogiem”. I wtedy wszystko stało się jasne.

Bp Dajczak

Doskonały przykład! Trudność polega na tym, że nam się wydaje, iż pewne pojęcia, takie właśnie jak „komunia z Bogiem”, są dla wszystkich zrozumiałe. Listy pasterskie, jak każdy pisany tekst, są dzisiaj w trudniejszej sytuacji, ponieważ współczesny człowiek zdecydowanie bardziej woli przekaz bezpośredni. Kiedyś czytałem o pewnej grupie młodych ludzi, którzy zachwyceni Janem Pawłem II potrafili za nim jeździć na różne spotkania, słuchać go z zapartym tchem, ale nigdy nie przeczytali żadnego jego tekstu.

Po drugie – rzeczywiście w tych listach pojawia się wspomniany problem językowy, czyli używanie terminów, które dla części odbiorców są niezrozumiałe. Może rzeczywiście potrzeba większej konsultacji językowej?

Sawicki

Obserwując język listów, można by stwierdzić, że autorzy niezbyt dobrze znają adresatów. Czy wierni mogą liczyć na zmianę tego języka?

Bp Dajczak

Zgadzam się, że szukanie właściwego języka dla współczesnego głoszenia Ewangelii, to bardzo ważne zadanie. Myślę jednak, że w tych listach już trochę zmian się dokonuje, nawet jeżeli odczuwamy, że jest ich ciągle za mało. Wiem też, że poszczególne listy opracowuje zespół składający się z duchownych i świeckich specjalistów z danej dziedziny. Jednak ciągle istnieje niebezpieczeństwo użycia zbyt specjalistycznego języka, który może utrudnić jego zrozumienie.

Zauważmy, że do tej pory zmiany społeczne nie następowały tak szybko. Kościół powinien więc zdecydowanie więcej uwagi poświęcić problemowi języka, który dzisiaj szybko ewoluuje wraz ze społeczeństwem. Myślę więc, że stajemy dzisiaj wobec wielkiego językowego wyzwania, do którego nie jesteśmy w pełni przygotowani. W przeszłości procesy ewolucyjne społeczeństw przebiegały znacznie wolniej, umożliwiając tym samym spokojną przemianę języka, natomiast w naszych czasach wszystkie zmiany dokonują się bardzo szybko. Ta sytuacja jest niezwykle wymagająca dla Kościoła, ale będzie musiał jej podołać.

Bp Edward Dajczak– ur. 1949. W latach 1990-96 rektor seminarium w Gościkowie-Paradyżu, w 1989 r. został mianowany biskupem pomocniczym gorzowskim, a od 2007 r. jest ordynariuszem diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Pomysłodawca i duchowy opiekun Przystanku Jezus.

Konrad Sawicki– ur. 1974. Teolog i publicysta, menedżer projektów, stały współpracownik WIĘZI. Ostatnio publikował także w „Tygodniku Powszechnym”, „W drodze”, „Przeglądzie Powszechnym” i „Gazecie Wyborczej”.