Wyjątkowa zwyczajność

Wanda Półtawska

publikacja 30.04.2011 21:37

„Wyrosnąć na ludzi” – takie proste powiedzenie, a kryje całą koncepcję człowieka, całą antropologię. Bo człowieczeństwo, które jest darem, jest zarazem zadaniem do spełnienia. Wymaga wysiłku.

Magazyn Familia 4/2011 Magazyn Familia 4/2011

 

Byłam w takim zakątku polskiej ziemi, gdzie rzeczka jest jeszcze czysta i w lesie mieszka para czarnych bocianów, a siwa czapla przychodzi pić wodę! W najbliższym kościele ludzie dalej śpiewają godzinki i kazanie nie trwa dla nich za długo, klęczą podczas podniesienia i nie przychodzi im do głowy wyciągać spracowanych rąk po Ciało Pańskie! Taki zakątek świata, który traktuję jak źródło siły. Jeżdżę tam ładować akumulatory.

Wielkie święto

Pewnego razu w cichym zwykle kościele było jakieś święto: więcej świateł, więcej ludzi, w pobliżu samochody z obcą rejestracją. Znali mnie tam, więc mnie zaprosili, bo była wyjątkowa uroczystość: babcia miała urodziny, kończyła 80 lat i cała rodzina zjechała się z tej okazji. Stół przybrany kwiatami i zastawiony smakołykami, i wielki tort, i 8 świeczek – jedna na każde dziesięciolecie.

Jubilatka, kobieta wysoka, prosta, bez śladu zgarbienia, nie wyglądała na te lata. Była bardzo piękna: twarz opalona, o szlachetnym rysunku, długi prosty nos, oczy szare, bystro patrzące, w tamtej chwili zamglone łzami; siwe włosy, wysoko zaczesane, odsłaniały czoło gładkie mimo zmarszczek. Babcia była pięknie ubrana, w białej bluzce z koronkowym żabocikiem i koronkowej spódnicy.

Mała prawnuczka z bukietem kwiatów w rączkach mówiła jej wierszyk. Recytowała dziecinnym głosikiem naiwne, wzruszające strofy, dziękując za życie w imieniu całej rodziny (samych wnucząt było 19).

Rozejrzałam się i bez trudu odgadłam, kto jest kto. Poznałam po podobieństwie córki i synów, a ci inni to  synowe i zięciowie, ale nikt z tych młodych nie był tak piękny jak ta stara kobieta, z twarzą niczym niezwykła rzeźba w drewnie!

Wierszyk wzruszył wszystkich, mieli łzy w oczach – niektóre panie nawet płakały. Babcia nie mogła nic powiedzieć, wyraźnie przejęta, więc tylko pocałowała dziecko, a wszyscy zaśpiewali „Sto lat” – chór młodych głosów.

Łatwiej kochać, gdy…

Ten śpiew rozładował wzruszenie i babcia zabrała głos. To, co powiedziała ta osiemdziesięcioletnia kobieta, stało się dla mnie źródłem nadziei. Mówiła, że choć ciężko pracowała całe życie, to jednak dzieci, których było ośmioro czy dziewięcioro, nigdy nie sprawiły jej bólu. Szanowały ją zawsze i choć ciężkie było jej życie, to łatwe było kochanie, bo łatwiej kochać, gdy cię szanują i dają dowody miłości. Rodzina liczna, bez waśni, bez konfliktów, ot, czasem jakieś tam nic nie znaczące, drobne sprawy. Wszyscy wierzą w Boga, wszyscy się modlą i żyją „tak, jak Pan Bóg przykazał”. Czego więcej chcieć?

A jednak istnieją!

Każdy podchodził, całował starą kobietę – ożywioną, zaróżowioną, odmłodzoną jakby przez tę falę wzruszenia. Podeszłam i ja i mówię: „Jaka pani szczęśliwa!”. Nie czekałam na odpowiedź, ale ona pokiwała głową: „Tak, to szczęście mieć dobre dzieci”. I wtedy usłyszałam głos jednej z córek: „Ale mamo, to przecież twoja zasługa, to ty nas tak wychowałaś!”. – „Oczywiście – odpowiedziałam. – To szczęście mieć taką matkę!”.

Ksiądz proboszcz był obecny, patrzył i fotografował, a ja mówię: „Trzeba by zrobić taki spektakl w telewizji, pokazać ludziom szczęśliwą rodzinę wielopokoleniową! Udowodnić, że są, istnieją, choć ich się nie pokazuje. I oni, ludzie z dobrych, szczęśliwych rodzin, mogą uratować ten zagrożony naród. Bo w tej rodzinie nikt nie zabija dzieci ani się nie rozwodzi, i nikt nie umiera z głodu, bo oni sobie wzajemnie, jak trzeba, pomagają, i wszyscy pracują własnymi rękoma, a nie szukają sponsorów do «podejrzanych interesów»”.

Dobrze mi zrobiła ta wycieczka na „koniec świata”, do tego lasu i tego kościoła, gdzie ludzie zwyczajnie się modlą. A babcia opowiadała, że czasem nie było nic do chleba. Suchy chleb, ale w domu panowała zgoda – i wszyscy wyrośli na ludzi.

Chociaż człowiek jest człowiekiem od początku swego istnienia, od zapłodnienia, to jednak musi się starać i inni muszą się starać, żeby mu pomóc „wyrosnąć na człowieka”. Patrząc na naszą młodzież, zadaję sobie pytanie: Czy oni na pewno wyrosną na ludzi?