Katyń 1940 – Smoleńsk 2010

Filip Musiał

publikacja 30.04.2011 21:16

Wiosną 1940 r. Sowieci strzałem w tył głowy wymordowali niemal dwadzieścia dwa tysiące polskich jeńców wojennych i więźniów. W siedemdziesiąt lat później pod Smoleńskiem zginął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński i towarzyszący mu przedstawiciele najwyższych urzędów państwowych, organizacji politycznych i społecznych.

Posłaniec Serca Jezusowego 4/2011 Posłaniec Serca Jezusowego 4/2011

 

Zbrodnia i kłamstwo

5 marca 1940 r. siedmiu członków władz sowieckiej partii komunistycznej ze Stalinem na czele podpisało dokument nakazujący wymordowanie polskich jeńców i więźniów. Jednocześnie rozpoczęto działania zmierzające do ukrycia zbrodni.

Kiedy w czerwcu 1941 r. Trzecia Rzesza zaatakowała Sowiety, szukający sojuszników Stalin przystąpił do koalicji antyhitlerowskiej. Umożliwiło to ponowne nawiązanie stosunków dyplomatycznych między Polską a Sowietami, a w konsekwencji utworzenie Polskich Sił Zbrojnych w ZSRS dowodzonych przez gen. Władysława Andersa. W szeregach tej armii znaleźli się w większości Polacy zwolnieni z więzień i łagrów. Sztab bezskutecznie poszukiwał polskich oficerów pojmanych przez krasnoarmiejców po 17 września 1939 r. Mieli się stać kadrą dowódczą tworzonej armii. Pytany o nich Stalin odrzekł, że jeńcy zapewne uciekli do… Mandżurii. Wkrótce potem wycofujące się wojska niemieckie odkryły w Katyniu zbiorowe groby polskich oficerów. Sowieci od razu ogłosili, że to Niemcy dokonali zbrodni, a swe twierdzenie potwierdzili wynikami dochodzenia prowadzonego przez specjalną komisję pod przewodnictwem Nikołaja Burdenki. Tę wersję katyńskiego kłamstwa utrzymywali aż do upadku Związku Sowieckiego. W Rosji jest ona wciąż żywa i przypominana przez niektórych “historyków” i publicystów.

Walka o pamięć

Jednym z tych, którzy najdonośniej dopominali się o prawdę, był Stanisław Swianiewicz, który – z niewiadomych przyczyn – nie został zamordowany wraz z innymi oficerami, choć przywieziono go transportem na stację w Gniezdowie. Opuścił Związek Sowiecki wraz z tzw. armią Andersa, a następnie w wolnym świecie walczył o pamięć o pomordowanych.

W “ludowej” Polsce walka o katyńską prawdę była trudna, a za jej głoszenie groziły represje. O zbrodni jednak pamiętano. Ks. Stefan Niedzielak, w 1989 r. zamordowany przez “nieznanych sprawców”, od schyłku lat 70. tworzył na warszawskich Powązkach Sanktuarium Poległych i Pomordowanych na Wschodzie. W 1978 r. w Krakowie powstał Instytut Katyński, który pomimo szykan bezpieki wydawał w drugim obiegu publikacje dotyczące zbrodni. Przeciwko jej przemilczaniu najbardziej gwałtownie zaprotestował Walenty Badylak, który w 1980 r. dokonał samospalenia na krakowskim Rynku.

Prawda długo nie mogła jednak znaleźć się w obiegu publicznym. W PRL, gdy nie dało się już utrzymywać, że zbrodni dokonali Niemcy, cenzura w ogóle nie pozwalała na wymienianie nazwy Katyń. Zbrodnia i miejsce jej dokonania miały być skazane na zapomnienie. Dopiero po 1989 r. prawdziwa wersja wydarzeń pojawiła się w mediach i podręcznikach historii. Jednak to co było oczywiste dla Polaków, nie było do końca jasne dla świata.

Dopiero w kwietniu 1990 r. Sowieci przyznali, że zbrodni dokonało NKWD, a jesienią 1992 r. Federacja Rosyjska przekazała Polsce wybrane dokumenty, które jej dotyczyły. W manifestacyjnych gestach z ostatnich miesięcy dopatrzeć się można wyrachowania. Przekazywane kopie dokumentów wciąż bowiem nie odpowiadają na najważniejsze – z polskiego punktu widzenia – pytania. Jak choćby na to, gdzie są pochowani zamordowani z tzw. listy ukraińskiej? Jesteśmy świadkami polityki pustych gestów.

Co znamienne, początkowo po 1989 r. strona polska oddała prowadzenie śledztwa w sprawie zbrodni stronie rosyjskiej. Formalnie zakończono je jesienią 2004, a wiosną 2005 r. Naczelna Prokuratura Federacji Rosyjskiej ogłosiła, że nie było to ludobójstwo, lecz przestępstwo pospolite, które uległo przedawnieniu. Takie zakończenie sprawy spowodowało, że już jesienią 2004 r. polskie śledztwo w tej sprawie rozpoczął Instytut Pamięci Narodowej. W zbieraniu materiału dowodowego wytworzonego przez sowiecki aparat represji jest jednak uzależniony od strony rosyjskiej – ta zaś współpracuje na tyle, na ile uzna za stosowne i wygodne dla własnego rządu i prowadzonej przez niego polityki historycznej.

Powtórna zagłada elit

W wolnej Polsce podkreślanie prawdy o katyńskim mordzie było racją stanu. Było równoznaczne z odrzuceniem trwającego niemal półwiecze podporządkowania Kremlowi. Udział reprezentantów najwyższych urzędów w obchodach 70. rocznicy zbrodni był kwestią fundamentalną dla historycznej pamięci. Część z polityków uczestniczyła wraz z premierem Donaldem Tuskiem w obchodach, których gospodarzem była strona rosyjska, a zorganizowanych w Katyniu 7 kwietnia 2010 r. Większość reprezentantów najwyższych urzędów i instytucji pozarządowych zmierzała na obchody organizowane przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa – 10 kwietnia. Tej delegacji przewodził Prezydent RP Lech Kaczyński. Dowodem na zwycięstwo prawdy nad sowieckim kłamstwem było choćby to, że wśród udających się do Katynia byli także politycy do niedawna reprezentujący PZPR – partię, która narzucała kłamliwą wersję historii.

Tragedia, która rozegrała się pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r., zwróciła uwagę całego świata nie tylko na ofiary z prezydenckiego samolotu, ale także na wydarzenia sprzed siedemdziesięciu lat. W rok po tragedii można gorzko stwierdzić, że świat niewiele się nauczył. Raport przedstawiony przez MAK w styczniu tego roku, stwierdzający, że pełna odpowiedzialność za katastrofę z 10 kwietnia leży po stronie polskiej, został bezkrytycznie przyjęty przez większość mediów światowych. Oznacza to, że po kłamstwie katyńskim zmierzyć się będziemy musieli z nowym kłamstwem – smoleńskim…