Od suwerenności osoby do suwerenności państwa

o. Mieczysław A. Krąpiec OP

publikacja 29.05.2011 20:12

Jeśli można porównać suwerenność ludzkiej osoby i suwerenność państwa i w następstwie próbować ustalać jakieś relacje pierwszeństwa i zależności, to jawią się tylko dwie możliwości w ustalaniu prymatu suwerenności – albo pierwotnie suwerenem jest państwo, a osoba ludzka zyskuje jakieś uczestniczenie w suwerenności od państwa, jako silniejszej i pierwotniejszej postaci suwerena; albo odwrotnie – pierwotnie suwerenem jest ludzka osoba, która udziela w pewnym zakresie praw suwerena samemu państwu.

Cywilizacja 36/2011 Cywilizacja 36/2011

 

Ta właśnie druga możliwość jest w praktyce raczej nieznana, a w teorii koncepcję suwerenności wiąże się zasadniczo z państwem reprezentowanym przez jego władze. Takie jednak stanowisko można i trzeba zakwestionować; jakieś symptomy zakwestionowania takiego stanu rzeczy ukazują się obecnie w postaci rozszerzającego się ruchu na rzecz praw człowieka, natomiast teoretyczne, filozoficzne podstawy prymatu suwerenności ludzkiej osoby jawią się w samej koncepcji człowieka i do pewnego stopnia w teorii personalizmu. Najogólniej mówiąc, prymat suwerenności osoby jest związany z samym celem istnienia państwa i racją bytu społeczeństwa, jakim jest tzw. dobro wspólne. Natomiast suwerenność państwa jawi się niewątpliwie na obszarze koniecznych środków realizowania wspólnego dobra. Sprawa jednak zasługuje na bliższe rozpatrzenie.

U genezy teorii suwerenności państwa

W powszechnym rozumieniu „suwerenem” jest ten, nad którym nie ma już kogoś wyższego. I w sensie politycznym takim suwerenem jest albo jakaś osoba „pierwsza” – władca, albo jakaś społeczna organizacja, jakiś „kolektyw” posiadający władzę ustanowiania prawa i jego skutecznego realizowania. J. J. Rousseau w O umowie społecznejpisze: „Ta osoba publiczna, utworzona w ten sposób przez zjednoczenie się wszystkich poszczególnych osób, nazywała się dawniej cité, dzisiaj zaś nazywa się republiką lub ciałem politycznym, które członkowie jego mianują państwem, gdy jest bierne, zwierzchnikiem, gdy jest czynne […]”[1]. Rewolucja francuska z 1789 r., której dwusetlecie obchodzimy, w Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela w art. 3 ogłasza: „Źródło wszelkiej suwerenności spoczywa z jej istoty w Narodzie; żadne ciało, żadna jednostka nie może sprawować władzy, która nie wywodziłaby się wyraźnie z niego”[2]. A w Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela z 1793 r. art. 25 ustala: „Suwerenność należy do ludu (peuple) i ona jest jedna, niepodzielna, nieusuwalna i nieprzekazywalna”[3]. W polityce (zwłaszcza międzynarodowej) suwerenność jest właściwością państwa stanowiącą niezależność jednego państwa od drugiego w zakresie zasadniczo wszystkich praw. Jeśli zakres niezależności praw jest ograniczony do niektórych tylko dziedzin, wówczas zwykło się mówić nie o suwerenności, ale o „autonomii” danej społeczności.

Koncepcje suwerenności w okresie rewolucji francuskiej preferujące „naród”, „lud”, „państwo” w stosunku do jednostki, posiadają swe tradycyjne sformułowania dokonane jeszcze w starożytności przez Arystotelesa. On też podkreślał prymat państwa przed jednostką. Konsekwencją tego jest zanegowanie suwerenności człowieka, przynajmniej w wypadku licznej grupy niewolników. Państwo jako twór naturalny, samowystarczalny (autarkiczny) stanowi naturalne miejsce życia i rozwoju człowieka. „9. Okazuje się [...], że państwo należy do tworów natury, że człowiek jest z natury stworzony do życia w państwie, taki zaś, który z natury, a nie przez przypadek żyje poza państwem, jest albo nadludzką istotą, albo nędznikiem [...]. 10. Że człowiek jest istotą stworzoną do życia w państwie więcej niż pszczoła lub jakiekolwiek zwierzę żyjące w stadzie, to również jasną jest rzeczą. Natura bowiem, jak powiadam, nic nie czyni bez celu. Otóż człowiek jedyny z istot żyjących obdarzony jest mową. Głos jest oznaką bólu i radości dlatego posiadają go i inne istoty (rozwój ich posunął się bowiem tak daleko, że mają zdolność odczuwania bólu i radości, tudzież wyrażania tego między sobą). Ale mowa służy do określania tego, co pożyteczne czy szkodliwe, jak również i tego, co sprawiedliwe czy też niesprawiedliwe. 11. To bowiem jest właściwością człowieka odróżniającą go od innych stworzeń żyjących, że on jedyny ma zdolność rozróżniania dobra i zła, sprawiedliwości i niesprawiedliwości i tym podobne; wspólnota zaś tak ukształtowanych istot staje się podstawą rodziny i państwa. Z natury swojej państwo jest pierwej aniżeli rodzina i każdy z nas, całość bowiem musi być pierwej od części; toż po rozprzęgnięciu się całości nie będzie nogi ni ręki, a tylko przywiązana do części takiej nazwa [...]. 12. Okazuje się tedy, że państwo jest tworem natury i że jest pierwej od jednostki, bo jeśli ta odosobniona nie jest samowystarczalna, to znajdzie się w tym samym stosunku do państwa, co i inne części jakiejś całości”[4].

Dla Arystotelesa niewątpliwie państwo jest naturalnym tworem „pełniejszym” aniżeli sam człowiek porównywany do ręki lub nogi, które są częściami większej całości – organizmu ludzkiego. Szokujący jednak – na pierwszy rzut oka – jest jego pogląd o stosunku człowieka do państwa; porównywał je do stosunku części organizmu (ręki, nogi) do całości. A „całość musi być pierwej od części”. I to jest główny nerw argumentacyjny, nerw bardzo zdradliwy i nie tylko mylny, ale nawet wysoce niebezpieczny, jak się to uwidoczniło w jego (arystotelesowskiej) teorii niewolnictwa. Jeśli bowiem nie jest człowiek „całością”, a jest nią zasadniczo dopiero państwo, to właściwie nigdy człowiek nie jest suwerenem. Wprawdzie Arystoteles uznał za swoistą podstawę „całości” i swoistej suwerenności samowystarczalność (autarkeia), która stanowi podstawę państwowości, to jednak „całość” góruje nad samowystarczalnością – „autarkią” wiążącą się zasadniczo z zespołem środków pozwalających realizować dobro wspólne.

 


[1] J. J. Rousseau, O umowie społecznej, przeł. i oprac. M. Starzewski, Warszawa 2002, s. 27–28.

[2] Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela z 26 VIII 1789 r., art. 3, w: Prawa człowieka. Wybór źródeł, oprac. K. Motyka, Lublin 1996, s. 47.

[3] Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela z 1793 r. art. 25

[4] Arystoteles, Polityka, przekł. i oprac. L. Piotrowicz, Warszawa 2002, ks. 1, rozdz. 1, 1253 a i nn.

 

Jest więc w myśli Arystotelesa głębsze rozumienie „całości” – a jest nią niewątpliwie nieprzezwyciężona do końca doktryna Platona o ideach jako „prawdziwej rzeczywistości” (ontos on) […]. I jest sprawą charakterystyczną, że Arystoteles wraz z ogólnością widział także pełniejszy rozwój człowieka, zdolnego ogarnąć stany ogólne, ocenić stosunek ogólności zasad do konkretnych wskazań i przez to wyłonić z siebie odpowiedzialną decyzję. I nie każdy człowiek jest właśnie zdolny do takiej decyzji, która prowadzi jakoś do „samostanowienia” i wolności ludzkiej. „O przedmiotach własności mówi się tak, jak oczęściach, bo część jest nie tylko częścią czegoś innego, ale w ogóle należy do czegośinnego, podobnie zaś jest i z przedmiotem własności. Dlatego pan jest tylko panem niewolnika, ale do niego nie należy, a niewolnik jest nie tylko niewolnikiem swego pana, ale w ogóle do niego należy. Z wywodów tych okazuje się zatem, jaka jest istota i znaczenie niewolnika. Człowiek, który z natury nie należy do siebie, lecz do drugiego, jest z natury niewolnikiem […][5]. [...]. I jeśli człowiek jest zoon logikon„zwierzęciem zdolnym do używania rozumu”, to stopień zdolności używania rozumuczyni jednostkę odpowiednio bardziej lub mniej szlachetną […].

Jeszcze lepiej widać tę sprawę w świetle koncepcji państwa Platona. Zadaniem państwa jest wychowanie jego obywateli i umożliwienie przez to „powrotu” duszy, wcielonej w człowieka, do „utraconego raju”, do stanu boskiego, w którym dusza żyje kontemplując idee. Ale właśnie państwo normalnie funkcjonujące składa się z trzech zasadniczych klas ludzkich, będących jakby odbiciem i obrazem trzech dusz, które w każdym człowieku kierują właściwym sobie regionem […]. Dlatego doskonalszymi ludźmi są rządzący, którzy kierują się cnotą mądrości, aniżeli ci, którzy wytwarzają dobra. Oni pełnią funkcję podrzędną i nie w takim samym stopniu realizują treść „ogółu”. Są ludźmi, to prawda, ale kierują się nie tyle własnym rozumem i decyzją, ile decyzją władzy – mędrców. I to jest dla nich ideałem. Państwo jako kolektyw kieruje całkowicie postępowaniem jednostek, bo ono jest „pierwsze”, bo ono jest „całością”, a jego obywatele są „częścią” tej całości.

Zatem kontekst platoński i nieprzezwyciężony do końca platonizm spowodował u Arystotelesa dziwną koncepcję państwa jako „całości”, którego „częścią” są obywatele i nieludzką koncepcję naturalnego stanu niewolnictwa jako zasadniczo wyłącznie narzędzi realizujących wolę swoich panów […]. Danie zatem „pierwszeństwa” tworom myśli przed realnie, konkretnie istniejącą jednostką stanowi zasadniczy błąd, ciągle – niestety – obecny w rozmaitych poplatońskich koncepcjach filozoficznych, także współczesnych. Następstwem takiego stanu rzeczy w teorii państwa jest uznanie „pierwszeństwa” suwerenności państwa przed suwerennością ludzkiej osoby, która została pojęta jako „część” większej całości, od której „otrzymuje” swój zdeterminowany stan społeczny i obywatelski […].

Suwerenem jest człowiek – osoba

Normalne, naukowe spojrzenie na człowieka, tudzież odwołanie się do wewnętrznego doświadczenia przedstawia zasadniczo odmienną sytuację bycia człowiekiem w państwie. Oczywiście, państwo jak każdy twór społeczny jest „mocniejsze” od człowieka i może go zniszczyć w sensie dosłownym. Niemniej jednak każdy wie o tym, że swego istnienia nie zawdzięcza państwu. Każdy człowiek wie, że jest samodzielnie istniejącym bytem, a państwo jest „zbiorem” obywateli, powiązanych specjalnymi relacjami, które pomagają lub też utrudniają życie jednostce. Jednostka jest bytem rzeczywistym, substancjalnym, samoświadomym, wolnym, a więc bytem osobowym. To istniejące i żyjące ludzkie jednostki tworzą państwo poprzez sieć międzyludzkich osobowych relacji. I nikt nie ma świadomości, iż jest tylko „częścią” większej „całości”, jaką jest państwo. Przeciwnie, odczuwa spontanicznie, że to państwo ma pomagać w godnym, pokojowym, mniej trudnym życiu realnej jednostki, która rzeczywiście żyje, poznając, kochając, tworząc, podczas gdy państwo znajduje się poza kategorią życia podmiotowego. I ten właśnie spontanicznie przeżywany obraz człowieka i państwa potwierdza bardziej zorganizowana refleksja i filozoficzne rozważania wyjaśniające fakty dane nam do wyjaśnienia na linii jednostka – państwo.

Jednostka a państwo

Człowiek bowiem w stosunku do państwa nie jest tylko „jednostką” jako częścią większej „zbiorowości-mnogości”. Mnogość jednostek zrzeszonych w państwie nie „uzupełnia” w bytowaniu samej jednostki, ale pomaga jej (lub utrudnia) bardziej zorganizowane i sprawne ludzkie działanie. Jednostka ludzka jest jednak bytem pełnym, samodzielnie istniejącym, tworzącym swoistą „całość w sobie” – słowem jest osobą inną niż jednostki jakiegoś zwierzęcego gatunku, które w żaden sposób nie transcendują tego gatunku. A tymczasem człowiek swoim poznaniem transcenduje świat cały i siebie samego; swoją miłością może „spiskować” przeciwko samemu sobie; poprzez swą twórczość może podnieść na wyższy poziom całą ludzkość, ale może siebie i ludzkość unieszczęśliwić, a nawet zniweczyć. Transcendencja człowieka wobec siebie samego, wobec swego gatunku, wobec całego społeczeństwa, świata, a nawet kosmosu jest niewątpliwa. I taki właśnie charakter ludzkiego bytowania wskazuje na to, że człowiek jest bytem osobowym […].

 


[5] Zob. tamże, 1254 a5 i nn.

 

Osoba jest bytem suwerennym, albowiem sobie panuje i o sobie samej decyduje, stanowiąc o swej osobistej twarzy, którą wypracowuje sobie poprzez swe decyzje przechodzące w czyny. Moment suwerenności osobowego bytu ludzkiego ujawnia się w kształtowaniu „od wewnątrz” swego osobowego profilu poprzez akty wolnego poznania, rozumnej miłości i wolnej decyzji, spajającej w jedno konkretne poznanie i dobrowolność. Poznanie, miłość i wolność wzajemnie przenikają się w wewnętrznym – właśnie osobowym, życiu człowieka […].W akcie decyzji w stosunku do swego ludzkiego działania jestem rzeczywiście suwerenem i tego doświadczam w trakcie towarzyszącej refleksji, jak poprzez moje poznanie sam siebie „posiadam”, jak przez moją wolną wolę sam sobie „panuję”, jak stapiając te dwa w jeden akt decyzyjny, suwerenny, sam siebie konstytuuję niepodległym źródłem mego osobowego działania. Samoposiadanie, samopanowanie i samostanowienie (jak to nazwał K. Wojtyła) jest uwyraźnieniem ciągle dokonującego się w nas aktu decyzji, będącego dobrowolnym wyborem sądu praktycznego, poprzez który sam siebie determinuję do działania, a przez to samo jakby „konstytuuję” siebie już nowym bytem, nowym źródłem działania, w ten sposób nie tylko nadaję sobie moje osobowe oblicze, ale nadto biorę odpowiedzialność za wprowadzone nowe relacje w świecie poprzez wyłonione ze mnie działanie. W akcie osobowej decyzji stykamy się po raz pierwszy z faktem suwerenności bytowej ludzkiej osoby i na wzór tej właśnie suwerenności kształtujemy sobie model suwerenności społecznej, narodowej, państwowej.

Otwartość i suwerenność bytu osobowego człowieka jest racją ludzkiej godności i zupełności, nad którą nie ma jakiegoś zupełniejszego „ogółu” czy kolektywu. Godność osoby człowieka jako osoby przejawia się w tym, że jest on celem, a nie środkiem i jakimś tylko instrumentem lub „rzeczą” służącą do realizowania obcych mu celów […].

Człowiek będący sam dla siebie suwerenem, otwarty na cały byt i organizujący w wolny sposób tenże byt ramionami swego poznania i swej miłości, jest w sobie całością i zupełnością, nad którą nie ma już bardziej zwartej całości i zupełności. Albowiem byt społeczny, jakim jest naród czy państwo, stanowi jedynie zwarty układ relacji interpersonalnych, przyporządkowanych realizacji przez każdą osobę wspólnego dobra, jakim jest nade wszystko wewnętrzny i nieskrępowany rozwój twórczych sił osobowych w postaci poznania, miłości, wolności (spinających się w akty decyzyjne, konieczne dla każdego człowieka – aby być prawdziwie człowiekiem). Osoba ludzka transcendująca siebie, społeczeństwo i cały kosmos przez swe akty osobowe i będąca sama w sobie celem ludzkiego działania nie może stać się tylko środkiem do jakiegoś celu realizowanego przez społeczeństwo, zwłaszcza zaś przez państwo. Przeciwnie, to społeczeństwo (w tym szczególnie państwo!) jest przyporządkowane realizacji wspólnego dobra, jakim jest dobro bytu osobowego we wszystkim, co jest istotnie osobowe przejawiające się w aktualizowaniu porządku poznawczego, moralnym działaniu i kulturowej twórczości.

Relacje suwerennej osoby wobec społeczności a suwerenność państwa

Samodzielnie istniejące byty osobowe (ludzie) muszą zrzeszać się w rozmaite społeczności, na czele ze społecznością państwową, po to – aby móc właśnie zaktualizować swe intelektualne, moralne i twórcze potencjalności osobowe, a przez to realizować „wspólne dobro” będące racją ostateczną istnienia społeczeństwa. A wiążąc się z natury (a więc na mocy jakiegoś kontraktu czy umowy społecznej) w społeczność rodzinną, narodową czy państwową – wraz ze sobą wnoszą do naturalnej społeczności także momenty swej osobowej suwerenności. Ona to przybiera społeczną postać już to autonomii, już to jakiejś prawnie ograniczonej suwerenności, już to suwerenności pełnej, a więc suwerenności jako takiej. Jest bowiem sprawą zrozumiałą, że suwerenność państwa można przyrównać do suwerenności bytu osobowego, który poprzez akty decyzyjne stanowi o sobie […].

Trudniej jest ustalić relacje osoby wolnej i suwerennej do społeczności-państwa, które jest również suwerenem, które również realizuje dobro wspólne. A wspólnym dobrem stanowiącym cel i sens społeczności (zwłaszcza państwa) jest wewnętrzny, osobowy rozwój człowieka przejawiający się w jak najbogatszym aktualizowaniu poznania, miłości (moralności), twórczości w relacjach interpersonalnych, angażujących także stronę religijną, a więc docierającą do Osoby Absolutu. Jeśli osoba ludzka jest bytem suwerennym i państwo jest również bytem suwerennym – to dwa suwerenne byty, mające autonomiczne cele, mogą istnieć jedynie pod warunkiem zachowania swych suwerennych praw. Pogodzenie suwerennych praw osoby ludzkiej i państwa jest możliwe w wolnym akcie bytów suwerennych decydujących o swym indywidualnym i zbiorowym postępowaniu. Ale – mimo to – trzeba mieć jakieś ogólne dyrektywy kierujące normatywnością postępowania; trzeba mieć teorię stanowiącą podstawę wychowania człowieka i dostarczającą społeczności uzasadnionych rozwiązań – dla ułożenia harmonijnych relacji na linii: człowiek – państwo.

 

 

Najogólniej rzecz biorąc, obszary suwerenności osobowej i państwowej są dość ostro rozgraniczone. Dobro wspólne pojęte jako cel osobowej działalności człowieka – a więc rozwój osobowy, intelektualny, moralny i twórczy – stanowi bezsprzecznie domenę osobową, do której państwo nie ma prawa mieszać się, w tym sensie, jakoby ono miało indoktrynować tę właśnie dziedzinę osobowego życia człowieka. Wszystko to jest dobrem duchowym, dobrem-celem stanowiącym motyw ludzkiego działania, które zasadniczo jest działaniem przyporządkowanym aktualizacji osobowych potencjalności człowieka. Natomiast państwo sprawuje suwerenną władzę w dziedzinie środków umożliwiających realizację celów osobowych. Jest bowiem rzeczą wiadomą, że dla zrealizowania dobra wspólnego, pojętego jako wewnętrzny rozwój ludzkiej osoby, potrzebne są środki materialne, jak np. szkoły, szpitale, drogi, środki transportu, środki żywnościowe, środki masowej kultury. Wszystko to w poszczególnych społeczeństwach znajduje się w ograniczonej ilości i sprawiedliwy rozdział dóbr-środków jest możliwy jedynie poprzez decyzje społeczne. I w tej dziedzinie społeczność-państwo jest niewątpliwie suwerenem, albowiem zagwarantowanie wszelkich środków potrzebnych obywatelom nie może się inaczej dokonać, jak tylko poprzez decyzje, prawo suwerena państwowego. Ten jednakże suweren państwowy może przekroczyć granice swych kompetencji, gdy dokonuje podstawowej alienacji celu i środków. To właśnie systemy totalitarne wdzierają się na teren suwerenności osobowej i usiłują zniewolić ludzkie poznanie, moralność, twórczość – a więc to, co jest wspólnym dobrem-celem – czyniąc z tego środek do własnych, partyjnych zamierzeń. Alienacja celu i środków jest naczelnym zagrożeniem człowieka ze strony społeczności państwowej […]. W aspekcie osobowym człowiek jest celem społeczeństwa, albowiem cały sensistnienia społeczności sprowadza się zasadniczo do umożliwienia człowiekowi rozwoju w dziedzinie jego życia osobowego.

Wszędzie jednak tam, gdzie wchodzą w grę dobra materialne, będące koniecznymi środkami do realizowania przez społeczeństwo-państwo dobra wspólnego, pojętego jako cel, to ludzka jednostka jest podporządkowana społeczeństwu-państwu. Nawet wówczas, gdy dobrem materialnym, w wyjątkowym wypadku, jest ludzkie życie jako sposób bycia w materii lub dobro materialne, do którego posiadania i używania ma lub może mieć prawo, to i w tym aspekcie człowiek jest ostatecznie podporządkowany społeczeństwu-państwu, a to ze względu na konieczność powszechnego zagwarantowania praw osobowych, stanowiących istotny moment wspólnego dobra, które jest celem społeczności.

Zatem suwerenność osoby i państwa jest do pogodzenia i w społecznościach obywatelskich sprawę tę zasadniczo rozwiązuje powszechnie uchwalona i akceptowana konstytucja, gwarantująca w ramach suwerenności państwowej suwerenność ludzkiej osoby. Ona to bowiem poprzez naturalne zrzeszenie się w państwo udziela mu atrybutów suwerenności. Państwo bowiem jest tylko siecią relacji międzyludzkich i na mocy samych tylko relacji, bez odniesienia się do realnie, samodzielnie istniejących podmiotów osób, nie może posiadać atrybutu zupełności i celu, jaki posiada byt osobowy, istniejący w sobie i dla siebie, a doskonalący się i rozwijający poprzez działanie dla drugiego, czyli działanie typowo społeczne. Sama jednak relacyjność ludzkiego działania, jakkolwiek pojęta (od platońskiej i heglowskiej „ogólności” poprzez marksistowski socjocentryzm, czy też międzyludzkie „spotkania”), nie konstytuuje bytu osobowego i nie jest podstawową formą bytowania.

Państwo a naród

Ogólne i analogiczne rozwiązanie zagadnienia stosunku: osoba – państwo, będąc zasadniczo rozwiązaniem teoretycznym, domaga się jeszcze dopowiedzenia o roli narodowego środowiska w praktycznym kształtowaniu się osobowego oblicza człowieka. W normalnym biegu rzeczy, to państwo spełnia rolę organizującą rozwój człowieka. Ale zdarza się, że niekiedy państwo jest obce i wrogie osobie i sam naród nie organizuje sobie państwa; tak było w przypadku narodu polskiego. I właśnie Jan Paweł II nie bez doświadczenia życia własnego narodu, który był pozbawiony własnej państwowości, zwracał uwagę na doniosłą rolę narodu w praktycznym wychowaniu człowieka i rozwoju jego osobowości, co zresztą podkreślali nasi najwięksi narodowi przywódcy. Albowiem świadomość narodowa budzi się, umacnia i wzrasta poprzez wspólne życie kulturowe człowieka, które jest niczym innym, jak właśnie aktualizowaniem się potencjalności osobowych.

Jest sprawą powszechnie znaną, że kultura znajduje swój wyraz w czterech wielkich nurtach racjonalnego rozwoju: religii, nauce, moralności i twórczości (sztuka). One wszystkie razem tworzą kulturę (wykwit osobowej działalności człowieka), która dopełnia naturę i dostarcza człowiekowi jakby ludzkiej niszy, w której może on pełniej żyć i rozwijać się do granic możliwości, co od dawna nazywano optimum potentiae, czyli szczytowym rozwojem ludzkich potencjalności osobowych, usprawnionych orszakiem cnót intelektualnych i moralnych. Właśnie naród ożywiony wspólną kulturą, świadomy swych dziejów, świadomy wspólnotowych wartości, wnoszący w nie swe specyficznie narodowe znamiona, ten naród jest dla osoby ludzkiej jakby naturalnym pniem drzewa, zdolnego rodzić dojrzałe owoce w postaci osobowego rozwoju człowieka. Taki naród może rozwiązać praktycznie i organicznie wszelkie ewentualnie powstające konflikty pomiędzy jednostką i państwem. Odwracanie się – poprzez propagowanie masowej globalnej kultury beznarodowej – od narodu, jego dziejów, osiągnięć i upadków może przyczynić się nie tylko do osłabienia życia osobowego, ale spowodować groźne deformacje, które zresztą dają się już zauważyć w postaci różnorodnych „wynaturzeń”. Więź z narodowym drzewem pomaga do wszechstronnego osobowego rozwoju, do realizowania wspólnego dobra, które jest obiektywnie uniesprzecznione przez Dobro Absolutu.

 

Artykuł stanowi fragment rozdziału 3 książki: M. A. Krąpiec, Dzieła, t. 16: Suwerenność – czyja?, Lublin 1996, s. 41–55 [śródtytuły pochodzą od redakcji].

o. Mieczysław A. Krąpiec OP - 1921–2008, profesor dr hab., filozof, teolog, rektor KUL w latach 1970–1983, twórca lubelskiej szkoły filozoficznej; był członkiem rzeczywistym Polskiej Akademii Nauk, Polskiej Akademii Umiejętności i Papieskiej Akademii św. Tomasza z Akwinu w Rzymie; wielokrotny doktor honoris causa; piastował funkcję honorowego prezesa Polskiego Towarzystwa Tomasza z Akwinu – oddziału Società Internazionale Tommaso d’Aquino, był inicjatorem prac nad Powszechną encyklopedią filozofii; autor ponad 40 pozycji książkowych oraz ponad 300 artykułów (zob. bibliografia na www.ptta.pl//krapiec).