Polityka nierównych szans

MAGDALENA GUZIAK-NOWAK

publikacja 31.05.2011 05:24

– To synonim polskiej polityki prorodzinnej, która paradoksalnie... spycha rodziny na margines. Czy Polska nie lubi dzieci?

Przewodnik Katolicki 22/2011 Przewodnik Katolicki 22/2011

 

I nie mam tu na myśli wzniosłych słów, że to one są największym szczęściem i błogosławieństwem, jakie może spotkać rodziców, ale twarde dane – prognozy ekspertów, którzy straszą nas wizją starego społeczeństwa. I mają rację. Regres demograficzny, marginalizacja rodzin w wyniku bezrobocia i ubóstwa, upowszechnianie modelu samotnego wychowania dzieci – to tylko niektóre skutki niedostatecznej opieki nad rodziną.

Diabeł tkwi w szczegółach

Podstawowym problemem, z którego wynikają wszystkie pozostałe, jest pomieszanie pojęć. Bo polityka socjalna i prorodzinna – chociaż wrzucane do tego samego worka – to zupełnie co innego. Ta pierwsza ma – co do zasady – likwidować społeczne problemy, np. bezdomność, alkoholizm, narkomanię czy „trudności w przystosowaniu do życia po zwolnieniu z zakładu karnego”. A rodzina nie jest problemem! Sprowadzenie polityki prorodzinnej wyłącznie do socjalnej – chociażby przez ustawowy zapis, że „socjal” ma zapobiegać „bezradności w sprawach opiekuńczo-wychowawczych i prowadzenia gospodarstwa domowego, zwłaszcza w rodzinach niepełnych lub wielodzietnych” (jakby to było ich domeną) – jest dużym uproszczeniem i nadużyciem. Chyba że pod pojęciem „bezradności” rozumiemy zbyt wysokie obciążenia finansowe związane z utrzymaniem potomstwa, a na to rodzice nie mają wpływu.

Co mamy?

Niewiele. Przede wszystkim niechlubne wskaźniki. Mimo że spada liczba urodzeń (w 1989 r. na 100 kobiet przypadało ich w Polsce 203, dziś – 123), to na dzieci, które się rodzą, delikatnie mówiąc, nie przepłacamy. Podczas gdy średnie wydatki na politykę prorodzinną w Unii Europejskiej wynoszą obecnie ok. 2 proc. PKB, Polska przeznacza na ten cel dwa razy mniej. Wątek ten wymaga drobnego komentarza: na co szczególnie warto zwrócić uwagę, to nie fakt, że Polskę wyprzedzają bogate Niemcy, Francja, Dania, Austria czy Szwecja. O rodziny bardziej troszczą się także Rumunia, Czechy i Grecja… Polskie dzieci są najbiedniejsze w Europie. Z raportu GUS-uSytuacja gospodarstw domowych w 2008 r. wynika, że 45 proc. rodzin z czworgiem i więcej dzieci żyje poniżej relatywnej granicy ubóstwa (dochód na osobę mniejszy niż 50 proc. średniej krajowej), a 18 proc. tych rodzin – poniżej minimum egzystencji, czyli ich dochód nie wystarcza na zaspokojenie elementarnych potrzeb.

Łatanie dziury w wale jest ważniejsze

– Myślenie, że obecny stan polityki prorodzinnej to pozostałość po systemie komunistycznym, nie jest ścisłe. Ze zdziwieniem kiedyś stwierdziłam, że w 1985 r. jedną trzecią pensji mojego męża stanowiły zasiłki przyznawane z racji wychowywania dwójki dzieci, a ja mogłam być na urlopie wychowawczym przez 15 lat. Urlop wychowawczy był płatny i częściowo zaliczany do emerytury. Podwyżka zasiłków i wprowadzenie płatnych urlopów wychowawczych były realizacją postulatów strajkowych z sierpnia 1980 r. A dziś? Niektórzy nie wiedzą, że urlop wychowawczy w ogóle istnieje. Podczas gdy cała Europa mówi, że małe dziecko potrzebuje czasu, w Polsce prowadzi się kampanię żłobkową, by mamy jak najszybciej po porodzie wróciły do pracy zawodowej – stwierdza ze smutkiem i żalem Teresa Kapela, wiceprezes zarządu Związku Dużych Rodzin Trzy Plus, mama pięciorga dorosłych już dzieci.

Nad przyczynami takiego stanu rzeczy zastanawia się Dariusz Karłowicz, prezes Fundacji Świętego Mikołaja: – Polityczne i ekonomiczne skutki polityki prorodzinnej dałyby się odczuć dopiero po dłuższym czasie. Rządy spętane perspektywą najbliższych wyborów poświęcają rodzinie tyle uwagi, co wałom przeciwpowodziowym, a więc niewiele – diagnozuje. Jego prognoza na przyszłość również nie jest optymistyczna: – Różnica polega na tym, że rzeki wylewają raz na jakiś czas i ryzyko, że stanie się to jeszcze przed wyborami, skłania do jakiejś pracy przy konserwacji wałów. Brak polityki prorodzinnej skończy się katastrofą, której nie da się załatać jak dziury w wale.

Prezes Karłowicz uważa, że świadczenia, które państwo proponuje rodzinom (o czym pisaliśmy wielokrotnie w „Przewodniku”), zniechęcają do rodzenia dzieci. „Miniaturowy system ulg podatkowych” nazywa „skandaliczną nierównością”. Nie sądzi też, aby dobry pakiet prorodzinny był dziś przepustką do wygranych wyborów. – Kilka ugrupowań odwoływało się do wartości rodzinnych, ale nigdy nie zapewniło im to spektakularnego wyniku. Nikomu nie udało się nadać temu tematowi wysokiej rangi politycznej – stwierdza. Być może dlatego, że jak dotąd nikt nie wystąpił z dostatecznie przekonującym programem zmian, więc odbiorcy kampanii wyborczych nie są przekonani, na czym prorodzinność miałaby polegać. – Nawet jeśli pojawiały się jakieś prorodzinne hasła, to nie widziałem ich jako przekonującej wizji politycznej i ekonomicznej. Często były to tylko pobożne życzenia, o których po wyborach szybko zapominano, bo w kolejnym budżecie musiały ustąpić sprawom ocenianym jako bardziej istotne. Patrząc na to z perspektywy ekonomicznej, rządy są jak biznesmen mający zainwestować w przedsięwzięcie, którego zyski nadejdą dopiero za kilkadziesiąt lat. W tej sprawie trzeba opuścić horyzont partyjno-wyborczy i ekonomiczną „dojutrkowość”. Państwo nie jest spółką z ograniczoną odpowiedzialnością. Niestety, myślenie w kategorii dobra wspólnego wymaga wiele odwagi, a sprawa prorodzinności czeka na wielkich wizjonerów i reformatorów. Oby nadeszli, nim będzie za późno.

 

 

Wielodzietność = patologia

A może brak nam rozwiązań prawnych? Nie, one istnieją. Chociaż w teorii Europejska Karta Społeczna i polska konstytucja bronią rodziny, to nie ma to prawie żadnego przełożenia na praktykę. – Spotykamy się z murem niewiedzy samorządu: dlaczego pomagać akurat wielodzietnym, a nie innej grupie społecznej? Trudnością jest też niemożność obliczenia liczby rodzin wielodzietnych w naszym kraju.

W konsekwencji władze nie potrafią oszacować, ilu dzieciom należałyby się ulgi, zatem lepiej wcale ich nie wprowadzać – tłumaczy Teresa Kapela i zwraca uwagę na jeszcze jeden ważny problem: – Poza tym wiedza o rodzinach tworzy się przez pryzmat pomocy społecznej, do której zgłaszają się te najbiedniejsze i z trudnościami, chociaż stanowią zaledwie 10 proc. Tym sposobem wielodzietność stała się synonimem patologii.

„Rodzina to pierwsze zadanie dla Kościoła” (bł. Jan Paweł II)

Prorodzinność to dobry temat do dyskusji nie tylko w gmachu przy Wiejskiej, ale również w wysokich kręgach kościelnych. Wypłacanie świadczeń rodzinnych z pewnością nie jest kompetencją biskupów, ale większy lobbing na rządzących i wyraźniejsze poparcie inicjatyw oddolnych na pewno by nie zaszkodziły.

– Niestety, często nie czujemy wsparcia i wiedzy na temat sytuacji rodzin wielodzietnych w kręgach katolickich. W ramach badań Europejskiego Roku Walki z Ubóstwem powstało na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim opracowanie Skazani na wykluczenie. Rodziny wielodzietne wrzucono tam do jednego worka z więźniami i alkoholikami – nie kryje oburzenia Teresa Kapela. – Nie zauważono nawet, że opis grupy wielodzietnych daleko odbiega od pozostałych: przy średniej 24 lata 50 proc. to osoby z wyższym wykształceniem lub w trakcie zdobywania go. Podobne dane otrzymano, badając Bielańskie Stowarzyszenie Wielodzietnych, więc to nie przypadek.

Mądrość to pragnienie nauki (por. Mdr 6, 17)

Co robić, by było inaczej? Po pierwsze, samemu podejmować inicjatywy obywatelskie i wspierać instytucje, które tak działają (np. ZDR 3+, Fundacja Mamy i Taty). Bo nie zanosi się na to, żeby ktokolwiek zrobił to za nas.

A po drugie, uczyć się od mądrzejszych. Garść przemyślanych rozwiązań proponują wypowiadający się dla nas eksperci. By dziecko nie było – jak powiedział jeden z nich – „dobrem luksusowym”.           

 

Pomysły europejskie

 

Francja (w 2008 r. jako jedyna  w Europie osiągnęła prostą zastępowalność pokoleń):

– np. ulga w postaci kredytu podatkowego (odroczonego podatku), wynikająca z wydatków mieszkaniowych, szkolnych, ubezpieczeń, modernizacji mieszkania w celu oszczędności energii itp.,

– Karta Rodziny Licznej (od 1921 r.) uprawniająca do zniżek komunikacyjnych (30 proc. dla rodziny z trójką dzieci, 40 proc. z czwórką,
50 proc. z piątką i 75 proc. z szóstką i więcej dzieci),

– świadczenia powszechne (dla wszystkich rodzin, nie ma progu dochodowego jak w Polsce – „magiczne” 504 zł) na dzieci do 18. lub 20. roku życia,

– 115 euro na pierwsze i drugie dziecko, 263 euro na trzecie, 411 na czwarte, 550 na piąte

i 150 więcej na każde następne,

– oprócz tego m.in. zasiłki dla rodziców rezygnujących z pracy zawodowej, zasiłki na dzieci poniżej 3 lat (wypłacane nawet od 5. miesiąca ciąży), wynagrodzenie i składka ubezpieczeniowa  za opiekę nad dzieckiem do 6. roku życia, świadczenie „z okazji” nowego roku szkolnego.

 

Belgia

– premia z tytułu urodzenia dziecka w formie jednorazowej zapomogi: 1152 euro – za urodzenie pierwszego dziecka, 867 euro – za urodzenie drugiego i kolejnego dziecka, 1152 euro – za każde urodzone dziecko z ciąży wielopłodowej,

– premia adopcyjna – 1152 euro.

 

Austria

– możliwość odpisania od podatku kosztów opieki nad dziećmi – maksymalnie  2300 euro rocznie,

– urlop macierzyński, tzw. Krenz, może trwać do ukończenia przez dziecko 2. roku życia i przysługuje obojgu rodzicom,

– urlop wychowawczy maksymalnie do ukończenia przez dziecko 7. roku życia.

 

 

Andrzej Sadowski wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha, niezależnego instytutu naukowo-badawczego

− W Polsce nie ma jeszcze na szczęście takiego dramatu związanego z kryzysem demograficznym, jaki występuje w innych krajach europejskich. Mamy bowiem ostatni wyż demograficzny, który jest efektem urodzin w czasie stanu wojennego. Dzięki temu są jeszcze „ręce do pracy”. Jednak młodzi ludzie, którzy wchodzą w dorosłe życie i zakładają rodziny, odkładają decyzję o posiadaniu dzieci na kolejne lata, bo po prostu nie mają na to pieniędzy. Co innego bowiem urodzić dziecko, a co innego je wychować i doprowadzić do dorosłości. Wymaga to poniesienia bardzo wysokich kosztów, które wyliczyło nasze centrum w 2008 r., a w tym roku zrobiło aktualizację tych danych. To, co jest zabierane rodzicom w postaci opodatkowania pracy, w żaden sposób nie jest im zwracane np. w uldze na dzieci. Stąd można powiedzieć, że dziecko jest dobrem luksusowym. Dlatego żadne projekty typu becikowe nie spowodują wzrostu liczby dzieci w naszym kraju.

Nie można udawać, że rząd może coś rodzinom dać w postaci takich czy innych ulg, bo to praca jest źródłem utrzymania polskich rodzin. Obecnie sytuacja jest niestety absurdalna. Wysokimi podatkami zmusza się dwoje rodziców do pracy po to, aby jeszcze np. płacili za żłobki czy przedszkola. A powinno być tak, jak mówi zresztą idea pracy rodzinnej, którą wielokrotnie podkreślano w encyklikach papieskich, że już praca jednego z małżonków pozwala na godziwe utrzymanie całej rodziny. Moim zdaniem więc polityka prorodzinna III RP jest elementem czysto propagandowym.

 

Karolina Elbanowska Stowarzyszenie i Fundacja Rzecznik Praw Rodziców

− Rodziny wychowujące dzieci w Polsce są, statystycznie rzecz biorąc, grupą w najtrudniejszej sytuacji materialnej. Rodzice w miastach są najczęściej niewolnikami kredytów mieszkaniowych i często uznają, że nie stać ich na kolejne dzieci. W mniejszych miejscowościach młode rodziny nierzadko borykają się z brakiem pracy. W najtrudniejszej sytuacji są jednak rodziny wielodzietne, ponieważ ich problemy rosną w postępie geometrycznym, a ostatnie podwyżki podatków i cen uderzyły w nie ze wzmożoną siłą.

Trudna sytuacja rodzin jest jednocześnie problemem całego społeczeństwa. Mamy najniższy w całej Unii przyrost naturalny, a to wróży poważny kryzys demograficzny już w niedalekiej przyszłości. Mimo to władze nie podejmują działań prorodzinnych. To zaskakujące, ponieważ wiadomo, że za pomocą mądrych rozwiązań wspierających rodziny można odwrócić niekorzystne trendy demograficzne, tak jak dzieje się to np. we Francji.

Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców stara się o realizację kilku najpilniejszych postulatów takich, jak: rewaloryzacja progów dochodowych uprawniających do dodatków na dzieci, wydłużenie urlopów macierzyńskich dla matek wcześniaków, wspólne rozliczenie podatkowe małżeństw z dziećmi, stworzenie ogólnopolskiej karty uprawniającej do zniżek np. na transport dla rodzin wielodzietnych oraz powołanie zespołu przy ministerstwie pracy, który zajmowałby się wdrażaniem programów wspierających rodziny.

 

dr hab. Andrzej Ochocki kierownik Katedry Statystyki i Demografii Instytutu Socjologii UKSW w Warszawie

− Projektowanie rozwiązań polityki rodzinnej w danym państwie niewątpliwie wymaga uwzględnienia opinii społecznej na ten temat. Badania przeprowadzone w latach 2003−2005 przez Federalny Instytut Badań Ludnościowych w Wiesbaden w 14 państwach Europy ukazały poglądy społeczeństwa odnośnie do finansowych i instytucjonalnych instrumentów polityki rodzinnej.

Powszechne poparcie uzyskały w nich ulgi w podatkach od dochodów osobistych rodziców z dziećmi na utrzymaniu. Natomiast w krajach o bardzo niskim i niskim poziomie rodności odnotowano bardzo wysoki odsetek respondentów postulujący znaczące zmniejszenie kosztów kształcenia dzieci ponoszonych przez gospodarstwa domowe, a także poprawę warunków mieszkaniowych rodzin z dziećmi.

Przeanalizowano też opinie osób w wieku 20−49 lat w kwestii reguł dotyczących korzystania z urlopów rodzicielskich i uzyskiwania dodatków rodzinnych na dzieci. Rezultaty przeprowadzonej analizy, która podkreśla istotne znaczenie obu tych instrumentów polityki rodzinnej, pokazują, że Europejczycy optują za urlopem rodzicielskim trwającym 2–3 lata. Większość uważa też, że dodatki na dzieci powinny otrzymywać wszystkie dzieci do określonego wieku, a ich kwoty powinny być uzależnione tylko od sytuacji finansowej gospodarstwa domowego, a nie od wieku dziecka. Postawy społeczne wobec stosowanych rozwiązań w polityce rodzinnej różnią się jednak nawet między krajami o podobnym poziomie dobrobytu, co jest uwarunkowane przede wszystkim różnicami kulturowymi i dotychczasowymi doświadczeniami danego państwa w realizowaniu  polityki społecznej.

 

dr Tomasz Żukowski - socjolog i politolog z Instytut Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego

– Odwrócenie obecnych tendencji w Europie i Polsce jest bardzo trudne, szczególnie z powodu niewystarczającej dzietności. Warto rozważyć nawet takie działania, które mogą się wydawać kontrowersyjne.

Po pierwsze, trzeba zwiększyć prorodzinność systemu podatkowego, aby preferował tych mieszkańców wsi, którzy mają dzieci. Ponieważ rolnicy nie płacą podatku dochodowego, nie mogą obecnie skorzystać z ulgi podatkowej na dzieci.

Po drugie, konieczna jest wyraźna pomoc dla małżeństw studenckich. Wydaje się, że przy tak wysokim odsetku studiujących kobiet i przy tak dużych wymaganiach rynku pracy dobrym momentem na macierzyństwo mogą być studia. Łatwiej jest studiować i wychowywać dzieci, niż pracować na bardzo konkurencyjnym rynku i wychowywać dzieci. Dlatego trzeba takie małżeństwa wspierać, np. przez zakładanie żłobków przy akademikach i tworzenie pokojów rodzinnych w domach studenckich.

Po trzecie, od dłuższego czasu rozważa się (np. w Niemczech) przyznanie dodatkowych praw wyborczych rodzicom, którzy mogliby głosować również w imieniu swoich małych dzieci. Nie ma skuteczniejszego sposobu na zwiększenie zainteresowania polityków sprawami prorodzinnymi – trzeba strukturalnie umocnić te prorodzinne grupy interesu, które będą na nich naciskać.

I po wtóre, niezbędna jest też większa obecność tematów związanych z polityką prorodzinną w debacie publicznej.