Tajny współpracownik prymasa Wyszyńskiego

Bartłomiej Noszczak

publikacja 16.06.2011 13:56

Wacław Hajduk był szeregowym funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa. Rozczarowany komunizmem, już w 1948 r. postanowił upublicznić tajne dokumenty UB. Chciał też dotrzeć do prymasa Wyszyńskiego i ostrzec przed planami władz, dotyczącymi zniszczenia Kościoła. Jednak był skazany na klęskę, a „ludowa praworządność” nie miała dla niego litości.

Tygodnik Powszechny 24/2011 Tygodnik Powszechny 24/2011

Życie nie rozpieszczało Wacława Hajduka: musiał zarabiać już w wieku 11 lat, jako robotnik rolny. Był rok 1922.

Hajduk, urodzony we wsi Szczałb (dziś to powiat Łuków), miał sześć lat, gdy umarła mu matka. Już pięć lat później bieda zmusiła go do opuszczenia rodzinnego domu i wynajęcia się do ciężkiej pracy – „w służbie”, w polu.

Miał 17 lat, gdy postanowił szukać szczęścia w Warszawie. Pracując, skończył wieczorowo szkołę powszechną (tj. podstawową), aby później, w szkole zawodowej, poznać tajniki introligatorstwa. Pracował kolejno w dwóch prywatnych firmach, lecz w 1935 r. został zwolniony po tym, jak zainicjował strajk. Do wybuchu wojny utrzymywał się z zajęć dorywczych. W 1941 r. został wywieziony „na roboty” do Rzeszy i do końca wojny pracował w kopalni węgla brunatnego. Twierdził później, że prowadził tam działania sabotażowe: miał podpalać lasy, odkrywać w zimie kopce z kartoflami (aby zgniły), dostarczać żywność innym robotnikom przymusowym, Polakom i Rosjanom.

Funkcjonariusz

Gdy kończy się wojna, Hajduk wraca do Warszawy. Już w lipcu 1945 r. zostaje przyjęty do Polskiej Partii Robotniczej – formacji, która teraz będzie rządzić Polską. Otrzymuje legitymację z tzw. niskim numerem partyjnym (nr 6431). Wybrano go na sekretarza PPR jednego z kół partyjnych w Społecznym Przedsiębiorstwie Budowlanym, gdzie pracuje jako pomocnik murarski. „Od tego czasu mojej pracy pracuję gorliwie dla demokracji polskiej, wprowadzając dużo członków do Partii” – pisze niezgrabnie w życiorysie.

Po ukończeniu kursu w szkole partyjnej, Komitet Warszawski PPR skierowuje go do pracy w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego – jednym z filarów aparatu terroru. W referencjach podkreśla się, że jest „szczerym i uczciwym demokratom” [pisownia za oryginałem – red.]. W październiku 1946 r. Hajduk podpisuje zobowiązanie do pracy w bezpiece; deklaruje zwalczać „wszystkich wrogów demokracji”. Świadomy surowej kary za zdradę tajemnicy służbowej, obiecuje, że nigdy się tego nie dopuści.

Rutynowa inwigilacja, jakiej UB poddaje kandydatów, nie wykazuje nic podejrzanego w biografii Hajduka. W miejscu zamieszkania, na Woli, cieszy się dobrą opinią, jako spokojny i cichy. W wewnętrznym raporcie UB podkreśla jego „wyrobienie” polityczne i lojalność wobec „demokracji ludowej i rządu”: „W życiu politycznym żywego udziału nie bierze. Politycznie pewny. (...) Opanowanie pracy dobre i dobry fachowiec, ma duże poczucie odpowiedzialności i pracowitości – zdyscyplinowany. Tajemnicę służbową utrzyma. (...) Poziom samokształcenia dobry, ideowy, uczciwy, prawdomówny oraz małomówny”.
 
Wśród tajemnic

31 października 1946 r. Hajduk zostaje zatrudniony – jako introligator Sekcji „A” Wydziału II Departamentu II MBP, który zajmuje się tzw. fotografiką śledczą i ekspertyzami. Departament II gromadzi informacje o „antypaństwowych elementach”; pod tym pojęciem bezpieka rozumie wszystkich, których uważa za zagrożenie.

Choć w ubeckiej hierarchii Hajduk zajmuje podrzędne stanowisko, to z powodu charakteru swej pracy ma kontakt z tajnymi dokumentami: albo je oprawia, albo może je przeczytać, gdy są powielane w wewnętrznej drukarni MBP przy ulicy Koszykowej.

Przełożeni ufają Hajdukowi. Gdy w listopadzie 1948 r. z prokuratury wojskowej wpływają do Departamentu II MBP akta sprawy przeciw Hajdukowi – podejrzanemu o to, że po pijanemu znieważył legitymującego go milicjanta – „firma” wystawia mu dobrą opinię i wybawia z tej niewielkiej, ale opresji. Sprawa kończy się upomnieniem, wydanym w lutym 1949 r. przez płk. Leona Rubin-

szteina, dyrektora Departamentu II. W kwietniu 1949 r. Hajduk otrzymuje od Rubinszteina pochwałę i nagrodę (książkę), za przodownictwo i wybitną pracę w „czynie pierwszomajowym”.

A jednak ten na pozór lojalny pracownik UB miał się okazać zdrajcą – rzecz jasna, patrząc z punktu widzenia jego przełożonych.

Nawrócony

Nie wiemy – i może nie dowiemy się już nigdy – co sprawiło, że Wacław Hajduk zmienił swój stosunek do komunizmu. Teoretycznie to on – wywodzący się z nizin społecznych i zawdzięczający swój skromny, ale jednak awans nowej władzy – powinien być wzorowym obywatelem komunistycznej Polski. A jednak wypowiedział jej posłuszeństwo.

Dlaczego? Być może był to efekt kolizji nadziei na lepsze życie w systemie „sprawiedliwości społecznej” z brutalną rzeczywistością. Hajduk był dzieckiem swej epoki: jak wielu mu współczesnych, najwyraźniej dał się zwieść chwytliwym hasłom komunizmu, który mamił wizją lepszego życia. Czy przestał wierzyć w nowy system, gdy w swej pracy, na Koszykowej, ujrzał rzeczywiste – brutalne i krwawe – oblicze systemu?



Dodatkowym czynnikiem ideowej „apostazji” Hajduka mogła być religijność. Wiemy, że sam był religijny, że wierząca była także jego żona, że trójkę dzieci starali się wychować religijnie. Najmłodsze z nich Hajduk ochrzcił potajemnie, w grudniu 1948 r.

Wiemy też, z akt późniejszego śledztwa, że słuchał potajemnie Głosu Ameryki – rozgłośni polskiej nadającej z USA – i gromadził broszurki, które rozprowadzała ambasada USA w Warszawie (były wydawane po polsku przez United States Information Service; krytykowano w nich komunizm). Świadkowie zeznali potem, iż Hajduk miał powiedzieć w ich obecności, że podobają mu się Stany Zjednoczone i że chciałby tam żyć.

Dokumenty

Jakiekolwiek były motywacje Hajduka: swój Rubikon przekracza on w sierpniu 1948 r.: wtedy po raz pierwszy wynosi z Koszykowej zastrzeżony dokument, ściśle tajny „Spis telefonów pracowników MBP” (zawierający około trzystu nazwisk funkcjonariuszy). Z prośbą o ukrycie i przechowanie zostawia go – podobnie jak wszystkie pozostałe materiały, jakie wyniesie później z resortu – u krewnych: Feliksa i Joanny Chmielewskich z Wygody (wtedy była to miejscowość koło Warszawy, dziś wchodzi w obręb stolicy).

Kilka tygodni później wynosi z Koszykowej ściśle tajną „Instrukcję Specjalną Nr 1 o zadaniach organów bezpieczeństwa publicznego na obecnym etapie walki klasowej na wsi” (datowaną na 18 września 1948 r.). Z kolei w grudniu 1948 r. lub styczniu 1949 r. wynosi dwadzieścia formularzy stanowiących wzory do ściśle tajnego zarządzenia MBP

nr 47 z 9 października 1948 r., które zatwierdzało „Instrukcję o ewidencji sieci agenturalno-informacyjnej jednostek operacyjnych służby bezpieczeństwa publicznego”.

Na tym Hajduk nie poprzestaje. Na podstawie przeczytanego w pracy zarządzenia nr 47 i znajomości innych materiałów UB, w styczniu 1949 r. spisuje dwie notatki. Pierwsza zawiera m.in. tajne dane o liczbie funkcjonariuszy UB w kraju, wielkości sieci konfidentów, skali zwykłych i poufnych rozkazów wydawanych przez UB i nazwiska wysokich rangą funkcjonariuszy Departamentu II. W drugiej notatce streszcza informacje pochodzące z – przeczytanej w pracy – instrukcji o budowaniu sieci agenturalnej. Oba rękopisy przekazuje Chmielewskim.

Ostrzec Prymasa

Wiosną 1949 r. introligator z Koszykowej zaczyna szukać sposobu na dotarcie do Prymasa Stefana Wyszyńskiego: chce poinformować go o planach władz wobec Kościoła i antykościelnych działaniach UB.

Okazją do tego może być spotkanie w domu Chmielewskich: Hajduk poznaje tam szarytkę Bronisławę Zysk, zaprzyjaźnioną z Chmielewskimi. Prosi krewnych, by nakłonili zakonnicę, aby została pośrednikiem między nim a Wyszyńskim i przekazała mu dokumenty.

Mając nadzieję na kontakt z Prymasem, w lipcu i sierpniu 1949 r. Hajduk opracowuje trzy sprawozdania o „kuchni” UB, na podstawie zgromadzonych materiałów i lektury poufnych dokumentów. Swoje materiały podpisuje pseudonimem „Jaskółka 38”, umieszcza w kopercie i pozostawia w Wygodzie, z prośbą o doręczenie ich zakonnicy.

Pierwszy tekst zaczyna się od słów: „Niech będzie pochwalony. Przewielebny Księże Prymasie, Ojcze Narodu Polskiego – ratuj, bo zginiemy”. Zawiera wiele tajnych informacji o stosowanych przez UB metodach walki z Kościołem i z religią, o systemie organizacji Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego, o organizacji kartotek osób inwigilowanych i agentury; Hajduk streszcza też instrukcje UB, do których udało mu się dotrzeć.

Wiemy, że Chmielewscy przekazują materiał siostrze, z prośbą o doręczenie Prymasowi. Zakonnica zgadza się, ale osobiście nie może spełnić obietnicy. Postanawia dopuścić do tajemnicy ks. Władysława Smyrskiego, kapelana z zakładu magdalenek, aby to on przekazał przesyłkę Prymasowi.

Jednak ksiądz jest nieufny: krytycznie ocenia dostarczone mu przez szarytkę materiały i zakazuje jej przyjmowania kolejnych. Nie wiemy, czy zraża go nieporadność językowa Hajduka, czy też uznaje, że cała sprawa to prowokacja bezpieki.

Czy dokumentacja zebrana przez Hajduka trafia więc ostatecznie do Prymasa? Tego nie wiemy, choć prawdopodobna wydaje się hipoteza, że koniec końców materiały utknęły gdzieś po drodze (w każdym razie funkcjonariusze UB nie znajdą ich na Miodowej, gdy będą robić rewizję w siedzibie Prymasa po jego aresztowaniu we wrześniu 1953 r.).

Natomiast dwa kolejne raporty Hajduka adresowane do Prymasa – uzupełniające wiedzę o arkanach MBP – zostają spalone przez Chmielewskich. Ze strachu.



Zemsta

Tymczasem Urząd Bezpieczeństwa namierza „kreta” w swoich szeregach.

Wydaje się, że Hajduka zdradziła nerwowość, którą zauważyli jego koledzy z pracy. Z akt śledztwa wiemy, że jednemu z kolegów Hajduk miał powiedzieć – rzecz jasna w zaufaniu – iż „MBP już go nie wypuści”; miał też wyznać, że jego synowi śniło się, iż zostanie sierotą.

Introligator zostaje aresztowany 3 listopada 1949 r. W styczniu 1950 r., jeszcze podczas śledztwa, zostaje wydalony dyscyplinarnie z MBP. Po śledztwie – można się domyślać, że brutalnym; w końcu chodzi o „zdrajcę” – jego sprawa trafia do sądu. Zostaje oskarżony o szpiegostwo.

Zagrożony karą śmierci, w śledztwie Hajduk próbuje się bronić. Tłumaczy – dla śledczych mało przekonująco – że w lipcu 1949 r. do jego mieszkania miało przyjść dwóch anonimowych mężczyzn, podających się za członków podziemnej organizacji. Rzekomo wiedzieli,

iż pracuje w MBP, i grożąc zamordowaniem jego rodziny, mieli zmusić go do przekazywania im tajnych materiałów. Tłumaczy, że to od nich otrzymał polecenie sporządzenia raportu, który miał zostać przekazany „jednemu dostojnikowi hierarchii kościelnej w Polsce”.

Śledczy nie dają się zwieść tej wersji. Notują w aktach sprawy, że Hajduk nie ukrywa swej wrogości do „demokracji ludowej”.

Wacław Hajduk przyznaje się do winy.

30 marca 1950 r. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie (składowi sędziowskiemu przewodniczy mjr Zbigniew Furtak) skazuje go na karę śmierci, utratę praw publicznych, obywatelskich i honorowych na zawsze oraz przepadek całego mienia. Przy wymiarze kary sąd kieruje się „bardzo dużym napięciem złej woli” Hajduka, jego nienawiścią do ustroju Polski Ludowej, wreszcie zdradą swojej klasy społecznej (tj. robotniczej) i partii komunistycznej. Minister bezpieczeństwa Stanisław Radkiewicz wydaje rozkaz, by wszyscy funkcjonariusze MBP zostali poinformowani o skazaniu Hajduka na śmierć – dla przestrogi, jaka zemsta czeka „zdrajców”.

Hajduk unika jednak egzekucji: rozpatrując jego skargę rewizyjną, Najwyższy Sąd Wojskowy zamienia mu „kaes” na 15 lat więzienia.

Cena

Za swoją prywatną walkę z systemem i próbę ostrzeżenia Prymasa introligator z Koszykowej płaci wysoką cenę. Wprawdzie wyroku śmierci nie wykonano, ale bez przesady można powiedzieć, że była to cena życia – złamanego już na zawsze.

Najpierw Hajduk trafia do więzienia w Sztumie. Tu w 1952 r. zostają zdiagnozowane u niego zaburzenia psychiczne. Można domniemywać, że załamanie nerwowe jest skutkiem tego, czego doświadczył podczas śledztwa i uwięzienia. Wcześniej bowiem był zdrowy: w świadectwie lekarskim, wystawionym przez MBP w 1946 r., nie odnotowano żadnych zmian chorobowych; co więcej, wątek choroby nie pojawił się w ogóle podczas śledztwa i procesu, choć mógł być dla Hajduka okolicznością łagodzącą.

W związku z chorobą, we wrześniu 1952 r. Hajduk zostaje przeniesiony do szpitala psychiatrycznego we Wrocławiu. Jest tam leczony elektrowstrząsami i środkami psychotropowymi; nieskutecznie. Zapada więc decyzja o przerwie w odbywaniu kary – i w październiku 1953 r. Hajduk trafia do szpitala psychiatrycznego w Paprotni.

Wysoką cenę płacą także inni.

Razem z Hajdukiem UB aresztuje Chmielewskich i Kazimierza Chudzyńskiego, którego w październiku 1949 r. Hajduk poprosił, aby w razie czego zawiadomił Chmielewskich o jego zatrzymaniu i polecił im spalić zgromadzoną dokumentację. Do aresztu trafia też siostra Zysk. W 1950 r. sąd skazuje Chmielewskiego na dożywocie, jego żonę na 10 lat, Zysk na 7 lat, a Chudzyńskiego na 4 lata (później Chmielewskiemu złagodzono karę do 15 lat, wyroki pozostałych utrzymując w mocy). Zakonnica jest więziona w Fordonie; w ramach „polityki gestów” państwa wobec Kościoła po aresztowaniu Prymasa Wyszyńskiego, w listopadzie 1953 r. Rada Państwa PRL darowuje jej resztę kary.

Pozostałych uwalniają dopiero przemiany Października 1956 r.



Podczas rewizji procesu, w grudniu 1956 r., Najwyższy Sąd Wojskowy stwierdza niepoczytalność Hajduka i nisko ocenia szkodliwość jego raportów o MBP. Sąd łagodzi karę wszystkim skazanym w tym procesie; opuszczą więzienia do końca 1956 r.

Bez happy endu

W tej opowieści nie ma szczęśliwego zakończenia.

Choć o dalszym życiu Wacława Hajduka wiemy bardzo niewiele, jedno jest pewne: było to życie tragiczne. Najwyraźniej nigdy już nie pozbierał się psychicznie.

Nie wiemy też, jak wyglądały dalsze losy jego rodziny. Możemy tylko domniemywać, jaką cenę zapłaciła żona i dzieci za to, co zrobił mąż i ojciec.

Wiemy, że w szpitalu psychiatrycznym w Paprotni Hajduk przebywał co najmniej do 1958 r., i że w tym czasie nawet kontakt słowny z nim był niemożliwy. Jego stan musiał być naprawdę ciężki. Wiemy też, że jego dawny pracodawca (występujący pod nową już nazwą) nie dał mu nawet renty inwalidzkiej. W końcu dostał jakiś zasiłek, od ministerstwa pracy i opieki społecznej. 

Wiemy, kiedy umarł: 12 czerwca 1977 r. Prawdopodobnie w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach.

Na kartach historii

Wacław Hajduk nie miał tyle szczęścia i tej siły przebicia, co podpułkownik Józef Światło. Ten wysoki rangą funkcjonariusz UB, znający tajemnice resortu i władz (zbierał „haki” na ludzi z kierownictwa partii i państwa), w 1953 r. uciekł na Zachód. Nie miał ze sobą dokumentów, ale miał dobrą pamięć. Jego rewelacje o życiu przywódców PRL i zbrodniach UB były ważne nie tylko dla Amerykanów. Audycje z udziałem Światły – nadawane od jesieni 1954 r. przez Radio Wolna Europa i słuchane masowo w Polsce – miały odegrać ważną rolę: przyczyniły się do destrukcji systemu, gdy po śmierci Stalina zaczynał się proces „odwilży”. Światło, mający na sumieniu liczne zbrodnie, przeszedł do historii; potem, pod ochroną CIA, w spokoju spędził resztę życia gdzieś w USA.

Wacław Hajduk, szeregowy funkcjonariusz UB, w swojej walce z systemem był skazany na klęskę. Nie tylko dlatego, że był ledwie „blotką” w hierarchii MBP. Nawet gdyby jego informacje udało się rozpowszechnić w Polsce, np. za pośrednictwem BBC lub Głosu Ameryki, zapewne nie odegrałyby większej roli: w roku 1948 i 1949 system był jeszcze zbyt silny.

Ale także historia obeszła się z Hajdukiem okrutnie: nawet nie trafił na jej karty. Pierwsza i do dziś jedyna informacja o nim ukazała się – jako wzmianka – w biogramie siostry Zysk, opracowanym przez ks. prof. Jerzego Myszora (w jego „Leksykonie duchowieństwa represjonowanego w PRL”). Poza tą wzmianką, Wacław Hajduk w Historii nie zaistniał.

Jedyne, co możemy dla niego zrobić, to przywrócić pamięć o nim.

Dr BARTŁOMIEJ NOSZCZAK jest pracownikiem warszawskiego IPN, redaktorem „Przeglądu Archiwalnego IPN” i pisma www.historycy.pl. Przygotowuje naukowe opracowanie historii Wacława Hajduka.