Pan Bóg pod dachem

Katarzyna Jabłońska

publikacja 18.08.2011 21:09

Wznoszone dzisiaj w Polsce kościoły wołają do nieba – o pomstę. Na szczęście są i takie, które do nieba kierują myśl wierzących. Czy Kościołowi uda się wyznaczyć nowe standardy estetyczne?

Tygodnik Powszechny 33/2011 Tygodnik Powszechny 33/2011

 

Sanatorium, dom handlowy, igloo, korty tenisowe, a nawet późnorenesansowa willa włoska. Albo, dla odmiany, zachowawcza nijakość czy wariacje na temat stylów historycznych – tak niestety dość często można określić współczesne polskie kościoły.

Wydaje się, że nie ma nic prostszego niż krytykowanie polskiej architektury sakralnej. Zresztą nie tylko polskiej, skoro niedawno 500 artystów z całego świata wystosowało do Benedykta XVI list, w którym alarmują: „Dzisiejsza architektura sakralna nie ułatwia ożywczego spotkania z Bogiem, lecz raczej ogranicza je i wypacza”.

Tym mocniej i odważniej brzmi teza ks. prof. Ryszarda Knapińskiego: „Pomijając budowle o miernym charakterze, z tendencją do utrwalania prowizorium i kiczu, trzeba podkreślić fakt, że żyjemy w epoce nowej rewolucji architektonicznej w Kościele”. Kierownik Katedry Historii Sztuki Kościelnej i dyrektor Pracowni Zbiorów Muzealnych na KUL stwierdził tak we wstępie do starannie wydanego w 2010 r. przez Carta Blanka albumu „Kościoły w Polsce”.

Ten dość rzadki optymizm w spojrzeniu na architekturę sakralną skonfrontowałam z codziennym doświadczeniem nie znawców tematu, ale osób, dla których kościół jest po prostu miejscem modlitwy czy elementem krajobrazu. W przeprowadzonej wśród znajomych sondzie prosiłam o wskazanie pięknych współczesnych świątyń. Pierwsza odpowiedź brzmiała: „Takich nie ma”. Wiele osób bezradnie rozkładało ręce, a pośród przykładów udanych realizacji wymieniano najczęściej kościół Świętego Ducha w Tychach z polichromią Jerzego Nowosielskiego, kościół w Wesołej k. Warszawy, którego przebudowane w 1979 r. wnętrze ozdabiał osobiście malowidłami Nowosielski, i kościół Dominikanów na warszawskim Służewie, w którym centralnym punktem głównego ołtarza jest wielki krzyż namalowany przez... Nowosielskiego.

Znamienne, że o pięknie wskazanych świątyń decydował ich wystrój, może poza kościołem w Tychach – to temat zasługujący na oddzielną analizę. Tym bardziej że zdarzają się przypadki, kiedy brzydka bryła kościoła kryje piękne wnętrze. Poza tym wspomniane świątynie nie należą do realizacji najnowszych. Kościół w Tychach, o ciekawej nowoczesnej bryle przypominającej namiot modlitewny, powstawał w latach 1979-82. Zaprojektowany został przez jednego z najbardziej cenionych twórców budowli sakralnych – Stanisława Niemczyka, określanego często mianem >

> „polskiego Gaudiego”. Warszawski kościół pw. św. Dominika budowany był w latach 1981-1994 według projektu Władysława Pieńkowskiego (czyli ojca dominikanina Marka Pieńskowskiego). I to właśnie architekt w zaprojektowanym przez siebie prezbiterium umieścił krucyfiks Nowosielskiego. Ukończona przez artystę w 1999 r. ikona była jego ostatnią pracą.

Ciekawe, że w przywołanym albumie „Kościoły w Polsce”, stanowiącym autorski wybór polskich świątyń, pośród 70 sfotografowanych i opisanych kościołów znalazły się tylko trzy współczesne – wspomniana świątynia z Tychów, kościół Matki Bożej Królowej Polski z Krakowa (jak się zdaje jako przykład negatywny) i świątynia Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Projekt rozbudowy łagiewnickiego sanktuarium przygotował prof. Witold Cęckiewicz, a podpisał go osobiście Jan Paweł II. Sanktuarium nadal jest rozbudowywane i wyposażane.

A sięgnąć można do większej liczby przykładów, które znakomicie ilustrują tezę ks. prof. Knapińskiego twierdzącego, że „została otwarta droga do nowej architektury XX i XXI stulecia. Charakteryzuje ją dążenie do ukazania tradycyjnej teologii współczesnym językiem form: wyrafinowanej prostoty, nowych technologii z zastosowaniem rozmaitych materiałów (kamień, beton, stal, aluminium, szkło i drewno)”.

Przykładami tej „nowej architektury”, która potrafi unieść treść teologicznego przesłania, są świątynie zaprojektowane przez wspomnianego już Stanisława Niemczyka, laureata wielu nagród, m.in. uhonorowanego w 2000 r. przez Jana Pawła II odznaczeniem Pro Ecclesia et Pontifice, a w czerwcu tego roku wyróżnionego za zasługi dla budownictwa sakralnego medalem Per artem ad Deum (Przez sztukę do Boga), przyznawanym przez Papieską Radę ds. Kultury.

Pełne rozmachu i oryginalności projekty Stanisława Niemczyka – pośród których są wybudowany w latach 1991-94 kościół Miłosierdzia Bożego na krakowskim Osiedlu Oficerskim; kościół pw. Jezusa Chrystusa Odkupiciela w Czechowicach-Dziedzicach (1995-98); kościół z klasztorem dla zakonu franciszkanów w Tychach (realizacja od 2000 r.) – odznaczają się dużą pokorą wobec zawartego w mszale rzymskim zalecenia, aby świątynia była nie tylko piękna, ale przede wszystkim stanowiła znak rzeczywistości nadprzyrodzonej.

„To trudne – przyznaje architekt w jednym z wywiadów – stworzyć miejsce dla Stwórcy. Bo ja staję się twórcą czegoś dla Stwórcy. To onieśmiela”. W innym miejscu dodaje: „Namawiam młodych architektów, żeby realizacje architektoniczne traktowali jako element bardzo ludzkiego, cielesnego działania. Takiego, jak w odniesieniu do własnego ciała albo ciała drugiego człowieka. Ja te dwie sfery porównuję – architektura jest opakowaniem, trochę innym niż nasza skóra, ale to druga przestrzeń, bez której nie istniejemy”.

Twórcy z pracowni SAMI – autorzy kaplicy stanowiącej element kampusu Uniwersytetu Kard. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie – zdają się podzielać intuicje Niemczyka. Ich projekt wyróżnia się szlachetną prostotą i subtelnym detalem, już samo spojrzenie na tę kaplicę przynosi – wrzuconemu w pośpiech człowiekowi – ulgę i zaprasza do przystanięcia.

Pośród kolejnych godnych docenienia realizacji warto wymienić: kościół Przemienienia Pańskiego w Opolu (projekt Antoniego Domicza udowadnia, że duże bryły nie muszą być oznaką gigantomanii, ale mogą odsyłać do nieskończoności), kościół Matki Bożej Królowej Świata w Radomiu (zaprojektowany przez Wojciecha Gęsiaka, niektórym kojarzy się z Operą w Sydney, oryginalność formy świątyni i proporcje budzą uznanie), kościół św. Ignacego Loyoli w Jastrzębiej Górze (szkoda tylko, że jego ciekawa bryła została zeszpecona elewacją w kolorowe pasy).



Ciekawym przykładem współczesnej architektury sakralnej jest kaplica Votum Aleksa w Tarnowie nad Wisłą. Projekt Marty i Lecha Rawińskich uderza minimalizmem i ascezą. Ta niezwykła świątynia wydaje się zbudowana nie tylko z gontu, betonu i szkła, ale i z ciszy, co czyni ją niejako „przezroczystą” – materia zostaje tu niemal uduchowiona. Podobne wrażenie robi greckokatolicka cerkiew Narodzenia Przenajświętszej Bogarodzicy w Białym Borze (1992-97) na Pomorzu Zachodnim. Jest ona urzeczywistnieniem marzenia Jerzego Nowosielskiego, który pragnął zaprojektować świątynię od początku do końca – czyli zarówno jej wystrój, jak i bryłę. Jego projekt tak dalece odbiega od tradycyjnej sztuki cerkiewnej, że parafianie długo nie kryli sceptycyzmu.

Nie pierwszy to przypadek braku zrozumienia dla wizji artysty. Rozwiązania proponowane przez Nowosielskiego nieraz budziły dystans. Przyzwyczajeni do tradycyjnej, często barokowej estetyki, wierni często nie doceniali oryginalnych projektów artysty, które odznaczały się z biegiem lat coraz większą prostotą i dyscypliną.

Dobrym przykładem jest tu polichromia kościoła w Jerzmanowicach, nad którą Nowosielski pracował w latach 1959-60. Wzbudziła ona silny opór. Proboszcz pisał do artysty, że jego parafianie „nie chcą takiego malowania jak zaczęte (...) za tym idzie odmowa ofiar i koniec sprawy”. I dalej apelował, żeby: „dać kolory pastelowe (niebieski kolor szpeci kościół, bo przypomina chałupę); (...) dać świętych nowych, z jasnymi, pięknymi twarzami, żeby je było widać (...). Prosiłbym bardzo, żeby te usterki poprawić, twarze wyrównać i rozweselić (...). Taki kościół lubi bogactwo polichromii, a nie monotonny prymityw”.

Doświadczenia z niezrozumieniem wizji Nowosielskiego uzmysławiają jeden z licznych problemów współczesnej architektury sakralnej i tych, którzy ją tworzą – dojrzały artystycznie i teologicznie projekt nie musi spotykać się z akceptacją tych, dla których powstał. Nowatorska i wysublimowana artystycznie wizja może być niedoceniona, czy wręcz niezrozumiana. Zdaniem historyka sztuki prof. Ryszarda Kasperowicza z KUL winny jest tu „niedostatek wykształcenia w dziedzinie sztuki wśród księży. To słabe wykształcenie w dziedzinie sztuki dotyczy w ogóle całego polskiego społeczeństwa i wszystko wskazuje (...), że ten poziom będzie się obniżał. Nawet więc jeżeli księża mają w kwestii sztuki wyczucie, to przecież są jeszcze wierni, którzy oczekują określonej sztuki, często niestety niewysokich lotów”. A ks. Knapiński dodaje: „Wraz z rewolucją przemysłową, obok rozwiązań prowizorycznych, pojawił się kicz w Kościele instytucjonalnym, który znalazł swój wyraz w wystroju świątyń (...). Tandetnie próbuje pokazać prawdy wiary bez pogłębionej refleksji (...). Szkoda, że niekiedy występuje on wraz z kiczowatą posługą duszpasterską, w liturgii i kazaniach”.

Mało kto zastanawia się nad tym, czy kicz jest grzechem – konstatuje ks. Knapiński. Podczas seminarium „Architektura i sztuka kościołów w świetle liturgii”, które odbyło się w 2009 r. w warszawskiej kurii, prof. Konrad Kucza-Kuczyński z Politechniki Warszawskiej, projektant wielu polskich kościołów, skarżył się na brak propagowania dobrych wzorców i opiniowania powstałych już kościołów, mimo że materiał do porównań jest olbrzymi – w Polsce przez 45 lat po Soborze zbudowano ponad 2 tysiące obiektów sakralnych. Zdaniem prof. Kucza-Kuczyńskiego obecne przepisy kościelne nie dają precyzyjnych zaleceń co do kształtowania przestrzeni domu Bożego. Pozostawiają w tym względzie dużo wolności, a to siłą rzeczy rodzi również trudności.

Postulat opiniowania powstałych już świątyń przez kompetentne grono to pomysł godny realizacji. Tym bardziej że, jak zauważa prof. Kasperowicz, „trudno zaprzeczyć, że autorytetem Kościoła nierzadko podpierają się artyści marni, którzy wykorzystują pobożność i wrażliwość wiernych do realizacji swoich artystycznie wątpliwych pomysłów”. Dlatego warto, aby Kościół zacieśnił więź ze światem sztuki i kultury. To droga sprawdzona nie tylko w odległej przeszłości. Ks. prof. Knapiński przypomina: „Odrodzenie architektury kościelnej nastąpiło w latach 50. XX w. z inicjatywy dominikanów francuskich. Pozyskali oni najwybitniejszych twórców, architektów i malarzy”.

Takie rozwiązanie godne jest naśladowania, choć zapewne jego realizację mogą ograniczać względy ekonomiczne. Zaproszonym przez francuskich dominikanów twórcom zadano poszukiwanie nowych form wyrazu tradycyjnego orędzia Kościoła. Jednym z efektów tych poszukiwań była kaplica Notre-Dame-du-Haut na przełęczy Ronchamp, zaprojektowana przez Le Corbusiera (1950-55).

Metropolita gdański ogłosił konkurs na projekt kościoła przy ulicy Wielkopolskiej w Gdańsku, do którego zaprosił renomowane zespoły trójmiejskich architektów. Abp Sławoj Leszek Głódź ufundował nagrody (I miejsce – 30 tys. zł, II – 20 tys., III – 10 tys. zł); zwycięzcę poznamy na początku września. Wyłoni go sąd konkursowy, w którym zasiedli m.in. dr Antoni Taraszkiewicz – dziekan Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej, wiceprezydent Gdańska – Wiesław Bielawski, Ryszard Gros – proboszcz powstającej parafii. Można mieć nadzieję, że w Gdańsku powstanie świątynia, której twórcy w tym, co widzialne, zdołają zawrzeć znak Niewidzialnego.

Na konieczność nawiązania więzi ze współczesną sztuką wskazywał II Sobór Watykański, a papież Paweł VI jeszcze przed jego rozpoczęciem, przemawiając do artystów w Kaplicy Sykstyńskiej w 1964 r., mówił: „Kościół potrzebuje was (...). Wy umiecie znaleźć formy przystępne i zrozumiałe dla rzeczy niewidzialnych (...). Trzeba przywrócić przyjaźń pomiędzy Kościołem i artystami”.

To wezwanie do dialogu ze sztuką współczesną ponowił Jan Paweł II w pamiętnym „Liście do artystów”. Bardzo ciekawie odczytał go pisarz Jerzy Sosnowski: „Przywołana w »Liście« formuła kalokagathii oznacza nie tylko dostrzeganie w dobru piękna, ale i w pięknie dobra, a to pociąga za sobą konieczność dowartościowania estetyki jako składnika życia prawdziwie chrześcijańskiego. Może przyjdzie czas, którego jednym z przejawów będzie powszechne zrozumienie, że nieposkromiona skłonność do kiczu to niedoskonałość charakteru, zawada na naszej drodze do pełnego człowieczeństwa (...). Że przykazanie miłości może obejmować także ukochanie trudnego piękna”.

Wszechobecny dziś kicz, posługujący się uproszczeniem, nieskomplikowany, łatwy do przyswojenia i wytworzenia jak fast food, pleniący się także w Kościele, przynagla, aby ten na nowo odważył się zaufać trudnemu pięknu i tym artystom, którzy go poszukują.

Katarzyna Jabłońska jest redaktorem miesięcznika „Więź”