Wojna o wiarę

Adam Dziurok

publikacja 24.08.2011 22:30

Po 1945 roku chłopi nie wyrzekli się tradycyjnych wartości i przywiązania do Kościoła. Nieufni wobec władz, uważani byli za najbardziej oporną wobec komunizmu warstwę społeczną.

Tygodnik Powszechny 34/2011 Tygodnik Powszechny 34/2011

 

Choć to chłopi, wspólnie z robotnikami, mieli cieszyć się największymi względami w komunistycznym „raju”, wieś była postrzegana przez władze PRL jako bastion „klerykalizmu i reakcji”. Kościół cieszył się tam niepodważalnym autorytetem, a jego nauczanie o prawie do własności umacniało w chłopach przywiązanie do ziemi, osłabiając tym samym poparcie dla powojennego projektu kolektywizacji rolnictwa.

W tym, że większość chłopów odrzucała program tworzenia spółdzielni produkcyjnych, komuniści dopatrywali się właśnie wpływu duchowieństwa. Przykładowo, w 1949 r. odnotowywano, że „specjalnie wrogo nastawia się kler do spółdzielni produkcyjnych, gdzie prowadzi zakonspirowaną antyspółdzielczą propagandę”. To między innymi dzięki takim działaniom proces kolektywizacji z lat stalinowskich nie odniósł sukcesu.

Praca a religijność

Ograniczenia dotyczące kultu i praktyk religijnych, które osiągnęły apogeum w okresie stalinowskim, dotykały również mieszkańców wsi. O nich też upomniał się biskup częstochowski, który w 1954 r. interweniował w Urzędzie do spraw Wyznań: oświadczył ministrowi, że ciągłe odmowy władz na organizacje procesji i pielgrzymek „dotykają przede wszystkim religijność chłopa polskiego”. Użył przy tym dobrego argumentu, że restrykcje te dotyczą „chłopa polskiego”, do którego wszyscy apelują, „by spełnił społeczny obowiązek producenta chleba”, a „wspomniane odmowy ścinają bardzo zapał pracy na polskiej wsi”.

Komuniści ze względów taktycznych nie mogli ostatecznie rozprawić się z Kościołem, ale na wszelkie sposoby starali się ograniczyć realizację jego misji. Praktyki religijne przedstawiali jako absorbujące czasowo zajęcia, odrywające od pracy na roli. Z dumą więc odnotowano w jednym z raportów UB, że „pomimo niesprzyjających warunków atmosferycznych i prób elementów reakcyjno-klerykalnych, by odciągnąć ludzi od intensywnej pracy – zboże zostało zebrane i zwiezione”.

Problemem okazały się też misje, urządzane przez duchowieństwo w parafiach „przeważnie wiejskich”. Odnotowywano z niepokojem, że misje parafialne, mobilizujące całą ludność wiejską, trwają nawet po 8-10 dni. Pojawiły się więc głosy przeciwko udzielaniu zezwoleń na organizowanie misji, gdyż ich urządzanie w Polsce Ludowej miało być „obrazą dla Polaka, ponieważ misje kościół urządza w krajach niecywilizowanych, pogańskich”. Narzekano też na udział ludności wiejskiej w pielgrzymkach, gdyż miało to odrywać „masy ludzi od pracy, zwłaszcza chłopów od prac w polu”. Kuriozalnie brzmiały tu pretensje UB, że, „szczególnie złośliwa”, „intensywna propaganda kleru, wzywająca wszystkich katolików do pójścia w niedzielę do kościoła”, powodowała odciąganie od pracy dużej części ludności wiejskiej województwa śląskiego, zatrudnionej równocześnie w przemyśle.

Wieś „podstawą frekwencji”

Walka o „rząd dusz” rozgrywała się również na „odcinku wiejskim”. Aby odciągnąć ludność wiejską od Kościoła, władze wykazywały się czasem pomysłowością. Hojną pomoc otrzymali np. chłopi jednej z miejscowości w dniu zakończenia Tygodnia Miłosierdzia, gdzie przeprowadzono „kilka akcji w celu odciągnięcia większej ilości ludzi od kościoła i wpływu kleru”. Do rolników wysłano ekipy do reparacji maszyn i narzędzi rolniczych i 17 par koni, które użyto do podorówek jesiennych na polach najbiedniejszych chłopów. Przeprowadzono nawet... szeroką akcję dentystyczną.

W kolejnych latach udoskonalano plany przeciwdziałania imprezom religijnym. Przed pielgrzymkami w Częstochowie i Piekarach Śląskich zwracano uwagę na „powstrzymanie napływu pielgrzymów ze wsi”. W tym celu organizowano w tych dniach ćwiczenia wiejskich Oddziałów Ochotniczej Straży Pożarnej, połączone z zabawami, festynami itp.

Z kolei przed obchodami milenijnymi władze odnotowywały (w tonie narzekania), że wszystkie „imprezy religijne przypadają na okres ważnych prac polowych w rolnictwie”, a mimo to ludność wsi była „podstawą frekwencji na Jasnej Górze”. W ramach akcji przeciwdziałania organizowano więc odczyty „na tematy aktualne w rolnictwie”, a także przeprowadzano wizytacje poletek doświadczalnych, zwiedzanie zakładów pracy produkujących nawozy i maszyny rolnicze itp.

Dożynki: święto nieświęte

Dążąc do zawłaszczenia całej przestrzeni publicznej, władze starały się obrzędowość kościelną zastępować własną – świecką. Dotyczyło to również obchodzonych na przełomie sierpnia i września dożynek. Imprezy dożynkowe próbowano wykorzystać „do maksymalnego zaabsorbowania ludności wsi”, aby nie brała udziału w uroczystościach kościelnych.

Jednak chłopi nie godzili się na desakralizację ich święta. Nie wyobrażali sobie dożynek bez księdza, poświęcenia plonów i procesji do kościoła. Władze zaś miały swój świecki scenariusz uroczystości i pomysły, jak konkurować z obchodami kościelnymi. Na przykład w powiecie rybnickim jeden z towarzyszy partyjnych przed Świętem Ludowym przypominał, żeby „zapewnić flagi o kolorze zielonym” i należycie podkreślić charakter tego święta, „by elementy klerykalne nie mogły przekształcić to w Święto Kościelne” (pisownia oryginalna). Przestrzegano też towarzyszy, by nie łączyć dożynek z uroczystościami kościelnymi. Nagminnie jednak chłopi uczęszczali w tym dniu do kościoła, a wieńce dożynkowe, zgodnie z tradycją, święcili w kościele. Czasem dochodziło na tym tle do konfliktów, np. mieszkańcy jednej ze wsi w powiecie pińczowskim, przed oficjalnymi uroczystościami, poświęcili wieńce w kościele. Gdy zabroniono im udziału w dożynkach z poświęconym wieńcem, w proteście zbojkotowali oficjalne uroczystości.

Takich przykładów porażki komunistów w „walce na święta” było znacznie więcej. We wrześniu 1949 r. kieleckie UB odnotowało nie tylko udział ludności wsi Biejsce w nieszporach (zamiast w dożynkach), ale także zerwanie czerwonych flag po uroczystościach dożynkowych w Krzczonowie.

„O Panu Bogu rozprawiać”

W książce „Byłem inżynierem w PRL” Andrzej Sołdrowski wspomina opowieść znajomego sołtysa o tym, jak do wsi przyjechał agitator komitetu powiatowego PZPR w sprawie spółdzielni: „Najpierw delikatnie zaczął od spraw religijnych. Na jego wypowiedź, że wcale nie jest pewne, że Pan Bóg istnieje, wstał jeden gospodarz i zapytał: proszę powiedzieć, dlaczego to koza robi bobki, a krowa placki. Prelegent odpowiedział, że nie jest agronomem i nie może mu tego wyjaśnić. Na to gospodarz odwracając się do całej sali: na g..... się nie zna, a chce o Panu Bogu rozprawiać. I do sprawy Rolniczych Spółdzielni Produkcyjnych już nie doszło, bo ludzie wybuchnęli śmiechem, a sołtys szybko zebranie zamknął”.

O sukcesie nie można także było mówić w przypadku szerokiej antykościelnej akcji propagandowej w związku z tzw. cudem lubelskim latem 1949 (w niedzielę 3 lipca 1949 r. na obrazie Matki Bożej w lubelskiej katedrze wierni dostrzegli łzy; gdy w kolejnych dniach do katedry zaczęły przyjeżdżać tłumy ludzi z okolicznych województw, UB próbował ograniczyć dostęp do kościoła, władze organizowały też wiece przeciw cudowi – red.).

Spotkania organizowane we wsiach nie przyniosły spodziewanego przyjęcia rezolucji potępiających „inspiratorów zajść”. W gromadzie Lasowice (powiat Olesno) wiec przerwano po głosie, że „my nie chcemy słyszeć o takich sprawach, nas nie obchodzi zajście Lubelskie, my mówimy tu i chcemy słyszeć o sprawach czysto gospodarczych, wiejskich”. Rolnicy nie kwapili się do udziału w antyreligijnych masówkach, tym bardziej, że żniwa były „w pełnym toku”.

Walka o wiarę

Ze wsi słychać było głos sprzeciwu także wobec innych akcji antykościelnych. Chłopi sprzeciwiali się laicyzacji szkolnictwa – występowali śmiało z petycjami do władz o przywrócenie nauki religii w szkołach, a nawet organizowali „strajki szkolne”. W obronie krzyża czy obiektu sakralnego stawała nieraz cała wieś.

Nawet w przypadku migracji do miast „religijność ludowa” dawała o sobie znać – przykładem choćby walka o nowohucki krzyż w 1960 r., w której uczestniczyli niedawni chłopi, dopiero od paru lat żyjący w tym „pierwszym socjalistycznym mieście” w PRL.

Wobec paraliżowania przez władze inicjatyw budowy nowych kościołów mieszkańcy wsi podejmowali nieraz ryzykowne inicjatywy – bez pozwolenia, nocą wznoszono kaplice, a nawet kościoły. Głośny był konflikt wokół budowy kościoła w Zbroszy Dużej koło Grójca, gdzie przy okazji narodził się ważny ośrodek opozycyjny.

Chłopi stawali też czasem w obronie księży zagrożonych aresztowaniem. Tak było w opolskiej wsi Krzywizna, gdzie zaalarmowany dzwonami i trąbką tłum „zbiegł się na plebanię z różnymi przedmiotami gospodarstwa wiejskiego”. Funkcjonariusze UB rozpędzili zgromadzonych strzałami, raniąc śmiertelnie jedną z protestujących kobiet.

***

Komunistom nie udało się przeorać ideologicznie polskiej wsi, a jedną z przyczyn było właśnie przywiązanie chłopów do Kościoła – to po jego stronie stanęła wieś podczas konfliktu religijnego. Jak napisała Maria Dąbrowska w 1948 r.: „Nieprzejednany i nieugięty w oporze – a też i do rozumnych kompromisów niezdolny – bywa tylko lud”.

Dr ADAM DZIUROK (ur. 1972 r.) jest adiunktem UKSW w Warszawie i naczelnikiem Biura Edukacji Publicznej Oddziału IPN w Katowicach. Redaktor książek, m.in. „Aparat bezpieczeństwa wobec kurii biskupich w Polsce”, „Metody pracy operacyjnej aparatu bezpieczeństwa wobec Kościołów i związków wyznaniowych 1945–1989”, „Represje wobec duchowieństwa Kościołów chrześcijańskich w okresie stalinowskim w krajach byłego bloku wschodniego”.