To nie mógł być przypadek

Stanisław Zasada

publikacja 25.10.2011 16:00

Kilka dni po śmierci Papieża listonosz przyniósł do domu Stanisława Grześka wielkanocną kartkę. Drżącą ręką było na niej napisane: „Mane nobiscum, Domine! Jan Paweł II pp. Z serdecznymi życzeniami, Wielkanoc 2005”. Kartka była w białej kopercie ze stemplem Citta del Vaticano. Data: 2 kwietnia 2005 r.

Niedziela 43/2011 Niedziela 43/2011

 

Rok po śmierci Jana Pawła II ksiądz ogłosił, że nie będą już co miesiąc modlić się pod Krzyżem Papieskim.

– To ja znowu zacznę pić – odezwał się nieznajomy mężczyzna. Był zmartwiony.

Za miesiąc znowu się spotkali.

* * *

Stanisław Grzesiek otworzył szufladę w swoim

poznańskim mieszkaniu i zaczął przeglądać kartki z Krakowa. Cieszył się, że przez kilkanaście lat nie zaginęły.

Żałował: „Przecież mogłem nawiązać z nim bliższy kontakt i poznać go osobiście. Teraz już takiej okazji nie będzie”.

Był 16 października 1978 r. – świat dowiedział się o wyborze kard. Wojtyły na papieża.

Tamtego popołudnia Stanisław Grzesiek zabrał się za czytanie listów, jakie latami dostawał od ks. Karola Wojtyły.

* * *

2 kwietnia 2011 r., sobota. 6 lat od śmierci Jana Pawła II.

W Poznaniu zegar wybił 21.00. Pod stojącym na odludziu wysokim, metalowym krzyżem kilkaset osób ze zniczami.

– Tamtego wieczoru nie zapomnimy nigdy – odezwał się ksiądz. Mówił o 2 kwietnia 2005 r., dniu śmierci Papieża. – Spotykamy się kolejny raz w miejscu, gdzie był Piotr naszych czasów – przypomniał.

28 lat temu w miejscu, gdzie stoi metalowy krzyż, Jan Paweł II odprawił Mszę św. Od śmierci Papieża poznaniacy spotykali się tutaj zawsze drugiego dnia każdego miesiąca.

W sobotę 2 kwietnia 2011 r. przyszli pod Krzyż Papieski po raz 73.

* * *

– To był pomysł mamy – Stanisław Grzesiek opowiada o początkach korespondencji z przyszłym Papieżem.

Był rok 1964, licealista Stanisław przygotowywał się do matury. Mama chciała, żeby został księdzem. On się wahał.

Emilia Grzesiek wyczytała, że nowy arcybiskup krakowski Karol Wojtyła przyjął święcenia kapłańskie we Wszystkich Świętych 1946 r. W tym samym dniu zaniosła swojego syna do chrztu. „Może to znak od Boga?” – pomyślała teraz.

Napisała list do abp. Wojtyły. Prosiła, żeby pomodlił się za jej syna.

Dostała odpowiedź: „Szanowna Pani. W intencji Syna Stanisława i jego ważnej decyzji odprawię Mszę św. przy najbliższej okazji. Karol Wojtyła, abp”.

* * *

Ks. Tadeusz Magas, proboszcz parafii Nawrócenia św. Pawła w Poznaniu, od początku prowadził modlitewne czuwania pod Krzyżem Papieskim.

Nie wie, czy ci, którzy przychodzili pod krzyż, zmienili się przez te lata. – Ziarno Ewangelii ma swoje prawa, czasem wydaje owoc po długim czasie – mówi.

Siedział kiedyś w konfesjonale. Podjechała dziewczyna na wózku inwalidzkim. Mówiła, że była alpinistką, miała wypadek – będzie kaleką do końca życia. Opowiadała, że długo zmagała się z wiarą.

Któregoś „drugiego” ks. Magas zobaczył ją pod krzyżem. Od tamtego czasu widywał ją co miesiąc.

* * *

Stanisław Grzesiek nie poszedł do seminarium. Skończył studium nauczycielskie, uczył w szkole, potem zaczął studia, założył rodzinę.

Dwa, trzy razy w roku (na święta, na imieniny) wysyła życzenia Arcybiskupowi Krakowskiemu. – Z kurtuazji – przyznaje.

Zawsze dostaje odpowiedź.

– Krępowało mnie to – wspomina. Myślał, że swoim pisaniem zmusza kościelnego dostojnika do odpisywania. Żeby nie robić kłopotu, nie podawał swojego adresu. – Ale on miał nasz adres, który podała mama – opowiada.

Ma opory, ale pani Emilia jest nieustępliwa. Gdy zbliżają się imieniny Karola Wojtyły albo święta, przypomina synowi: „Wyślij życzenia do Krakowa”.

Czasami Stanisław Grzesiek zastanawiał się: skąd tak ważny biskup ma czas na pisanie listów do obcego człowieka?

Po latach zrozumie: – W tym objawiała się jego świętość.

 

 

1 kwietnia 2005 r., piątek.

Stanisław Grzesiek dzwoni po znajomych. Chce, żeby po południu przyszli na pl. Mickiewicza i pomodlili się za umierającego Jana Pawła II. Organizuje wszystko sam.

– Z potrzeby serca – powie potem.

* * *

Pl. Mickiewicza – miejsce w Poznaniu ważne. W latach 30. zeszłego wieku stał tu pomnik Wdzięczności z figurą Jezusa. Poznaniacy postawili go, by podziękować Bogu za odzyskaną po zaborach niepodległość. Hitlerowcy wysadzili pomnik.

W czerwcu 1956 r. na pl. Mickiewicza 100 tys. ludzi demonstrowało przeciwko stalinowskiej władzy. Manifestacja zamieniła się w powstanie – zginęło kilkadziesiąt osób. Przypominają o tym dwa splecione ze sobą krzyże. Jeden z pociętą przez blizny datą: 1956.

W 1997 r. modlił się przy nich Jan Paweł II.

Drugi raz odwiedził wtedy stolicę Wielkopolski.

* * *

1 kwietnia 2005 r., 3.00 po południu.

Na pl. Mickiewicza przyszło kilkadziesiąt osób. Niedużo. Ale pora nietypowa: ludzie byli w pracy, w szkole, na uczelni.

Odmówili Różaniec. Stanisław Grzesiek położył pod krzyżami żółte tulipany, zapalił znicz.

W kolejnych dniach poznaniacy postawią ich tutaj tysiące. W dzień pogrzebu Ojca Świętego, w deszczowe późne popołudnie, kilkadziesiąt tysięcy osób przyjdzie pod krzyże modlić się za duszę Papieża.

– Wieczorem znajomi zaczęli wydzwaniać, kiedy spotkanie pod Krzyżem Papieskim? –

opowiada Stanisław Grzesiek.

Krzyż Papieski stoi kilka kilometrów od pl. Mickiewicza. Przy nim modlił się z poznaniakami Jan Paweł II w 1983 r. – gdy po raz pierwszy odwiedził Poznań.

* * *

20 czerwca 1983 r. papieską Mszę wyznaczono na Łęgach Dębińskich – zielone tereny niedaleko Warty.

Ołtarz skromny: na zadaszonej ścianie obraz Matki Bożej Częstochowskiej, obok kilkunastometrowy, metalowy krzyż, zespawany z podwójnych rur. Wokół milionowy tłum. Był stan wojenny, ludziom zapadła w pamięć tamta Msza.

Po pielgrzymce ołtarz rozebrano. Krzyż leżał jakiś czas przy katedrze, potem stał przy największym w Poznaniu kościele, wreszcie wrócił na Łęgi Dębińskie. 20 czerwca 1996 r. – w 13. rocznicę papieskiej Mszy – odbyło się tam krótkie nabożeństwo. Ludzi skrzyknął Stanisław Grzesiek. Od tamtego czasu będzie to robił każdego 20 czerwca.

– Spłacam symbolicznie dług Ojcu Świętemu – mówi.

* * *

Z listów Karola Wojtyły do Stanisława Grześka:

„Drogi Panie. Jestem serdecznie wdzięczny za życzenia na Boże Narodzenie, które odwzajemniam również życzeniami: niech Chrystus Narodzony błogosławi w Roku Pańskim 1967”.
(Grudzień 1966 r.)

„Drodzy Państwo Młodzi. Dziękując za wiadomość o Waszym ślubie, przesyłam serdeczne życzenia błogosławieństwa Bożego na dzień Sakramentu oraz na całą drogę życia, która się w tym dniu rozpoczyna”.
(Wrzesień 1972 r., z okazji ślubu Stanisława Grześka z Hanną)

„Drogim Państwu serdecznie dziękuję za pamięć o dniu świętego Karola, za zdjęcie, a przede wszystkim za modlitwy, o które i nadal proszę. Niech Pan Bóg błogosławi i doda sił do wypełnienia dobrych postanowień, by Rodzina Wasza była prawdziwie katolicka i by świeciła przykładem innym”.
(8 grudnia 1972 r., z podziękowaniem za ślubne zdjęcie Stanisława i Hanny)

„Przesyłam serdeczne życzenia na uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego”.
(Marzec 1978 r.)

To ostatnia kartka, którą kard. Wojtyła napisał osobiście do Stanisława Grześka. Pół roku później został papieżem. Odtąd w jego imieniu będzie odpisywał ks. Stanisław Dziwisz.

Stanisław Grzesiek: – Korespondowałem z abp. Wojtyłą, a później z Ojcem Świętym przez 40 lat.

 

 

Sobota, 9 kwietnia 2005 r.

Stanisław Grzesiek miał obawy, czy nazajutrz po pogrzebie Jana Pawła II ludzie przyjdą na Łęgi Dębińskie. Modlili się za Papieża cały tydzień w kościołach, na placach, przy ulicach. – Przecież – myślał – w końcu musi nastąpić przesyt.

Mylił się. Przyszło 25 tys.

– Będziemy się spotykać tutaj co miesiąc – powiedział wtedy ks. Magas.

Potem żałował tego, co powiedział. – Myślałem, że zapał zgaśnie i ludzie nie będą przychodzić.

* * *

Stanisław Grzesiek spotkał Jana Pawła II kilka razy.

W 2003 r., kilka dni po Bożym Narodzeniu, był na kolacji w papieskich apartamentach. Od sióstr usługujących Janowi Pawłowi II wyprosił świecę w kształcie kuli, która paliła się na papieskim stole.

Przywiózł ją do Poznania.

* * *

Czasem „drugiego” panował potworny ziąb i wydawało się, że nikt nie przyjdzie. Ksiądz Magas był pewien, że jedzie pod Krzyż Papieski na próżno. Mylił się – ludzie na niego czekali.

* * *

2 kwietnia 2006 r., 1. rocznica śmierci Papieża. Pod krzyżem tłum ludzi. Ks. Magas dziękuje im, że przychodzili cały rok. Mówi, że zdali wielki egzamin. I że to ostatnie spotkanie.

– A co będzie ze mną? – odezwał się tamten mężczyzna. – Jak Papież umarł, przestałem pić. Boję się, że jak tych spotkań nie będzie, nie wytrwam w postanowieniu.

Ks. Magas pamięta, że mężczyzna mówił stanowczo. – Jakby miał do mnie żal.

Proboszcz odwołał swoje słowa. 2 maja 2006 r. pod Krzyżem Papieskim odbyło się kolejne spotkanie.

* * *

Kilka dni po śmierci Papieża listonosz przyniósł do domu Stanisława Grześka wielkanocną kartkę. Na jednej stronie było spotkanie uczniów z Jezusem w Emaus. Na drugiej – słowa abp. Dziwisza: „Ojciec Święty bardzo dziękuje za życzenia i zapewnienia o duchowej bliskości w cierpieniu i wspierające go modlitwy. Serdecznie błogosławi Panu”.

Pod spodem dopisane drżącą ręką (widać, jak pismo idzie nierówno): „Mane nobiscum, Domine! Jan Paweł II pp. Z serdecznymi życzeniami, Wielkanoc 2005”.

Kartka była w białej kopercie ze stemplem Citta del Vaticano. Data: 2 kwietnia 2005 r.

Stanisław Grzesiek: – To nie mógł być przypadek.

* * *

2 marca 2008 r. Prawie 3 lata od śmierci Papieża. Chcemy odnaleźć nieznajomego, który dwa lata wcześniej nalegał, żeby spotkania na Łęgach były nadal.

Ks. Magas poprosił, żeby – jeśli jest – podszedł do nas. Nikt nie podszedł.

– Może już nie przychodzi, a może się krępował? – mówił ks. Magas. Nie wiedział, czy nieznajomy mężczyzna wytrwał bez picia.

Ksiądz mówił, że nie jemu oceniać. Że najważniejsze, iż tamten człowiek zmagał się sam ze sobą. Nawet jeśli to trwało tylko pewien czas.

– I zawstydził mnie.

* * *

Stanisław Grzesiek kartki od Papieża i papieskie błogosławieństwo traktuje jak zobowiązanie. A czasem – jak wyrzut sumienia.

– Gdy odstępuję od przykazań, to czuję, jak mnie ten papieski krzyż na czole pali – mówi.

– Nie zawsze żyję tak, jak uczył Ojciec Święty.

* * *

Nieznajomy, którego 3 lata temu szukaliśmy pod Krzyżem Papieskim, ma na imię Henryk. Podczas ostatniego czuwania podszedł do ks. Magasa i przedstawił się.

– Jestem nałogowym alkoholikiem. Od śmierci Papieża nie piję. Dzięki temu, że tu przychodzę – wyznał.

Ks. Magas: – Może przez te 6 lat uratował się tutaj przynajmniej jeden człowiek.

Korzystałem z własnych reportaży: „Macie całą moją genealogię”, zamieszczonego w miesięczniku „W drodze”, oraz  „Tam, gdzie był Piotr” – w dzienniku „Polska. Głos Wielkopolski”.