Aniołowie ratujący od rozpaczy

Ks. Henryk Skoczylas CSMA

publikacja 29.10.2011 22:00

Historię tę opisał Isaku, kiedy był już siwobrodym starcem. Dzięki jego ojcu wieś odrodziła się i przemieniła. Gdy był w niewoli, pracował u garncarza. Nauczył się robić gliniane naczynia. Znalazł odpowiednią ku temu glinkę i postawił piec do wypalania. Wkrótce zyskał sobie wielkie uznanie i został wybrany na wójta.

Któż jak Bóg 5/2011 Któż jak Bóg 5/2011

 

„Król Dawid drżąc cały ze wzruszenia, wszedł do komnaty znadującej się nad bramą i gorzko zapłakał. Chodząc tam i z powrotem ciągle powtarzał: Synu mój, Absalomie! Synu mój, synu mój, Absalomie! Że też ja nie zginąłem zamiast ciebie! Wkrótce też doniesiono Joabowi, że król płacze i rozpacza z powodu śmierci swojego syna" (2 Sm 19, 1 -2).„Każdy człowiek ma swoją noc cierpienia. Nigdy inaczej nie bywało" (Olav Dunn)

Japonia. Późne średniowiecze. Skrajnie uboga wioska rybacka. Od południa wieś zamykały ska- przylądka, wychodzącego daleko w morze. Do sąsiednich wsi można się było dostać jedynie idąc na pół­noc, najpierw stromą dróżką wzdłuż skał przez dwie głębokie doliny, a na­stępnie przez strome zbocza pokryte lasem. W sumie podróż do najbliż­szej wioski trwała dwa pełne dni. Wieśniacy przemierzali tę drogę sto­sunkowo często, niosąc połów do in­nych wsi, i wymieniali go na żywność, którą przynosili z powrotem. Jednak nie wystarczało jej, by napełnić puste żołądki ich rodzin i zaspokoić głód.

Wrócę za trzy lata. Nie daj dzieciom umrzeć z głodu. Stojąc w drzwiach domu pośrednika, ojciec patrzył przenikliwie na żonę i syna. Całym sobą czuł i rozumiał, że dzieci są jego ukochanym ciężarem.

Za część srebra matka kupiła zbo­że. Razem z Isaku zarzucili je na plecy i ruszyli górską drogą w stronę swe­go domu.

Jesienne połowy

We wsi czuło się już jesień. Gdy zakwitły trawy i zawiązały się na nich nasionka, do brzegu podpływały ma­łe, jesienne ośmiornice i zaczynał się okres ich połowu. Były wyjątkowo smaczne, można je było jeść na su­rowo lub gotowane. Dzieci rozcinały je i wieszały do suszenia na sznur­kach rozciągniętych pomiędzy tycz­kami. Gdy zbladła czerwień i liście zaczynały opadać, morze stawało się burzliwe. Wzdłuż brzegu ciągnęła się w morzu zawiła linia skał, wśród któ­rych mieszkały ośmiornice i różne rodzaje skorupiaków. Skały dawały też schronienie i odpoczynek rybom. Kołysały się tam glony, a do skał przy­legała gruba warstwa wodorostów. Mężczyźni wypływali niewielkimi łodziami na ryby, a kobiety i dzie­ci, zaglądając między skały, zbierały wodorosty i skorupiaki. Po sezonie jesiennych ośmiornic przychodziła pora czerwienienia liści i wieśniacy, patrząc na pokrywające się purpurą góry, snuli „wielkie marzenia”.

Tajemnicze warzenie soli

Pod powierzchnią morza, na dość dużej przestrzeni, ciągnęła się nieregu­larna rafa. Wieśniacy wypływający na połów manewrowali tam swymi nie­wielkimi łodziami od skały do skały, jakby je razem zszywali, ale gdyby du­ży statek wpłynął na te duże wody, na pewno od razu miałby rozprute dno.

Pod koniec jesieni zaczęło się wa­rzenie soli. Wójt w drodze wyróżnienia wyznaczył do tego zadania również Isaku. Warzenie soli posiadało swo­isty rytuał. Dokonywało się ono na plaży podczas burzliwych nocy. Z cza­sem Isaku zorientował się, o co w tym wszystkim chodzi. Zrozumiał, że był to też sposób na wywołanie katastrofy. Gdyby celem było wyprodukowanie soli, wygodniej przecież byłoby robić to w dzień. Teraz zrozumiał, dlacze­go zajmowano się tym jedynie nocą. Zrozumiał też, dlaczego nie warzono soli w pogodne noce. Na pewno wte­dy statki nie miały kłopotów z żeglo­waniem. Otóż warzenie soli na plaży w burzliwą noc miało na celu przyciąg­nąć do brzegu przepływające statki. Kiedy wieje wiatr z północnego za­chodu, morze się burzy. I coraz więcej statków ma kłopoty na morzu. W nocy woda dostaje się na pokład i trzeba wy­rzucić za burtę część ładunku, aby sta­tek nie zatonął. I gdy wtedy ludzie na statku zobaczą w ciemnościach ogień, wiedzą, że na plaży są ludzkie osiedla, i kierują statek w stronę brzegu.

„Łaskawy statek”

Przy warzeniu soli Isaku od kole­gi Sahei dowiedział się, że „łaskawe statki” to takie, które rozbiły się o rafy w morzu w pobliżu wsi. Zazwyczaj były one wyładowane jedzeniem, naczynia­mi, przedmiotami zbytku i tkaninami. Znacznie wzbogacały życie miesz­kańców wsi. Poza tym, gdy rozbiły się o skały lub roztrzaskały je fale, morze wyrzucało na brzeg drewno, z które­go były zrobione. Wykorzystywano to drewno do naprawy domów lub wy­robu mebli. Podczas ceremonii urzą­dzanej we wsi przed nadejściem zimy modlono się, by przepływające statki rozbiły się o rafę.

Dla wsi morze z rozciągającą się między skałami rafą było cennym źródłem ryb utrzymujących ją przy życiu, ale jednocześnie miejscem do­starczającym obfitego pożywienia, pieniędzy, ubrań, przedmiotów zbyt­ku i codziennego użytku, gdy poja­wiał się „łaskawy statek”. Łaska ta nad­chodziła oczywiście nieregularnie. Niekiedy pojawiała się przez dwa, trzy lata z rzędu, niekiedy zaś morze nie zsyłało jej przez ponad dziesięć lat. Ostatni raz nadeszła sześć lat temu na początku zimy, gdy Isaku miał pięć lat. Jego wspomnienia z dzieciństwa nieco się zatarły, ale w sercu wyryło się bardzo wyraźnie wrażenie z tego czasu. W domu było dziwnie wesoło, wszyscy wieśniacy, także jego rodzice, mieli zaróżowione policzki i szczerzy­li zęby w uśmiechu. Jednym słowem, wieś bogaciła się dzięki „łaskawemu statkowi” i przez rok lub dwa nikt nie musiał sprzedawać się w niewolę, by ratować od głodu swoją rodzinę.

 

 

Wyczekiwany „gość”

Minęły dwie zimy i żaden „łaska­wy statek” nie pojawił się u brzegu. Stało się to dopiero trzeciego roku. Starzec stający obok wójta rzekł ści­szonym głosem: „Na łaskawym statku są ludzie”. Zapanowało głębokie mil­czenie. Rzeczywiście obok podstawy masztu siedzieli ludzie. Mieli złożo­ne ręce i patrzyli na brzeg. Grupa łó­dek posuwała się od brzegu naprzód i wkrótce otoczyły rozbity statek. Wyglądały jak mrówki gromadzące się wokół wielkiego owada. Kursowały tam i z powrotem. Na plaży składano na stertę ładunek, który wyglądał na worki z ryżem. Po pierwsze ryż. Do tego fasola, bawełna, naczynia, tytoń, papier, olej, cukier. Dopiero gdy słoń­ce zaczęło się chylić ku zachodowi, skończyło się przewożenie ładunku. Zgromadzone na plaży dobra zaczę­to przenosić z kolei do chaty wójta. Ładunek zgromadzony na plaży był duży i można się było spodziewać, że na każdy dom przypadnie odpowied­nio dużo jedzenia.

Isaku wraz z Gonsulą miał na ten dzień bojowe zadanie. Musiał czuwać na jednej ze skał przylądka i ostrzegać dymem o przepływających w pobliżu statkach. Gdy wieczorem powrócił do domu, zapytał się matki:

- Co było na „łaskawym statku”?

- Ryż. Bardzo dużo ryżu. Ten „ła­skawy statek” był statkiem ryżowym. I wiele innych cennych rzeczy.

- Ilu było zmarłych?

- Trzech, którzy wpadli do wo­dy i utonęli. Ponadto na statku było czterech, w tym jeden ranny. Zabito wszystkich co do jednego. Podobno od początku nie stawiali oporu, tylko bła­gali, by darować im życie. Rzucili się na kolana i ze złożonymi rękami błagali o darowanie życia. Nie można jednak okazywać litości. Gdyby darować życie choć jednemu, na wieś spadłoby nie­szczęście. Nasi czcigodni przodkowie zdecydowali, że trzeba zabijać, i do dziś tak się postępuje. Trzeba szanować zwyczaje wsi - w oczach matki pojawił się stalowy błysk.

Dryfujący statek

Któregoś dnia zatrzymał się przy skałach przylądku dryfujący statek. Rybacy znaleźli w nim dwudziestu trupów w pięknych czerwonych ki­monach. Marna to zdobycz, ale i ta się przyda. Czerwień to przecież ko­lor szczęścia i powodzenia. Wszystkie trupy na tym statku miały na twa­rzach, rękach i nogach blizny po wy­sypce. Tak oto zawitała do wioski ospa, która wkrótce uczyniła swo­je zabójcze żniwa. Isaku traci trójkę swego młodszego rodzeństwa. Prawie połowa mieszkańców wioski wymar­ła. Matka również zachorowała, ale jakoś przeżyła. Po ustąpieniu zarazy, wszystkich którzy chorowali a prze­żyli, rada starszych wypędziła w gó­ry, twierdząc, że w przeciwnym razie, ukryta trucizna ospy powróci, zaata­kuje zdrowych i cała wioska zginie.

Osamotniony Isaku wypłynął na połów. Nagle usłyszał czyjś głos i od­wrócił się. Jakiś rybak wskazywał na ląd i coś do niego mówił. Isaku spoj­rzał w tamtą stronę, otworzył usta i zamarł. Od przełęczy schodził męż­czyzna. Po chodzie i sylwetce rozpo­znał swego ojca. Przeszyła go myśl o tym, jak ojciec się zdziwi i zasmu­ci, widząc, że z czworga dzieci prze­żył tylko on jeden. Nie chciał widzieć rozpaczy ojca. Pragnął wypłynąć na pełne morze i dać się unieść prądowi w dal. Opuściły go siły, w głowie miał pustkę. Z ust wydarł mu się dziwny krzyk. I stało się coś nadzwyczajne­go. Przez zachmurzone niebo prze­darł się silny promień światła i padł na jego oblicze. Odczuł wewnętrzny pokój i usłyszał w sercu łagodny głos: „Nie wolno ci tego czynić. Wróć do domu. Jesteś dla ojca jedyną nadzie­ją”. Isaku chwycił wiosło i skierował łódź do brzegu.

Historię tę opisał Isaku, kiedy był już siwobrodym starcem. Dzięki jego ojcu wieś odrodziła się i przemieniła. Gdy był w niewoli, pracował u garn­carza. Nauczył się robić gliniane na­czynia. Znalazł odpowiednią ku temu glinkę i postawił piec do wypalania. Wkrótce zyskał sobie wielkie uznanie i został wybrany na wójta. Po pięciu latach wieś posiadała już kilka takich pieców, gdyż wielu nauczyło się te­go rzemiosła. Razem wybudowali przystań i zawijały tam małe statki kupieckie, przywożąc ryż i inne pro­dukty, a zabierając coraz to piękniej­sze naczynia. Po ojcu wójtem został Isaku. Kiedy widmo głodu zostało zażegnane, wcale nie było mu trudno wytłumaczyć ludziom, że nie potrze­bują „łaskawych statków”, a ponadto przekonać ich, że żadną miarą nie go­dzi się powodować czyjąś katastrofę i dobijać tych, którzy mimo wszystko ją przeżyli (zob. Akira Yoshimura, Zagłada, Warszawa 2000).

Aniołowie święci, którzy darzycie ludzi czułą opieką i troską, bądźcie umocnieniem dla wszystkich pogrążo­nych w bólu i rozpaczy. Podtrzymujcie w nich nadzieję i wskazujcie drogi wyj­ścia z istniejących trudności. Amen.