• Marianna
    23.04.2019 21:11
    Jeden przykład. Sąd zabiera kobiecie dzieci. W postanowieniu zobowiązanie kobiety do leczenia psychiatrycznego. Potrzebę tegoż leczenia sugerował sądowi nie lekarz, choćby pierwszego kontaktu, ale pani asystent z opieki społecznej. No bo brak grzecznej współpracy z opieką to przecież niebezpieczny objaw, prawda. Kobieta idzie do lekarza, narzeka, że płacze, bo jej zabrano dzieci. Psychiatra przepisuje antydepresant, kobieta po przeczytaniu listy skutków ubocznych wyrzuca lek i udaje, że się leczy. Po jakimś czasie występuje o przywrócenie władzy w rodzicielskiej. Sądowy ośrodek sporządza opinię, w której pierwszym argumentem przeciw powrotowi dzieci do domu jest fakt leczenia psychiatrycznego matki. I co? Nie ma stygmatyzacji? Dziwne, że ludzie nie mają ochoty wchodzić w takie błędne koło? No, chyba, że szykują się do samotnego życia na rencie, którą - co jest tajemnicą poliszynela - łatwiej uzyskać "na głowę" niż na wszystkie schorzenia razem wzięte.
Dyskusja zakończona.
Pobieranie... Pobieranie...