• jo_tka
    23.06.2011 13:40
    jo_tka
    Hmmm

    "Białych" małżeństw nikt w Kościele nie błogosławi. Nie ma takich rozwiązań, jakie się proponuje dla homoseksualistów. Tyle, że życie jak brat z siostrą umożliwia życie sakramentalne, ale w już zawartym - nieuznawanym przez Kościół - związku. A istotnym argumentem dla tego kroku było dobro nowej rodziny i żyjących w tym związku dzieci, których dobro wymaga, by miały w domu oboje rodziców...

    I nie ma czegoś takiego jak powołanie do życia w celibacie. Jest powołanie kapłańskie / zakonne / powołanie do małżeństwa. Z niektórymi typami powołań wiąże się bezżenność, ale nie celibat jest ich sednem. Jeśli już mówimy w tych kategoriach, to prędzej można mówić o powołaniu do współżycia (w ramach małżeństwa). Nie odwracajmy kota ogonem.
  • michzol
    26.06.2011 13:08
    Cytat z dzisiejszej Ewangelii św. Mateusza (na XIII Niedzielę zwykłą), pasuje jak ulał:

    „Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je znajdzie."

    A jeżeli dodać do tego słowa Jezusa o odcinaniu ręki, będącej powodem grzechu, możemy stwierdzić, że czasem należy poświęcić relacje z ludźmi, nawet jeżeli WYDAJE nam się, że w tych relacjach jest miłość, aby ratować relację z Bogiem. Jeżeli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko jest na miejscu właściwym. To są trudne słowa, ale Pan Jezus nigdy nie obiecywał, że będzie łatwo. Wręcz przeciwnie. Mówił, że będzie bardzo, bardzo ciężko, ale ten kto wytrwa otrzyma nagrodę najcenniejszą na świecie. I nigdy nie mówił Pan Jezus, aby zmagać się samemu. Bez Jezusa przecież się nie uda. "

    Wszystkie osoby, niezależnie od tego jaki mają skłonności seksualne, jeżeli nie żyją w sakramentalnym związku małżeńskim, są zobowiązane do czystości pozamałżeńskiej. I nie ma w tym nic dziwnego, nic "nieludzkiego", to nie jest żaden wielki heroizm. To po prostu panowanie wolnej woli człowieka nad popędami jego ciała. A jeżeli ktoś tego nie potrafi i zamiast mózgu do myślenia używa czegoś innego, to powinien się tego nauczyć dla własnego dobra i szczęścia. I w tej kwestii wszyscy wierzący, heteroseksualiści i homoseksualiści, są traktowani tak samo, na równi, nikogo się tutaj nie dyskryminuje.

    Jeżeli para homoseksualistów potrafi żyć jak przyjaciele czy jak brat z siostrą, brat z bratem, siostra z siostrą (czyli nie tylko bez seksu, ale też tych pocałunków i gestów zarezerwowanych dla małżeństw), to nie ma żadnego problemu. Pytanie tylko, czy jest to możliwe? Wydaje się, że nie. W związkach homoseksualnych przede wszystkim nie funkcjonuje coś takiego jak wierność, która jest jednym z najważniejszych elementów związku małżeńskiego przecież. Stosunki seksualne z wieloma partnerami są czymś nierozerwalnie związanym z aktywnością homoseksualną. I nie jest to jakieś widzimisię homoseksualistów. To ma swoje konkretne przyczyny. Jak uczy doświadczenie psychologów, takie związki (homoseksualne) to próba odnalezienia relacji, miłości, których te osoby nie otrzymały wtedy, gdy ich do właściwego psychicznego rozwoju potrzebowały. Np. u męskich homoseksualistów jest to poszukiwanie nieotrzymanej w dzieciństwie męskiej, ojcowskiej miłości. Ten brak próbują w dorosłym życiu rekompensować relacjami z innymi mężczyznami. Problem w tym, że jako dorosłe osoby, te relacje po prostu seksualizują. Choć są świadomi swojej tożsamości płciowej, sądzą, że poprzez współżycie seksualne przejmą męskość od swojego partnera. I przypominam, że to nie jest jakieś urojenie, tylko wynik zaburzonego rozwoju psychicznego. Póki co nie udowodniono istnienia jakiś wrodzonych, genetycznych, biologicznych przyczyn, które niezależnie od czynników psychologicznych determinowałyby pojawienie się skłonności homoseksualnej. Można jedynie podejrzewać, że pewne nieznane nam czynniki biologiczne, dotykające 2% ludzkiej populacji, MOGĄ, ale nie muszą, predysponować do pojawienia się skłonności homoseksualnych. Jednak nie decydują one ostatecznie czy dana osoba będzie homoseksualistą czy heteroseksualistą. Dopiero równoczesne zaistnienie dwóch czynników - biologicznego i psychicznego, może być przyczyną skłonności homoseksualnych. Ale to wszystko trzeba naukowo udowodnić.

    Póki co fakty są takie, że terapie mające na celu uzdrowienie skłonności homoseksualnych przynoszą często, choć nie zawsze, bardzo pozytywne skutki, włącznie z przywróceniem skłonności heteroseksualnych, co owocuje zawieraniem przez byłych homoseksualistów szczęśliwych "dwupłciowych" związków . Takie jest doświadczenie terapeutów. Czy uda się osiągnąć takie efekty u każdego homoseksualisty? Być może nie. Ale np. w demonizowanej terapii reparatywnej chodzi najpierw o uzdrowienie złych relacji z dzieciństwa (np. syna z ojcem). Generalnie z wychodzeniem z homoseksualizmu jest podobnie jak z leczeniem alkoholików. Nawet w czasie terapii, albo po zakończeniu terapii, alkoholik już nigdy nie będzie mógł wypić nawet kropelki alkoholu, postawić sobie w domu butelki trunku, może nawet do końca życia będzie miał problem z reklamami alkoholu. Czyli nie da się z alkoholizmu wyleczyć całkowicie, tak, że będzie można spokojnie wypić lampkę wina i nie wpaść znowu w nałóg. Ale czy to oznacza że terapię dla AA należy uznać za bezwartościową? Przecież chodzi tutaj o nauczenie pacjenta radzenia sobie z nałogiem, nauczenie samokontroli. A proces "trzeźwienia" będzie trwał do końca życia. Podobnie jest z terapią homoseksualistów. Homoseksualista, nawet po zakończeniu terapii czy nawet założeniu normalnej rodziny nie będzie mógł bez żadnych negatywnych konsekwencji korzystać z homoseksualnej pornografii czy udawać się do gejowskich czy lesbijskich klubów i barów. Łatwiej będzie mu nawiązywać zdrowe, normalne, przyjacielskie czy koleżeńskie relacje z osobami tej samej płci, ale i tutaj będzie się musiał pilnować, kontrolować.

    Czy na spowiedzi ksiądz może zadać za pokutę penitentowi terapię? Z pewnością może zachęcić do spróbowania takiej terapii. I nie ma w tym nic złego.

    Trudno sobie nawet wyobrazić, jak ciężkim krzyżem, brzemieniem są skłonności homoseksualne. Jak bardzo odbiera to nadzieję, na stworzenie rodziny, na prawdziwą (a nie urojoną) miłość, jaka może narodzić się tylko między mężczyzną i kobietą. Jest to tym bardziej trudne, gdy taka osoba czuje powołanie do małżeństwa. I gdy nie potrafi znaleźć oparcia i pomocy u krewnych, przyjaciół, wspólnocie Kościoła. A jednak Pan Jezus i homoseksualistów zachęca aby z Jego pomocą dźwigali swój ciężki krzyż, a nie leżeli pod nim i udawali, oszukując przede wszystkim samych siebie, że są szczęśliwi. Pan Jezus i do nich, jak do każdego grzesznika, każdego z nas, powtarza słowa:

    "I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz!"

    Pan Jezus nigdy nie potępia żadnego człowieka. Zatem i my, którzy chcemy być Jego uczniami, nie możemy nikogo potępiać. Tak jak Jezus powinniśmy potępiać grzeszne czyny, a nie ludzi. Bo trzeba walczyć (przy pomocy dobra)ze złem, a nie jego ofiarami. A pierwszą i największą, najbardziej poszkodowaną ofiarą grzechu jest zawsze ten kto się go świadomie i dobrowolnie dopuścił.

    Przemoc wobec każdego człowieka, niezależnie czy na tle rasistowskim, homofobicznym, ksenofobicznym czy po prostu rabunkowym jest zawsze zła. A papież Benedykt XVI potępia każdą przemoc. Czy to, że kogoś pobili bo jest gejem jest czymś gorszym, jakimś cięższym grzechem, niż gdy ktoś pobije heteroseksualistę tak sobie, dla zabawy? Przecież Kościół nie zachęca do przemocy czy ataków na homoseksualistów. A ci, którzy się takich przestępstw dopuszczają być może są ochrzczeni, ale wierzący to raczej nie. Może warto by było potępić nie tylko przemoc wobec homoseksualistów, ale także akty przemocy gejów wobec chrześcijan (zwłaszcza duchownych), którzy zgodnie z nauczaniem Kościoła mówią, że czyny homoseksualne są grzeszne?

    Czyny homoseksualne są w Biblii, w Starym i Nowym Testamencie jasno i wyraźnie potępione. I nikt nie ma prawa tego zmieniać. Katechizm Kościoła Katolickiego słusznie stwierdza, że osobom o skłonnościach homoseksualnych należy się, jak każdemu człowiekowi szacunek i jak każdemu grzesznikowi współczucie i wsparcie. Ale nie wsparcie w ich grzesznych czynach, lecz pomoc w odnalezieniu Boga. I może przede wszystkim potrzebują naszej modlitwy. Bo bez Boga nic uczynić nie możemy.

    I dlatego, powtarzając za panem F. Kucharczakiem ("Tabliczka sumienia", GN nr 25, 26.06.2011), zachęcam homoseksualistów do szczerej spowiedzi św. i zaufania Jezusowi, i proszę aby nie próbowali "uczynić Jezusa wspólnikiem swoich grzechów".
  • ewa
    27.06.2011 09:49
    jak zwykle przypominam, że tęcza to nie jest flaga homoseksualistów tylko znak przymierza dany nam przez Boga po potopie. Nie wolno go zawłaszczać!
    Jakże różne znaczenia może mieć tytuł tego artykułu! Dla mnie miał: WIARA I PRZYMIERZE Z BOGIEM. A tu taka przykra niespodzianka. Redakcjo, wasz portal to nie GW; nie musicie w tytułach uprawiać dwuznaczności by zachęcić do czytania.
Dyskusja zakończona.
Pobieranie... Pobieranie...