• Alex
    06.04.2012 17:11
    Trochę tak, trochę nie...
    Ja sam jestem dość ostrożny z ocenianiem ludzi, również w kontekście ich uwikłania. Sam do końca nie wiem, jak bym się wtedy zachował... Na pewno jestem przeciwnikiem przesadnej surowości ocen. Trzeba też rozróżniać poważne uwikłania od drobnych błędów i wpadek. W przypadku tych ostatnich jestem za zdecydowanie liberalnym podejściem.
    Z drugiej jednak strony nie lubię, gdy się obserwuje niekiedy zjawiska typowe dla "mentalności korporacyjnej" oraz gdy człowiek oskarżany reaguje agresją i zaczyna kręcić. Niektórzy księża mają do mentalności korporacyjnej skłonność, ja zaś tego nie lubię. Podoba mi się, że ks. Isakowicz-Zaleski z tą mentalnością korporacyjną walczy, choć może niekiedy faktycznie trochę "przegina" i posuwa się za daleko.
    W każdym przypadku - też tych poważniejszych przewinień - potrzebna jest umiejętność przebaczenia i duch przebaczenia, dania człowiekowi szansy. Zgoda. Każdy ma prawo do błędu i wybaczenia. Myślę jednak, że w przypadkach osób mających zająć w Kościele ( i nie tylko) odpowiedzialne stanowisko jest uzasadnione ustawienie poprzeczki nieco wyżej niż w przeciętnym przypadku oraz oczekiwanie zachowania "wysokiej klasy". Mam wrażenie, że abp. Wielgus (niezależnie od tego czy i jak poważne były jego winy) tej klasy w owym czasie w takim zakresie, w jakim jej od niego oczekiwano, nie zachował.
  • emelly
    29.04.2012 21:09
    Osobiście szerzej rozumiem ideę lustracji. Różne rodzaje grzechów mają różną formę zadośćuczynienia. Większość nie wymaga publicznego ujawnienia, w wielu wypadkach jest to nawet niewskazane. Grzech współpracy z SB jest jednak szczególny, gdyż jest w dużej mierze grzechem kłamstwa - tajny współpracownik ma jakby "podwójną tożsamość", ciągle kłamie. Współpraca z SB należy do przeszłości, ale kłamstwo na jej temat wciąż trwa - i najprawdopodobniej, jak każdy grzech, wciąż sieje zniszczenie, jest jakąś formą zniewolenia. Nazwiska księży -współpracowników są tajemnicą dla Kościoła, lecz nie dla ich byłych oficerów prowadzących i ich przełożonych, którzy potencjalnie mogliby szantażować księży. A co jeśli któryś z tych przełożonych pełniłby akurat jakąś istotną polityczną funkcję (w kraju, w którym nie została przeprowadzona lustracja, jest to możliwe, co więcej, znamy przecież w Polsce takie przypadki) i pragnie używać swojej wiedzy do wywierania wpływu na Kościół? Sprawa abp. Wielgusa pokazała, że współpracownikiem nie musi być jedynie jakiś ksiądz z przysłowiowej "Koziej Wólki", lecz także liczący się hierarcha. Najlepszym sposobem na zneutralizowanie kłamstwa (i jego skutków) jest ujawnienie prawdy. Tu nie chodzi o zemstę.

    Czytałam kiedyś ciekawy wywiad z człowiekiem opowiadającym o lustracji w Niemczech (warto pamiętać, że spora część państw postkomunistycznych przeprowadziła lustrację; np. byłe NRD czy Czechy za Vaclava Havla. Są to kraje, które dużo lepiej radzą sobie z "demoralizującym dziedzictwem komunizmu".) Mówił on, że Niemcy dobrze rozumiały konieczność powszechnego ujawnienia prawdy na temat współpracy poszczególnych osób z systemem totalitarnym, gdyż nie zrobiły tego na wystarczającą skalę po II wojnie światowej. Otóż po czasie okazało się, że niezdrowe powiązania wytworzone w systemie totalitarnym, jeśli nie zostały ujawnione, nadal trwają, choć w zmienionej formie. Czyli zamiast "grubej kreski" mieli jakąś formę kontynuacji systemu. Nie znam zbyt dobrze powojennej historii Niemczech, nie wiem, jak ostatecznie Niemcy poradziły sobie z tym problemem. Pamiętam jednak wniosek płynący z wywiadu - po upadku NRD rozumiano konieczność przeprowadzenia lustracji na masową skalę, co ostatecznie okazało się być najlepszą "grubą kreską" i pozwoliło stworzyć nowy, zdrowy system polityczny. "Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli" (J 8,32). Słowa Ewangelii jak zwykle okazały się prawdziwe :) Poza tym, masowe ujawnienie teczek tajnych współpracowników pozwoliło ustawić zjawisko we właściwej perspektywie - jasne było, kto współpracował "tylko trochę", kto miał na sumieniu bardzo dużo i (co może najważniejsze), kto był w porządku - uczciwym została oddana sprawiedliwość.

    "Miłość (...) nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą." (Hymn o Miłości św. Pawła)

    Miłość, sprawiedliwość i prawda nie są wartościami sprzecznymi - wręcz przeciwnie, występują razem. Państwo oparte na kłamstwie i niesprawiedliwości nie jest państwem, w którym rządzi miłość.
Dyskusja zakończona.
Pobieranie... Pobieranie...