• Gość
    05.06.2017 09:31
    Moja wnuczka, która ostatnio bardzo polubiła plac zabaw, prowadzona za rękę do domu, przez całą drogę płakała, a na próby pocieszenia czy zwrócenia uwagi na jakiś ciekawy fragment otoczenia wybuchała płaczem jeszcze głośniejszym, próbując wyrwać się i wrócić do ukochanej piaskownicy. W domu płakała jeszcze dłuższą chwilę, rozpaczliwie wołając nene, co oznaczało, jak się później dowiedziałam smoczek (rodzice kategorycznie zabronili go podawać w ciągu dnia), a które to słowo przypomina przecież "nie, nie". Już się boję, że następnym razem jakiś przechodzień albo sąsiad wezwie policję. Skoro jest to ustawowym obowiązkiem. Już i tak z przerażeniem obserwuję jak zmieniamy się w naród donosicieli. Córka znajomej, która na chwilę zostawiła dwójkę dzieci, wychodząc do sklepu na zakupy, po powrocie zastała w domu przerażone maluchy i policję, która kazała dmuchać jej w alkomat. Szkolna bójka kolegów, która dawniej kończyła się podaniem ręki, dziś kończy się wezwaniem policji. A najszybciej sięgają po telefon osoby ze środowisk, w których nosi się koszulki z napisem "j...ć konfidentów". Możemy paragrafami nakazać ludziom uprzejmie donosić, ale najpoważniejszych spraw, takich jak opisane i tak od tego nie ubędzie, bo przybywa nam osób uzależnionych od alkoholu, narkotyków, dopalaczy czy - jak w opisanym przypadku- od internetu. A przekaz kulturowy zasadniczo się zmienił i tak jak dawniej uważano opanowanie za jedną z najważniejszych męskich cech, tak dziś dla małolatów prawdziwie męski jest osobnik nieopanowany i w swej agresji absolutnie nieprzewidywalny (wystarczy posłuchać z pewnym wysiłkiem tekstów piosenek preferowanych przez młodzież męską).
Dyskusja zakończona.
Pobieranie... Pobieranie...