• przempon
    11.09.2011 19:39
    Bardzo ciekawy artykuł, który zdaje się - nie wiem na ile świadomie - nawiązywać do tego o czym na temat uczuć pisał słynny, nieżyjący już i niestety nieco chyba zapomniany filozof i teolog niemiecki - Dietrich von Hildebrand w książce: "Serce - rozważania o uczuciowości ludzkiej i uczuciowości Boga-Człowieka", wyd.W DRODZE, Poznań 1987. Pisał On m.in. o tym, że w europejskiej filozofii (np. Arystoteles, Stoicy)uczucia traktowano przeważnie tak jakoś po macoszemu, traktując je jako coś zawsze niższego, gorszego od głowy - siedliska rozumu i woli. Wiązano je najczęściej właśnie z czymś biologicznym, Stąd też - jak zaznacza Pani dr Joanna Koleff-Pracka - emocje zaczęto traktować jako swego rodzaju objawy bliżej związane z biologią organizmu.
    Tak też twierdził św. Tomasz z Akwinu, który sprowadzał uczuciowość wyłącznie do sfery biologicznej, zmysłowej, czyli ściśle związanej z ciałem. Było to dla Niego oczywiste ponieważ to właśnie serce, jako organ cielesny reaguje na emocje/uczucia. Skoro zaś po śmierci dusza nie ma ciała, to nie ma też serca,a skoro nie ma serca, to nie ma i uczuć!!! Dowodem na to mogą być słowa, jakie znalazły się w tomie 33 Summy Teologicznej przy okazji rozważania zagadnienia 70 "O właściwości duszy odłączonej od ciała...". Można tam m.in. przeczytać, że dusza:
    (…) nie czuje zgoła bez ciała, ponieważ żadne uczucie nie może istnieć bez ruchu cielesnego (…) Przez miłość, radość, smutek itp. można rozumieć uczucia pożądania zmysłowego, które zawsze dokonują się przy wtórze ruchu serca [i organizmu]."
    Nie ma więc serca, czyli nie ma uczuć... No może nie do końca, bo św. Tomasz zostawił nam tu pewną "furtkę". Pisał bowiem, że uczucia mogą istnieć w duszy odłączonej, co najwyżej jako czynności woli, która jest władzą umysłową, a zatem czymś co po śmierci idzie za duszą. Dusza nie ma więc serca, ale ma wolę. Skoro ma więc wolę to musi coś się w niej dziać, muszą się w niej dokonywać jakieś czynności woli, musi być w niej jakieś poruszenie, jakiś wewnętrzny ruch i formą takiego właśnie poruszenia byłyby te duchowe uczucia... Jego założenie było więc prawdopodobnie takie, że jednak miał nadzieję, że w duszy będą istnieć jakieś uczucia, bo przecież uczuciem jest np, miłość, a jak wyobrazić sobie Raj bez miłości? Zakładając jednak, że w duszy nie będzie cielesnego serca doszedł widocznie do wniosku, że nie będzie w niej takich uczuć, jakich teraz doznajemy. I w związku z tym jedyną teorią na "uratowanie" uczuć po śmierci była teza o wolitywności uczuć, czyli o uczuciach pojmowanych jako akty, czynności woli. Można powiedzieć, że w tej teorii widać to, że św. Tomasz z Akwinu próbował jakoś dowartościować, uratować uczucia. Zresztą uczuciom poświęcił jeden ze swoich tomów Summy Teologicznej, a w innych tomach wielokrotnie nawiązywał do tego tematu. Pisząc o wolitywności uczuć wiąże je tym samym w jakiś ścisły sposób z głową, bo to przecież w niej "tworzy się" to, co nazywamy wolą. W ten sposób wykazał być może fenomenalną intuicję, ale za bardzo jej nie rozwinął. Uczucia duchowe, czyli tak zwane uczucia wyższe utożsamił z aktami, czynnościami woli... Sprawia to więc dość negatywne wrażenie postawienia znaku równości pomiędzy wolą a uczuciami. Jest to jednak moim zdaniem jakieś dziwne pomieszanie pojęć, co sugerował jak się zdaje już kilkanaście lat temu, wspomniany wcześniej - Dietrich von Hildebrand! Uczucia przecież od prawieków kojarzono z sercem, a nie z głową, jak zatem można mówić, że głowa to uczucia? Czy można by sobie wyjąć serce z ciała zostawiając głowę i wciąż jeszcze mówić o uczuciach? Czy ktoś pracujący tylko głową, odrywając się od serca może być człowiekiem uczuciowym? Dziwne to założenie... A może da się jakoś pogodzić tę sprzeczność? Może nie tyle wola to uczucie, ale może bardziej praca, aktywność woli ma wpływ na wywołanie pewnych uczuć? Może ten wewnętrzny ruch woli w naszej głowie, a zarazem i rozumu ma wpływ na powstawanie tzw. uczuciowości wyższej? Tego typu teoria wydaje się bliższa prawdy, ponieważ już pobieżna wiedza biologiczna wskazuje na to, że zarówno mózg jak i serce, głowa, jak i tułów są, znajdują się w jednym ciele. Z lekcji biologii wiadomo zaś, że mózg jest połączony z resztą ciała systemem nerwowym, w tym również z sercem! Istnieje zatem jakaś ścisła komunikacja, przekazywanie sobie "informacji" na łączu mózg-serce. Głowa i serce w tym systemie tworzą jednolitą całość, wzajemnie na siebie wpływającą! Jakiego rodzaju to wpływ? Mianowicie pewnie niejeden i niejedna z nas doznała pewnych nagle rodzących się w nas uczuć. Nagle więc, nie wiadomo nawet skąd przeszła przez nas jakaś silna fala emocji-uczuć. Czasem była tak silna, że aż pulsowały nam od tego żyły na głowie. Uczucia te bardzo mocno wpływały tym samym na nasze myślenie, zachęcając naszą głowę do podjęcia lub niepodejmowania pewnych działań. I wielokrotnie za tymi uczuciami szliśmy! Innym zaś razem serce jakby odmawiało nam posłuszeństwa i żadnych uczuć z siebie nie mogliśmy wykrzesać. Jednak starając się o kimś, o czymś bardzo ciepło, dobrze myśleć i bardzo chcąc dla tego kogoś tego co najpiękniejsze zaczynaliśmy z siebie wykrzesywać coraz to bardziej gorące myśli i akty woli (chcenia lub niechcenia). I czy to nie miało wpływu na nasze uczucia? Czy nic wtedy nie czuliśmy? Ze swojego doświadczenia powiem, że często było tak, że jednak coś czułem! I to właśnie mam na myśli pisząc o wzajemnej współpracy serca i głowy, a zatem uczuciowości z wolą i rozumem.

    Na marginesie można też zaznaczyć, że gdzieś chyba od lat 60-70 tych XX wieku uczuciami w sposób szczególny zainteresowali się psycholodzy. Często też w związku z tym zaczęli oni mówić o tzw. inteligencji emocjonalnej, łącząc tym samym głowę z uczuciami. Czy to tylko przypadek? Psychologia zdaje się w ten sposób wspierać teologię, wykazując naukowy związek pomiędzy myśleniem i chceniem (wolą), a sferą ludzkiego serca (uczuciowości, emocjonalności). Wydaje się więc, że św. Tomasz był bardzo blisko wykazania tego związku na gruncie teologii... W pewnym momencie jednak jakby zatrzymał się i po prostu sprowadził, utożsamił, uczynił uczucia tym samym co wola, czyli coś pochodzącego z głowy... Czy jednak faktycznie po śmierci dusza będzie tylko jakby jednym wielkim świetlanym, duchowym umysłem i wolą? Czy Bóg nie miał i nie ma mocy, by duszę wyposażyć w atrybut, przymiot, cechę wrażliwości, czyli czegoś jakby na kształt duchowego serca? Czt teologicznym pewnikiem jest to, że dusza rzeczywiście będzie jedynie myślała i chciała, bez przejawiania jakiejkolwiek uczuciowej wrażliwości? Czy dusza to istotnie byt pozbawiony uczuć?
    Myślę, że teologicznie nie jest to dogmat, czyli coś niepodważalnego i już na zawsze przesądzonego. Być może kiedyś dojdzie do tego, że uczuciowość zostanie jeszcze bardziej dowartościowana i podniesiona do poziomu równego głowie? BYć może kiedyś odstąpi od teorii św. Tomasza z Akwinu, że uczucia to coś tylko zmysłowego i pozbawionego duchowości, czyli że uczucia to tzw. niższa władza duszy w stosunku do władzy wyższej w postaci rozumu i woli? Aktualnie i już od wieków tak właśnie myślą tzw. neotomiści. Może jednak uczuciowość w pewnym swym wymiarze zostanie uznana za duchową władzę duszy równą rozumowi i głowie? Wtedy doszłoby do swoistej teologicznej rewolucji, po której już na pewno nie mówiło by się o głowie bez uczuć, bez emocji...
Dyskusja zakończona.
Pobieranie... Pobieranie...