Kiedyś sam zabijał nienarodzone dzieci. Po tym, co przeżył w sanktuarium maryjnym, dr John Bruchalski, zwolennik aborcji, stał się żarliwym obrońcą życia.
Szli w pewnym sensie wspólną drogą, która stała się szlakiem papieskim: od grobu św. Stanisława BM w Krakowie do grobu św. Piotra na Wzgórzu Watykańskim
Powołanie zakonne odczuwałam już od siódmego roku życia, nikomu tego nie zdradzając. W pamięci wciąż mam dzień Pierwszej Komunii świętej. Nieważne, że droga do kościoła wiodła osiem kilometrów przez las. W długiej białej sukience szłam pieszo wraz z rodzicami, dumna i szczęśliwa. I tak było każdej niedzieli.
Ks. Wiesław Gibała bardzo kochał góry. Swoją pasją dzielił się z przyjaciółmi. Góry zbliżały go do Boga i ludzi. Pozostał w nich na zawsze… Zginął 9 lipca 2003 r. w drodze na Elbrus (red.).
Również dziś Bóg przemawia do nas przez zwykłych ludzi i nadzwyczajne znaki.
Na chrzcie otrzymał imiona Jan Franciszek, dopiero w zakonie przyjął imię Michał. Wychowany w rodzinie książęcej, jako szóste z jedenaściorga dzieci, otrzymał gruntowne wykształcenie i jednocześnie już z domu wyniósł głęboką duchową formację.
Stała przed nim ze spuszczoną głową, oczekując wyroku śmierci, widziała jedynie wysokie cholewy butów esesmana. Znany z okrucieństwa obozowy lekarz Mengele, do którego przylgnął przydomek „anioł śmierci”, pieklił się. Ta drobna, niepozorna więźniarka, która w obozie pełniła funkcję położnej, ośmieliła się sprzeciwić jego bezwzględnemu rozkazowi mordowania noworodków.
Nie bez przyczyny Matka Boska Częstochowska jest patronką dnia moich urodzin…
Był czas w moim życiu, kiedy czułam się bardzo samotna. Izolowałam się od klasy, w domu często się buntowałam, kłóciłam. Wmawiałam sobie, że nikt mnie nie kocha, jestem nikomu niepotrzebna.
Wywodzę się z rozbitej rodziny, powiem mocno: patologicznej. Gdy miałem 2 lata, moi rodzice rozeszli się. Od tego czasu na głowie mamy spoczął cały dom. Sama musiała wychować trójkę dzieci, bo mam jeszcze starsze rodzeństwo, i pracować na utrzymanie.